Stay - Rozdział 7
Bill tej nocy również nie spał spokojnie. Rzucał się na łóżku i mruczał niewyraźne słowa przez sen, ale nie był w stanie wybudzić się z tego koszmaru. Nie wiedział, że para brązowych oczu obserwowała go uważnie z bliskiej odległości przez dłuższy czas, wsłuchując się uważnie w każdy oddech i każdą wyszeptaną przez czarnowłosego sylabę. Dredziarz czuł wewnętrzną potrzebę upewnienia się, że jego współlokator jest bezpieczny i chociaż paliło go, żeb dotknąć chociaż jego ramienia, żeby go uspokoić w jakikolwiek sposób - nie zrobił tego. Nie potrafił się przemóc i wściekał się o to sam na siebie. Zapewne to było powodem, dla którego obaj następnego dnia w szkole wyglądali jak wyjęci żywcem z filmu o zombie. Młodszy z nich był bardzo rozkojarzony i blady jak ściana, zupełnie jakby działał na autopilocie a drugi z nich miał podkrążone oczy i był o wiele bardziej nerwowy, niż normalnie, dlatego nikt raczej nie starał się tego dnia wchodzić z nimi w interakcje. Tym bardziej, że Dredziarz nie spuszczał uważnego wzroku ze swojego współlokatora i wszyscy czekali na nadchodzącą konfrontację.
Bill właśnie ziewnął i przeciągnął się na boisku, gdy poczuł silne uderzenie w żebra i aż się zgiął w pół. Ledwo łapiąc oddech rozejrzał się i zauważył Toma w kierunku, z którego doleciała do niego piłka od koszykówki. Tom z resztą sam wyglądał, jakby był w szoku. Albo trafił przez przypadek, albo nie planował rzucić tak mocno. Nauczyciel od wychowania fizycznego od razu do niego podszedł i ułożył mu dłoń na plecach, pomagając mu przejść się na ławkę, gdzie miał nakazane spędzić resztę lekcji. I chociaż Czarny wyglądał na chuchro, to gotowało się w nim z wściekłości. Dlatego po lekcjach jak najszybciej wrócił do pokoju mając nadzieję, że jego współlokator jak zwykle pojawi się tam dopiero wieczorem, i zaczął krzyczeć w poduszkę. Nie rozumiał tej popieprzonej sytuacji i miał tego wszystkiego dość. Toma, tej szkoły, swojego życia. Po prostu tego wszystkiego. Czuł jednak, że samo krzyczenie nie wystarcza i zaczął walić pięściami w swoją poduszkę, czując jak jego emocje powoli znajdują jako takie ujście. Zawsze lepsze to, niż wyżyć się na kimś innym. Na przykład na Tomie.
-Martwiłem się, że źle się czujesz, ale najwyraźniej masz sporo energii.
Chłopak zamarł na moment, rozpoznając głos swojego kolegi z pokoju. Próbował odetchnąć i policzyć w myślach do dziesięciu, ale nie wytrzymał. Odwrócił się i wściekle gestykulując, zaczął krzyczeć na chłopaka, którego przecież strasznie się obawiał.
-I niby ja mam uwierzyć, że interesuje cię mój stan?! Nie bądź śmieszny! Czego chcesz?! Chcesz mnie upokorzyć?! Już mi to zrobiono, dobitnie, uwierz! I cholera nawet najgorszemu wrogowi nie życzył bym tego samego! A może lecisz na mnie i chcesz mnie wyruchać?! Sorry, ale tylko jak po maturze trafię do burdelu! Najpierw mnie straszysz, potem ignroujesz, potem ciągasz mnie do jakiegoś pieprzonego parku bóg wie po co a na koniec przypieprzasz mi pierdoloną piłką do koszykówki! Skoro tak bardzo mnie nie lubisz, nie możesz się po prostu ode mnie odczepić?!
Wywrzeszczał wszystko, co leżało mu na sercu a Tom stał tak przy drzwiach jak skamieniały, z niedowierzaniem przyglądając się swojemu współlokatorowi. Spodziewał się charakterku, ale nie aż takiego pokazu. Prawdopodobnie przez to po wybuchu Czarnego zapadła między nimi cisza.
-Przepraszam. Zapomnij, proszę, że to powiedziałem. Nic mi nie jest, dziękuję za troskę.
Powiedział w końcu Bill, o wiele ciszej i z jakąś taką... rezygnacją w głosie? W każym razie po prostu ułożył się na boku, w który nie oberwał, plecami do swojego rozmówcy i wtulił się w poduszkę. To zbiło Toma z tropu chyba jeszcze bardziej. Najpierw taki wybuch a zaraz potem rezygnacja i poddanie się? Nigdy wcześniej nie spotkał się z taką reakcją, nikogo. Po raz kolejny zastanawiał się, co ten chłopak musiał przejść w poprzedniej szkole, że się tu znalazł.
