Dlaczego? - Rozdział 1


 Obudziłem się rano kompletnie wykończony, z resztą nie pierwszy raz. Przetarłem zmęczone i wysuszone od płaczu oczy i z ciężkim westchnięciem zwlekłem się z łóżka do łazienki, chcąc po prostu umrzeć i więcej nie musieć nikomu spojrzeć w oczy. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak wielką porażką i zakałą rodzinną jestem. Nie chciałem tego widzieć jeszcze w twarzach moich bliskich... chociaż oni chyba też już się do tego przyzwyczaili i nie pokładali we mnie już żadnej nadziei. 

Wziąłem szybki prysznic i wysuszyłem włosy, po czym zrobiłem lekki makijaż, żeby zakryć ślady mojego płaczu. Wiedziałem, że i tak nie zdołam oszukać brata, ale mogłem chociaż spróbować oszukać wszystkich innych. Chociaż... brat raczej nawet nie zwróci na to uwagi. Potrząsnąłem głową, odganiając te zbędne myśli i z ciężkim sercem wyszedłem z pokoju, kierując się do kuchni. Co ranek dziękowałem w myślach niebiosom, że cztery lata temu przenieśliśmy się do większego domu i każdy z nas miał swój własny pokój. Nie musiałem się z niczym ukrywać w swoim małym sanktuarium. 

W kuchni przy stole zastałem - z resztą tak, jak się spodziewałem - mojego brata i mamę. Dredziarz przeglądał coś na swoim telefonie, nie odrywając od niego wzroku a mama na moment podniosła wzrok znad czytanej gazety, by powitać mnie lekkim uśmiechem, który ledwo udało mi się odwzajemnić. Dziękowałem w duchu, że nie musiałem nic mówić bo gardło miałem tak ściśnięte, że chyba bym się od razu rozpłakał. Drżącymi rękami sięgnąłem po kubek i nalałem sobie kawy, nie mając kompletnie ochoty cokolwiek jeść. Wiedziałem, że martwię tym mamę ale nie mogłem nic na to poradzić - zwymiotowałbym, gdybym spróbował jeść na siłę. Przez kolejne prawie pół godziny siedziałem więc razem z nimi przy stole w kompletnym milczeniu, wpatrując się uparcie w blat stołu. To chyba jedyne, co mogłem zrobić. Nawet mając świadomość, że nikt na mnie nie patrzy, czułem się, jakby właśnie mnie oceniali. Cóż... w myślach im nie siedziałem, ale moje wyobrażenia w cale nie musiały być dalekie od prawdy. W końcu jednak po prostu wstałem od stołu, włożyłem kubek do zmywarki i wróciłem do swojego pokoju, chcąc jak najszybciej zniknąć im z oczu. Odetchnąłem ciężko, gdy zostałem już sam i niemal jęknąłem załamując się, gdy uświadomiłem sobie, ile godzin w szkole mnie teraz jeszcze czeka. To będzie zdecydowanie ciężki dzień. Marzyłem o tym, żeby już się skończył i żebym znów mógł się zabunkrować w swoim pokoju. Przeczesałem nerwowo włosy dłonią mając nadzieję, że mnie to w jakikolwiek sposób uspokoi - co oczywiście nie przyniosło żadnego skutku - i zarzuciłem bluzę na ramiona po czym wziąłem w rękę plecak i zszedłem na dół. Naiwnie powtarzałem sobie, że czym szybciej zacznę ten dzień, tym szybciej się on skończy. Gdyby to tylko było takie proste!

Usiadłem na ławce przy wyjściu, by założyć buty i skuliłem się lekko w sobie, kątem oka rejestrując mojego bliźniaka, który właśnie szedł w moje ślady i jak najszybciej pozbierałem się, chcąc wyjść z domu sam. 

-Pracujesz dzisiaj?

Usłyszałem pytanie brata w momencie, gdy położyłem dłoń na klamce. Aż się wzdrygnąłem. Przyznam się, że musiałem się chwilę zastanowić, bo nie byłem pewien, jaki mamy dzisiaj dzień. 

