Dlaczego? - Rozdział 16
TOM
Wróciłem do domu, jednak mojego bliźniaka tam nie było. Zanim pozbierałem się z szoku wtedy, w restauracji, zdążył już zniknąć gdzieś z pola widzenia i nie potrafiłem go znaleźć. Komórki standardowo nie odbierał, co nie było niczym nowym ale martwiło mnie, że nie odpisuje na moje SMS'y. Niepokój trawił moje ciało, rosnąc w moim wnętrzu i nie pozwalając mi nawet na jeden, głębszy wdech. Cieszyłem się, że rodzice o tej porze są jeszcze w pracy i nie musiałem martwić się, że zauważą coś niepokojącego - miałem nadzieję, że do czasu ich powrotu Bill już się znajdzie. Chodząc po pokoju, jakby miało mi to coś dać, na przemian pisałem i dzwoniłem do bliźniaka, licząc na jakiś cud i na to, że w końcu się odezwie. Gdy już niemal straciłem nadzieję, dostałem wiadomość. Chociaż "wiadomość" to zbyt dużo powiedziane - wysłał mi pinezkę z miejscem, w którym jest. Najwyraźniej chciał, żebym tam przyszedł. Zdziwiłem się, bo nie znałem tego miejsca ale okolica na mapie nie wyglądała mi na jakąś szczególnie bezpieczną - wydawało mi się, że kojarzę to miejsce jeszcze z dzieciństwa, gdy chodziło się w tamte okolice, żeby się bawić ze znajomymi i wykazać, kto jest bardziej odważny. Włączyłem więc GPS, żeby dotrzeć tam jak najszybciej i przypadkiem się nie zgubić, po czym wyszedłem jak najszybciej z domu i skierowałem się w tamtym kierunku.
Tak, jak się spodziewałem, była to okolica której nie odwiedziałem od lat - jednak miejsce, do którego prowadził mnie Bill, było w głąb pobliskiego lasu. Bardzo mnie to dziwiło, bo Czarny raczej nigdy nie lubił takich miejsc i bał się w nie wchodzić. Postanowiłem jednak to sprawdzić bo skoro był tam jego telefon - powinien być tam również mój brat. Wybrał sobie niezłą kryjówkę zważając na to, że od wielu, wielu lat, jeszcze przed naszym narodzeniem, to miejsce było opuszczone i tylko od czasu do czasu przejeżdżały tu pociągi. Kiedyś była tu stara stacja kolejowa, jednak już dawno nikt jej nie używał, można więc było się tu zaszyć, gdy ktoś chciał zostać sam.
Doszedłem w końcu do miejsca, które wskazywała pinezka i z zaskoczeniem zorientowałem się, że jest to jakiś stary, wykonany z betonu... domek? Z pewnością niewielki budynek, który został wykonany z betonu i który zdecydowanie z zewnątrz wyglądał na zaniedbany. Gdy się jednak przyjrzeć można było zauważyć, że ktoś naprawił drzwi - chociaż nieporadnie - a okna były zasłonięte plandekami, żeby zakryć dziury. Zaskoczony nacisnąłem klamkę i powoli wszedłem do słabo oświetlonego pomieszczenia, które było o wiele bardziej przytulne, niżbym się spodziewał. Była kanapa, jakiś regał, stół a nawet niewielka kuchenka i coś, co przypominało lodówkę. Przynajmniej tyle mogłem stwierdzić na pierwszy rzut oka bo część budynku zasłaniała jakaś ściana, która musiała prowadzić do innego pomieszczenia. Pytanie tylko, do jakiego.
-Billy?
