Pełnia - Rozdział 9
Obudziłem się tak bardzo zmęczony że nie byłem pewien, czy tak właściwie spałem ani kiedy ostatni raz udało mi się zaznać spokojnego snu. Aby ukarać mnie za przynależność do domu lwa, Stworek na polecenie moich rodziców co noc pilnował, aby budzić mnie o różnych porach kilkukrotnie w ciągu jednej nocy. Czułem, że tracę siły i zmysły od zbyt małej ilości snu a jednocześnie wiedziałem, że była to bardzo skuteczna metoda aby powstrzymać moje buntownicze zapędy i móc robić ze mną, co im się żywnie podobało.
Być może to z powodu tego ogromnego zmęczenia, które nie chciało mnie opuścić, dopiero po kilku minutach zorientowałem się, że leżę w moim łóżku w dormitorium, które dzieliłem z trzema przyjaciółmi a na sobie poza kołdrą mam jedynie bokserki. Byłem tym faktem nieco speszony, jednak nie miałem sił na ten temat dalej myśleć ani tym bardziej cokolwiek z tym robić. Zamiast tego odwróciłem się na bok, chociaż nawet ten niewielki ruch wywołał u mnie jęk bólu, który ledwo udało mi się zdusić.
-Ocknąłeś się.
To nie było pytanie a stwierdzenie faktu, które dokonał nie kto inny jak siedzący przy moim łóżku James. Przyglądał mi się uważnie z wyraźnym zmartwieniem i troską wymalowaną na jego wciąż dziecięcej twarzy a ja miałem to okropne uczucie, że to właśnie ja wywołałem w nim te niegodne dziecka emocje.
-Wybacz.
Poprosiłem cicho i dopiero mówiąc to zorientowałem się, jak bardzo zaschło mi w gardle. Chłopak chyba też to zauważył, bo od razu podał mi butelkę wody – tę samą, którą wcześniej w swoich dłoniach trzymał Remus.
-Nie mam ci czego wybaczać, nie opowiadaj głupot. Trochę nas wystraszyłeś, gdy tak zemdlałeś ale domyślam się, że to z wycieńczenia. Nie wyglądasz, jakbyś się wyspał więc na dziś zostajesz tu i odpoczywasz. Powiem na lekcji, że się przejadłeś i boli cię brzuch i że wymiotowałeś pół nocy i teraz odsypiasz, powinni zostawić cię w spokoju. Do tematu twoich rodziców jeszcze wrócimy. Przyniesiemy ci za chwilę coś ze śniadania, zjesz kiedy będziesz chciał i wpadnę tu w trakcie lunchu i po lekcjach. Jak do wieczora lepiej się poczujesz to odeskorytujemy cię na kolację. Powinniśmy od razu zgłosić nauczycielom to, jak traktują cię właśni rodzice, ci pożal się boże Walburga i Orion Black, jednak po twojej reakcji wiem, że nie chcesz na to pozwolić i zapewne zaprzeczyłbyś każdemu naszemu słowu, więc na razie nic nikomu nie powiemy ale tak nie może być. Co oni ci robili przez te wakacje? I za co?
Co prawda potrzebowałem dłuższej chwili, by dotarł do mnie sens słów przyjaciela ale gdy tak się stało, poczułem się cholernie wdzięczny. Tylko po wbitym we mnie, stanowczym spojrzeniu orzechowych oczu wiedziałem, że ostatnie dwa pytania nie były retoryczne i James nie popuści, póki nie udzielę mu szczerej odpowiedzi. Jak mógłbym go okłamać po tym, co dla mnie robi?
-Za to, co zawsze, jestem czarną owcą w rodzinie i szkaradną plamą na dumnym drzewie genealogicznym rodu Black. Już sam fakt znalezienia się w Gryffindor’ze potraktowany został, jak zdrada.
Przyznałem cicho i usłyszałem, jak mój rozmówca głośniej wciąga powietrze i milczy przez kilka chwil, nim padło kolejne pytanie.
-Co ci zrobili?
