Blackie - Rozdział 4


 Tom w pierwszym odruchu nie wiedział, co ma zrobić i przez kilka sekund wpatrywał się w leżące na ziemi, bezwładne ciało. Czarnowłosy przy upadku uderzył się głową o stół, rozbijając sobie głowę a teraz leżał w powoli powiększającej się kałurzy krwi. Dopiero po chwili rzucił swój plecak na ziemię i uklęknął przy nieprzytomnym chłopaku.

-Bill! Bill! Pomocy!

Rozejrzał się szybko i nawiązał kontakt wzrokowy z jedną z pracownic z kantyny. Ta orientując się szybko, że coś się stało, zawołała coś do pozostałych i podbiegła do dwójki nastolatków. Tom tymczasem nie wiedział, co ma robić. Bał się dotknąć czarnowłosego, nie chcąc zrobić mu jeszcze większej krzywdy.

-Zadzwoń na 112.

Poprosiła kobieta, klękając przy nich. Mimo, że z jej twarzy odpłynęła cała krew, wydawała się niezwykle spokojna i opanowana, w przeciwieństwie do Dredziarza, do którego dopiero po kilku niezwykle długich sekundach dotarł sens jej słów i wygrzebał z kieszeni telefon, wybierając numer alarmowy.

-Numer alarmowy 112 operator numer 8, w czym mogę pomóc?

Usłyszał spokojny głos po drugiej stronie słuchawki i przez myśl przemknęło mu pytanie, jakim cudem w takiej sytuacji ktoś może być aż tak spokojny? Zaraz jednak odrzucił tę myśl i wziął głęboki wdech, próbując się uspokoić.

-Mój kolega... stracił przytomność, uderzył się w głowę.

Głos mu drżał ze zdenerwowania. Usłyszał ciche klikanie klawiszy i obserwował, jak pracownice stołówki starają się udzielić pierwszej pomocy, unieruchamiając jednocześnie głowę i szyję nastolatka.

-Spokojnie. Jak się nazywasz i skąd dzwonisz?

-Tom Kaulitz, mój kolega to Bill... nie znam nazwiska, jestem tu dopiero od trzech dni. Jesteśmy w szkole Humanoid City. On... zabrałem go do stołówki na śniadanie i chcieliśmy iść na lekcję i tak po prostu upadł, uderzył się w głowę i krwawi!

-W porządku, Tom. Ile macie lat? Jest tam z wami ktoś dorosły?

-Tak, znaczy... mamy po 16 lat, panie ze stołówki się nim zajmują.

-Możesz przełączyć mnie na głośnomówiący?

Tom wykonał polecenie ale resztę pamiętał jak przez mgłę. Kobiety wykonywały skrupulatnie polecenia pracownika numeru ratunkowego aż do czasu, gdy przyjechało pogotowie i sanitariusze zajęli się poszkodowanym. Blondyn z kolei wylądował w gabinecie dyrektorki, do którego przyszła również szkolna psycholog i siedziała tuż obok niego. On jednak wciąż nie mógł uwierzyć w to, co się stało ale o wiele bardziej denerwował go fakt, że nie potrafił nic zrobić. Był kompletnie bezużyteczny... i sparaliżował go strach. Westchnął ciężko i spojrzał na przyglądającą się mu ze zmartwieniem dyrektorkę wiedząc, że czeka go poważna rozmowa.

-Twoja mama niedługo przyjedzie, zabierze cię do domu.

Powiedziała spokojnie, próbując jakoś zacząć rozmowę. Chłopak westchnął zrezygnowany i zwiesił głowę, wbijając wzrok w swoje buty.

-Co z Billem?

-Lekarz powiedział, że rany głowy są do szycia a jego stan jest ciężki ale stabilny. Wyjdzie z tego. 

Kobieta mówiła dalej ale on już jej nie słuchał. Nie mógł zrozumieć, dlaczego to się stało. Czyżby chłopak miał więcej ran, niż się spodziewał? Czyżby obrażenia po pobiciu były o wiele poważniejsze, niż się wydawało?

W końcu w pomieszczeniu znalazła się jego matka a po kilku chwilach siedział już w samochodzie, tuż obok swojej matki, wciąż wpatrując się w swoje buty. 

-Kochanie... wszystko w porządku?

