Zapisane w gwiazdach - Rozdział 9
-W końcu się domyśliłeś?
Zamrugałem kilkukrotnie szybciej oczami i gorączkowo myślałem, o czym on do cholery mówi. Nie zdążyłem jednak nawet zapytać, gdy Tom nachylił się jeszcze bardziej i złączył nasze usta w czułym pocałunku. Byłem w takim szoku, że nawet się nie ruszyłem, po prostu dalej siedziałem na ziemi jak skamieniały, podczas gdy jego usta powoli i delikatnie pieściły moje. Po długiej chwili Tom odsunął się ode mnie nieznacznie i spojrzał mi w oczy a mi zabrakło języka w gębie.
-Cóż, chyba cię zaskoczyłem.
Zaśmiał się cicho Dredziarz, po czym usiadł naprzeciwko mnie i czekał, aż najwyraźniej jakoś zareaguję. Potrząsnąłem energicznie głową, żeby jakoś wybudzić się z tego transu.
-Ty... Ale... Co?
A jednak nie potrafiłem się wysłowić, czym wywołałem kolejny wybuch wesołości u mojego przyjaciela i szczerze mówiąc zacząłem się zastanawiać, czy to nie był z jego strony przypadkiem jakiś żart.
-Też miewasz te wspomnienia, prawda?
Szczęka opadła mi do lochów. Dosłownie. Próbowałem złożyć jakieś składne zdanie, ale niezbyt mi to szło, więc Tom znowu przejął pałeczkę i mówił dalej.
-Jakoś... rok temu? Chyba wtedy pokłóciłem się ze swoją byłą dziewczyną. Tej nocy po raz pierwszy miałem ten dziwny sen. Przynajmniej wtedy myślałem, że to sen. Okazało się to być wspomnieniem. Wspomnieniem moich poprzednich wcieleń. Trochę czasu zajęło mi zrozumienie, co się dzieje. Już sam nawet myślałem, że mi odbija! Ale w końcu dotarło do mnie, że muszę odnaleźć tego chłopaka, o którym mówi mi ten głos. Chłopaka, który jest wcieleniem tych wszystkich osób, które widziałem w tych wspomnieniach. Ciągle miałem w głowie ten głos, "musisz go odnaleźć".
Słuchałem go uważnie i nie mogłem w to uwierzyć. Było dosłownie tak, jak u mnie, tylko że u niego zaczęło się to o wiele, wiele wcześniej.
-Kiedy cię spotkałem wtedy na ulicy, od razu poczułem, że to ty. Nie byłem w stu procentach pewien do czasu, aż spojrzeliśmy na siebie wtedy pod gabinetem dyrektora. Przeżyliśmy to wspomnienie wtedy razem, widziałem to po tobie. Nie wiedziałem jednak, jak daleko jesteś i postanowiłem poczekać. A wtedy... z każdym dniem po prostu coraz bardziej się w tobie zakochiwałem. Obserwowałem, jak dochodzą do ciebie kolejne fragmenty wspomnień i modliłem się, żebyś w końcu zrozumiał, że to mnie szukasz. Że to o mnie chodziło. Więc gdy dzisiaj spisywałeś te wszystkie imiona, przyglądałem ci się. Wydawałeś się być tak zaaferowany, że choćby tornado przeszło przez ten pokój, nic byś nie zauważył. To był uroczy widok. Cieszę się, że w końcu zorientowałeś się, co i jak.
-Więc... wiedziałeś, przez cały ten czas?
Zapytałem w końcu, gdy w jakimkolwiek stopniu zdołałem odzyskać głos i uporządkować swoje myśli.
-Owszem. Pamiętam, jak tańczyliśmy razem na urodzinach twojej matki, gdzie szukała ci drugiej połówki. Pamiętam, jak rozmawialiśmy na polanie, gdzie byłeś prześliczną kobietą o imieniu Anahita. Pamiętam co czułem, gdy wyjechaliśmy razem do Włoch, jako William i Sir Thomas, by w tajemnicy przed wszystkimi wziąć ślub.
Pokręciłem głową, nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Nie sądziłem, że Tom również ma te wspomnienia i że kiedykolwiek będę mógł z nim porozmawiać o tych dziwnych wspomnieniach. A teraz to Tom robił to sam z siebie. W jakimś odruchu złapałem jego dłonie w swoje i przez chwilę po prostu się im przypatrywałem.
