How does it feel? - Rozdział 6
W ciągu kolejnych kilku dni rozpocząłem prawdziwą walkę o życie i zdrowie mojego bliźniaka a w dodatku zacząłem go coraz lepiej poznawać. Okazało się że mój brat ma przede mną o wiele więcej tajemnic a wydawałoby się, że skoro spędzamy z sobą całe nasze życia to powinniśmy wiedzieć o sobie wszystko. Jakże się myliłem! Nawet nie sądziłem, ile tajemnic skrywa przede mną moja bratnia dusza. To jednak musiało odejść na bok, bo problemy zaczęły mi się piętrzyć na głowie i nie mogłem tego zignorować.
Georg i Gustav dowiedzieli się na dzień po wypadku od Josta, który wparował do naszego domu gdy akurat odsypiałem zarwaną w szpitalu nockę. Bill nie pojawił się na spotkaniu i postanowił sprawdzić, co z nim. Gdy dowiedział się o wypadku to dosłownie myślałem, że zaraz i dla niego będę musiał wzywać karetkę. Cała krew odpłynęła mu z twarzy i wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami, nie mogąc powiedzieć przez dłuższą chwilę ani słowa. Później tego dnia razem ze mną i the G's wparował do szpitala i zarządał wszelkich akt i wyników badań. David zapewnił mnie, że w przeciągu kilku dni zapewni dla mojego bliźniaka najlepszą możliwą prywatną klinikę i opiekę najlepszych lekarzy, żeby jak najszybciej postawić go na nogi. Tymczasem mama z Gordonem utknęli u babci, której niewiele brakowało do znalezienia się w grobie razem z moim bratem. Byliśmy więc rozdzieleni ale w stałym kontakcie telefonicznym. Lekarze z kolei nie potrafili powiedzieć nic nowego na temat stanu zdrowia mojego brata i po wybiciu północy - 24 godziny po wypadku - oznajmili, że oficjalnie popadł w stan śpiączki i nie są w stanie przewidzieć czy kiedykolwiek się obudzi. To doprowadzało mnie wręcz do szaleństwa, bo oczywiście jak najszybciej chcieli pozbyć się "problemu" i przekazać jego narządy innym umierającym ludziom. Nie było o tym mowy, nie mogłem się na to zdobyć i nie było mowy, żebym pozwolił komukolwiek pokroić czy nawet tknąć mojego brata. Nie i koniec. Chociaż mama była załamana i już praktycznie spisała Billa na straty - nie mówiła tego wprost, ale sugerowała że chociaż powinienem się zastanowić nad możliwością przekazania narządów i odłączenia go od respiratora.
Niektórzy - i z pewnością w tej grupie jest przynajmniej część bliskich mi osób - z pewnością zastanawia się dlaczego mimo ciągłego powtarzania mi przez lekarzy, że mój młodszy braciszek ma minimalne szanse na wybudzenie się i w ogóle powrót do żywych, ja wciąż upieram się przy próbowaniu najróżniejszych możliwych sposobów wybudzenia go i mam zamiar jakoś mu w tym wszystkim pomóc. Otóż, moi drodzy - jestem bardzo upartym debilem. Bill z resztą sam nie raz i nie dwa porównywał mnie do osła i miał w tym sto procent racji. Byłem uparty i kurczowo trzymałem się tej nikłej nadziei, którą zaszczepił we mnie jak zwykle praktyczny i zorganizowany Jost, który pomimo swojego załamania tragicznymi wiadomościami nie pozwolił sobie na ani moment słabości i pomagał mi wszystko zorganizować. Ale to nie wszystko. Serio myślicie, że takiego osła jak ja może przekonać tylko coś takiego? Otóż nie, moi drodzy. Miałem PRZECZUCIE.
