Zapisane w gwiazdach - Rozdział 8
Stałem przed domem Toma i zastanawiałem się, co ja wyrabiam. Miałem jednak świadomość, że zanim się tutaj przeprowadzę, muszę powiedzieć mu prawdę. Muszę wiedzieć, że nawet wtedy mnie zaakceptuje. Że mnie nie odrzuci. Inaczej to wszystko nie ma sensu. Poprawiłem torbę na ramieniu i zacząłem iść a drzwi przede mną otworzyły się, nim jeszcze zdołałem dotrzeć do ostatniego schodka.
-Dobry wieczór, panie Winter. Pan Tom już na pana czeka.
Przełknąłem rosnącą nagle w moim gardle gulę i spojrzałem na starszego mężczyznę czując, że chyba robi mi się powoli trochę słabo.
-Hej, Brandon... Pomożesz mi się w razie czego stąd szybko ulotnić?
-Zdecydował się pan powiedzieć o swoim pochodzeniu?
Pokiwałem głową czując się zupełnie tak, jakbym miał zaraz iść na karę śmierci. Tom jednak już wiedział, że chcę z nim o czymś poważnym porozmawiać i wycofanie się nie wchodziło już w grę. Major domu uśmiechnął się do mnie lekko i skinął głową.
-Oczywiście, panie Winter. Nie sądzę jednak, żeby to było konieczne. Pan Tom jest bardzo rozsądny, z pewnością to zrozumie.
Mruknąłem coś pod nosem, zgadzając się z nim i ruszyłem w dobrze znaną mi stronę, żeby jak najszybciej dotrzeć do pokoju Toma i mieć to za sobą, chociaz moje nogi były jak z ołowiu. Zanim stanąłem przed jego drzwiami minęło zdecydowanie zbyt wiele czasu a jednocześnie wydawało mi się, jakbym zaledwie minutę wcześniej był w domu dziecka w Hamburgu. Odetchnąłem głęboko i nacisnąłem klamkę, wchodząc w końcu do tego wielkiego pomieszczenia. Tom siedział na łóżku i grał coś na swojej ukochanej gitarze. Doskonale pamiętałem, że dostał ją na swoje czternaste urodziny i cenił ją ponad życie. Jednak od razu spojrzał na mnie, gdy tylko usłyszał drzwi, i uśmiechnął się do mnie szeroko, odkładając instrument na bok.
-Hej, Bill. Co tak stoisz jak kołek? Chodź!
Rzucił wesoło i nim zdołałem zareagować, pociągnął mnie za ramię na kanapę. Plecak zgubiłem gdzieś po drodze a stres zaciskał się na moim gardle, niczym dłoń samej śmierci. Czułem na sobie uważne spojrzenie Dredziarza ale nie mogłem się odważyć, żeby unieść na niego wzrok.
-Chciałeś o czymś porozmawiać? Przez telefon brzmiało to poważnie.
Przełknąłem ciężko ślinę, jednak nie zmniejszyło to pustyni w moich ustach. Zacząłem bawić się nerwowo zawieszonymi na moim nadgarstku bransoletkami i zastanawiałem się, jak mam ugryźć ten temat.
-Tom, ja... ja cię ok... boję się, jak zareagujesz...
Wyrzuciłem z siebie cicho i czułem zbierajace mi się w oczach łzy. Tom był pierwszą osobą, przy której tak dobrze i swobodnie się czułem i z którą tak się zaprzyjaźniłem. Bałem się go stracić. Ciepła dłoń chłopaka wylądowała na moim kolanie i poczułem tam nieznaczny ucisk.
-Spokojnie. Możesz mi powiedzieć wszystko.
Zapewnił mnie ale to w cale nie pomagało. Nie wiedziałem, jak zareaguje na moje rewelacje i nie miałem szans, aby to przewidzieć. Musiałem jednak w końcu to powiedzieć.
-Ja... okłamałem cię, Tom.
Między nami zapadła cisza i czułem, jak moje serce omija co któreś uderzenie a moje dłonie zaczęły się trząść. Ponieważ Dredziarz nic nie mówił, postanowiłem w końcu kontynuować.
