Sen - Rozdział 8

 


Chociaż było to trudne, Draco w końcu udało się przekonać więźnia, by ten podążył za nimi i uciekł do przygotowanej wcześniej kryjówki, gdzie czekali wszyscy jego przyjaciele i ludzie, którzy pragnęli mu pomóc. Brunet wciąż był bardzo niepewny, ale z każdym krokiem coraz chętniej szedł za chłopakiem, którego wspomnienie jakimś cudem trzymało go przy życiu i zdrowych zmysłach. 

-Już niedaleko.

Odezwał się w pewnym momencie szlachcic, a oni coraz głośniej słyszeli odgłosy walki. Gdy w końcu stały się na tyle głośne, że wiedzieli iż za zakrętem znajdą się w ogniu walki. Blondyn wyjął zza marynarki jakiś materiał i otulił nim wychudzonego nastolatka.

-Zakryj swoją twarz i idź prosto do wyjścia. Będę w pobliżu. Na zewnątrz czeka na ciebie Molly, zabierze cię w bezpieczne miejsce, tam się spotkamy. Nie daj się złapać, proszę.

Wyszeptał po czym ujął ukochaną twarz w dłonie i złożył na bladym czole delikatny pocałunek. Gdy okularnik w końcu całkiem znikł, ruszyli w stronę, gdzie słyszeli walkę. Śmierciożercy walczyli z osobami, które Harry doskonale znał. Jego przyjaciele torowali mu drogę do wolności. Sam Ślizgon szybko wciągnął się w wir walki, mimo to ciągle pozostając w pobliżu swojego chłopaka, a przynajmniej miał taką nadzieję, bo przecież go nie widział. Brunet w tym czasie faktycznie tak szybko, jak tylko mógł przemknął przez całe pomieszczenie, chociaż bardzo żałował, że nie może tutaj pomóc, ale wiedział, że będąc w takim stanie, wtrącanie się w chaotyczną walkę byłoby samobójstwem. Z ciężkim sercem zostawił więc pozostałych za sobą, wchodząc po schodach, za którymi miało znajdować się wyjście, postanawiając zaufać swoim przyjaciołom i mając nadzieję, że nie będzie tego żałował. 

Gdy znalazł się na zewnątrz, od razu oślepiła go jasność, jaka dookoła panowała, przez co zachwiał się i przez chwilę nic nie widział. Po chwili jednak rozejrzał się po okolicy i zauważył stojącą nieopodal, rudowłosą kobietę, którą dobrze kojarzył. Zrzucił z siebie pelerynę a na jej twarzy od razu wykwitł ciepły uśmiech, jakby właśnie zobaczyła w nim własnego syna.

-Chodź, Harry, tylko cichutko. Złap mnie za rękę.

Wyciągnęła dłoń w jego strone a chłopak bez wahania ją ujął i podążył za matką jego najlepszego przyjaciela, kobietą, która niemal zastąpiła mu jego własną matkę, i pozwolił poprowadzić się w nieznanym kierunku. W końcu znaleźli się na jakiejś niewielkiej polanie a na samym środku tej polany leżało lusterko, takie jakie były popularne jeszcze kilkadziesiąt lat temu.

-To świstoklik. Przeniesiemy się. 

Wyjaśniła mu i oboje przyklękli przy lusterku. Spojrzeli na siebie i skinęli głowami, by w jednej chwili przenieść się do miejsca, którego Harry zdecydowanie nie znał. Znajdował się w dość dużym ogrodzie zakończonym jeziorem, a po drugiej stronie zauważył ogromny dom, w którym spokojnie mogło mieszkać kilkaset osób.

-Jest to kryjówka, którą przygotowaliśmy. Chroniona jest magią każdego, kto tu mieszka. Reszta niedługo wróci, powinniśmy wejść do środka.

Brunet spojrzał na panią Wesley i podążył za nią do drzwi ogrodowych, przez które mogli wejść do obszernego salonu, w którym czekały na niego dwie osoby - Remus i Tonks. Od razu poderwali się ze swoich miejsc, gdy tylko ich zauważyli.

-Molly! Harry! Już się o was martwiliśmy, dobrze, że jesteście.

Kobieta o różowych włosach odetchnęła z ulgą i porwała nastolatka w ramiona, podczas gdy wilkołak stał tuż za nią i przyglądał mu się uważnie, mimo że na jego ustach majaczył delikatny uśmiech.

-Kochanie, wydaje mi się, że Harry nie czuje się najlepiej. Dajmy mu odpocząć.

Zabrał od niego pelerynę a okularnik zaraz opadł na kanapę, dopiero teraz czując, jak bardzo jest wykończony. Odchylił głowę w tył, przysłuchując się rozmowie pomiedzy dwiema kobietami i nawet nie zorientował się, kiedy zasnął.

Komentarze

Popularne posty