W naszej rodzinie od dawna wiadomo było, że Bill miewa czasem różne przeczucia i zazwyczaj sprawdzały się one w stu procentach - nie tylko kiedy chodziło o jakieś dotyczące naszej dwójki, ale czasem nawet osób których praktycznie nie znaliśmy. Mój bliźniak był cholernie wyczulony na punkcie tych wszystkich rzeczy i jeszcze się nie zdarzyło, żeby się pomylił. Zastanawiałem się nocami, gdy wykończony po ciężkim dniu pomiędzy domem a szpitalem w Hamburgu wpatrywałem się w sufit nie mogąc zasnąć, czy ten wypadek też przewidział? Czy wiedział, że niedługo zdarzy mu się coś złego i dlatego tak zapierdalał i oszczędzał każdy grosz? Bill zawsze powtarzał, że chce zrobić coś żeby w jakiś sposób zapisać się w historii i żeby podzielić się z ludźmi swoją pasją. Do tej pory pozostawił po sobie tak ogromne dziedzictwo, że nie byłem już w stanie stawiać się z nim na równi. Czym dłużej musiałem zajmować się sprawami bliźniaka tym bardziej zdawałem sobie sprawę z tego, który z nas faktycznie zdołał spełnić swoje marzenie o zostaniu zapamiętanym. Frontman i piosenkarz naszego zespołu, liczne wywiady, liczne sesje zdjęciowe, udział w kampaniach non profit przeciw nieludzkiemu traktowaniu zwierząt, projketowanie ubrań które już teraz były produkowane, pisanie tekstów dla innych zespołów, pomoc w tworzeniu wizerunków... A to i tak nie było jeszcze wszystko. Nie wspominając już, że był też najlepszym bratem pod Słońcem i dumą rodziców oraz wspaniałym przyjacielem. Jak on potrafił to wszystko ze sobą pogodzić - nie mam pojęcia i pewnie nigdy miałem się tego nie dowiedzieć.
Kolejny wieczór spędzałem przy łóżku bliźniaka, trzymając go za rękę i wpatrując się w jego spokojną twarz. Wyglądał prawie tak, jakby po prost spał. Może był tylko odrobinę bledszy niż zazwyczaj, ale to akurat było u niego normalne. Zauważałem co chwilę, jak wielką częścią mojego życia był i jak mi go brakuje. Co chwilę przyłapywałem się na tym, że chcę do niego pójść i o czymś porozmawiać albo że oczekuję, że doradzi mi mimo że nie poweidziałem ani słowa. Najbardziej brakowało mi jednak takich drobnych rzeczy. Tonu jego głosu gdy o czymś mówił, błysku w oczach gdy coś go zainterersowało, dźwięku jego śmiechu gdy coś go rozbawiło, zapachu jego perfum, podświadomej wiedzy że jest tuż obok, przytuleń i przychodzenia do mnie wieczorami tylko po to, żeby życzyć mi dobrej nocy. Ciągle czekałem, aż się obudzi i aż w końcu będę mógł z nim porozmawiać i przeprosić go za to, że byłem aż tak ogromnym idiotą i nie pomagałem mu wystarczająco.
Siedziałem tak i rozmyślałem, gdy do pokoju szpitalnego niczym huragan wpadł nasz manager z furią wymalowaną na twarzy a za nim wtoczyli się dwaj ubrani w szpitalne ubrania mężczyźni. Uniosłem lekko brew i starałem się zachować spokój, mimo że mój puls już przyspieszył i czułem usilną potrzebę obronienia mojego brata.
-Zabieramy Billa do prywatnej kliniki. W tej chwili.
Oznajmił Jost i wręczył mi jakieś papiery, które tylko przebiegłem wzrokiem i zauważyłem, że jest to wpis do rejestru prywatnego szpitala kilkanaście kilometrów za Hamburgiem. Wróciłem spojrzeniem do wciąż kipiącego złością mężczyzny i czekałem na odpowiedź na pytania, których nie zadałem. Jost znał mnie nie od dziś i nie musiałem nic mówić, żeby coś z niego wyciągnąć.
-Szpital stwierdził sobie, że będzie na was ZARABIAĆ, więc napierdolili wam od cholery dodatkowych kosztów na rachunek Billa. Spróbuję to jakoś zredukować ale najlepszym wyjściem jest zabranie go do tej kliniki i ściąganie tam lekarzy.
Wyjaśnił i nagle to wszystko nabrało sensu. Pokiwałem głową i westchnąłem cicho. Domyślałem się, że tak może być, ale...
-Ile płacimy?
-W tym momencie ponad 10 000 EUR za dzień. To stanowczo za dużo. W klinice będzie to kosztować tylko 6 000 EUR za dzień, co już jest bardziej racjonalne i będziemy mieć na bieżąco wgląd w rachunki. Ubezpieczenie Billa pokryje jeszcze ze dwa, może trzy tygodnie jego pobytu w szpitalu.
-A potem musimy płacić za to sami, prawda?
-Niekoniecznie.
W tym momencie patrzyłem na mojego managera jak na kosmitę. On najwyraźniej uważał, że tym jednym słowem wszystko już mi wyjaśnił a ja czułem się jak kompletny idiota, czekając na najwyraźniej dość oczywistą odpowiedź.