-Nie mieszkam pod Hannover. Mieszkam w Hamburgu. Codziennie dojeżdżam tu przez 2,5 godziny, żeby móc chodzić do tej szkoły.
Postanowiłem zacząć w miarę delikatnie, chociaż nie wiem, czy cokolwiek z tej sprawy było delikatne. Czułem się, jakby Tom miał zawyrokować o moim życiu czy śmierci i chyba w rzeczywistości tak było.
-Dlaczego?
Zagryzłem na moment wargę i poczułem metaliczny posmak krwi w ustach. Zabrnąłem już tak daleko, nie mogłem już tego zatrzymać.
-Nie mam rodziców, Tom. Pochodzę z domu dziecka, jestem tam od urodzenia. Z tego powodu miałem ogromne problemy w poprzedniej szkole i w końcu zostałem wyrzucony. Zdecydowałem się, że chcę uczęszczać tutaj do szkoły, żeby nikt nie znał o mnie prawdy. Ale nie chcę cię już dłużej okłamywać i nie chcę już dłużej co chwilę tu dojeżdżać. Nie zasługujesz na to, żebym cię okłamywał. Wiem, że zachowałem się strasznie, okłamując cię przez ostatnie dwa miesiące i że idą święta, ale nie potrafiłem wyznać ci prawdy. Przepraszam.
Słowa zaczęły wypływać z moich ust bez jakiejkowliek kontroli a ja czułem piekące mnie w oczach łzy. Nie potrafiłem zachować spokoju i bałem się, co powie Tom. On jednak siedział w ciszy a ja miałem wrażenie, że bicie mojego serca słychać w całym pokoju. Sam nie wiem, kiedy pierwsze łzy spłynęły po moich policzkach a moja broda zaczęła drżeć.
-Przepraszam. Pójdę już.
Wykrztusiłem z siebie i zacząłem wstawać, jednak Tom złapał mnie za nadgarstek a następnym, co zarejestrował mój mózg, były obejmujące mnie, ciepłe ramiona.
-Nie idź.
Te dwa słowa wywołały całą gamę emocji w moim sercu i już dłużej nie potrafiłem się powstrzymywać. Wtuliłem się w Dredziarza i najzwyczajniej w świecie się rozpłakałem. Nie mam pojęcia, ile czasu tak płakałem, podczas gdy Tom starał się mnie uspokoić. W końcu jednak odsunąłem się kawałek i otarłem łzy z policzków a chłopak uniósł moją głowę zmuszając mnie, bym spojrzał mu w twarz. Uśmiechał się i przysięgam, że wyglądał niczym anioł.
-Cieszę się, że mi powiedziałeś, Bill. I w sumie... rozumiem, czemu mnie okłamałeś. Nie gniewam się. Ale martwi mnie, że tak po nocach jeździłeś tutaj z Hamburga. Wiesz, co ci się mogło stać? Proszę, nie rób tego więcej.
Zastanawiałem się, czy może śnię. Albo czy już kompletnie rzeczywistość zmieszała mi się ze snem i to wszystko działo się tylko w mojej głowie. Jednak dotyk jego ciepłej skóry na mojej i spokojny ton głosu były zdecydowanie realne.
-Przepraszam.
Wychrypiałem, na co Tom się roześmiał i potarmosił mi włosy, po czym wstał z kanapy i podał mi wodę i husteczki, co przyjąłem z wdzięcznością.
-Nie przepraszaj. Swoją drogą, może chcesz mieszkać u mnie w tygodniu? Nie musiałbyś tyle jeździć.
Zaproponował, gdy wycierałem twarz ale pokręciłem głową. Teraz mogłem z czystym sumieniem złożyć jutro wniosek o przyznanie mi pokoju w akademiku u dyrektora naszej szkoły.
-Ostatnio zdecydowałem, że od stycznia przeprowadzę się do akademika. Chciałem tylko najpierw powiedzieć ci o wszystkim i na tej podstawie podjąć decyzję.
-Więc co zamierzałeś zrobić, gdybym zareagował inaczej?