-Tak. 

Odparłem cicho i nie czekając na dalsze pytania niemal wybiegłem z domu, od razu zakładając słuchawki i zarzucając kaptur na głowę. Szedłem do szkoły, wpatrując się w drogę pod moimi nogami i pragnąłem stać się niewidzialnym. Chociaż z moim dość wysokim wzrostem nie jest to zbyt proste a może nawet awykonalne. Niestety, droga do szkoły minęła mi zdecydowanie szybciej, niż byłbym sobie tego życzył i nie mogłem mieć mniejszej ochoty na bycie w tym miejscu. Z rezygnacją w sercu i czarnymi myślami wszedłem do dużego budynku, szykując się już na okropny dzień. I chociaż koniec końców taki był - nie było w cale tak źle, jak myślałem. Było... znośnie. Z ulgą więc i w miarę szczęśliwy, że przeżyłem wszystkie lekcje, ruszyłem do pracy. Chociaż w cale nie musiałem, od roku pracowałem w pewnej restauracji, chcąc sobie jakoś dorobić. Nie chciałem być darmozjadem w domu. Co prawda w teorii mogłem pracować maksymalnie na pół etatu ale dogadałem się z właścicielką i pozwalała mi na pracę na pełen etat - pod warunkiem, że nie zawalę szkoły. Musiałem więc jej zdawać relacje z moich ocen półrocznych ale była to niewielka cena za ucieczkę od tego okropnego uczucia, że moja rodzina jest mną zawiedziona i woleliby, żeby mnie nie było.

Wszedłem do niewielkiej restauracji w centrum i po przywitaniu się skinięciami głowy po drodze ze wszystkimi obecnymi pracownikami - zamknąłem się w męskiej szatni, zrzucając plecak z barków. Oddychałem przez chwilę głęboko, chcąc się uspokoić i przygotować na pełen wymagających i niezadowolonych klientów dzień, po czym wyciągnąłem z plecaka kluczyk i otwarłem swoją szafkę. Całe szczęście, że nie zapominałem o praniu i miałem jeszcze kilka czystych t-shirtów do pracy. Szybko się przebrałem i schowałem swoje rzeczy do niewielkiej szafki, po czym zameldowałem się w systemie i szybko ruszyłem na salę. Czym mniej czasu na myślenie, tym lepiej. Tak postanowiłem i to powtarzałem sobie codziennie, niczym mantrę. Z resztą wszystko potoczyło się dokładnie tak, jak się tego spodziewałem - miałem mnóstwo pracy i kilku bardzo niezadowolonych klientów, których musiałem oddelegować do swojej managerki, by rozwiązać ich problemy. Odetchnąłem więc z ulgą, gdy wybiła godzina 22 i moja zmiana się skończyła. Chociaż przy wyjściu obiecałem managerce, że wrócę prosto do domu - wybrałem najbardziej okrężną drogę, jaką się dało i szedłem niespiesznie do domu, słuchając muzyki. Starałem się nie myśleć kompletnie o niczym, wsłuchując się w słowa płynące z piosenki, ale nie potrafiłem się tak kompletnie wyłączyć. 

W końcu, krótko przed północą, wróciłem do domu, rezygnując z mojego niewielkiego spaceru. Wiedząc, że wszscy już śpią, przemknąłem cicho do swojego pokoju i od razu rzuciłem się na łóżko, pragnąc po prostu zniknąć. Nawet nie wiem, kiedy zacząłem płakać. Cichy szloch po prostu trząsł moim ciałem i nie potrafiłem nic na to poradzić. Zły sam na siebie, że znowu się marzę, walnąłem kilka razy pięścią w poduszkę, ale nie przyniosło mi to w cale poprawy. Nie mam pojęcia, ile czasu minęlo, nim w końcu zmorzył mnie sen. 

