Wir waren zusammen - rozdział 5


Student medycyny westchnął nad książkami, po raz kolejny tego wieczoru, dając do zrozumienia pustym pomieszczeniom, że targa nim zmartwienie. Nie mógł się skupić na nauce, a to wszystko przez pewnego nastolatka, który tydzień temu wprowadził się do jego domu. Zachowanie nastolatka powoli doprowadzało go do obłędu. Chłopak zachowywał się niczym zagubione we mgle dziecko. Rzadko coś jadł, nie rozstawał się z misiem i prawie nie wychodził z łóżka, niewiele też się odzywając. Zachowanie to było kompletnie nie podobne do gimnazjalisty na tyle, że Tom zaczął prowadzić konsultacje ze swoim profesorem z uczelni, który specjalizuje się w psychologii. Podejrzeniem mężczyzny jest depresja oraz syndrom sierocy, które pasują do opisu zachowania czarnowłosego chłopca, aktualnie śpiącego na górze w ich wspólnej sypialni. Student zdawał sobie sprawę, że jego ukochany przeżywał całe to zdarzenie z rodzicami, ale frustrowała go bezsilność i niewiedza. W dodatku niepokoiło go, że chłopiec nie zdejmował bluzy. Nie chodziło o to, że to coś złego, bo na zewnątrz faktycznie robi się coraz chłodniej, ale gdy chłopiec poprzednio przechodził przez coś na kształt depresji i ciął się, poprosił go, by na niego uważał, gdy następnym razem będzie tak kurczowo ukrywać przedramiona pod swetrami i bluzami, bo to może oznaczać jego samookaleczanie, i Kaulitz poważnie się zastanawiał, czy chłopiec pod wpływem zbyt wielu negatywnych emocji nie wrócił do złego nałogu. Martwiło go to tym bardziej, że chłopiec zaczął się przed nim chować, chować swoje ciało, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. Postanowił na początku nie dręczyć kochanka, wiedział, że przechodzi on ciężkie chwile, ale minął tydzień a on wariował od niepewności i braku poprawy. Złapał się za głowę i zamknął oczy, oddając się myślom o ukochanym, gdy poczuł dłoń na swoim ramieniu. Małą, delikatną i chłodną. Uniósł wzrok i trafił na spojrzenie orzechowych oczu, które tak uwielbiał.
 
-Co ty tu robisz? Myślałem, że śpisz. - spytał zdziwiony Kaulitz, sadzając sobie lekkiego chłopaka na kolanach i patrząc mu w oczka. Odgarnął mu niesforne kosmyki za ucho.

-Obudziłem się a ciebie nie było. Już późno. - wyjaśnił zaspanym głosem chłopak, po czym podążał wzrokiem za ruchami partnera, który uniósł delikatnie jego rękę i splótł place ich dłoni.

-Wybacz, nie chciałem cię martwić. - powiedział starszy z chłopców, uważnie obserwując Czarnego. Nie podobało mu się zachowanie chłopca. Czas dowiedzieć się, o co chodzi.

-To ty się czymś martwisz. To przeze mnie, prawda? - zapytał nastolatek, na nowo spoglądając prosto w czekoladową głębię.

-Tak. Przypomniało mi się coś, co mi kiedyś powiedziałeś. Martwię się o ciebie, bo nie ma poprawy w twoim zachowaniu. Chciałbym, żebyś był ze mną szczery. - wszystko wydarzyło się w przeciągu paru sekund, zbyt niespodziewanie, by szesnastolatek zdołał zareagować. Rękaw jego bluzy został podwinięty, ukazując niezagojone blizny i rozdrapane rany. Puls chłopaka natychmiast przyspieszył i można było zobaczyć na jego szyi, jak tętnica szybko pulsuje pod wpływem emocji. Ale było za późno na ucieczkę. Orzechowe oczy zasłoniły łzy a zaraz potem powieki opadły, przesłaniając komukolwiek dostęp do pięknych tęczówek.

-Ja nie chciałem... - wyszeptał lekko drżącym od emocji głosem, zaciskając mocniej powieki, gdy palce mężczyzny delikatnie przebadały zmasakrowaną skórę. Do jego uszu dotarło ciche westchnięcie. Jednak chłopak nie odezwał się ani słowem, po prostu badając jego rany. To było za dużo dla zranionego i cierpiącego nastolatka. Wyrwał się z uścisku starszego partnera i wybiegł z mieszkania, po chwili zostawiając po sobie tylko echo trzaśnięcia zamykanych drzwi.
Tom nie był pewien, co ma teraz zrobić. Chłopak potrzebował z pewnością chwili dla siebie, szczególnie, że odkrył on jego mały sekret. Westchnął cicho i zamknął książki, wiedząc, że dzisiaj i tak nie da już rady się uczyć. Całe szczęście był na bieżąco z materiałem, nie mógł sobie pozwolić zawalić studiów. Zaparzył sobie kolejny kubek kawy i przeszedł do salonu, postanawiając poczekać na jego partnera. Ale mijały godziny a on nie wracał. Nadszedł poranek a wraz z nim ogromny strach o Czarnego, który nasilały wyłaniające się kolejne promienie Słońca. Zdenerwowany już miał wyjść z domu, gdy usłyszał klucz przekręcany w drzwiach. Zamarł w pół kroku i wpatrzył się w drewno, gdy klamka opadła a drzwi uchyliły się nieznacznie, wpuszczająć zmarźniętego i przemoczonego od deszczu nastolatka do ciepłego wnętrza. Warkoczyk dopadł do niego i objął mocno, niemal go przy tym dusząc.

-Nie uciekaj tak nigdy więcej, błagam! Osiwieje, jeśli znów będę musiał się tak o ciebie martwić! - powiedział ze łzami w oczach, których w cale nie ukrywał. Nastolatek powiedział ciche "przepraszam" i dopiero wtedy Tom zauważył na jego policzkach rumieńce i zdał sobie sprawę, co się stało. To małe chuchro o słabym zdrowiu spędziło całą noc na mrozie, jedynie w bluzie, zbyt cienkiej, by ochroniła go przed zimnem. Wysłał gimnazjalistę na górę a sam wpadł jak burza do kuchni, przygotowując leki i robiąc herbatę z miodem i cytryną. Przygotował też dwie kanapki dla młodego, w końcu leków nie powinno się brać na pusty żołądek. Tak obładowany pobiegł na górę, niemal się potykając o wszystko, o co można było się potknąć. Wszedł w momencie, gdy Czarny ubierał na siebie dużo za dużą ale ciepłą, szarą bluzę studenta. Podał mu kanapki i herbatę i nie musiał nic mówić, bo ten od razu je zjadł, po czym posłusznie zażył leki. Mężczyzna przytulił chłopca do swojej piersi i pocałował go w czoło, a potem złożył delikatny pocałunek na jego ustach, uśmiechając się lekko. -Kocham cię. Nie tnij się i nie uciekaj więcej. Für immer zusammen, Bill.

Komentarze

Popularne posty