Zagryzłem wargę i upiłem kilka łyków wody zastanawiając się, jak najłagodniej mu to powiedzieć. Chociaż wewnętrznie myślałem tylko o tym, że wtedy to byłby już po prostu koniec.
-Zrezygnowałbym ze szkoły w Hannover i wrócił do szkoły w Hamburgu. Więcej byśmy się nie spotkali.
Na ostatnie słowa czułem ucisk w sercu, jednak starałem się tego po sobie nie pokazywać. Za każdym razem gdy myślałem o tym, że mógłbym już więcej Toma nie zobaczyć, czułem fizyczny ból i nie wiedziałem, jak miałbym to interpretować.
-Fajnie, że od stycznia zamieszkasz w akademiku. Będzie super! Hannover jest świetne, szybko się przyzwyczaisz, zobaczysz.
Tom jak zwykle od razu przeszedł do o wiele weselszych rzeczy, niż moje czarne myśli i nie mogłem nic poradzić na to, że mnie to rozbawiło. Wiedziałem, że o to właśnie mu chodziło i byłem mu wdzięczny, że mimo mojego kłamstwa dalej chce się ze mną przyjaźnić.
-On nas ocali.
Znowu. Znowu ten sam głos, który ostatnimi czasy pojawiał się u mnie bardzo nieregularnie. Nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć, więc po prostu starałem się to ignorować, ale czasem... czasem ona krzyczała. Czasem ta kobieta w mojej głowie krzyczała, jakby błagając mnie o to, bym odnalazł tego kogoś i to mnie martwiło. Starałem się jednak nie dać nic po sobie poznać i kontynuować wieczór z Tomem.
***
-Kochanie, jesteś gotowy?
Odwróciłem się w stronę, z której dochodził głos i uśmiechnąłem się, widząc mojego kochanka, wystrojonego jak na jakieś święto. Ja z resztą nie byłem w cale gorzej ubrany.
-Tak. Nie mogę uwierzyć, że to robimy.
-Twoje trzecie małżeństwo, co?
Zaśmiałem się cicho, słysząc jego przytyk. Nie raniło mnie to jednak w cale.
Odwróciłem się w stronę lustra i spojrzałem sobie w rozpromienioną twarz.
-Moje przyszłe ja, posłuchaj mnie, proszę. Zanim poznałem Sir Thomasa, poślubiłem dwie kobiety. Jedną, Anne, pokochałem miłością namiętną i w tamtym czasie byłem święcie przekonany, że jest ona miłością mego życia. Oh, jakże naiwny wtedy byłem! Niedługo później poślubiłem kobietę, Ann, z którą przez wieloma miesiącami łączył mnie jedynie niewinny romans na potańcówce, jednak okazała się być ona brzemienna z moim potomkiem i czułem się w obowiązku zaopiekować się obojgiem. Dopiero w 1587 roku poznałem Sir Thomasa na jednym z wyjazdów z trupą teatralną. Zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia i wiedziałem już w pierwszej chwili, że to właśnie jego poszukiwała moja dusza przez cały ten czas. Wiedziałem, że te nawiedzające mnie wspomnienia nie karzą mi poszukiwać ani Ann, ani Anne. Przez cały czas chodziło o Sir Thomasa. To jego zesłał mi los. To jego kazała mi szukać ta kobieta, której głos rozbrzmiewał w mojej głowie. Jestem pewien, ze ty również słyszysz ten głos. On cię poprowadzi. Ta kobieta pomoże ci znaleźć przeznaczoną ci duszę, chłopcze. Chociaż może w kolejnym wcieleniu znów będę piękną niewiastą? Kto wie! W każdym bądź razie, moje przyszłe ja... Wsłuchuj się uważnie w ten głos. Pierwsza wskazówka, to "Musisz go odnaleźć". Gdy przestaniesz słyszeć te trzy słowa oznacza to, że odnalazłeś Sir Thomasa w jego kolejnym wcieleniu. Nasze imiona nie są bardzo różne od tych poprzednich. Przypomnę ci wszystkie twoje imiona.