-Nie chciałem cię trafić. To był wypadek, źle spałem w nocy i się rozkojarzyłem podczas gry.
Odpowiedział w końcu nim opuścił pokój, zostawiając swojego współlokatora samego, z miliardem niezbyt ciekawych myśli. Myślał on przede wszystkim o tym, jak zostanie ukarany przez Toma. Bo był pewien, że kara go nie ominie. Przeleżał tak resztę dnia, nie kusząc się nawet na kolację i zamierając, gdy ktokolwiek przystawał chociaż na moment pod ich drzwiami. Czekał na wyrok i w rzeczywistości czuł się jak skazaniec. Wiedział, że takie osoby jak Tom mogą mieć dużą wyobraźnię, gdy chodzi o wymyślanie kar.
Czarny zamknął oczy, gdy usłyszał na korytarzu szybkie kroki. Po sposobie chodu był pewien, że ta osoba jest wkurzona. I doskonale wiedział, kto to był. Chwilę później dźwięk otwieranych agresywnie drzwi sprawił, że podskoczył na swoim miejscu a serce zaczęło mu bić jak szalone, gdy został odwrócony na plecy za ramię.
-Znowu nic nie jadłeś! Serio myślisz, że mam ochotę cię niańczyć, jak rozwalisz sobie ten farbowany łeb w łazience?!
Bill zamrugał szybko, patrząc prosto w rozzłoszczoną twarz współlokatora. Nie do końca wiedział, co ma myśleć o tej sytuacji, z pewnością nie takiej reakcji się spodziewał.
-Dlaczego cię to interesuje?
Zapytał cicho, bardzo spokojnym tonem i będąc zdezorientowany bardziej niż kiedykolwiek od czasu, gdy znalazł się w tej szkole. Dredziarz z zaskoczeniem zdał sobie sprawę, że sam nie do końca zna odpowiedź na to pytanie.
-Po prostu nie chcę, żeby się mnie o to później czepiali.
Mruknął na odwal się i odsunął się od czarnowłosego, puszczając jego ramię. Westchnął cicho i przetarł twarz dłońmi, zbierając myśli.
-Wiem, że masz koszmary. Wiem, że coś złego przeżyłeś w poprzedniej szkole. Wiem, że masz całkiem niezły charakterek, który z jakiegoś powodu piłujesz. Wiem, że jeśli już jesz śniadanie, to bierzesz czekoladowe płatki z mlekiem albo jogurt owocowy. Wiem, że zazwyczaj pomijasz lunch i podwieczorek. Wiem, że obiady zjadasz tylko w połowie. Wiem, że na kolację jesz sam jogurt z jakąś bułką, jeśli w ogóle coś jesz. Wiem, że ciągle przesiadujesz z nosem w książkach. Wiem, że nie jesteś tu ze stypendium, twoje rzeczy dobitnie wskazują na twój status społeczny. Wiem, że masz problemy z rodziną. Wiem, że zazwyczaj układasz się do snu na lewym boku. Wiem, że jak się denerwujesz, zaczynasz bawić się swoimi bransoletkami. Wiem, że z jakiegoś powodu unikasz ludzi. Wiem, że lubisz prowokować swoim wyglądem, chociaż starasz się trzymać na uboczu. Wiem o tobie takie pierdoły, o których normalnie nawet nie myślę. Nie byłbym w stanie powiedzieć tego o moich kumplach, a o tobie potrafię. Nie wiem, dlaczego, ale czuję że coś ukrywasz i chcę to odkryć. Nie lubię cię ale nie nienawidzę cię. Wiem, że mogłem cię wystraszyć na powitanie, ale zrobiłem to celowo, nie chciałem znowu mieć wroga w pokoju. Nie wiem, czemu, ale muszę wiedzieć, co się w tobie kryje.
Powiedział w końcu cichym, bardzo spokojnym tonem. Brzmiał, jakby sam nie do końca rozumiał zaistniałą sytuację, ale w cale mu to nie przeszkadzało w sformułowaniu swoich myśli. Bill przyglądał się profilowi jego twarzy, wbijając sobie paznokcie w dłonie, żeby się uspokoić. Samo wspomnienie o tym, co przeszedł, wciąż paliło go żywym ogniem.
-Prędzej umrę niż powiem komuś o tym, co mnie spotkało. Nie wiem, czego ode mnie chcesz, bo na pewno nie powiem ci nic o sobie. Chcę tylko w spokoju dożyć do matury a potem pójść swoją drogą. Bez ciebie i bez innych ludzi.
-Dlaczego jesteś taki nieufny?
-Bo mam swoje powody.
-O których mi nie powiesz.
-Dokładnie.
