Przypadek - Rozdział 8
BILL
28 godzin później siedziałem w siedzeniu swojego samolotu i obserwowałem, jak pas startowy powoli przemyka za oknem. Czułem cisnące mi się do oczu łzy i nie wiedziałem, co miałem z tym wszystkim zrobić. Ostatnie dwa dni z Emily były magiczne, dzisiejszy wieczór niezapomniany a teraz odlatywałem daleko od niej, miałem wrażenie że już więcej jej nie zobaczę. Było to durne i absurdalne ale wiedziałem, że z pewnością niedługo znowu się spotkamy ale te tragiczne myśli nie chciały mnie opuścić.
-Hej, Billy.
Usłyszałem cichy głos bliźniaka i spojrzałem na niego, widząc lekki uśmiech na jego ustach i czując, jak ściska delikatnie moją dłoń.
-Będzie dobrze.
Zapewnił mnie a ja nie mogłem nic pomóc na to, że poczułem się dzięki temu odrobinę lepiej. Oparłem się o jego ramię i sam nawet nie wiedziałem, kiedy zasnąłem.
TOM
Chociaż zazwyczaj dobrze śpię w samolotach, to tym razem nie potrafiłem zmrużyć oka. Trzymałem Billa w ramionach i przyglądałem mu się, jak spokojnie śpi i nie mogłem nie myśleć o tej całej sytuacji. Chociaż bardzo polubiłem Emily to miałem mieszane uczucia co do tego związku. Po pierwsze, to bałem się, że zakończy się to zranieniem Billa a po drugie zastanawiałem się, jak oni tak właściwie poradzą sobie z byciem w związku na odległość, co przecież w cale nie jest takie proste. Dodatkowo stresował mnie fakt tego, jakie będą wyniki mojego najnowszego pomysłu, o którym mój bliźniak nie miał najmniejszego pojęcia i miałem nadzieję, że nigdy się o tym nie dowie.
Prawdą jest, że gdy jeszcze mieszkaliśmy w Niemczech, Bill często zostawał w domu lub w studio, podczas gdy ja chodziłem na imprezy i poznawałem nowych ludzi. Skutkowało to tym, że do tej pory miałem wielu znajomych, których Bill nie znał i z którymi miałem raczej sporadyczny kontakt, szczególnie odkąd zamieszkaliśmy w LA. Dlatego wczoraj, gdy Bill wyszedł na spotkanie z Emily, udało mi się skontaktować i spotkać z jednym z nich, żeby wciągnąć go w mój dość perfidny plan, do którego pewnie prędzej czy później się przyznam. Teraz, siedząc w samolocie i będąc odciętym od całego zewnętrznego świata zastanawiałem się, czy dobrze zrobiłem i czy nie będę tego niedługo żałować. Nie było jednak już odwrotu.
Spojrzałem, na niewinne oblicze mojego bliźniaka i uśmiechnąłem się. Tylko tyle wystarczyło żebym był pewien, że dobrze robię.
Dla wielu może wydawać się to dosyć dziwne, że mimo trzydziestki na karku wciąż tak bardzo opiekowałem się swoim bliźniakiem i się nad nim tak bardzo trząsłem. Prawda jednak była taka, że w przeszłości często pozostawieni byliśmy sami sobie i musieliśmy szybko dorosnąć. To ja byłem za nas odpowiedzialny i musiałem pilnować Billa. To ja troszczyłem się o jego samopoczucie i o to, żeby cokolwiek jadł, szczególnie gdy miał swoje autodestrukcyjne fazy i próbował zagłodzić się na śmierć.
Los chciał, że zostaliśmy wręcz zmuszeni do bycia bardzo blisko siebie przez większą część naszego życia i zostało mi to do tej pory, mimo że miałem żonę i dzieci, za które również byłem odpowiedzialny. Bill z resztą też w cale się nie zmienił i wciąż często na mnie polegał tak, jak za dawnych lat. Mogłem się trochę złościć, gdy wchodził mi na głowę i czasem gadał o wiele za dużo, jednak i tak był najbliższą mi osobą i nigdy w życiu nie chciałbym, żeby przestał na mnie polegać tak, jak to robi w tej chwili. Mam nadzieję, że do końca życia będzie czuł moje wsparcie.
BILL
Gdy wysiadaliśmy w LA z zaskoczeniem zorientowałem się, że Tom jest kompletnie wykończony, co nie było niczym zwyczajnym. Właściwie to mój bliźniak zazwyczaj sypiał bez najmniejszych problemów we wszelkich środkach transportu i to zazwyczaj ja nie mogę zwrócić oka więc fakt, że tym razem było dokładnie na odwrót był dość niecodzienny.
-Wszystko w porządku?
Zapytałem cicho, na co Tom spojrzał na mnie lekko nieprzytomnie, by po chwili się uśmiechnąć.
-Tak. Nie moglem zasnąć, to nic takiego.
Zapewnił mnie i zabraliśmy nasze bagaże, żeby skierować się do wyjścia. Na parkingu od razu zauważyłem Heidi, która czekała na nas z wielkim uśmiechem na twarzy. Przytuliłem ją na powitanie i zabrałem się za pakowanie naszych bagaży do bagażnika, podczas gdy witał się z nią mój bliźniak.
-Nie wyglądasz za dobrze, Tom. Źle spałeś?
Ledwo mogłem powstrzymać śmiech, słysząc jej komentarz. Włączyłem telefon i odczekałem chwilę, dając czas wszystkim przychodzącym powiadomieniom, nim zabrałem się za te najbardziej interesujące w pierwszej kolejności, czyli oczywiście te od Emily.
