Can I trust you? - Rozdział 6
Przez kolejne trzy dni głównie spaliśmy. Eren budził się tylko po to, żeby zmienić mi opatrunki i zrobić nam coś do jedzenia, po czym wracaliśmy do snu. Widziałem, że chłopak był wykończony a i mnie to wszystko dawało się we znaki i byłem nieziemsko zmęczony. Nie potrafiłem nawet wymyślić sposobu, żeby mu się za to wszystko odwdzięczyć. Był przecież jedyną osobą, która się o mnie zatroszczyła - i to do tego stopnia, że naraziła przez to swoje zdrowie. Byłem tylko wdzięczny, że on też się nie rozchorował, bo byśmy chyba tu pomarli z głodu dopóki nie mogłem się za specjalnie ruszać przez odniesione rany.
Czwartego dnia, gdy się obudziłem, Eren siedział przy łóżku opatulony kocem i najwyraźniej snił na jawie, bo nawet nie drgnął do momentu, gdy go dotknąłem. Dopiero wtedy spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi oczami i uśmiechnął się lekko.
-Długo już nie śpisz?
Zapytałem i przeciągnąłem się czego zaraz pożałowałem, bo rozbolały mnie wszystkie rany przez naciągnięcie szwów. Kątem oka zauważyłem, jak chłopak przewrócił na to oczami ale nie skomentował mojego durnego zachowania.
-Dłuższą chwilę. Mogę cię o coś spytać?
-Jasne. O co chodzi?
Czekałem na to jego dziwne pytanie. Zwykle po prostu pytał i najwyżej nie odpowiadałem, po raz pierwszy odkąd go znam prosił mnie o przyzwolenie, więc musiało to być coś mocnego. Byłem ciekaw do tego stopnia, że zacząłem wymyślać już najróżniejsze możliwości ale chyba nigdy nie wpadłbym na to, co chwilę później do mnie powiedział.
-Dokąd wtedy poszedłeś? Kto cię tak urządził?
Zamarłem. Chciałem w jakiś sposób za kilka dni oznajmić mu, że jego prześladowcy zginęli i jest wolny, że może w końcu bez obaw wychodzić na zewnątrz i zacząć jakoś żyć w tym społeczeństwie, nauczyć się tego wszystkiego, czego potrzebuje do przeżycia w tym okropnym świecie, który nie zna litości nawet dla tak niewinnych osób, jak on. Przez głowę przebiegło mi w ciągu sekundy tysiące myśli i zastanawiałem się, co tak właściwie mam mu odpowiedzieć a zielone oczy ciągle się we mnie wpatrywały, wyczekując odpowiedzi i w cale nie ułatwiając mi podejścia decyzji.
-Chciałem, żebyś mógł normalnie żyć... na tyle, na ile da się tu normalnie żyć.
Wyjaśniłem zanim zdołałem ugryźć się w język i zobaczyłem szok, jakie malowało się na twarzy tego chłopca. A po chwili z jego pięknych, zielonych oczu popłynęły łzy. Czułem dosłownie, jak moje serce na moment zaprzestało bicia a ja podświadomie wstrzymałem oddech. Nie zważając na swoje rany i ból i zanim zdołałem się zorientować co tak właściwie robię, przytuliłem go mocno do siebie, starając się go jakoś uspokoić. Nigdy nie czułem się tak odpowiedzialny i opiekuńczy w stosunku do nikogo i to było dla mnie chyba jeszcze większym zaskoczeniem niż wszystko to, co do tej pory zrobiłem.
-Dlaczego, Levi? Dlaczego tak dla mnie ryzykowałeś? Co ja bym zrobił, gdyby cię zabili, gdybyś zginął?
Płakał i mamrotał mi w ramię, pochlipując cicho i próbując opanować łzy. Nie odpowiadałem mu ale w końcu zorientowałem się, że chłopak ciężko łapie powietrze. Odsunąłem go od siebie na odległoś ramienia i z przerażeniem zauważyłem, że Eren faktycznie nie może złapać tchu i trzyma się za pierś. Sam był najwyraźniej zdezorientowany i przestraszony swoim stanem a ja wiedziałem, że jeśli wpadnę w panikę to tylko pogorszę jego sytuację. Chwyciłem szybko papierową torebkę, którą zawsze trzymałem w swojej szafce nocnej odkąd nastolatek ze mną zamieszkał, po czym podałem mu go i zacząłem gładzić go delikatnie po plecach, starając się go uspokoić. Adrenalina buzowała mi w żyłach do tego stopnia, że nawet nie czułem bólu. Musiałem mu pomóc - i to była jedyna myśl krążąca mi po głowie w tym momencie. Odetchnąłem z ulgą dopiero, gdy jego oddech zaczął się uspokajać a na młodą twarz zaczynają wracać kolory. Opadłem ciężko na łóżko i skrzywiłem się, czując dopiero teraz swoje rany. Nienawidziłem tego, że wciąż nie byłem w pełni zdrowy i miałem nadzieję, że to szybko minie.
