Jabłko - Rozdział 25
Draco wrócił zdenerwowany do swojego dormitorium i rzucił swoją torbę w kąt, przeklinając pod nosem. Chociaż nie, on nie był zdenerwowany. On był wkurwiony. Wszystko poszło nie po jego myśli a świat załamał mu się dokładnie w tym momencie.
Nie mogł już jednak nic zrobić. Nic. Czując cisnące mu się do oczu łzy usiadł na łóżku i schował twarz w swoich dłoniach. Były to łzy smutku, złości i frustracji. Jak on mógł do tego dopuścić? Jak mógł nic nie zauważyć? Jak miał teraz z tym żyć?
Wytarł twarz w rękaw swojej szaty i splótł dłonie przed sobą, opierając na nich brogę a język nerwowo bawił się zębami. W głowie tłukły mu się tylko dwa pytania.
Dlaczego Harry tak zdecydowanie poprosił o spotkanie z Voldemortem?
I jak mógł go przed tym uchronić?
***
Draco stał w salonie w salonie w Malfoy Manor i z nerwów trzęsły mu się ręce. Westchnął cicho, próbując opanować nerwy. Nie miał pojęcia, co planuje jego przyjaciel. Nie miał pojęcia, co ma teraz z tym wszystkim zrobić. Wiedział tylko, że gdy jeszcze byli w ich wspólnym dormitorium, Harry z uśmiechem zapewnił go, że wszystko będzie dobrze. Sam jednak nie był tego ani trochę pewien.
Uniósł głowę i spojrzał na swojego współlokatora i od kilku tygodni również chłopaka. Brunet siedział w jednym z foteli najspokojniej w świecie i popijał przygotowaną przez Narcyzę herbatę jakby w cale się nie bał, że kobieta mogła wsypać tam jakąś truciznę. Harry zawsze był lekkomyślny ale ciągle pchał tę granicę do przodu i Draco zastanawiał się, czy są jakiekolwiek granice tej jego jednocześnie uroczej i przerażającej lekkomyślności.
Drzwi otworzyły się z rozmachem a do pomieszczenia zaczęli wchodzić ludzie. Pierwszy był Lucjusz, pan domu wraz ze swoją żoną pod rękę, i zajęli miejsca po lewej od wciąż siedzącego Harry'ego. Za nimi weszła jak zwykle szalona i wyglądająca niczym z jakiejś przerażającej bajki ciotka Dracona, Bellatrix a tuż za nią niepewnym krokiem stąpał Glizdogon, najwierniejszy sługa Czarnego Pana, nawet jeśli ta wierność wywołana była strachem. Dopiero na samym końcu, odziany w czarne szaty, wszedł Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Szedł spokojnym krokiem i ciekawie rozejrzał się po pomieszczeniu, aż w końcu jego zimne oczy zatrzymały swe spojrzenie na wstającym właśnie z miejsca nastolatku, który skłonił się nisko. Draco zastanawiał się, jakim cudem chłoapk był tak spokojny. Sam czuł tak ogromne zdenerwowanie, że miał ochotę wziąć nogi za pas i wybiec stąd jak najszybciej i ukryć się tak daleko, jak tylko się da. Jak najdalej od tej przerażającej aury.
-Chłopiec, który przeżył. Chłopiec, którego od lat próbuję zabić, sam poprosił mnie o spotkanie a teraz kłania mi się w obecności moich... przyjaciół. Dlaczego?
Zaczął Voldemort mówiąc bardzo cicho a jego głos bardzo przypominał syk wydawany przez węże. Draco trząsł się na sam jego dźwięk. Widział jednak, jak spokojny jest jego przyjaciel.
-Jest coś, o co chciałbym prosić.
-Prosić? Mnie? Zabójcę twoich rodziców, zabójcę wielu czarodziei i człowieka, który chciał cię zabić?
-Tak.
Przez chwilę w pokoju panowała niezmącona niczym cisza. Voldemort wpatrywał się w Pottera a Potter patrzył się na Czarnego Pana. Najwyraźniej obaj próbowali ocenić sytuację.
-Powiedz więc, o co chesz prosić, Złoty Chłopcze?
Teraz wzrok wszystkich skupiał się na wciąż spokojnym nastolatku. Draco doskonale pamiętał jego ostatnie słowa nim tu przyszli. "Albo wszystko pójdzie po mojej myśli, albo mnie zabije. Nie ma to dla mnie znaczenia."
-Po pierwsze, chciałbym prosić o wybaczenie. Nie chciałem odebrać ci chwały, nie chciałem tego wszystkiego. Wiem, że chciałbyś mnie zabić ale proszę byś mi wybaczył.
-To ciekawe. Jaka jest twoja druga prośba?
-Chciałbym dołączyć do grona Śmierciożerców i ci służyć najlepiej jak potrafię, panie.
Draco dosłownie miał wrażenie, że zemdleje i bardzo się modlił w tym momencie o to, żeby może się przesłyszał, jakimkolwiek cudem. Tak jednak nie było i wszyscy stali jak zamurowani. W ogromnym pomieszczeniu można było usłyszeć aż latanie pojedynczej muchy.
-Ty, Harry Potter, Wybraniec, chesz dołączyć do grona Śmierciożerców? I prosisz mnie o wybaczenie?
-Tak, panie.
Voldemort rozejrzał się po zebranych zupełnie jakby oczekiwał, że ktoś za moment wyskoczy i zacznie mówić, że to jakiś nieśmieszny żart. Tak się jednak nie stało. Zamiast tego Czarny Pan wyciągnął z rękawa swoją różdżkę i wycelował ją w bruneta.
-Zobaczmy więc, czy będziesz lojalny po tym, co zrobię... Crucio.
Hej o jacie super no no jestem w szoku tego się nie spodziewałam
OdpowiedzUsuńliczę że kolejne rozdziały pojawią się szybko :)
pozdrawiam
galaxa2