Dla Ciebie - alternativ - Rozdział 10


 Siedziałem w szpitalu przy łóżku brata i powoli świrowałem. Cieszyłem się, że mama jeszcze się tu nie pojawiła bo przysięgam, że nie mam pojęcia jak miałbym ją uspokoić, gdy zobaczy w końcu Bill'a. W trakcie lotu do Niemiec mój kochany braciszek raz przestał oddychać i trzeba było go zaintubować a raz jego serce zatrzymało się na dwie minuty. Ten lot był najstraszniejszym w całym moim życiu. 

Westchnąłem cicho i przeczesałem ręką włosy, wpatrując się w spokojną i poszarzałą twarz mojego bliźniaka z wystającą z jego ust rurką i zastanawiałem się, co ja mam zrobić i pomóc mu w obudzeniu się. Nie miałem jednak pojęcia, jak tego dokonać. Lekarze również mieli związane ręce. Robili wszystko, by utrzymać go przy życiu ale nie mieli już pojęcia, w jaki sposób mogliby go obudzić. Twierdzili, że Bill po prostu potrzebuje czasu a ja... nie miałem pojęcia, ile czasu mam mu dać aż w końcu się obudzi.

Zastanawiałem się, ile jeszcze będę mieć sił, by tak przy nim trwać i się bić o jego życie z całym światem.

-Billy, obudź się, błagam cię...

Westchnąłem ciężko i oparłem się na łokciach o jego łóżko, nie odrywając wzroku od jego pięknej twarzy i rozmyślając o tym, co mam tak właściwie zrobić. Co mam wynaleźć, jak mam sprawić żeby się w końcu obudził z tej cholernej śpiączki? Czy czas i regeneracja jego organizmu wystarczą? Czy jest coś, co jeszcze możemy zrobić, żeby go obudzić? Jak mam mu pomóc, kiedy nie wiem czego mu potrzeba?

-Tu jesteś... możesz mi wyjaśnić, dlaczego nie wracasz do domu i nie odbierasz swojego telefonu?

Usłyszałem za plecami rozwścieczony głos i wiedziałem do kogo należy, bez odwracania się w jej stronę. Przewróciłem oczami i w myślach prosiłem niebiosa o siłę bo przysięgam, że kiedyś po prostu jej strzelę.

-Czego tu chcesz? Już ci mówiłem, że z nami koniec.

-A ja ci powiedziałam, że to nie jest koniec.

Jęknąłem cierpiętniczo bo dosłownie czułem się, jakbym wylądował w jakimś wariatkowie. W końcu kiedyś stracę cierpliwość, bo przysięgam że nie znam żadnej tak wkurwiającej osoby jak ona.

-Nie obchodzi mnie to, że nie potrafisz się z tym pogodzić. Zostaw mnie w spokoju i odwal się.

-Nie rozumiesz czegoś, Tommy. Będziesz ze mną tak długo, jak długo ja będę tego chciała. Rozumiesz?

-W dupie mam twoje zdanie. Spierdalaj stąd, zanim stracę cierpliwość i sam cię stąd wypierdolę.

-Grozisz mi?

-Ja pierdole...

Westchnąłem i wysłałem szybko emotkę do mojej ochrony żeby wiedzieli, że ich potrzebuję. Miałem świadomość, że muszą być w pobliżu ale jakimś sposobem udało jej się przez nich przedrzeć. Teraz zostało tylko czekać na nich kilkanaście sekund.

Ledwo zdołałem wysłać wiadomość a usłyszałem szybkie kroki, telefon zniknął z mojej ręki i po chwili obserwowałem, jak rozbił się na kawałki o ścianę przy oknie. Spojrzałem na stojącą nade mną i dyszącą ze złości Rię i zastanawiałem się po raz kolejny, co ja przez tak długi czas w niej widziałem? Przecież ona nie była nawet ładna, nie mówiąc już o jej paskudnym charakterze.

Chyba chciała coś powiedzieć, jednak nie zdążyła bo ochrona już wpadła do naszego pokoju i zatrzymała Rię, zakuwając ją w kajdanki i wyprowadzając, mimo jej prostestów, krzyków i wyrywania się. Westchnąłem ciężko i podszedłem do Saki'ego, który przyglądał mi się z niepokojem.