Zapytała, kładąc mu rękę na ramieniu i wyrywając go z tego dziwnego stanu otępienia w który wpadł zaraz po tym, gdy Bill zniknął mu z oczu w karetce. Spojrzał na rodzicielkę, widząc zatroskanie na jej twarzy.

-Nie potrafiłem mu pomóc. Leżał przede mną a ja... nie wiedziałem, co zrobić. 

Wyznał łamiącym się głosem. Nie byli blisko z Billem ale i tak całe to zdarzenie wywołało na nim ogromne wrażenie. Blondynka przytuliła syna mocno do piersi i pocałowała go w czubek głowy.

-Jeśli chcesz, możesz pojechać ze mną do szpitala. Może dowiem się, co z nim. Zapiszemy cię też na kurs pierwszej pomocy. W porządku? 

Nie była to jakaś dziwna propozycja. Jego matka była szanowaną lekarką i często odwiedzał ją w szpitalu. Pokiwał powoli głową, zgadzając się z nią i tylko podświadomie zakodował fakt, że jego rodzicielka poprosiła kierowcę o zmianę kierunku jazdy i pojechali prosto do szpiala. Zaprowadziła go do pokoju lekarskiego, gdzie dała mu herbaty na uspokojenie i ciastka do podgryzania po czym zarzuciła kitel na ubrania i wyszła do pracy. Tom nie wiedział, ile czasu minęło, ale gdy wróciła nie miała najszczęśliwszego wyrazu twarzy. Usiadła naprzeciwko syna i przez chwilę wpatrywała się w niego, jakby próbując wybadać, czy powinna mu cokolwiek mówić. W końcu odetchnęła głęboko. 

-Twój kolega nazywa się Bill Trumper, prawda? Czarne włosy, bardzo chudy, kolczyk w brwi?

Blondyn pokiwał głową, podnosząc wzrok brązowych oczu na swoją mamę i czekając na jakiekolwiek informacje. Wyraźnie widział zmartwienie na jej twarzy i to niepokoiło go jeszcze bardziej.

-Cóż... jego stan jest stabilny ale wciąż jest nieprzytomny. Wyjdzie z tego.

-Co mu jest?

-Upadając rozciął sobie tył głowy, prawdopodobnie o kant stołu. 

-Ale dlaczego w ogóle stracił przytomność?

Blondynka zawahała się i zagryzła dolną wargę. Co miała mu odpowiedzieć? Nie powinna udzielać mu żadnych więcej informacji. Nie mogła jednak patrzeć na tak przybitego i zmartwionego nastolatka. 

-To nie jest pewne.

Jej syn zmarszczył brwi, oczekując dalszych wyjaśnień. Kobieta pokręciła głową, dając znać, że niewiele może mu powiedzieć.

-Sam pewnie już zauważyłeś, ża ma znaczną niedowagę i mnóstwo ran na ciele. Nie do końca wiadomo, skąd te wszystkie rany pochodzą, chociaż są pewne podejrzenia ale bez potwierdzenia Billa nie można nic powiedzieć. Ja też nie powinnam ci więcej mówić. Z resztą... nie można przeprowadzić mu żadnych badań. 

-Dlaczego?

-Cóż, jak mówiłam, Bill nie odzyskał przytomności a jego matka kategorycznie odmówiła przyjazdu do szpitala i nie wyraziła zgody na jakiekolwiek czynności medyczne poza tymi ratującymi życie. Jako lekarze mamy związane ręce. Co prawda kiedy Bill odzyska przytomność, będzie mógł sam zdecydować, jako że ma już 16 lat ale... póki co możemy tylko czekać, aż się obudzi.

Szok to zbyt niedokładne określenie na to, co aktualnie malowało się na twarzy Dredziarza. Przez chwilę bez słowa wpatrywał się w swoją rodzicielkę, jakby słowo po słowie analizował jej wypowiedź.

-Jak to odmówiła przyjazdu do szpitala? Jej syn tu jest, do cholery!

Kobieta rozłożyła ręce pokazując, że nie ma pojęcia. Sama tego nie rozumiała. Gdyby dowiedziała się, że to Tom jest w szpitalu, gnałaby do szpitala na złamanie karku, byleby jak najszybciej znaleźć się przy swoim ukochanym synku. Takiej postawy rodziców nigdy nie rozumiała.

-A co z ojcem?

