Rebeliant - Rozdział 13
Westchnąłem cicho i spojrzałem na plac, na który właśnie wysypywały się zastępy rebeliantów. Ja razem z odzianą w czarną pelerynę postacią stałem u szczytu jednego z budynków, schowani przed widokiem kogokolwiek - nawet snajperów - i obserwowaliśmy to wszystko spokojnie, czekając na odpowiedni moment. Wcześniej oczywiście upewniłem się, że w okolicy nie ma żadnych snajperów i dopiero wtedy mogłem odetchnąć z ulgą. Sam już ustawiłem swoją broń i byłem przygotowany na wszystko, co chwilę zerkając na stojącą obok mnie postać. Sam nie zostałem obdarzony spojrzeniem, wiedziałem jednak że nie jest to nic złośliwego. Po prostu mieliśmy inne zdanie na ten temat ale wiedziałem, że nic nie wskóram.
-Zaczyna się.
Szepnęła postać a ja ustawiłem się z moją bronią w odpowiedniej pozycji, przez zamontowaną na niej lornetkę obserwując całą okolicę. Wiedziałem, że Rebelianci poradzą sobie z policjantami i wojskowymi na ziemi - moim zadaniem było obserwowanie, czy nigdzie nie pojawiają się snajperzy. Takie samo zadanie miała każda z umieszczonych na dachach sąsiednich budynków drużyn. Ten pokaz miał za zadanie tylko jedno - wydać ostrzeżenie, że zamierzamy przejąć ratusz w stolicy a zaraz po nim raz na zawsze pokonać trzymającego ten kraj w garści dyktatora. To miała być pokazówka, która miała odwrócić uwagę policji od odbywającego się w południowej części miasta napadu. Musieliśmy uzupełnić zapasy w lekach a do tego najlepiej nadawała się jedna z większych aptek w mieście - co prawda pracujący tam ludzie i tak z nami współpracowali, jednak trzeba było odwrócić uwagę mundurowych.
Na placu zapanowało poruszenie i nie minęło wiele czasu, nim zaczęło na niego wbiegać wielu policjantów. Wiedziałem, że dopiero niedługo nadjedzie kulminacja i tym uważniej obserwowałem, czy nigdzie przypadkiem nie ma żadnych snajperów. Na razie miałem szczęście i nigdzie ich nie widziałem, jednak nigdy nie można być niczym pewnym.
Panujące pod nami poruszenie brzęczało mi w uszach i niemal zawróciło mi to w głowie, jednak starałem się na tym nie koncentrować. Szczególnie, gdy nagle zarówno cywile jak i policjanci zatrzymali się i chyba nie mogli uwierzyć w to, co widzą. Kątem oka widziałem, jak odziana w pelerynę postać na moment stanęła na grzymsie budynku i to na niego wszyscy się patrzyli. Zakończyło się to jednak, gdy zauważyłem ustawiającego się na jednym z pięter budynku naprzeciwko snajpera i strzeliłem, trafiając go w pierś. Wtedy postać zeszła na dół i schowała się za moimi plecami, znikając z ogólnego widoku a strach zaczął się szerzyć wśród mundurowych. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że przygotowaliśmy się na wszystko.
Cała akcja trwała może trzy kwadranse, jednak i tak byłem roztrzęsiony i kompletnie spocony, gdy w końcu wracaliśmy do naszej podziemnej kryjówki. Kilka osób z naszego oddziału zostało rannych, jednak nie było to nic poważnego i nie było czym się przejmować. Wpadłem do jednej z sypialni i padłem na łóżko, zdejmując tylko maskę z twarzy i odkładając po drodze broń w kąt. Zamknąłem oczy i leżałem tak, próbując uspokoić rozszalałe serce i emocje, które wciąż się we mnie kotłowały.
-Chyba nie masz zamiaru spać tak ubrany, wilczku?
Usłyszałem zaczepny, wesoły głos więc uniosłem powieki i spojrzałem na zamykającego za sobą drzwi do sypialni chłopaka. Biała maska szybko wylądowała na szafce obok mojej a długie palce zaczęły rozwiązywać pelerynę, która po chwili opadła na ziemię. Chłopak wdrapał się na łóżko, kolanami opierając się po moich bokach a jego pośladki wylądowały na moich udach. Objąłem go w biodrach i spojrzałem na okalaną czarnymi włosami, bladą twarz, uśmiechając się delikatnie. Czarnowłosy nachylił się i złożył krótki ale bardzo zachęcający pocałunek na moich ustach, nim na powrót wstał z łóżka.
-Idę pod prysznic. Idziesz ze mną?
-Zawsze, Billy.
Od razu zerwałem się na nogi i mimo, że faktycznie byłem wykończony od tych wszystkich emocji, to pobiegłem za nim jakbym był prowadzony na smyczy. Obserwowałem, jak chłopak zdejmuje swoją koszulkę i mój wzrok niemal od razu trafił na bliznę tuż pod linią jego żeber. Podszedłem i położyłem swoje dłonie na jego talii, nie odrywając wzroku od jego torsu.
-Dobrze się czuję, Tom. Nie mogę nic nie robić przez resztę życia, wszystko jest ze mną w porządku, lekarz też ci to mówił. Nie przejmuj się tak.
-Po prostu się martwię. Ciągle czuję, że to za wcześnie żebyś się wystawiał na ryzyko.
Wyznałem ale zaraz potem szczupłe palce złapały mnie za podbródek i zmusiły, bym spojrzał w oczy mojego chłopaka.
-Ja też ciągle się o ciebie martwię, Tommy. Kocham cię, więc to normalne, że się o ciebie martwię. Tak samo jest w twoim wypadku, martwisz się bo ci na mnie zależy, wiesz o tym. Dla ciebie mój powrót na scenę, nawet gdy nie wiedzą że to ja, zawsze będzie za wcześnie. Dla mnie twoje narażanie się też zawsze będzie niepotrzebne ale wiem, że nie odpuścisz. Wolę iść razem z tobą niż siedzieć tutaj i stresować się, że coś ci się stało.
Wyszeptał ale potem już nic nie mógł mówić, bo moje usta zawładnęły jego. Nie potrafiłem się nim nasycić, usta chłopaka stały się dla mnie istnym narkotykiem a jego ciało tylko i wyłącznie moją własnością. Z zadowoleniem odnotowałem ciche mruczenie, które wyrwało się z jego gardła. O tak... to będzie bardzo przyjemny prysznic.
Kiedy coś wleci???
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńopowiadania świetne, nie przeczyralam może wszystkich, ale to co przeczytałam bardzo mi się podoba.... liczę na więcej...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Kaśka
Hej kiedyś coś wleci?
OdpowiedzUsuńTen blog jeszcze istnieje?
OdpowiedzUsuń