Pomiędzy nastolatkami znowu zapadła cisza, ale nie była ona w cale krępująca. Mimo że się nie lubili, w cale nie chcieli sobie robić na złość ani się krzywdzić. A Tom autentycznie był ciekaw, co mu się przytrafiło.
-W porządku. Ale od teraz masz jadać regularnie, dobrze? Nie chcę znowu mieć problemów, bo będziesz się głodził.
Warknął Tom, chociaż w cale nie było to agresywne, nim wstał z łóżka czarnowłosego i wyszedł z pokoju. Tego wieczora już ze sobą nie rozmawiali.
Bill w cale nie musiał długo czekać, aż świat pokrył pierwszy śnieg i nadeszły Święta. Doskonale widział, jak atmosfera tego czasu wpływa na wszystkich dookoła niego i nawet jego współlokator z jakiegoś powodu był milszy niż zwykle, ale on w cale tego nie czuł. Chciał, żeby to wszystko minęło jak najszybciej, najlepiej w ciągu sekundy. Wiedział, że to będą bardzo samotne i bardzo bolesne święta.
-Nie jedziesz do domu?
Usłyszał i poderwał wzrok znad książki, zerkając na stojącego z torbą w drzwiach Toma. Wzruszył ramionami i wrócił do lektury, nim w końcu odpowiedział.
-Szofer jeszcze nie przyjechał. Ma być za dwie godziny.
Sam nie wiedział, dlaczego skłamał ale odetchnął z ulgą, gdy Dredziarz po prostu wzruszył ramionami i wyszedł, zostawiając go samego. Bill był jedynym uczniem, który na Święta został w szkole. Musiał więc jakoś sobie radzić, chociaż nagła cisza w tym tętniącym życiem akademiku była wręcz uderzająca. I przerażająca.
-Nic mi nie będzie.
Mruknął sam do siebie, jedząc kolację w pustej stołówce. Katering miał mu zapewnić wyżywienie, aż ferie świąteczne się skończą. 12 dni kompletnej samotności. Sam nie sądził, że tak skończy. Że będzie siedział sam na niezbyt wygodnym krześle i jadł kolację bez smaku, przeglądając zdjęcia jego nowych i starych znajomych na portalach społecznościowych. Zazdrościł im. Zazdrościł im tego, co bezpowrotnie utracił.
Samotny czas mijał bardzo powoli a Bill coraz mniej czuł się jak człowiek. Funkcjonował, bo musiał. Czas wypełniał sobie nauką i słodkim lenistwem. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale bardzo zabolał go fakt, że nawet w Wigilię nie dostał od rodziców życzeń. Jedyną osobą, z którą miał kontakt, był jego były szofer.
Gdy Tom wrócił po Sylwestrze do szkoły, spodziewał się wszystkiego ale nie tego, co zastał w ich wspólnym pokoju. Czarny siedział na swoim łóżku po turecku, oparty o ścianę. Tom był pewien, że chłopak schudł, chociaż nie wiedział, skąd ta pewność. Skóra Czarnego stała się niemal szara a twarz zasłonięta w połowie włosami nie wyrażała absolutnie żadnej emocji, zupełnie jakby zastygła w zobojętnieniu. Nawet nie uniósł wzroku, gdy Dredziarz wszedł do środka i zastygł w pół kroku.
-Hej.
Rzucił blondyn, przyglądając się swojemu współlokatorowi o wiele uważniej, niż wcześniej. Nie rozumiał i nie miał prawa wiedzieć, co się wydarzyło przez Święta, ale miał okropnie złe przeczucia.
-Cześć.
Głos Billa był cichy i zachrypnięty, zupełnie tak, jakby od dawna się nie odzywał. Nieprzyzwyczajony do samotności i cierpiący z powodu samotnych Świąt bardzo się zmienił i zrozumiał, że nie obchodzi na tym świecie absolutnie nikogo. Tom czuł, jak od tego głosu przeszły mu ciarki po plecach.
-Jak minęły święta?
Zapytał, chcąc jakoś nawiązać dialog i odkładając swoją torbę przy łóżku, na którym zaraz usiadł. Jego współlokator wyglądał dziwnie i domyślał się, że spędził w akademiku cały okres wolnego. Aż go coś ściskało za serce, gdy o tym myślał. Mimo to był ciekaw, czy chłopak skłamie.
-W porządku.
Czarny najwyraźniej nie był skory do rozmów, skoro nie wykazywał żadnej inicjatywy. Tom bał się zadać kolejne pytanie, ale zrobił to mimo guli w gardle.
-Byłeś w domu?
-Nie.
I Tom już wiedział, że tej nocy znowu nie zaśnie. Chociaż z zupełnie innego powodu, niżby chciał.
Komentarze
Prześlij komentarz