-Nie sądziłem... Nie sądziłem, że coś takiego mi się przydaży. To znaczy... że nasze dusze na prawdę są nieśmiertelne? Że kiedyś... w przeszłości, byliśmy już razem?
Próbowałem sobie to jakoś uporządkować. Wydawało mi się, że to wszystko jest wręcz absurdalne. Ale to właśnie się działo. Co, jeśli całe moje życie jest absurdalne?
-Dokładnie, Billy. Kilkadziesiąt o ile nie kilkaset razy. I jeszcze wiele razy się odnajdą w historii ludzkości.
Zapewnił mnie a w jego głosie mogłem wyczuć, że jest o tym święcie przekonany. Tak, jakby był w stanie przewidzieć przyszłość, chociaż to było przecież niemożliwe. Prawda?
Tom wyplątał jedną z dłoni z mojego uchwytu i położył ją na moim policzku a ja czując ciepło jego skóry nie mogłem się w niego nie wtulić. Czułem się dobrze. Tak, jakbym po raz pierwszy od dawna był na właściwym miejscu.
-Przed czym masz mnie ocalić?
Zapytałem cicho, powoli analizując i akceptując w głowie te wszystkie fakty, które dopiero co do mnie dotarły i musiałem się do nich przyzwyczaić.
-Nie wiem, Billy. Dowiemy się tego z naszych wspomnień, gdy już będą kompletne.
Westchnąłem cicho bo to oznaczało, że te wspomnienia nie skończą się jeszcze przez jakiś czas. Nie było na to najwyraźniej rady i musiałem po prostu zaakceptować ten fakt.
-Billy?
Usłyszałem miękki głos Toma, więc otworzyłem oczy i zauważyłem, że jest on zaledwie kilka centymetrów od mojej twarzy. Nie potrafiłem oderwać wzroku od niego a jednocześnie mój oddech nie chciał współpracować i jego rytm został zaburzony, tak samo z resztą jak bicie mojego serca.
Nie trwało to długo, nim Dredziarz w końcu zlitował się nade mną i pokonał dzielące nas centymetry, łącząc nasze usta w delikatnym i czułym pocałunku. Czułem elektryzujący dreszcz, który przeszedł po moim kręgosłupie a przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele. Ten pocałunek trwał jednocześnie ułamek sekundy i całą wieczność a uczucie, jakie mu towarzyszyło, było nie do opisania. Nigdy w życiu czegoś takiego nie czułem. Mogłem jedynie określić jedno z uczuć, które niczym morze zalało moje serce i umysł. Miłość. Kochałem tego chłopaka i jednocześnie czułem się tak kochany, że to było niemal bolesne. Oparłem głowę o ramię Toma, zamkając oczy. Jakim cudem tak długo bez niego przeżyłem i nie zauważyłem, że czegokolwiek mi brakuje? Nie miałem pojęcia. Cieszyłem się tylko, że w końcu go odnalazłem.
***
Zbierałem się właśnie, by wyjść z domu Toma, bo kiedyś musiałem wrócić do siebie, gdy chłopak złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie, zamykając mnie w uścisku swoich ramion. Chłonąłem jego ciepło i rozkoszowałem się tym przyjemnym uczuciem, nim znowu będę mógł go zobaczyć i dostać więcej tego ciepła.
-Uważaj na siebie, proszę.
Usłyszałem Toma i mogłem jedynie pokiwać głową. Nie zaprzeczę, że często miałem różnego rodzaju pomysły i nie zawsze w efekcie końcowym uważałem na siebie i mogłem przysiąc, że przynajmniej kilka razy otarłem się o śmierć. Jednak takie prośby nie były typowe dla Dredziarza.
W końcu dotarliśmy na dworzec i instynktownie już poszedłem na odpowiedni peron. Co mam powiedzieć? Wchodzi w krew i w pewnym momencie nawet przestałem się upewniać, skąd odjeżdża mój pociąg. Przez całą drogę i tak głowę miałem zajęta czymś innym, bo z Tomem przez cały czas trzymaliśmy się za ręce i to... było miłe.
Niestety nadszedł moment rozstania i po krótkim pożegnaniu siedziałem na jednym z miejsc w przedziale z słuchawkami na uszach i mając absolutnie dość wszystkiego i wszystkich. Z jakiegoś powodu w chwili, gdy Tom zniknął mi z oczu, poczułem się wyczerpany i zniechęcony do wszystkich. Mogłem tylko myśleć o tym, jaką aferę zrobi mi Marta, gdy po trzech dniach wrócę do sierocińca i już nie miałem ochoty na spotkanie z nią.