Emily: Miłego lotu <3
Emily: Dzień dobry <3 Wiem, że twój lot jeszcze trwa. Mam nadzieję, że chociaż się wyśpisz w samolocie.
Emily: *zdjęcie*
Emily: Mam dzisiaj mnóstwo pracy, więc pewnie będę siedzieć do późna w biurze... Zdzwonimy się jutro?
Emily: *zdjęcie*
Emily: *zdjęcie* Ten facet zaczepił mnie na lunchu i nie chce się odczepić... od kiedy spotykam jakiś creepów?
Emily: Ochrona musiała wywalić go z budynku, bo próbował się dostać do środka bez przepustki i flirtował z recepcjonistką. Haha, przynajmniej mam spokój :D
Emily: Chyba zaraz będziesz lądować. Mam nadzieję, że lot dobrze ci minął? Tęsknię <3 <3
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, mimo że trochę zaniepokoił mnie fakt tamtego faceta, który się do niej przyczepił. Skinąłem porozumiewawczo do Toma, który razem z Heidi zdecydował się wrócić na lotnisko żeby kupić nam kawę i wybrałem numer Emily. Powinna już być w domu zważając na fakt, że w Niemczech było już po 20:00.
-Hej, Billy.
Usłyszałem w słuchawce i nie mogłem się nie uśmiechnąć. Wyobraziłem sobie, jak przysuwa sobie mikrofon od słuchawek bliżej ust. Kiedyś wspominała o tym, że nie cierpi telefonować bez swoich starych słuchawek.
-Hej, Emily. Właśnie wylądowaliśmy, Heidi odebrała nas z lotniska i poszła jeszcze z Tomem po kawę.
Zdałem pokrótce relację i odpaliłem papierosa korzystajac z tego, że mam jeszcze kilka minut.
-Miło z jej strony, pozdrów oboje ode mnie.
-Jasne.
-Jak minął lot?
-Szczerze? Od startu do lądowania spałem, Tom z kolei w ogóle nie zmrużył oczu. Zazwyczaj jest na odwrót.
-Przynajmniej się wyspałeś.
-Tak, to prawda. Dalej jesteś w pracy?
Zapytałem, bo słyszałem przerzucane papiery w tle.
-Tak, muszę tylko porozdzielać dokumenty na działy, do których mają trafić i idę do domu.
-Późno dzisiaj kończysz.
-Czasem tak bywa. Dostałam dziś do przerobienia nowy kontrakt i było z tym trochę problemów. Teraz marzę tylko o powrocie do domu i wzięcia długiej kąpieli.
-Wziąłbym z tobą tę kąpiel.
W słuchawce rozbrzmiał jej śmiech, na co nie mogłem się nie uśmiechnąć.
-Następnym razem, zapraszam.
-Swoją drogą co to za sprawa z tym gościem, który cię zaczepiał?
-Sama nie wiem. Wyszłam z biura na lunch do mojej ulubionej kawiarni i się do mnie doczepił, potem śledził mnie aż do biura. Nie mam pojęcia, czemu się mnie uczepił, no ale tak bywa.
-Zdażało ci się to już?
-Nie, żeby mnie śledzono, ale tak.
Westchnąłem ciężko, bo w cale mnie to nie uspokajało. Szczerze mówiąc to martwiłem się o nią wiedząc, że jest zdana praktycznie rzecz biorąc tylko na siebie.
-Uważaj na siebie, dobrze?
-Jasne, właśnie wychodzę z biura. Napiszę ci, jak będę w... ej!
-Emily?
Nie wiedziałem, co się stało. Słyszałem jakąś szarpaninę w tle a dziewczyna nie odpowiadała na moje wołanie, a ja czułem jak serce podchodzi mi do gardła. Mogłem się tylko domyślić, że działo się coś złego, gdy w słuchawce usłyszałem głośny krzyk, aż zadzwoniło mi w uszach.
-Emily?!
Było mi słabo i musiałem oprzeć się o bok samochodu bo miałem wrażenie, że grunt osuwa mi się spod nóg. Kątem oka widziałem wracających Heidi i Toma, ale w tym momencie mnie to nie interesowało.
-Emily!
-Bill. co się dzieje?
Spojrzałem na bliźniaka, który dopadł do mnie a po wyrazie jego twarzy wiedziałem, że musiałem wyglądać o wiele gorzej, niż się czułem.
-Cholera jasna...
Usłyszałem w słuchawce zdyszany głos Emily a zaraz potem kaszel, jakby ledwo mogła złapać oddech. Trząsłem się i miałem tego pełną świadomość ale nie mogłem nic na to poradzić.
-Nic pani nie jest?
-Nie, chyba nie... Dziękuję. Przepraszam, Bill?
-Emily! Co się stało?
Ledwo zadałem to pytanie a w słuchawce usłsyzałem pisk policyjnych syren.
-To ten facet... zaczaił się na mnie pod pracą ale wszystko w porządku. Muszę kończyć, policja i karetka przyjechała.
-Emily...
-Bill, nic mi nie jest, okay? Odezwę się później, ale...
Nie dokończyła. Słyszałem tylko jakiś huk a potem czyjeś krzyki i kroki ale nie potrafiłem z tego nic wywnioskować. Czułem, jak wpadam w coraz większą panikę aż połączenie zostało przerwane a brat porwał mnie w ramiona. Co się tak właściwie dzieje?
Komentarze
Prześlij komentarz