Shu. Marin. Maria. Nit. Anahita. Ana. Ankhor. Hostus. Arediusz. Re. Rea. Tyreas. Titus. Tii. Idalia. Didia. Diago. Gebou. Boukhis. Hillena. William, czyli ja. To nie są wszystkie nasze poprzednie wcielenia i zgaduję, że jeszcze trochę potrwa, nim je wszystkie poznam. Możesz zauważyć, że jest to łącznie ze mną aż 21 osób.
Z tego co udało mi się dowiedzieć, Shu żył aż 115 lat. Marin przeżył 98. Maria zmarła w wieku 34 lat w wyniku wypadku. Nit przeżył 108 lat. Anahita zginęła wraz z Orpheusem, gdy miała 28 lat. Potem ludzkość przeniosła się na Ziemię. Ana została zamrodowana przez dzikie zwierzęta, gdy miała zaledwie 8 lat. Ankhor utopił się na morzu, gdy miał 17 lat. Hostus zmarł w wieku 39 lat. Arediusz dobił 16, nim zginął w walce. Re zginęła przy porodzie, mając 22 lata. Rea została otruta, gdy miała 25 lat. Tyreas oddał życie za poprzednika Sir Thomasa, gdy miał 37 lat. Titus zginął mając 13 lat. Tii żył zaledwie 5. Idalia została zamordowana przez swoją matkę, gdy miała 17 lat. Dida zmarła w ramionach poprzednika Sir Thomasa, gdy miała 41 lat. Diago został zamordowany w wieku 26 lat. Gebou zginęła, gdy miała 40 lat. Boukhis zginął na wojnie w wieku 18 lat. Hillena zmarła w zaszczytnym wieku 53 lat. I teraz jestem ja. Obecnie mam 34 lata.
Musisz odnaleźć Sir Thomasa w jego obecnym wcieleniu. Inaczej żadne z was nigdy nie będzie kompletne.
***
Poderwałem się do siadu z mocno bijącym sercem i przez kilka pierwszych chwil nie potrafiłem zrozumieć, gdzie ja się w ogóle znajduję. Dopiero po chwili przypomniałem sobie o tym, że nocuję u Toma. To nie było teraz jednak ważne. W głowie wciąż brzmiał mi wykład, kóry zrobił mi wykład. Niemal zabijając się na pościeli wybiegłem z łóżka i porwałem z plecaka swój zeszyt i długopis, nim siadłem przy stoliku nocnym i zacząłem zapisywać.
Dopiero kilkanaście minut później skończyłem i spojrzałem niepewnie na kartkę. Nie jestem za dobry z matmy, więc wyciągnałem kalkulator i zacząłem liczyć a gdy skończyłem... Prawie padłem na zawał.
Łącznie te poprzednie wcielenia, o których mówił William w moim wspomnieniu, łącznie z żyjącym koniec końców 52 lata Williamem, przeżyły 794 lata. Ale jakim cudem? Dodatkowo William mówił, że poznał Sir Thomasa w 1587 roku. Co oznacza, że albo między nami ktoś jeszcze był, albo nie reinkarnujemy się od razu i czasem wymaga to więcej czasu, nim dusza znów przyjmie cielesną postać. Pokręciłem głową próbując wyrzucić te natrętne mysli z głowy. Jakim cudem zacząłem myśleć nad reinkarnacją? Nigdy nie byłem wierzący a tu nagle biorę to za pewnik? Śmieszne! Poza tym moje imię, Bill, często było skróconą formą imienia William. To było zdecydowanie zbyt podejrzane...
-Nad czym tak siedzisz?
Podskoczyłem w mmiejscu i czym prędzej odrzuciłem zeszyt na bok, żeby tylko Tom nie zobaczył moich notatek. Zaraz... Sir Thomas... Tom... Tom?! Chyba oszalałem do reszty, jednak ponieważ mi się przyglądal, starałem się robić dobrą minę do złej gry. Przez chwilę przyglądał mi się z uwagą, nim w końcu uśmiechnął się i położył mi dłoń na policzku.
-W końcu się domyśliłeś?
Komentarze
Prześlij komentarz