-Możesz poprosić Davida o zawiadomienie prawnika? Chcę oskarżyć Rię o napad i zniszczenie mienia.

Poprosiłem ale po minie Saki'ego widziałem, że coś jest nie tak. Nie zareagował też od razu na to, co mówię co trochę mnie zaskoczyło ale wiedziałem, że musiał mieć ku temu powód.

-David zaraz sam tutaj będzie. Ma ci coś do przekazania.

Oznajmił i nie powiem, że znowu mnie zaskoczył ale po prostu pokiwałem głową. Poprosiłem tylko, żeby zadbał o to by ktoś zawsze stał przy drzwiach do pokoku i wróciłem na swoje miejsce. Nie musiałem długo czekać, nim nasz manager faktycznie pojawił się w szpitalu i wyglądał, jakby miał zaraz zwymiotować z obrzydzenia.

-Tom, muszę ci o czymś powiedzieć i nie mam pojęcia, jak mam to zrobić... to twój telefon na podłodze?

Przerwał, wskazując na wciąż leżące w kawałkach urządzenie. Pokiwałem głową i usiadłem z nim przy stole, który znajdował się w pokoju.

-Tak, Ria tu wpadła i rozwaliła go jak tylko wezwałem ochronę. Co tam, David? Wyglądasz, jakbyś miał się zaraz przekręcić.

-Sam będziesz miał na to ochotę, jak to usłyszysz... Ria została zatrzymana pod zarzutem napaści i zniszczenia mienia za dzisiaj, jednak w sądzie padną jeszcze inne zarzuty, na które chyba musisz być gotów.

-David, o czym ty do cholery mówisz? Możesz, proszę, prościej?

Manager spojrzał na mnie z takim żalem w oczach, jakby było mu mnie niezmiernie żal i cholernie mnie to denerwowało bo nie miałem pojęcia, o co mu chodzi. Westchnął ciężko i spuścił wzrok.

-Wiesz, że prowadzono dochodzenie w sprawie porwania Bill'a. Na jaw wyszło, że to wszystko uknuła Ria. Nie znaleźliśmy jeszcze jej motywu, jednak jest pewne że to ona skontaktowała się z tamtą organizacją terrorystyczną i zleciła im porwanie Bill'a. Zapłaciła im za to niemałą sumę, sam nie wiem, skąd mogła mieć takie pieniądze, ale... myślę, że powinieneś o tym wiedzieć.

Czułem się, jakby osunął mi się grunt pod nogami. Nawet, jeśli ostatnimi czasy Ria zachowywała się po prostu okropnie i nie potrafiłem jej znieść a nawet w pewnym momencie zacząłem ją nienawidzić, to przez jakiś czas ją kochałem i wydawało mi się, że ona mnie też a jednak... nie potrafiłem sobie wyobrazić jak okropnym i pozbawionym serca człowiekiem trzeba być, żeby komukolwiek to zrobić.

-Mówisz... że mój brat może umrzeć bo ta wiedźma którą JA sprowadziłem do naszego życia oszalała?

Głos wiązł mi w gardle i krztusiłem się każdym słowem. Słyszałem, że David coś mówił ale nie potrafiłem nawet rozróżnić wypowiadanych przez niego słów. Po prostu zacząłem płakać jak małe dziecko a serce przeszywał mi tak ogromny ból, jak jeszcze nigdy w życiu. To ja sprowadziłem to na Bill'a. To w stu procentach moja wina, że przeszedł przez to piekło na ziemi a teraz balansował na granicy życia i śmierci. To ja sprowadziłem nam do domu potwora, który mu to zrobił. I nigdy nie będę potrafił sobie tego wybaczyć, tego byłem pewien. Jeśli Bill tego nie przeżyje, momentalnie się zabiję.

Wiedziałem, że David mnie przytula i próbuje mnie uspokoić a gdzieś w podświadomości wiedziałem, że zrobiło się zamieszanie ale ani trochę teraz o to nie dbałem. W pewnym momencie po prostu odpłynąłem i osunąłem się w ramiona rozpaczy.

Komentarze

Popularne posty