Gdzie się podziałeś? - Rozdział 4

 


Następne kilka dni i nocy zarwałem, szukając jakiejkolwiek wskazówki i jakiejkolwiek informacji. Spałem może po dwie godziny na dobę i udało mi się zdobyć zarówno policyjne informacje, jak i te od prywatnego detektywa, który niestety zaprzestał pracy nad sprawą zaraz po tym, jak otrzymaliśmy list z pogróżkami. Śledziłem każdego, kto mógł mieć coś wspólnego z tą sprawą, ale bez rezultatu. Po pewnym czasie w końcu postanowiłem zacząć sprawdzać wszelkie podejrzane miejsca - oczywiście miałem świadomoć, że mógł zostać wywieziony z miasta albo był przetrzymywany w prywatnym domu, ale nie mogłem siedzieć bezczynnie i tracić nadziei na to, że uda mi się go odnaleźć. W końcu jestem pewien, że on na mnie czeka, czeka aż go znajdę i odbiję od tych przeklętych ludzi, którzy z jakiegoś nieznanego nam na ten moment powodu go porwali.

Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Zaraz po śniadaniu wyszedłem z domu i skierowałem się do doków, w których mógłprzebywać chłopak albo jego porywacze - w takich miejscach zawsze są jakieś zbiry, więc może uda mi się czegoś dowiedzieć. Miałem szczęście, że mimo mojej aparycji nie rzucałem się w oczy i łatwo wtapiałem się w tło - dzięki temu raczej nikt mnie szczególnie nie podejrzewał i nie zwracał na mnie uwagi, co znacznie ułatwiało zdobywanie informacji.

Po dokach błąkałem się godzinami - mijałem różnych zbirów, podsłuchiwałem różne informacje, ale nic nie wydawało mi się istotne na tyle, by w ogóle zwrócić na to uwagę. Nic nie miało wspólnego z Yurijem. Miałem już wracać do domu, zrezygnowany marnym rezultatem dzisiejszego dnia i z postanowieniem powrotu tu jutro, gdy nagle usłyszałem dziwną rozmowę.

-No i ile ta laska zapłaciła ci za porwanie blondyna?

Nastawiłem uszu i przystanąłem w miejscu, zastanawiając się, o co chodzi. W końcu to mogło mieć jakiś związek z Jurijem.

-10 kafli, całkiem spoko robota. Dzieciak łatwo dał się porwać, ochroniarz pozwolił mu pójść samemu się przebrać.

Teraz byłem pewien, że to człowiek, którego tu szukałem. Podszedłem do nich i spojrzałem groźnie na tego, który o tym mówił.

-To ty porwałeś Jurija Plisetsky? 

Zapytałem wprost, na co chłopak niewiele starszy ode mnie pokiwał głową, ale uśmiech zszedł mu z ust.

-Gdzie go zabrałeś? I na czyje zlecenie?

Widziałem, że się waha. Za wydanie zleceniodawcy mógł mieć problemy. Ale chyba cenił sobie swoje życie. 

-Posłuchaj, nie wydam cię na policji, tylko mi powiedz.

Zagrałem kartą przetargową. Teraz mógł mi powiedzieć, albo próbować mnie zabić, albo kazać mi spadać, ale wtedy policja niedługo by go dorwała i to oni by się nim zajęli po czym wsadzili za kratki.

-To chyba była jego matka, miała takie samo nazwisko i wyglądała podobnie do niego. Kazała mi go przywieźć na parking przy Centrum Kultury i tam go zostawiłem, widziałem tylko, jak go zabiera.

Odpowiedział w końcu po długiej ciszy milczenia. Trochę mnie to zaskoczyło. Matka Yurio odeszła od rodziny do swojego kochanka, gdy chłopak miał jakieś 4 lata. Nie walczyła nigdy o kontakty z synem, nawet nigdy nie złożyła mu życzeń urodzinowych czy świątecznych. Po co miałaby się tak nagle pojawić? Coraz mniej z tego rozumiałem, ale podziękowałem mu za informacje i pognałem do domu, w myślach układając plan. Z pewnością musiałem powiedzieć o tym mojemu pracodawcy, wtedy będziemy mogli zawiadomić policję i podjąć odpowiednie działania w celu odbicia chłopaka. Już miałem wejść do domu i skierować się prosto do jego gabinetu, gdy zorientowałem się, że nie mam żadnych dowodów. Wypadałoby najpierw upewnić się, że Jurij jest w jej posiadłości. Doskonale znaliśmy jej adres, bo jako ochrona musieliśmy być w posiadaniu informacji o wszystkich krewnych dziedzica rodu, więc znalezienie jej nie było trudne. Pognałem jedynie na górę i spakowałem torbę sportową, do której włożyłem aparat, urządzenia podśłuchujące i więcej picia, bo to co miałem w samochodzie mi się skończyło, po czym od razu podjechałem pod jej dom.

