Rozdział 22 - Przysięga


BILL

Ten tydzień minął nam spokojnie. Powoli ładowaliśmy bateryjki po ostatniej trasie. Codziennie przekonywałem się, jak pięknym uczuciem jest miłość, co Tom pokazywał mi na każdym kroku, i mam nadzieję, że ja jemu też. Każdy, najdrobniejszy gest ze strony ukochanej osoby wydaje się nieść ze sobą coś niezwykłego, najlżejszy dotyk wywołuje dreszcze, spojrzenie rumieńce a bliskość odbiera zmysły. Myślę, że nie zrozumie tego nikt nie-zakochany, choćbym napisał o tym w milionie piosenek. Tego trzeba po prostu doświadczyć. Stanu, gdy tracisz zmysły, bo kochanek owiewa cię swoim oddechem i dotyka twojej nagiej skóry. Momentu, gdy zasypiasz i budzisz się obok kochanej osoby. Kochać i być kochanym to coś, czego zawsze pragnąłem i co wreszcie dostałem i jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Razem z Tomem powoli wspinamy się po szczycie świata. Dziś kazał mi się ubrać szczególnie ładnie, bo gdzieś mnie porywa. Stoję więc właśnie przed szafą, kończąc zakładać biżuterię. Czarna koszula delikatnie opina moje szczupłe ciało, tego samego koloru spodnie idealnie przylegają do moich długich nóg, buty na delikatnym podwyższeniu, oczywiście czarne, optycznie je wydłużają, starannie zrobiony makijaż nie pozwala oderwać wzroku od podkreślonych walorów mej urody a wisiorek od bliźniaka zdobi moją szyję, odznaczając się na bladej cerze. Skropiłem się jeszcze perfumami i wyszedłem z pokoju, schodząc na dół, gdzie czekał już na mnie Warkoczyk. Uśmiechnął się do mnie i zasłonił oczy, po czym wprowadził do salonu. Gdy zdjął dłoń z moich oczu, uchyliłem powieki i aż oniemiałem. Nasz salon zmienił się nie do poznania. Świeczki porozstawiane po pokoju były jedynym źródłem światła. Niski stolik nakryty był obrusem w kolorze dojrzałego wina, a na nim odcinała się biała zastawa. Po dwóch stronach stołu leżały poduszki, na których najwyraźniej mieliśmy siedzieć, a na podłodze obok stała otwarta butelka wina. Spojrzałem zaskoczony na bliźniaka. On jedynie uśmiechnął się do mnie i wskazał jedno z przygotowanych miejsc, więc je zająłem. Obserwowałem go, nie mogąc uwierzyć, że zrobił dla mnie coś tak romantycznego. Byłem zachwycony. Chwycił butelkę w dłonie i otworzył, nalewając nam półsłodkiego wina do kieliszków. Uniósł swój i gdy zrobiłem to samo, uśmiechnął się.

-Za nas. Żeby nic nas nigdy nie rozdzieliło. - powiedział, a ja pokręciłem z uśmiechem głową i stuknąłem delikatnie w jego kieliszek.

-Jakby to było w ogóle możliwe. - odparłem, zaraz potem zanurzając usta w bordowym płynie. Coś czuję, że ta noc mi się spodoba.

TOM

Wiedziałem, o czym marzy mój młodszy braciszek. Od dziecka słucham jego wyobrażeń na temat randek, oświadczyn itd. Chociaż nie planował brać ślubu, bo zwyczajnie nie wierzył w znalezienie tej jednej jedynej, miał na ten temat swoje własne marzenia. Dzięki temu mogłem perfekcyjnie przygotować ten wieczór. Świece, płatki róż, dobre wino... i ulubiony deser. Nie przygotowywałem kolacji, chciałem, ale uparciuch nie wiedząc o moich planach zamówił wcześniej pizzę i zjedliśmy. Nie dało mu się tego wybić z głowy. No cóż, mówi się trudno. Wstałem od stołu i wyszedłem z salonu, po chwili wracając z dwoma pucharkami w dłoniach, wypełnionych po brzegi tiramisu, które Bill tak uwielbia, szczególnie w moim wykonaniu. Zauważyłem, jak oczy mu się zaświeciły na widok trzymanego przeze mnie deseru. Postawiłem przed nim szklany pucharek i uśmiechnąłem się szeroko widząc jego radosną twarz. Spojrzał mi na moment w oczy, chyba zaczynając się domyślać, co właśnie realizuję. Jednak nic nie powiedział, zatapiając łyżeczkę w słodkiej masie. Jadł ze smakiem, aż mu się uszy trzęsły, a ja obserwowałem to, ledwo powstrzymując się od śmiechu, tak zabawnie wyglądał. A nie byłoby najlepiej, gdybym wypluł na niego część włoskiego deseru w ramach wybuchu wesołości. Po deserze, gdy wino powoli się kończyło, ująłem jego dłonie w swoje. Co prawda oświadczyny mamy za sobą, a ślubu tu nie dostaniemy, ale chyba nikt nie zabroni mi złożyć przysięgi? Spojrzałem wprost w te piękne, orzechowe oczy i utonąłem w ich głębi, na chwilę zapominając, co miałem powiedzieć. Zaraz jednak powróciłem do rzeczywistości.

-Billy... wiem, że może mogłem poczekać z tym wszystkim, ale nie chciałem. Nie dostaniemy tu ślubu, ale niech świadkami będą Gwiazdy i Księżyc, płomienie świec i ta noc. Chcę obiecać ci wszystko, od najdrobniejszej rzeczy jak nikły uśmiech, po najwspanialsze jak wieczna miłość. Nie jestem w stanie dać ci wszystkiego, ale jestem w stanie dać ci siebie. Może się powtarzam, ale chcę, żebyś wiedział, że jesteś sensem mojego istnienia. - powiedziałem, a on ani na moment, nie spuścił ze mnie wzroku. Jego malinowe wargi wygięły się w uśmiechu przepełnionym wdzięcznością i radością.

-Tom, nigdy nikogo tak nie kochałem i to uczucie nigdy się nie skończy. Będzie trawić płomieniami moje ciało przez wieczność. Niczego tak nie pragnę, jak być przy tobie. Dla ciebie budzę się rano i żyję. - tym razem to ja uśmiechnąłem się na jego słowa. Nachyliłem się nad stołem i musnąłem delikatnie jego wargi.

-Ich liebe dich. Bis ende des Welt.

-Und länger. 

___________________________________________________________________________
tłumaczenie:
Ich liebe dich. Bis ende des Welt. - Kocham cię. Do końca świata.
Und länger.  - I dłużej.

Komentarze

Popularne posty