Od stu lat... - Rozdział 3
Wyciągnięcie informacji z mojej ofiary było istnie dziecinną igraszką. Wyśpiewał wszystko jak na spowiedzi nawet nie będąc tego świadom, bo mocno go schlałem. Powiedział mi nawet o wiele więcej, niżbym chciał czy potrzebował wiedzieć. O wiele trudniejsze było powstrzymanie się przed znęcaniem się nad tym nie-człowiekiem. Ogólnie rzecz biorąc kocham ludzi i uwielbiam ludzkość, jednak każda miłość ma swoje granice. Najgorszym sortem ludzi byli ci, którzy krzywdzili swoich bliskich z lubością i odpowiedzialnością a dodatkowo podejrzewałem, że ze względu na historię doktora Creep'a jego żona Cornelia nie była w cale jego pierwszą ofiarą. Teraz pozostało mi tylko jedno...
Spisałem wszystko na kartce po czym rozebrałem swojego "gościa" do naga i w tym momencie postanowiłem zrobić mu mały dowcip. Korzystając z okazji, że jest i tak nieświadomy niczego, co się dookoła niego dzieje, wysmarowałem pół prześcieradła firmowym kremem imitując nim spermę i napisałem dla niego wiadomość na rano.
"Byłeś cudowny, skarbie. Mam nadzieję, że siedzenie nie będzie cię zbytnio bolało."
Podpisałem to jako "David", bo to imię jako pierwsze przyszło mi do głowy i poszedłem do siebie, analizując wszystko to, co się do tej pory wydarzyło. Nie miałem zamiaru tej nocy już odwiedzać komisariatu policji i angażować ich w to wszystko ponieważ wiedziałem, że mój potworek będzie tam dopiero z samego rana.
Po powrocie do domu jednak nie mogłem zasnąć nawet mimo ogromnego zmęczenia. Nie wiedziałem, czy to ekscytacja czy też nerwy ale po prostu całą noc wierciłem się z boku na bok. Dopiero nad ranem udało mi się przespać dwie godzinki, nim zadzwonił mój budzik i wiedziałem, że muszę wstać żeby dokończyć tę sprawę. Wszystko wydawało się takie proste... zbyt proste.
Na komisariat dotarłem jakiś czas później, kompletnie pomijając śniadanie. Miałem nadzieję, że wszystko szybko się potoczy ale jakieś dziwne przeczucie nie dawało mi spokoju. Nie mogłem go jednak za żadne skarby nazwać, więc usilnie próbowałem je ignorować.
-Pan Orihara, co pana tym razem do nas sprowadza?
Usłyszałem znajomy głos zaraz po przekroczeniu progu komisariatu. Spojrzałem w tamtym kierunku i uśmiechnąłem się promiennie do siedzącego tam policjanta. Widziałem go już kilka razy ale niezbyt mnie interesował, nigdy też w jego aktach nie pojawiło się nic ciekawego.
-Cześć, jest Shizuś?
Odpowiedziałem pytaniem na pytanie, na co chłopak westchnął i wskazał wnętrze budynku, nic więcej nie mówiąc. Znaczyło to tyle, co "jest w swoim biurze, tylko nic nie rozwalcie... proszę". Podziękowałem i szybko znalazłem się w odpowiednim pokoju, od razu unikając lecącej w moją stronę książki, przez co nie mogłem się nie roześmiać.
-Ciebie też miło widzieć, Shizuś. Mam do ciebie romans.
-Czego nie rozumiesz w słowie "wypierdalaj"? Książka to za mała sugestia?!
Warknęła moja bestyjka ale było to tak urocze, że nie potrafiłem się na niego gniewać. Westchnąłem cicho i wyciągnąłem kartkę z wewnętrznej kieszeni mojej kurtki, rzucając ją na biurko komisarza.
-Co to ma być?
-Karta.
Nie mogłem nic poradzić na to, że drażnienie się z Shizusiem było moim ulubionym zajęciem. Shizuś warknął coś kompletnie zirytowany ale w końcu usiadł za biurkiem i zaczął czytać zebrane przeze mnie informacje. Jak bardzo mnie nie lubił to nie mógł zaprzeczyć, że jestem najlepszy w swojej pracy.
-Co to znaczy?
Spojrzałem na niego autentycznie zaskoczony bo byłem pewien, że zapisałem poprawnie wszystkie informacje sądziłem więc, że to wystarczy.
-Henry Creep zdradził mi miejsca, w których zakopał ciała swoich ofiar.
-Skąd wiesz, że to on je zabił?
-To chyba oczywiste, inaczej nie miałby powodu do zakopywania ich.
-Masz na niego jakiekolwiek dowody?
-Jego zeznania, które spisałem na tej oto kartce, to dowód koronny.
-A te zeznania zdobyłeś w jaki sposób?
-To nie jest ważne.
Shizuo mierzył mnie wzrokiem pełnym irytacji i zastanawiałem się, czy przypadkiem zaraz mnie nie zaatakuje ale wtedy pewien fakt we mnie uderzył. Nie spał poprzedniej nocy. Był wyraźnie zmęczony i miał delikatne cienie pod oczami. Co chwilę przecierał twarz i miał zdecydowanie mniej energii niż zazwyczaj, był o wiele spokojniejszy. Próbowałem sobie przypomnieć, czy była jakakolwiek okazja z której miałby może imprezować całą noc i być dzisiaj niewyspanym ale nic takiego nie było. Shizuś był pod stałym nadzorem jednego z moich współpracowników ale on również nic mi nie zameldwował. Bestyjka musiała więc być cały wieczór w domu a to oznacza, że tam nie spał. Jednak gdyby miał mieć jakiekolwiek towarzystwo, zostałbym o tym natychmiastowo poinformowany. W dodatku nie wyglądał na jakkolwiek zadowolonego z powodu swojego niewyspania, więc...
-Wszystko w porządku?
Zapytałem autentycznie zaniepokojony, jednak Shizuś posłał mi tak zimne spojrzenie, że aż przeszły mnie ciarki. Westchnąłem z rezygnacją i wstałem ze swojego miejsca, podchodząc do wyjścia. Chciałem coś jeszcze powiedzieć ale nie miałem pojęcia, co mógłbym ani co w ogóle powinienem powiedzieć do tej właśnie osoby w takiej właśnie sytuacji, więc po prostu wyszedłem bez słowa.
Miałem dziwne przeczucie, że nikt przez długi czas nie zajmie się tą sprawą...
Komentarze
Prześlij komentarz