Mieszkała na obrzeżach miasta w dużej willi ze swoim nowym kochankiem, chociaż z tego co wiem nie mieli żadnych dzieci. Westchnąłem cicho i zatrzymałem się w krzakach około kilometr od jej domu, by nie mogła mnie zauważyć ani niczego się domyślić i zakradłem się do niej. Mimo pokaźnego domu nie byli w cale bogaci i nie mieli ochrony - willa była spadkiem po dziadkach jej kochanka, który kiedyś pracował jako prawnik jej byłego męża. Nie było więc szans, by ktoś mnie zauważył lub powstrzymał. Było już dosyć późno ale i tak w jednym pokoju na piętrze paliły się światła. Znalazłem trochę oddalone od domu drzewo i wdrapałem się na nie, by mieć lepszy widok, ale niestety okna były zasłonięte i mogłem widzieć jedynie sylwetki postaci, które się tam znajdowały.

W środku była dosyć niska kobieta z długimi włosami a naprzeciwko niej stał ktoś odrobinę niższy z krótką fryzurką w pozycji, która wskazywała na to, że zakładała ręce na piersi. Miałem wrażenie, że to własnie był Yurii ale nie wiedziałem, jak mam to udowodnić. Na ten moment nic nie mogłem zrobić. Wiedziałem, że chłopak ma gadane, ale nie potrafi uciec z zamkniętego pomieszczenia. To ja byłem do tego szkolony, nie on. Nie dziwiło mnie więc, że nie uciekał. Po jakimś czasie kobieta wyszła a postać w pokoju wyglądała, jakby tupnęła nóżką lub coś kopnęła. Chciałem rzucić czymś w to okno by zwrócić na siebie uwagę, ale wiedziałem, że nie mogę. Zdradziłbym się tylko i gdyby to nie był Jurij, mógłbym wpaść w poważne kłopoty.

Jednak jakimś cudem moje modlitwy chyba zostały wysłuchane, bo nagle zasłony zostały otwarte i w otwartym oknie stanął niski blondyn z naburmuszoną twarzą, który oparł się o parapet i spojrzał w dół. Wiedziałem, że ma lęk wysokości, więc nie skoczyłby od tak. Gwizdnąłem cicho kilka razy i dopiero po chwili zorientował się, że ktoś go woła. Zaczął się rozglądać a na jego ustach wykwitł szeroki uśmiech, gdy mnie zauważył. Wskazałem mu na aparat, więc przyjął nieszczęśliwą pozę, tak jak wcześniej, dzięki czemu mogłem cyknąć mu ładne zdjęcie. Uniosłem kciuk w górę a uśmiech powrócił na jego twarz.

Zaczął pokazywać na mnie, potem na siebie i na drogę, więc zrozumiałem że pyta się, czy go stąd zabieram. Przez chwilę zastanawiałem się. Jeśli go stąd teraz zabiorę, co mogłem zrobić, Yurij będzie szybciej wolny i wrócimy do domu, jednak wtedy możnaby było wszcząć postępowanie przeciwko mnie, za naruszenie nietykalności jego matki i włamanie do jej posesji. Lepszą opcją było zadzwonienie na policję, co też uczyniłem.

-Komisariat policji, w czym mogę pomóc?

Po drugiej stronie odezwał się miły, kobiecy głos a ja nie odrywałem wzroku od Yurija, który ciągle się uśmiechał.

-Chciałbym zgłosić nowe informacje w sprawie Yurija Plisetsky.

-Tak, słucham?

-Jest w domu swojej matki przetrzymywany wbrew swojej woli.

Po chwili podałem jej adres i kobieta zapewniła, że wysyła na miejsce kilka patroli policji i karetkę, a ja napisałem jeszcze szybkiego sms'a do mojego szefa, chcąc go o wszystkim poinformować. Teraz wystarczyło czekać.

Komentarze

Popularne posty