Czarny Pan - Rozdział 17


Wpatrywałem się w powoli ciemniejące niebo i przeczesywałem leniwie jasne włosy, delektując się ostatnimi na nie wiadomo jak długo chwilami spokoju. Wiedziałem, że niedługo to wszystko się skończy. Nadchodzi dzień, w którym będę zmuszony postawić wszystko na jedną kartę - albo wygram, albo wyląduję w Azkabanie oczekując na śmierć w skutek pocałunku Dementora. Westchnąłem cicho i naciągnąłem mocniej koc na ramiona śpiącego chłopaka, bo wiatr zdecydowanie się wzmagał. Wiedziałem, że za moment będę musiał obudzić Dracona żebyśmy wrócili do zamku zanim będzie zbyt zimno i się rozchorujemy, jednak chciałem móc rozkoszować jeszcze tymi kilkoma, cennymi minutami, które jeszcze razem mieliśmy. Nie miałem pojęcia, co może się wydarzyć, gdy w końcu wykonam swój ostateczny ruch i będę mógł się okazać światu jako Terror Pathy. 

Schyliłem się i złożyłem pocałunek na czole mojego chłopaka, który zabawnie zmarszczył nos. Nie mogłem się na to nie uśmiechnąć. Pogładziłem go po policzku i zacząłem do niego szeptać, chcąc go w jakiś delikatny sposób obudzić. Nie wiedziałem, kiedy znów będzie mi dane widzieć go tak spokojnym i zrelaksowanym jak teraz.

-Wstawaj, śpiochu. Przeziębisz się, jak będziesz tak spać na ziemi.

Ciche mruknięcie i po chwili mogłem zobaczyć szare, zaspane oczy które zdawały się jeszcze nie do końca wiedzieć, co się dookoła ich właściciela tak właściwie dzieje. Nie mogłem się nie uśmiechnąć na ten widok, bo był on po prostu rozkoszny. Zastanawiałem się, czy będzie w stanie wytrwać przy mnie kiedy to wszystko nabierze rozpędu.

-Chodź, wracamy do zamku. Niedługo pora kolacji.

Zarządziłem i poczekałem spokojnie, aż chłopak podniósł się do siadu i przeciągnął się jak rasowy kot, po czym owinął się bardziej kocem i podniósł się na nogi, rozglądając dookoła po powoli skrywającej się w nadchodzącej ciemności okolicy.

-Jest tak spokojnie, że to aż nierealne.

Wyszeptał a jego słowa poszły razem z wiatrem. Podniosłem się z ziemi i zebrałem nasze rzeczy, podając mu po chwili jego torbę. Spletliśmy ze sobą palce naszych dłoni, nim zaczęliśmy kierować się w stronę wejścia do zamku.

-Dzisiaj McGonagall znajdzie się w szpitalu.

Wyszeptałem jeszcze cicho, zanim znaleźliśmy się w murach zamku. Bardziej wyczułem niż zauważyłem na sobie spojrzenie Dracona, jednak nie zadawał żadnych pytań. Doskonale wiedział, jaki jest plan i nie musieliśmy go omawiać po raz kolejny. Nowa dyrektorka Hogwartu miała znaleźć się w niemocy na jakiś czas, żebyśmy mogli zrealizować kolejne kroki naszego planu bez żadnych przeszkód. Wiedziałem, że wywoła to ogromne zamieszanie i strach wśród uczniów ale właśnie na to liczyłem. 

Niecałe dwie godziny później siedziałem w Wielkiej Sali i starałem się zachowywać jak najbardziej normalnie, chociaż nie mogłem ani trochę skupić się na jedzeniu. Czekałem, aż przy stole dla kadry nauczycielskiej wywoła się zamieszanie i miałem nadzieję, że to niedługo nastąpi. Tak jak przypuszczałem - parę minut później wszyscy zaczęli panikować. Wraz z innymi uczniami spojrzałem w stronę stołu nauczycieli i zauważyłem, że opiekunka naszego domu trzyma się za serce i nie może złapać oddechu - jej twarz powoli zaczynała blednąć a Madame Pomfrey próbowała w jakiś sposób jej pomóc. Nikt jeszcze nie wiedział, że nic to nie da i Minerwa zostanie wyeliminowana z gry na jakiś czas. Nikt miał tego nie wiedzieć. 

-Pani profesor!

Krzyknąłem w panice i udawałem, że tak jak wszyscy nie mam pojęcia o co chodzi i jestem kompletnie przerażony zaistniałą sytuacją. Profesor McGonagall straciła przytomność a ze wszystkich nauczycieli to właśnie Severus podniósł ją w ramionach i wraz z Madame Pomfrey pobiegł do skrzydła szpitalnego. W całej Wielkiej Sali panowało zamieszanie i nie mogłem nie przyznać, że było dokładnie tak, jak tego chciałem. Wszystko szło zgodnie z planem. 

-Proszę o ciszę! Proszę o ciszę, o spokój!

Ponad gwarem zdenerwowanych rozmów zozbrzmiał głos naszej nauczycielki od latania, profesor Hoot, która zajęła miejsce na mównicy i starała się w jakiś sposób zapanować nad rozgorączkowanym tłumem wszystkich osób znajdujących się w Wielkiej Sali. Chwila minęła, nim udało mu się zapanować nad wystraszonymi uczniami. 

-Prefekci niech zaprowadzą wszystkich uczniów z powrotem do Pokoju Wspólnego. Z pewnością cała ta sytuacja niedługo się wyjaśni a dyrektorka McGonagall poczuje się lepiej. Proszę zachować spokój i pójść na dzisiaj do łóżek. Jutrzejsze zajęcia odbędą się zgodnie z planem.

Zarządziła ale do spokoju było zdecydowanie zbyt daleko. Jakimś cudem Prefektom udało się zapanować nad tłumem i po chwili powoli Sala zaczęła pustoszeć. Wymieniłem tylko szybkie spojrzenia z Draco. Lawina w końcu ruszyła.

Komentarze

Popularne posty