Od stu lat... - Rozdział 1
PRAWDZIWY WAMPIR Z ATLASU NIGDY NIE ZOSTAŁ ODNALEZIONY ANI UKARANY, POMIMO WIELU DOWODÓW W 1932 ROKU NIE BYŁO ODPOWIEDNIEJ TECHNOLOGII, ABY NA PODSTAWIE ŚLADÓW DNA MOŻNA BYŁO KOGOKOLWIEK ZIDENTYFIKOWAĆ.
-Panie Orihara, panie Orihara!
Spojrzałem na zdyszanego młodzieńca, który wpadł do mojego mieszkania niczym burza i nie mógł złapać oddechu. Uniosłem lekko brew, wyrażając moją "dezaprobatę" co do takiego zachowania, jednak tak po prawdzie bardzo go lubiłem - miał zapał i dryg, dlatego przyjąłem go na nauki u mnie. Biedny chłopiec ze wsi, który bardzo chciał być kimś.
-Spokojnie, Mikado. O co chodzi?
Zapytałem i wróciłem do przeglądania moich notatek. Nie miałem dzisiaj zbyt wiele do roboty, o ile oczywiście nic nie wpadnie, jednak ten dzień do tego momentu zapowiadał się na dość spokojny i nudny.
-W Shinjuku zamordowano dziewczynę. Proszę, musi pan tam iść!
Ledwo powstrzymałem śmiech bo miałem wrażenie, że chłopiec jest bardziej podekscytowany niż ja. W sumie nie mogłem się mu nadziwić, mimo wszystko ludzie wciąż mnie zaskakiwali. Wstałem ze swojego miejsca i schowałem notes do kieszeni.
-Prowadź więc.
Gdy dotarliśmy na miejsce oczywiście już była tam policja, jednak nikt nie stawał mi na drodze do miejsca zbrodni. Przystanąłem obok jednego z młodszych policjantów i uśmiechnąłem się szeroko, chociaż w cale go nie lubiłem. Był kompletnie niekompetentny do tej pracy.
-Widzę, że zbrodnia miała miejsce w domu publicznym. Co się stało?
Chłopak przełknął ślinę i zajrzał do swoich notatek, nim mi odpowiedział.
-Sąsiadka zgłosiła, że coś musiało stać się ofierze. Ofiara przyszła do niej wczorajszego wieczoru aby przed stosunkiem pożyczyć prezerwatywę i więcej jej nie widziano. Nie odpowiadała też na pukanie do drzwi ani wołania.
-Rozumiem.
Stwierdziłem i poszedłem na górę tropem moich policyjnych znajomych. Co prawda nie byłem oficjalnie detektywem ale zawsze pozwalali mi pracować, bo beze mnie nic nie potrafili zrobić.
-Tak myślałem, że coś tu śmierdzi.
Roześmiałem się, słysząc złośliwy komentarz mojego odwiecznego wroga.
-Ciebie też miło widzieć, Shizuś.
-Spadaj. Ofiara miała...
-Ofiara to Louise Lind, pracownica seksualna, nie posiada rodziny, dwadzieścia siedem lat, wychowywała się na ulicy od piątego roku życia. Przed śmiercią odbyła stosunek seksualny. Sądząc po złożonych obok ubraniach, zdjęła je dobrowolnie, więc ostatnią osobą która widziała ją żywą był jej klient.
Przerwałem mu i rozejrzałem się dookoła, rejestrując potrzebne mi szczegóły. Dziewczyna leżała naga na łóżku z twarzą wciśniętą w poduszkę. Ślady na szyi świadczące o tym, że utoczono jej krwi. Dziwna bladość nawet jak na trupa. Rozbita głowa i ślady krwi... tylko i wyłącznie na łóżku. Sprawca wiedział, co robi. Podszedłem do biedaczki i przyjrzałem się bliżej ranom na jej głowie.
-Oj, Iza...
-Spokojnie. Tylko patrzę.
Mruknąłem cicho na funkcjonariusza i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Zajęło mi to parę minut, ale...
-Uderzyła o ramę łóżka. Albo raczej ktoś zmusił ją, żeby się o nią uderzyła, są tu ślady włosów i krwi.
Zauważyłem i wskazałem palcem na znajdujące się tam ślady. Shizuo pojawił się zaraz za mną w ciągu mniej niż jedno uderzenie serca i byłem tym odrobinę przestraszony, jednak nie dałem mu tego po sobie poznać. Westchnąłem cicho i odwróciłem się w jego stronę, czym oczywiście go zaskoczyłem - i zawstydziłem ale to tylko dodatkowy bonus dla mnie - na co od razu odsunął się o krok.
-Możliwe, że masz rację. Sprawdzamy różne opcje.
