Miłość leczy rany - Rozdział 3

 


TOM

Myślałem, że szlag mnie trafi i mu zaraz przypierdolę, upiększając tę słodką buźkę trochę krwią. Odetchnąłem głęboko kilka razy i usiadłem z powrotem na łóżku, zastanawiając się, co w ogóle mam zrobić w zaistniałej sytuacji.

-Dlaczego więc tu przyjechałeś?

Zadałem w końcu kolejne nurtujące mnie pytanie i spojrzałem prosto w jego twarz. Czym dłużej się w niego wpatrywałem, tym więcej podobieństw w naszych twarzach zauważałem. 

-Dlaczego nie? Należy mi się. Jesteś moim braten a Simone to moja mama. Czemu miało by mnie tu nie być?

No dobra, miał rację, ale to wciąż nie zdradzało jego motywów. Chyba nic jednak z niego nie wyciągnę.

-Masz w ogóle zamiar odpowiedzieć mi normalnie na jakiekolwiek moje pytanie?

Miałem gdzieś, że w moim głosie aż nadto słychać nutkę nadziei na to, że mój kochany braciszek się ogarnie i zacznie ze mną normalnie rozmawiać. Zwątpiłem w to jednak w momencie, gdy na jego ustach znów wykwitł przebiegły uśmieszek.

-Wiesz, że jestem od ciebie młodszy? Podobno po porodzie byłem tak słaby, że ledwo przeżyłem. Dobry brat by się mną zaopiekował.

W tym momencie nie wytrzymałem, słuchając jego kpiącego tonu. Dopadłem go w przeciągu sekundy i przycisnąłem szczupłe ciało do ściany. Co ciekawe, zauważyłem strach w jego oczach i była to dla mnie ogromna satysfakcja. Bez słowa wpatrywałem się prosto w jego oczy, tak podobne do moich własnych.

-Puść mnie.

Z tego dziwnego transu wyrwał mnie nagle jego cichy głosik, który drżał z resztą tak samo jak całe jego ciało, czego wcześniej nie zauważyłem. Musiałem go nieźle nastraszyć.

-Najpierw zacznij ze mną normalnie rozmaiwać. Nie chcę, żebyś ze mną pogrywał, jasne?

Warknąłem i zobaczyłem, jak powoli kiwa głową, zagryzając dolną wargę, ale to mi nie wystarczyło.

-Nic nie słyszę!

Podskoczył w miejscu i miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze, ale nie obchodziło mnie to teraz. Byłem zbyt zdenerwowany, by się tym przejmować.

-Tak jest... 

Szepnął i dopiero wtedy zauważyłem, że mimo iż trzymam go za ramiona, on ledwo łapie powietrze. Miałem wręcz wrażenie, że chłopak zaraz zemdleje. Moja złość minęła momentalnie i zlustrowałem go uważnie wzrokiem, zauważając, że zbladł nieco. 

-Wszystko dobrze?

Zapytałem już o wiele spokojniej, ale on już się na mnie nie patrzył. Wpatrywał się w czubki swoich butów a czarne kosmyki skutecznie zasłaniały jego twarz.

-Hej, Bill?

Po dłuższej chwili bez odpowiedzi zacząłem się martwić. Przecież nic mu nie zrobiłem, może trochę go nastraszyłem, ale przecież to nie wywołuje takiego stanu u nikogo. Podniósł wzrok, z którego nie mogłem nic wyczytać, ale nie patrzył na mnie a gdzieś za mnie.

-Nic mi nie jest. Jest tu gdzieś łazienka?

Zapytał cicho a ja wskazałem mu moją osobistą łazienkę, za której drzwiami za moment zniknął, dokładnie je zamykając. Zastanawiałem się, czy na prawdę napędziłem mu aż takiego stracha? Czy tu może chodzi o coś innego? Nawet, jeśli nie chciałem o tym myśleć, to nie mogłem przestać. Po kilku minutach zaczynałem się niepokoić, ale w końcu Bill wyszedł z łazienki, tylko że... wyglądał jak nie on. Biła od niego zimna aura obojętności a w oczach, których spojrzenie skierował na mnie, było zimne i obojętne.

-Nie będę ci się rzucać tu w oczy. Może jesteśmy braćmi, ale nie musimy żyć razem, więc nie będę wchodził ci w drogę. Pokaż mi tylko, gdzie jest mój pokój i znikam.

Jego głos był kompletnie wyprany z emocji, co mocno mnie zaskoczyło i jednocześnie zabolało mnie to.

-Nie wiem, gdzie to jest. Spytamy mamy.

Zarządziłem i wstałem, słysząc za sobą lekkie kroki i wróciłem do salonu, gdzie wciąż siedzieli rodzice, którzy od razu uśmiechnęli się na nasz widok.

-Co tam, chłopcy?

Zapytała mama, odkładając na stolik kieliszek wina i odwracając się w naszą stronę. Już miałem się odezwać, gdy ubiegł mnie mój brat.

-Jestem trochę zmęczony tymi wrażeniami i chiałem pójść do swojego pokoju, niestety Tom nie wie, gdzie on się znajduję i postanowiliśmy się was zapytać. 

Wyśpiewał, jakby nigdy nic. Jakby kilka sekund temu w cale nie przypominał wypranego z emocji kosmity.

-Kochanie, twój pokój jest dokładnie naprzeciw pokoju Toma.

Czarnowłosy chłopak podziękował grzecznie i ruszył na górę, więc z braku innych opcji poszedłem za nim, obserwując jak niezwykle kręci biodrami wchodząc po schodach. Chciałem do niego zagadać, ale zamknął mi drzwi do swojego pokoju przed nosem, odbierając mi to możliwość.

BILL

Oparłem się plecami o drzwi mojego pokoju, które zamknąłem na kluczi i osunąłem się po nich na ziemię, zasłaniając usta dłońmi. Dobrze wiedziałem, że mój świeżo upieczony braciszek stoi pod drzwiami, chociaż nie znałem jego powodu. Wiem, że mam niewyparzony język i że może nie najlepiej zacząłem naszą znajomość, ale... co miałem innego zrobić? Jak miałem się zachować? Nigdy nie miałem normalnego życia. Nie wiem, jak mam się zachowywać w takich sytuacjach, więc działałem swoją tarczą - kpiną i sarkazmem. Ale najwyraźniej na mojego bliźniaka to nie działało. Przestraszył mnie. Doskonale znałem wzrok, którym się wtedy na mnie patrzył. Wzrok pełen obrzydzenia i pogardy. Wzrok, w którym doskonale widziałem, że chciał, żebym zniknął. Nie mogłem dłużej ukrywać łez i po prostu się rozpłakałem, ledwo łapiąc powietrze. Zbyt dobrze wiedziałem, że teraz na zawsze straciłem u niego szansę i muszę do końca życia schodzić mu z drogi i go unikać. Że zniszczyłem wszystko już pierwszego dnia.

Siedziałem tak przez kilkanaście minut pod drzwiami na ziemi, starając się uspokoić a gdy w końcu mi się to udało, wstałem z zimnej podłogi i poszedłem prosto do łóżka, gdzie zawinąłem się w pościel i ze łzami spływającymi mi po policzkach w końcu zasnąłem.

Komentarze

Popularne posty