Rebeliant - Rozdział 10
Znalezienie ukrywającego się od kilku miesięcy Przywódcy Rebeliantów nawet dla mnie - wyszkolonego policjanta i fana opowieści detektywistycznych, który sam czytał i zapamiętywał najróżniejsze metody śledzenia i wynajdywania poszukiwanych osób - nie było takie łatwe, jakby się mogło wydawać. Przetrząsałem całe miasto, szukając najróżniejszych kryjówek ale wszystko na nic - nie potrafiłem go nigdzie znaleźć. Z każdym dniem, który nie przynosił mi żadnych efektów, coraz bardziej panikowałem i traciłem nadzieję. Jeśli nie uda mi się znaleźć go przed tą jego akcją, o której nie miałem absolutnie żadnego pojęcia, to przegram tę grę i Bill prawdopodobnie straci życie. Nie mogłem na to pozwolić.
Pewnego dnia po prostu usiadłem w jednym z zaułków niedaleko centrum miasta i wziąłem głęboki oddech, zastanawiając się co mam zrobić. Jakby myślał Bill? Muszę spróbować naśladować jego tok myślenia, co nie było proste. Lider miał skomplikowany umysł i był dość skryty. Nigdy nie narażał życia innych osób i starał się sam być na celowniku, odciągając uwagę policji od Rebeliantów. Bronił ich swoim własnym życiem i nie wahał się przed konfrontacją - na broń palną ani na pięści. Co więc mógł zrobić?
Przeanalizowałem wszystko, co o nim tak właściwie wiedziałem. Wszystkie akcje, jakie do tej pory przeprowadził. Szukałem w nich punktów wspólnych i o dziwo - znalazłem ich całkiem wiele. Przede wszystkim, akcje Bill'a zawsze odbywały się w miejscach, gdzie było bardzo dużo ludzi. Chciał robić publiczne show, żeby obnażyć policję i podjuzdać innych obywateli do walki albo raczej do tego, by nie tracili nadziei. Po drugie, Bill nigdy się nie ukrywał. Wychodził z cienia niespodziewanie, odkrywając się i pokazując jawnie swoją twarz. Po trzecie, zawsze dbał o bezpieczeństwo swoich podopiecznych.
Myśląc nad tym wszystkim wywnioskowałem, że ta akcja musiała mieć miejsce w jakimś miejscu publicznym. Zdecydowałem, że będę obstawiać rynek, tak więc tam podążyłem, ukrywając się przed policją i innymi służbami porządkowymi. Znalazłem sobie więc całkiem niezłą kryjówkę, z której miałem widok na cały plac rynku po którym kręciło się wiele osób. Wiedziałem, że muszę uzbroić się w cierpliwość, więc ułożyłem się wygodniej i obserwowałem rynek. Mogłem tylko mieć nadzieję, że nie pomyliłem się i Bill nie zdecyduje się przeprowadzić tej akcji gdzieś indziej, bo wtedy wszystko na marne.
Minęło kilka godzin, na rynku robiło się coraz tłoczniej jako że ludzie powoli zaczęli wracać do domów po pracy i przy okazji robili jakieś zakupy i szli na kawę z ciastkiem, aby spełnić swoje potrzeby społeczne. Słońce powoli zaczęło schodzić coraz niżej po niebie, jednak całe szczęście budynek w którym się ukrywałem pozwalał mi mieć je za plecami. Mimo to w szarzejącej powoli wieczornej rzeczywistości coraz trudniej było coś wypatrzeć.
Wtem coś, co zauważyłem jedynie kątem oka, przykuło moją uwgaę. Poszedłem za tym tropem i zacząłem wparywać się w okolicę, w której to coś mi mignęło, jednak minęła chwila nim wyczaiłem jakiś ciemny kształt. Zastanawiałem się, dlaczego zainteresował mnie ten dziwny, ciemny kształt. Przecież nie było w nim nic nadzwyczajnego. Po chwili się zorientowałem, o co chodzi. Ciemny kształt skryty w cieniu między budynkami poruszył się i wtedy olśniło mnie, dlaczego mnie zainteresował.
-Bill...
Wiedziałem, że to on. Jego sposób poruszania się był nie do pomylenia. Potrafił się skradać jak nikt inny a jego ruchy były bardzo płynne a jednocześnie jakieś takie... dziwne. Nigdy nie mogłeś przewidzieć, co się wydarzy i jaki ruch wykona. Nie odrywając od niego wzroku wstałem ze swojego miejsca i powoli zacząłem przesuwać się w jego stronę. Chciałem dotrzeć do niego, nim zdoła wprowadzić swój plan w życie i to było teraz dla mnie najważniejsze.
Miałem szczęście bo kiedy podszedłem trochę bliżej zauważyłem, że Bill coś tam przygotowuje, więc miałem chwilę żeby się do niego zbliżyć. Rozejrzałem się szybko, jednak nie widząc żadnej policji po prostu najszybciej jak mogłem przeniknąłem między budynkami i po chwili... przyciskałem Bill'a do ściany i całowałem go zapamiętale. Był dla mnie jak woda, której brakowało mi od momentu naszego rozstania. Nie rozumiałem tego ale czułem, że to właściwe.
Chłopak najpierw się spiął, jednak po chwili rozluźnił się a nawet sam mnie objął, oddając pocałunek. Moje ręce zsunęły się na jego biodra i dalej przyciskałem jego plecy do zimnej, kamiennej ściany, nie rozdzielając naszych warg nawet na chwilę. Po prostu chciałem, żeby ta chwila trwała wiecznie i żeby zrozumiał, że nie powinien narażać znowu swojego życia. Powinniśmy się gdzieś ukryć i zniknąć, aż uznają że chłopak zginął i nic więcej nie będzie nam zagrażać.
-Tom...co ty tu robisz?
Wyszeptał prosto w moje usta, przerywając nasz długi pocałunek. Uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem mu w twarz. Jego włosy były w nieładzie, jednak próbował je jakoś ogarnąć przewiązując je gumką do włosów. Jego twarz wskazywała na to, jak bardzo był zmęczony ale jednocześnie wyglądał na bardzo zadowolonego. Uśmiechał się nieznacznie i wpatrywał się swoimi ciemnymi oczami prosto w moją twarz. Był cholernie chudy, ale po prostu podobało mi się to.
-Nie mogę pozwolić ci się poświęcić. Ucieknijmy razem. Gdzieś daleko.
Na twarzy Bill'a coś mignęło, jednak było to zbyt szybko bym mógł to zdefiniować. Przeczesał ręką moje czarne warkoczyki, po czym przysunął się do mnie i złożyłdelikatny pocałunek na moim policzku.
-Muszę to zrobić, Tom. Nie mogę pozwolić, by ludzie dalej ginęli.
-Nie!
Warknąłem cicho i przycisnąłem go mocniej do siebie. Bill jednak nie zareagował. Po prostu wpatrywał się we mnie niezwykle spokojnie, obejmując mnie i jakby czekał, aż powoli się uspokoję.
-W takim razie idę z tobą.
Zarządziłem i tym razem bardzo wyraźnie zauważyłem zaskoczenie na twarzy chłopaka. Otworzył usta chcąc zaprotestować, jednak tego nie zrobił. Chyba nie bardzo wiedział, co miał powiedzieć. Przez chwilę więc po prostu staliśmy tak w bezruchu, po czym po prostu westchnął głęboko i uśmiechnął się.
-Uciekamy.
Komentarze
Prześlij komentarz