-Nie ma do niego kontaktu. 

Blondyn pokręcił głową nie wierząc w to, co słyszy. Zamknął na moment oczy i powoli wypuścił powietrze z płuc.

-W porządku. Mogę się z nim zobaczyć?

-Lepiej dać mu odpocząć. Pójdziesz do niego jak się obudzi, dobrze? Na razie powinieneś wrócić do domu. To był dla ciebie ciężki dzień. Kevin czeka na ciebie na parkingu.

Doskonale widziała, że chłopak przez chwilę się wahał ale w końcu posłusznie wstał z krzesła i z ociąganiem pożegnał się z matką, po czym odszedł w stronę wyjścia ze szpitala. Simone w tym czasie zerknęła znowu do akt czarnowłosego, które przed nią leżały. Poprosiła kolegę, który się nim zajmował, by mogła go przejąć i na jej szczęście się zgodził. Martwił ją nie tylko fakt skrajnego niedożywienia i złych wyników badań krwi chłopaka. Rany na szyi zdecydowanie świadczyły o tym, że ktoś niedawno go dusił, te na nadgarstku zdecydowanie pochodziły od żyletki a pozostałe... to wyglądało, jakby ktoś się nad nim znęcał i brutalnie go pobił. Dodatkowo wszędzie miał siniaki ale najbardziej zmartwiły ją jeszcze inne rany... i szczerze mówiąc wolała nie myśleć, skąd się wzięły chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, że jest tylko jeden sposób, w jaki mogły powstać. Westchnęła cicho i oparła policzek na dłoni. Jak ktoś może tak skrzywdzić niewinne dziecko? Nie wiedziała i jeszcze przez długi czas miała się tego nie dowiedzieć.

W tym czasie Tom wrócił do domu i od razu rzucił się na łóżku w swoim pokoju. Wyrzucał sobie fakt, że nie potrafił pomóc koledze i ciągle zastanawiał się, dlaczego to się w ogóle stało. Nie potrafił też zrozumieć, dlaczego matka Billa tak otwarcie pokazywała, że ma go w dupie. Nie mógł wiedzieć, że kobieta o której tak niepochlebnie myślał, siedziała właśnie na kanapie w salonie z nogami ułożonymi na kolanach swojego kochanka z kieliszkiem białego wina w dłoni i zirytowaniem wymalowanym na twarzy.

-Ten cholerny bachor trafił do szpitala. Będę musiała przełożyć klienta... mam nadzieję, że nie zrezygnuje. Taka kasa nie może nam przejść koło nosa.

Mówiła, wpatrując się w jakiś nieokreślony punkt na ścianie podczas gdy silna ale poznaczona wieloma ranami dłoń gładziła ją po udach.

-Jak długo masz zamiar jeszcze trzymać się tego frajera?

Zapytał, próbując jakoś odciągnąć myśli kobiety od tego drażliwego tematu. Ta uśmiechnęła się szeroko i upiła łyk wina, nim odpowiedziała.

-Wyciągnę jeszcze trochę forsy od niego i się wynoszę. Podobno będzie chciał mi się niedługo oświadczyć, sądząc po doniesieniach służby. Jeśli tak to ucieknę w dniu ślubu a do tego czasu uzbieram na naszym koncie piękną sumkę, za którą ułożymy sobie życie w jakimś raju.

Zatapiając się w swoich marzeniach i planach niemal kompletnie zapomniała o swoim synu, który w tym czasie powoli wybudzał się w szpitalnym łóżku. Bill zamrugał szybko, próbując przystosować się do panującej tam jasności i rozejrzał się zdezorientowany. Jak przez mgłę pamiętał, że był w szkolnej stołówce i miał iść z Tomem na lekcję a potem... potem nic. Tylko pustka. Spróbował podnieść się do siadu ale wtedy dopadł go tak potworny ból głowy, że aż jęknął głucho i opadł bez sił na poduszki.

-Nie powinieneś się ruszać. Zaraz dam ci coś przeciwbólowego.