Zapytałem niepewnie w półmrok, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie usłyszałem jednak odpowiedzi, więc zamknąłem za sobą drzwi i ostrożnie, nie chcąc wejść na nic przez przypadek, wszedłem w głąb pomieszczenia. W końcu zza rogu wyłonił się mebel, który bardzo przypominał łóżko a po chwili zauważyłem na nim skuloną postać mojego bliźniaka. Kolana podciągnął do klatki piersiowej i ułożył na niej głowę, chowając się za woalem z czarnych włosów ale mogłem dostrzec, że ma w uszach słuchawki i dlatego mi nie odpowiedział. Nie chcąc go przestraszyć ukucnąłem przed nim i położyłem my dłoń na łydce, jednak i tak drgnął niespokojnie nim spojrzał na mnie przerażonymi, zapłakanymi oczami. Od razu uspokoił się, widząc mnie i wyciągnął słuchawki z uszu, wyłączając muzykę.
-Nie sądziłem, że przyjdziesz.
-Za tobą nawet na koniec świata, Billy. Co to za miejsce?
Widziałem, jak mój braciszek zagryzł dolną wargę, więc usiadłem na łóżku obok niego - które okazało się wygodniejsze, niżbym się spodziewał - i objąłem go ramieniem, spokojnie czekając na jego odpowiedź a mogłem się założyć, że będzie ciekawa.
-Kilka lat temu zacząłem tu przychodzić, gdy chciałem pobyć sam. W końcu zacząłem dbać o ten dom i posprzątałem tutaj, wytępiłem insekty i tak dalej... a potem po kosztach kupowałem rzeczy od innych ludzi i powoli się tutaj urządzałem. Miejsce, gdzie mogłem się zaszyć na jakiś czas. Gdzie mogłem pobyć nawet kilka dni, gdyby była potrzeba. Gdzie mogłem płakać i krzyczeć ile chciałem, a i tak nikt mnie nie słyszał. Ten domek jest zbyt głęboko w lesie a i tak nikt się tu nie zapuszcza. Od strony miasta te rejony są otoczone siatką pod napięciem i wszędzie pisze, żeby się tu nie zapuszczać, więc wszyscy unikają tego miejsca. Dlatego nikt mnie tu nigdy nie szukał. Dodatkowo mimo częściowo rozbitych okien to miejsce ma świetne właściwości wyciszające, więc nawet stojąc parę kroków od domu nie za bardzo cokolwiek słychać. Kiedyś puściłem muzykę na cały regulator i wyszedłem. Nie przeszedłem nawet paru metrów i już nic nie słyszałem. Dlatego czuję się tu bezpiecznie.
Wyjaśnił w końcu, chociaż mówił bardzo cicho i z każdym zdaniem coraz bardziej się we mnie wtulał a ja przytulałem go do siebie, gładząc go po plecach. Ściskało mnie za serce wyobrażając sobie, ile czasu spędzał tu całkiem sam. Byłem zły, że mnie przy nim nie było.
-Twoja kryjówka.
Mruknąłem jednak już nic nie odpowiedział. Gdy po chwili spojrzałem mu w twarz zauważyłem, że zasnął snem sprawiedliwych. Uśmiechnąłem się, że znowu potrafi momentalnie zasnąć w moich ramionach i ułożyłem go wygodnie na łóżku, przykrywając pachnącą kołdrą. Najwyraźniej prał ją u nas w domu, kiedy nikt nie patrzył.
Przez chwilę po prostu mu się przyglądałem, siedząc na skraju łóżka i głaszcząc go po głowie, jednak w końcu zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu, w którym byłem po raz pierwszy. Nagle zorientowałem się, że na ścianach są popisane różne rzeczy. Gdy zacząłem się w nie wczytywać, po moich policzkach momentalnie popłynęły łzy. Wołania o pomoc i nienawistne słowa do samego siebie dobitnie uświadamiały mnie, ile mój braciszek przeszedł podczas gdy ja świetnie się bawiłem, nie mając o niczym pojęcia. I czułem się z tym tak okropnie, jak jeszcze nigdy w życiu.
BILL
Obudziłem się w mojej kryjówce, czując przeczesujące moje włosy palce. Otworzyłem oczy i od razu mogłem ujrzeć profil mojego brata, który zamyślony wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt. Wydawał się... smutny i samotny. Coś boleśnie ścisnęło mnie za serce. Nie chciałem go takim widzieć. Chciałem, żeby był szczęśliwy. Oddałbym wszystko tylko po to, by był szczęśliwy. Jak się tak zastanowić, to często właśnie tutaj modliłem się, żeby mój bliźniak był szczęśliwy, najszczęśliwszy na świecie... w zamian za moje życie. Westchnąłem cicho i przytuliłem się do jego pleców, czując jak delikatnie drgnął.