-Opcje? Jej ostatni klient odebrał jej życie. Jedyne, co należy zrobić to znaleźć osobę, która była tu wczoraj. Myślisz, że inne prostytutki mieszkające tutaj będą chętnie rozmawiać z policją?
Zapytałem podchwytliwie i nie mogłem powstrzymać uśmiechu, gdy Shizuś mrucząc jakieś przekleństwa pod nosem podszedł do jednego ze swoich kolegów i zaczął coś z nimi omawiać. Ja sam zerknąłem na swojego podopiecznego i dałem mu znać, że wychodzimy. I tak nie miałem tu nic więcej do roboty i musiałem przygotować plan, co i jak mam zrobić żeby szybko rozwiązać tę sprawę.
Dwa dni później siedziałem w barze, sącząc powoli swojego drinka i czekając na osobę, z którą się tutaj umówiłem. Nie zdążyłem nawet dotrzeć do połowy szklanki, gdy poczułem jak ktoś się do mnie dosiada a gdy tam zerknąłem spotkałem oczywiście mojego ukochanego blonyna.
-Podobno masz jakieś nowe informacje.
-Owszem.
Wiedziałem, że moja krótka opdowiedź i zakończenie tematu piciem alkoholu bardzo zdenerwuje tego istnego potwora w ludzkiej skórze ale to było tylko przyjemne urozmaicenie tego wieczoru.
-Masz zamiar podzielić się swoimi informacjami?
Uśmiechnąłem się pod nosem słysząc zniercierpliwienie w jego głosie, jednak musiałem w końcu przestać się z nim bawić w tym momencie. Westchnąłem cicho i podałem mu nazwisko jednego ze stałych klientów naszej ofiary i jednocześnie jednego z lekarzy pracujących w pobliskim szpitalu.
-Kto to?
-Morderca.
-Skąd wiesz?
Uniosłem lekko brew, rzucając Shizusiowi bardzo karcące spojrzenie - no bo jakim prawem on śmie wątpić w moje umiejętności? - po czym odwróciłem się przodem do niego i zacząłem tłumaczyć jak idiocie, którym z resztą moim zdaniem był.
-Dziewczyna została zamordowana w dość brutalny sposób a dodatkowo upuszczono jej znaczną ilość krwi. Nawet nie upuszczono, ślady świadczą o tym, że zabójca wypił ją prosto z jej szyi. Sąsiedzi opisali jednego z jej stałych klientów, którego widzieli tamtego wieczora. Jest lekarzem, doskonale zna ludzką anatomie i wie, jak osuszyć czyjeś ciało z krwi. Dodatkowo według pielęgniarek i władz szpitala w którym pracuje, od jakiegoś czasu ginie im krew z magazynu a z braku dowodów nie są w stanie nic z tym zrobić. No i ostatnia a jednak nie mniej ważna rzecz, jego żona zaginęła bez śladu trochę ponad rok temu.
-Jak to może nam pomóc go zatrzymać?
Uśmiechnąłem się szeroko i poprosiłem barmana o dwa drinki, żebyśmy mogli poświętować rozwiązanie sprawy.
-Dwie rzeczy. Po pierwsze, znalazłem ciało jego żony. Mimo rozkładu, ma dokładnie takie same obrażenia na głowie jak nasza ofiara, więc jestem pewien morderstwa a w aktach widziałem, że w noc przed jej zniknięciem sąsiedzi słyszeli dochodzące z ich mieszkania odgłosy kłótni. Po drugie i chyba nawet ważniejsze, wystawiłem ci go. Jedna z zatrudnionych przeze mnie kobiet spotkała się z nim i umówiła na jutrzejszy wieczór sugerując mu, że marzy o tym aby ktoś ją wyssał co do ostatniej kropelki. Szczerze mówiąc, sam bym się nie pogniewał.
Zaśmiałem się cicho ale widziałem niezrozumienie w oczach blondyna i wiedziałem, że zaraz padnie jakieś pytanie które zwali mnie z nóg - i oczywiście miałem rację.
-Chcesz, żeby ktoś wyssał ci krew? Znam łatwiejsze sposoby na ukatrupienie cię.
-Oj Shizuś, Shizuś... Nie to miałem na myśli a raczej to, iż jest jedna osoba z którą chciałbym robić rzeczy przeznaczone dla dorosłych i nie miałbym nic przeciwko, żeby wyssał moje soki do ostatniej kropli.
Twarz blondyna stała się czerwona jak dojrzałego pomidora i szybko wypił całą zawartość szklanki, jaką postawił przed nim barman a ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
-Na zdrowie, Shizuś. Za kolejną rozwiązaną sprawę.
Ale w tym momencie już mnie zostawił samego...
Komentarze
Prześlij komentarz