Odnaleźć siebie - Rozdział 27
Całe szczęście atmosfera szybko się poprawiła po wieściach, jakie przyniosła Starszyzna i wszystkim trudno było uwierzyć, że zachowanie młodego partnera ich alfy w przeciągu zaledwie kilkunastu minut zmieniło się o 180 stopni. Nie do końca wiedzieli, jak to się stało, ale nie przeszkadzało im to a wręcz przeciwnie - cieszyli się, gdy widzieli, jak rozpromieniony chłopak stara się jakoś odnaleźć wśród nowej, wilczej rodziny, którą zyskał wraz ze staniem się Duszą ich przywódcy.
Justin z kolei chyba już nie pamiętał, kiedy czuł się tak swobodnie i kiedy ostatnim razem ktoś go tak ciepło przyjął do swojego grona, nie mając co do niego absolutnie żadnych zastrzeżeń. Właśnie siedział przy stole w kuchni z trzema innymi wilkami - betą stada oraz dwiema wilczycami, Anną i Vic. Dyskutowali o tym, jak powinien wyglądać ślub jednej z nich z jej wybrankiem, co było o dziwo bardzo ekscytujące, jak się z zaskoczeniem zorientował nastolatek i chętnie brał udział w rozmowie, doradzając i dając swoją męską, albo raczej chłopięcą opinię do dyskusji i pomagając wybrać kolejne szczegóły. Beta stada jednak praktycznie w ogóle się nie odzywał, jedynie z lekkim uśmiechem na twarzy przyglądał się tej trójce, przerzucającej się pomysłami i pełnymi życia. Cieszyła go taka nagła zmiana i nie mógł chcieć niczego więcej dla swojego alfy i przyjaciela, jak właśnie takiego partnera.
Chwilę później mężczyzna myślał, że wybuchnie śmiechem, najwyraźniej ściągając przywódcę stada myślami do pomieszczenia, w którym siedzieli, więc po prostu przytknął porcelanowe naczynie do ust, upijając łyk czarnej kawy widząc, jak alfa podchodzi do swojego partnera i obejmuje ramionami, składając jednocześnie pocałunek w czubek jego jasnej głowy.
-Co wam tak wesoło?
Zapytał, uśmiechając się lekko i podchodząc do kuchennego blatu, by móc sobie przygotować ciemny napój z niewielkich ziarenek, tym samym odwracając się do wszystkich plecami.
-Justin pomaga nam zaplanować wesele Vic.
Odpowiedziała rudowłosa Anna, uśmiechając się perliście do swojego alfy i puszczając oczko jego partnerowi. Wszyscy na moment wybuchnęli śmiechem, chociaż sam zainteresowany nie zauważył, o co w ogóle chodziło.
-Ślub odbędzie się według planu, za tydzień?
Zapytał zamiast tego, starając się zweryfikować, czy dalej jest ze wszystkim na bieżąco. Przez wydarzenia ostatnich dni miał wrażenie, że wiele mu umkneło.
-Owszem i zdecydowaliśmy się na skromniejsze przyjęcie, niż początkowo zakładaliśmy. Będzie rodzinnie i stylowo. Oczywiście cała wataha zaproszona. W dodatku Justin...
Jednak młodej wilczycy nie dane było dokończyć, bo wilki nagle zaczęły wyć jakby gonił ich sam Diabeł, co wywołało gęsią skórkę u nastolatka i szybsze bicie serca u pozostałych osób zebranych w pomieszczeniu. Przez chwilę nasłuchiwali ale zrozpaczone wycie szybko powtórzyło się, utwierdzając ich w przekonaniu, że to nie była jedynie zbiorowa fata morgana.
-Coś się stało.
Beta i alfa stada wymienili spojrzenia i od razu ruszyli do wyjścia, gotowi stawić czoła każdemu problemowi bądź zagrożeniu, jakie nastało w ich wilczej rodzinie. Nie zauważyli jednak, że zaraz za nimi podążył młody książę, który nie miał zamiaru puścić swego partnera samego. Dopiero po kilku minutach dość szybkiego biegu pośród drzew i paręnaście metrów za ostatnimi domkami należącymi do stada, jednak wciąż na ich terenach, zauważyli zbiegowisko około dziesięciu wilków, które coś albo kogoś otaczały dość ciasnym kręgiem. Dopiero, gdy się z nimi zrównali oczom trzech najważniejszych osób w stadzie ukazała się postać ciemnowłosej dziewczyny, leżącej nieprzytomnie na ich terytorium a jej zapach zdecydowanie wskazywał na to, że była ona wilkiem. W dodatku zranionym wilkiem w bardzo złym stanie fizycznym, zupełnie jakby uciekła przed innmi wilkami, które z jakiegoś powodu ją zaatakowały. Nie mieli pojęcia, jakie zasady panują w innych stadach więc możliwe było, że powód tak brutalnego ataku na młodej wilczycy był kompletnie błachy, niektóre wilki nie puszczały jednak nawet najmniejszego błędu płazem.
-Skąd ona jest?
Zapytał alfa i dopiero po chwili zauważył, jak jego ukochany książę klęka przy nieprzytomnej dziewczynie i sprawdza jej podstawowe funkcje życiowe, jednak nie powstrzymał go przed tym. Wiedział, że nie ma żadnego realnego zagrożenia, nie musiał więc go chronić.
-Nie wiadomo, znaleźliśmy ją gdy szukaliśmy miejsca na posadzenie nowego gaiku z jabłoniami.
Odpowiedział jeden z gam, drapiąc się z zakłopotaniem po głowie i wzruszając ramionami, chcąc uwiarygodnić swoją historię.
-Z pewnością nigdy jej nie spotkaliśmy. Skoro nikt nie wie, kim ona jest, do czasu aż wszystko się wyjaśni jest ona uznawana za wygnaną z własnego stada wilczycę i podchodzimy do niej ostrożnie.
Zarządził beta standardową procedurę i skinął pozostałym, by jedno z nich zabrało dziewczynę do ich rodzinnego, wilczego lekarza, który się nią zajmie. Gdy tylko zadanie zostało wykonane a pozostałe wilki rozeszły się, wymienił jeszcze znaczące spojrzenia ze swoim alfą, nim zostawił go samego z jego partnerem duszy.
Komentarze
Prześlij komentarz