-Już ci lepiej?
Zapytałem po chwili, gdy odłożył papierową torebkę na bok i oparł się głową o łóżko tuż obok mnie. Sam nie wiem dlaczego, ale po prostu wplątałem palce swojej dłoni w jego ciemne włosy i zacząłem się nimi bawić, badając ich strukturę i widząc jak chłopak przymyka powieki.
-Tak, dziękuję.
Odpowiedział wciąż zdyszanym i lekko zachrypniętym głosem. Odetchnąłem z ulgą i westchnąłem cicho, wpatrując się w sufit. Przez jakiś czas po prostu tak leżeliśmy, nic nie mówiąc a ja analizowałem to wszystko. Cieszyłem się, że ten atak nie skończył się gorzej. Eren dopiero niedawno zaczął tu normalnie oddychać a ja bałem się, że kiedyś się po prostu udusi. To powietrze jest o wiele cięższe i trudniejsze do oddychania niż to, które jest na powierzchni. Ktoś, kto nie był tu urodzony miał dużą trudność z przyzwyczajeniem się do oddychania tym dusznym powietrzem, w którym często unosił się zapach śmierci i starych śmieci.
-Hej, Eren?
Powiedziałem w końcu i po chwili natrafiłem na pytające spojrzenie wielkich, zielonych oczu. Sam nie wiem, dlaczego to wtedy tak właściwie zrobiłem. Po prostu przyciągnąłem go delikatnie do siebie a on sam podążał za moją dłonią. Na moment się zawahałem, ale w końcu po prostu złączyłem nasze usta w krótkim, niepewnym pocalunku. O tym że to zrobiłem uświadomiłem sobie dopiero, gdy spojrzałem prosto w zaskoczoną twarz i dotarło do mnie, co właśnie zainicjowałem. Czułem, jak bicie mojego serca zwalnia i miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
-Prze...
Chciałem coś powiedzieć. Chciałem go przeprosić, ale nie miałem na to szansy. Nim zdołałem w ogóle się odezwać, jego usta na powrót złączyły się z moimi i to z jego inicjatywy. Byłem w tak ogromnym szoku, że przez chwilę w ogóle nie potrafiłem w to uwierzyć aż w końcu zatopiłem się w tej chwili. I po raz pierwszy w życiu poczułem się, jakbym trafił do domu. Po prostu na właściwym miejscu.
W ciągu kolejnych kilku dni wspólne spanie, przytulanie i pocałunki stały się dla nas rutyną. Na porządku dziennym było to, że gdy na przykład Eren stał przy kuchennym blacie przygotowując dla nas posiłek, podchodziłem do niego i przesuwałem palcami po jego przedramieniu, albo że gdy siedziałem na kanapie i czytałem, chłopak podchodził do mnie i całował mnie w kącik ust lub prosto w usta. Nie przeszkadzało nam to, szczerze mówiąc to miło było się tak zbliżyć do siebie i mieć z tego jakąś przyjemność. Bo to było cholernie elektryzujące.
Westchnąłem cicho i podniosłem wzrok znad książki, przyglądając się plecom nastolatka. Siedział przy stole i próbował nauczyć się czegoś na temat broni - książka, która stała na moim regale. Podręcznik, którego musiał się nauczyć. Musiał na pierwszy rzut oka umieć zrozumieć, jak ma się zachować w każdej sytuacji. Inaczej nie będę mógł spokojnie czekać na jego powrót do domu, kiedy wyjdzie na miasto. Musiałem zadbać o jego bezpieczeństwo nawet, jeśli jego prześladowcy już od dawna wąchają kwiatki od spodu. W tym świecie czekało na niego o wiele więcej zagrożeń, niż chciałbym przyznać. Chyba wyczuł że się w niego wpatruję, bo nagle odwrócił się i uśmiechnął się do mnie tak promiennie, że przysięgam - ten uśmiech byłby w stanie roztopić najgrubszy lód.
Zastanawiałem się, co mam zrobić. Eren od samego początku już ćwiczył, chociaż przez ostatnie kilka dni zaniedbał z mojego powodu treningi. Musiałem go wytrenować, musiałem dać mu szansę na w miarę normalne życie w tym miejscu a jednak wahałem się. Bałem się, że jeśli to zrobię, chłopak odejdzie i zniknie z mojego życia na zawsze - bo nie będzie mnie już potrzebować. Złamałem swoją świętą zasadę - nie ufaj nikomu. Każdy może ci wbić nóż w plecy a ja niestety pozwoliłem sobie na to, by Eren wtargnął do mojego serca i zawładnął nim.
Cholera... wpadłem jak śliwka w kompot.
Komentarze
Prześlij komentarz