Zrezygnowany wszedłem do Domu dziecka trzy godziny później i skierowałem się w pierwszej chwili do mojego pokoju, zostawiając tam plecak. Ponieważ była pora kolacji, od razu poszedłem na stołówkę.
-Zjesz później. Idziemy.
Usłyszałem zimny głos mojej wychowawczyni, jeszcze zanim udało mi się wejść do środka. Przekląłem w myślach i powlokłem się za nią aż do ogrodu, w którym urządzony mieliśmy plac zabaw. Usiadłem więc na jednej z huśtawek i absolutnie przez cały czas unikałem wzroku mojej wychowawczyni, która przez jakiś czas uparcie milczała.
-Zraniłeś mnie, Bill. Bardzo, bardzo mnie zraniłeś.
Powiedziała w końcu a ja poczułem zimny pot na karku. Marta co prawda nigdy nie była wobec nas agresywna, ale nie chciałem jej zawieźć ani żeby była na mnie zła. Chciałem być w stosunku do niej w porządku ale... nie zawsze zostawiała mi wybór.
-Zakochałeś się?
Uniosłem głowę i spojrzałem na nią w szoku. Przez chwilę zastanawiałem się nawet, czy może sobie nie stroi ze mnie żartów, ale po wyrazie jej twarzy i po tym delikatnym uśmiechu w kącikach jej ust wiedziałem, że nie jest na mnie zła.
-Tak... przepraszam.
Dziewczyna zaśmiała się a ja znowu spojrzałem na czubki swoich butów. Nie byłem cnotką i miałem już kiedyś partnerki i partnerów, ale nigdy na ten temat nie rozmawialiśmy. O antykoncepcji i innych problemach, jakie mogą wywiązać się ze współżycia nauczył nas psycholog, gdy mieliśmy 10 lat.
-Za co ty mnie przepraszasz, Bill? Miłość to piękne uczucie. Cieszę się, że ci się przytrafiło. Ona o tym wie? Też cię kocha?
Westchnąłem cicho i zagryzłem na moment wargę, zastanawiając się, co mam jej powiedzieć. Nie bałem się, że będzie zawiedziona ani nic w tym stylu, ale może nie chciała tego słyszeć.
-To chłopak. Tom. I tak... kocha mnie.
-U niego spędziłeś te kilka dni, prawda?
-Tak. ale my... my... byliśmy grzeczni, przysięgam!
Marta znowu się roześmiała i popchnęła mnie lekko na huśtawce, zupełnie jak za dawnych lat. Nie mogłem się nie uśmiechnąć.
-Spokojnie, Bill. Masz już 16 lat, nie moge cię powstrzymywać przed tym, czego chcesz. Szczególnie, że dzieci z tego nie będzie. Jaki on jest?
Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie Toma.
-Jest bardzo miły i opiekuńczy. Poznałem go, gdy pierwszego dnia zgubiłem się w drodze do szkoły i od tej pory mnie do niego ciągnie. Mamy dużo wspólnego i często mnie rozbawia. Chociaż bywa wredny. Polubiłabyś go.
-Z pewnością. Dlatego chcesz się przeprowadzić do akademika?
-Tak. Poza tym męczą mnie trochę te ciągłe dojazdy. Dzisiaj złożyłem papiery u dyrketora.
-Pojadę pomóc ci z przeprowadzką. Może wtedy poznam Toma?
-Tylko się nie przeraź.
-Niby czego?
-Tom jest bogaty.
-A czy to zmienia, jakim jest człowiekiem?
-Nie. Ani trochę. Nie puszy się i nie wywyższa.
-Więc jest dobrym człowiekiem.
-Tak... chyba masz rację.
Marta zatrzymała huśtawkę i objęła mnie za szyję. Kiedy nie chciałem rozmawiać i miałem zły humor, zawsze zachodziła mnie od tyłu i tak przytulała. Uśmiechnąłem się na myśl o tym.
-Będzie dobrze, Bill. Oby to on był dla ciebie tym jedynym.
Wyszeptała a ja miałem nadzieję, że tak właśnie jest.
Komentarze
Prześlij komentarz