Jego ton był twardy, zimny i pełen pogardy – zupełnie do niego niepodobny i nie taki, jaki powinien mieć dwunastoletni chłopiec. A jednak nie mogłem nic na to poradzić.
-Nie do końca pamiętam... Wiem, że każdej nocy byłem kilkukrotnie budzony i że mnie bili aczkolwiek nie pamiętam nic konkretnego. Wybacz.
Spoczywający na mnie wzrok złagodniał znacznie a z ust Potter’a wydobyło się głośne westchnięcie, nim znów na mnie spojrzał, tym razem już trochę weselej.
-Rozumiem. Spokojnie, tutaj ci nic nie grozi.
Zapewnił mnie zupełnie tak, jakby mówił do dziecka. Tak bardzo chciałem mu wierzyć ale zdawałem sobie doskonale sprawę z tego, że prędzej czy później nadejdą Święta albo koniec roku szkolnego i na powrót będę musiał wrócić do rodzinnego domu, niezależnie od tego jak bardzo bym tego nie chciał ani jak gorliwie przyjaciele będą mnie wspierać w trakcie trwania szkoły. Niestety było to coś, na co żaden z nas nie miał nawet najmniejszgo wpływu a rzeczywistości nie da się tak po prostu zmienić tylko dlatego, że bardzo się tego chce. Cieszyła mnie jedynie myśl, że Remus nie słyszy tego wszystkiego -kątem oka mogłem dostrzec jego śpiącą sylwetkę. Z jakiegoś irracjonalnego powodu to właśnie było dla mnie najważniejsze, żeby on jako jedyny nie dowiedział się, co się ze mną działo. Byłem święcie przekonany, że ten chłopak ma o wiele większe zmartienia na głowie i nie powinienem jeszcze dokładać mu swoich.
Poranek niestety nie przyniósł oczekiwanego ukojenia, zamiast tego w moim sercu pojawiła się trwoga tak nieznośnie wielka, że nie potrafiłem jej odrzucić ani zdusić. W myślach zacząłem odliczać dni do momentu, aż znów będę musiał stanąć twarzą w twarz z rodzicami i przeklinałem fakt, że kiedykolwiek zdecydowali się mieć dzieci.
To dziwne, że dopiero przebywając z rówieśnikami w Hogwarts zorientowałem się, jak źle traktowano mnie w rodzinnym domu i jak tak właściwie powinna wyglądać rodzina. Zazdrościłem moim kolegom ich spokojnych, kochających się domów i dobrych relacji z rodzicami. Nienawidziłem własnej rzeczwywistości i przez długie tygodnie prześladowała mnie myśl, że być może to tak właścwie ze mną coś jest nie tak i dlatego rodzice są moją osobą tak bardzo zawiedzeni i nie pozwalają mi zaznać spokoju nawet na moment w ich obecności. Być może wina leżała po mojej stronie a ja po prostu tego nie zauważałem...
Doceniałem jednak to, jak bardzo chłopacy starali się zapewnić mi wsparcie. Przez te wszystkie emocje moje plany opóźniły się i dopiero w drugą pełnię od powrotu dos szkoły zdołałem włożyć liść mandragory do ust na czas, by móc wykonać rytuał prowadzący do zostania animagiem. Wyrzucałem sobie to, jak bardzo zawiodłem Remus’a skupiając się na sobie – ja nie zostałem sam, on ze swoimi problemami był osamotniony i nic nikomu nie mówił, nie chciał się ujawniać. Znając ogólne postrzeganie wilkołaków w świecie czarodzieji ani trochę mu się nie dziwiłem. Na jego miejscu zapewne sam zrobiłbym wszystko, aby nikt nigdy nie dowiedział się o moim sekrecie.
Chociaż prawda była taka, że na miejscu Remusa prawodpodobnie nie miałbym nawet możliwości aby to ukryć, bo moi owładnięci obsesją czystej krwi i doskonałości rodzice osobiście zabiliby mnie, byle tylko nie plamić imienia rodziny Black posiadaniem w jej szeregach dziecka wilkołaka.
Tak przynajmniej o tym myślałem...
Komentarze
Prześlij komentarz