-Już nie śpisz?
Zapytał, chociaż jego głos był cichy i tak bezbrzeżnie smutny. Coś mnie zaniepokoiło. Szybko wspiąłem się na jego kolana i usiadłem na nim okrakiem, przypatrując się uważnie jego twarzy. Płakał. Mogłem to bezbłędnie stwierdzić bo w lustrze często widziałem swoją zapłakaną twarz. Dotknąłem jego twarzy i pogładziłem go po policzku a on wtulił się w moją dłoń.
-Płakałeś.
Powiedziałem cicho, z niejakim żalem. Pomyślałem sobie, że może błędem było przyprowadzanie go tutaj. Że może to moja wina, że płakał a smutek zamajaczył na jego twarzy.
-Nie chcę, żebyś płakał. Kocham cię i pragnę twojego szczęścia.
Wiedziałem, że mój głos brzmi słabo ale nie mogłem nic na to poradzić. Gardło ściskało mi się na samą myśl o tym, że Dredziarz płakał. Spojrzał na mnie poważnie po czym przytulił mnie mocniej do siebie, wciąż nie przerywając kontaktu wzrokowego.
-To nie twoja wina, Billy. Po prostu... uświadomiłem sobie, ile razy cierpiałeś a mnie nie było w pobliżu. Przepraszam, Billy. Przepraszam, że musiałeś przechodzić przez to sam. Przepraszam...
W jego czekoladowych oczach znowu zabłyszczały łzy a ja tak bardzo zapragnąłem zmazać smutek z jego twarzy. Na moment złączyłem nasze usta w czułym, delikatnym pocałunku, Gdy się znów od niego lekko odsunąłem, uśmiechnąłem się lekko.
-To nie twoja wina. Sam się na to zdecydowałem. Nie przejmuj się.
Zapewniłem i nim zdołał mi się sprzeciwić, znów go pocałowałem. Dredziarz jednak, po raz pierwszy z resztą, odsunął mnie od siebie nim na powrót oplótł mnie dłońmi w pasie.
-Nie mogę się nie przejmować, Bill. Ty zdecydowałeś się zbudować ten mur ale ja się na to zgodziłem. Pozwoliłem ci się ode mnie odsunąć i cierpieć w samotności. Nienawidzę się za to. Beznadziejny ze mnie brat.
Westchnąłem lekko i pokręciłem głową doskonale wiedząc, co ma na myśli. Może dlatego tym ciężej było mi kontynuować ten temat.
-Nie zostawiłem ci wyboru, Tom. Wiesz, że dobrze cię znam. Wykorzystałem to, by się od ciebie odsunać. Postawiłem cię przed faktem dokonanym. Ale... teraz mam ciebie, prawda? Więc nie muszę już być tutaj sam. Kiedy zniknę, będziesz wiedział, gdzie jestem. Kiedy będę chciał pobyć sam, będziesz mógł mnie znaleźć. To co moje, jest także i twoje. Jeśli będziesz chciał odpocząć od wszystkiego, możesz tu zawsze przyjść. Tylko proszę, nie obwiniaj się o moje przeżycia, bo nie masz o co. Nie zrobiłeś nic złego. I jesteś najwspanialszym bratem, jakiego mogłem mieć. I najlepszym partnerem, o jakiego mogłem prosić. Kocham cię, Tom. Więc nie waż się kiedykolwiek nienawidzić sam siebie.
Poprosiłem i po jego oczach wiedziałem, że moje słowa do niego docierały i mogłem być już spokojny. Odetchnąłem z ulgą i wtuliłem się w mojego bliźniaka. Miałem nadzieję, że teraz może być tylko lepiej. Oby właśnie tak było. Mogłem się tylko o to modlić.
Komentarze
Prześlij komentarz