-Bill wykupił całkiem dobre ubezpieczenie, można scedować ubezpieczenia razem. Gdybyś się zdecydował, koszty mogłyby iść z twojego ubezpieczenia. Georga i Gustava tyczy się to samo. Bill może jest trzepnięty, ale ma łeb na karku.
Pokiwałem głową w pełni się z nim zgadzając. Sam nie wiem, kiedy ostatni raz słyszałem coś o naszym ubezpieczeniu od bliźniaka. Prawdopodobnie wtedy, gdy je zakładał kilka lat temu, gdy rozpoczynaliśmy dopiero naszą przygodę z Tokio Hotel. Potem już się tym po prostu nie interesowałem na tyle, żeby chociaż zapytać i teraz plułem sobie za to w brodę. Tak ciężko byłoby zdjąć mu kilka obowiązków z jego barków? Tym bardziej, że to dotyczyło nas wszystkich a nie tylko jego. Powinienem był być rozsądniejszy, serio…
-Ach, byłbym zapomniał.
To mówiąc Jost podał mi plik jakiś papierów z których zrozumiałem tylko tyle, że jest to zgoda na przeniesienie Billa do placówki prywatnej. Zerknąłem niepewnie na stojącego przede mną mężczyznę, który aż się zdziwił na moje zdziwienie. Incepcja zdziwienia, co?
-Nic nie wiesz?
-E… ale o czym?
Jost w tym komencie przyglądał mi się tak, jakbym był największym idiotą na świecie i szczerze dokładnie tak się teraz czułem. Westchnął w końcu i rozmasował sobie kark, jak zawsze gdy któryś z nas sprawiał mu kolejny kłopot.
-Bill kilka lat temu oddał mi w ręce plik dokumentów. Wszystko, co posiada, w tym własne życie, przepisał na ciebie. Mówiłem mu, że jest za młody na testament ale upierał się, że zawsze coś może się zdarzyć. Wśród tych dokumentów były również takie, według których prawnie jesteś jedyną osobą mająca prawo do decydowania o życiu lub śmierci Billa a także miejscu jego pobytu i sposobu leczenia i wszystkiego innego, jeśli sam nie jest w stanie tego robić. Musisz to podpisać, inaczej go nie zabiorę do kliniki.
Zawaliłem i to na całej linii. No i dodatkowo dosłownie mnie zatkało. Ostatnio coś strasznie często mnie zatyka. Kto by pomyślał, że zatkanie Toma Kaulitza za którym ugania się tyle lasek jest takie proste, prawda? W każdym razie szybko podpisałem to, co podał mi Jost, na co on znowu tylko pokręcił głową ale tym razem wiedziałem o co mu chodzi. Zawsze powtarzał, żeby czytać wszystko zanim się coś podpisze, nie ważne kto nas prosi o podpis a ja ledwo zerknąłem na podane mi kartki. No cóż, najwyżej stracę nerkę lub dwie.
Gdy wróciłem do domu, Bill był już w nowym - swoją drogą o wiele ładniejszym - szpitalu i przeprowadzono już pierwsze badania ze ściągniętym do nas przez Josta lekarzem. Co prawda nadzieje były nikłe, ale były.
Sam skierowałem kroki prosto do pokoju bliźniaka, mając zamiar przejrzeć jego dokumenty. Mój braciszek miał manie sortowania wszystkiego w segregatorach, więc wydawało mi się że zadanie to będzie dość proste ale trochę się zdziwiłem, gdy na regale zauważyłem 7 różnobarwnych segregatorów i oczywiście żaden z nich nie był podpisany. Westchnąłem cicho i wziąłem się za pierwszy z brzegu. Oczywiście spudłowałem ale trafiłem na coś równie interesującego. W środku były wszystkie nasze świadectwa, dyplomy i inne takie duperele z czasów szkolnych. Aż mi się łezka w oku kręci jak myśle o tych chwilach. Wspomnienia to jednak bardzo interesująca rzecz…
Na przeglądaniu tego wszystkiego, co mój bliźniak zebrał przez te wszystkie lata, zeszła mi ponad godzina ale nie potrafiłem zdobyć się na to, żeby po prostu to odłożyć i dalej szukać. W końcu jednak znalazłem dokumenty a przy okazji wszystkie sekrety Billa…
Komentarze
Prześlij komentarz