Spojrzał w stronę z której dochodził głos i zauważł młodą lekarkę, która sprawdzała właśnie jego kroplówkę. Blond włosy miała związane w koński ogon a delikatny aczkolwiek zmartwiony uśmiech ozdabiał jej twarz. Kobieta z kolei miała wrażenie, że zaraz padnie. Zdawało się a wręcz była pewna, że ten nastolatek miał dokładnie takie same oczy, jak jej syn. Z tą różnicą że w oczach jej syna zawsze błyszczało zadowolenie, radość i pasja do życia a w tych... widziała tylko i wyłącznie zrezygnowanie i strach. Bolało ją to spojrzenie ale straciła rezonu. 

-Co się stało?

Wychrypiał jej pacjent, wodząc wzrokiem za jej dłońmi, jakby musiał kontrolować każdy jej ruch.

-Zemdlałeś w szkole i uderzyłeś się w głowę. Zszyliśmy ranę, powinieneś szybko się z tego wywinąć. Jeśli czujesz się na siłach, przebadam cię i zadam parę pytań, w porządku?

Czarnowłosy skinął głową, zgadzając się i ułożył się wygodniej na poduszkach. Lekarka wzięła do ręki jakąś teczkę i otworzyła ją, chwytając za długopis.

-Jak oceniasz ból w skali od 1 do 10?

-4.

Błękitne oczy uważnie mu się przypatrzyły. Sądząc po jego stanie fizycznym, ranie na głowie i fakcie, że nie dostał jeszcze żadnych leków przeciwbólowych, ból powinien być o wiele większy. Z doświadczenia wiedziała, że większość pacjentów określiłaby to jako 7 lub 8. Zdziwiła ją więc odpowiedź nastolatka ale nie skomentowała tego.

-Co cię boli oprócz głowy?

-Klatka piersiowa.

-Coś jeszcze?

-Nie.

Chociaż kobieta mocno w to wątpiła, zapisała skrupulatnie jego odpowiedź i przejrzała kolejne pytania.

-Jaką masz grupę krwi?

-Chyba 0 pozytywną.

-Często miewasz omdlenia?

-Nie.

-Ile masz wzrostu i ile ważysz?

-178 cm wzrostu i ważę 50 kg.

-Masz świadomość, że masz niedowagę?

-Tak.

-Czym jest spowodowana?

-Nie lubię jeść.

Kolejne kłamstwo, które wychwyciła ale nie miała zamiaru się nad tym rozwodzić. Jeszcze nie do końca wiedziała, co tu jest grane.

-Chorujesz na coś?

-Nie.

-Jesteś na coś uczulony?

-Na jad pszczół. 

-Skąd wzięły się twoje obrażenia?

Zapadła cisza. Kobieta podniosła wzrok błękitnych oczu znad formularza i spojrzała na nastoletniego pacjenta, który definitywnie wahał się z odpowiedzią. W końcu westchnął ciężko i spojrzał jej w oczy spojrzeniem tak obojętnym, że lekarkę aż przeszedł dreszcz.

-Przecież już pani wie.

Zamurowało ją. Nawet nie próbował tego ukrywać a z reguły ofiary bronią się przed przyznaniem do prawdy rękami i nogami. Po dłuższej chwili odchrząknęła cicho.

-Wyrazisz zgodę, żebyśmy wykonali szczegółowe badania?

Czarnowłosy pokręcił głową, nieświadomie załamując tym samym lekarkę. Ta spuściła wzrok na kartę pacjenta i zastanowiła się chwilę.

-Musisz zostać na noc na obserwacji ale jutro z rana wypuścimy cię do domu. Powinieneś odpocząć przez parę dni. Potrzebujesz zwolnienia ze szkoły?

-Nie, dziękuję.

Kobieta zmierzyła swojego młodego pacjenta spojrzeniem, zastanawiając się przez chwilę, jak ona w ogóle ma mu pomóc, skoro on odrzuca jakąkolwiek pomoc ale wiedziała, że nic więcej nie może dla niego zrobić. Pokręciła głową i zamknęła teczkę.

-W porządku. Zaraz przyjdzie pielęgniarka i da ci coś przeciwbólowego. Postaraj się przespać. 

Powiedziała i wyszła. Nie sądziła, że ten dyżur będzie aż taki ciężki. Zastanawiała się, co dzieje się w życiu tego młodego chłopaka, że aż do tego doszło? Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na jeszcze jedno, nurtujące ją pytanie. Była pewna, że zna skądś jego nazwisko ale nie wiedziała, skąd. Postanawiając zastanowić się nad tym później, poszła do swoich innych pacjentów. 

Komentarze

Popularne posty