TOM 

Coś mnie niepokoiło i musiałem przyznać, że to uczucie z każdym dniem rosło. Dopiero po jakimś czasie udało mi się zorientować, że mój niepokój jest ukierowany na mojego bliźniaka, czego już kompletnie nie potrafiłem zrozumieć. Chociaż szczerze mówiąc, już od dawna miałem problemy ze zrozumieniem go - jakieś półtora roku temu bliźniak uparcie zaczął mnie unikać i nie wiedziałem, dlaczego. Chociaż na początku próbowałem z tym walczyć to w końcu sobie odpuściłem - nie mogłem go przecież do niczego zmuszać. Teraz jednak męczyło mnie przeczucie, że dzieje się coś bardzo złego i musiałem zainterweniować. Postanowiłem go więc obserwować ale nie dać tego po sobie poznać. Rano więc czekałem przy stole, powoli jedząc śniadanie i przewijając nowości w Internecie zastanawiając się, kiedy mój bliźniak raczy się pojawić. W końcu wszedł niepewnym krokiem do kuchni i nalał sobie kawy, z którą zasiadł przy stole a ja zerkałem na niego kątem oka. Wyglądał... źle. Jakby od conajmniej kilku nocy płakał do poduszki, ale przecież nie miał powodu, żeby płakać. Prawda? Jednak wyraźnie był zmęczony a zapuchnięte oczy starał się ukryć pod delikatnym makijażem. Westchnąłem w duchu widząc, że nie ma on zamiaru nawet zjeść śniadania, gdy wyszedł z pomieszczenia. Dopiero chwilę potem zorientowałem się, że nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem go jedzącego jakiekolwiek śniadanie albo w ogóle - jedzącego cokolwiek. Przeklinając na siebie w duchu skończyłem szybko śniadanie i posprzątałem po sobie, po czym poleciałem na górę i zabrałem swoje rzeczy do szkoły. Gdy wróciłem na dół, mój bliźniak już zakładał buty, najwyraźniej szykując się do wyjścia. Usiadłem na ławce obok niego i ledwo powstrzymałem swoje pytanie gdy zauważyłem, jak się skulił i nerwowo próbował przyspieszyć swoje ruchy. W końcu wstał, zarzucił sobie plecak na ramię i wiedziałem, że to moja ostatnia szansa. 

-Pracujesz dziś?

Aż się wzdrygnął, gdy mnie usłyszał i doskonale to widziałem. Zastanawiało mnie tylko - dlaczego? Tak, oddaliliśmy się od siebie i to bardzo - sam nie znałem powodu, ale nie chciałem drążyć, skoro tego właśnie chciał to nie miałem zamiaru go przekonywać do zmiany zdania. Nic mu jednak nigdy nie zrobiłem, żeby tak nerwowo na mnie reagował - chyba, że o czymś nie wiem. Nie skomentowałem tego jednak i spokojnie czekałem na odpowiedź, która chwilę mu zajęła.

-Tak. 

Rzucił tak, że ledwo go usłyszałem i po chwili już go nie było. Westchnąłem ciężko i pokręciłem głową po czym wyszedłem za nim ale... już go nie widziałem. Udało mi się go zobaczyć dopiero w szkole ale jak zwykle - uparcie wszystkich unikał i starał się być najbardziej niewidzialny, jak mógł. Ciekawe, czy wiedział, że gdyby nie był moim bratem, miałby w szkole dość duże problemy z prześladowaniem. Było parę osób, które chciało się nad nim trochę poznęcać ale zbyt mnie lubili, by to robić. Chociaż może bardziej się mnie bali? Kto wie. W sumie to nie jest ważne. W każdym razie przez wszystkie lekcje i przerwy mój kochany braciszek nie dał mi się złapać, bym zamienił z nim chociaż parę słów a zaraz po lekcjach rozpłynął się w powietrzu. Z czystej ciekawości poszedłem nawet pod restaurację, w której pracuje mój brat - wszystkie stoliki były zapełnione więc wiedziałem, że nie uda mi się go wyrwać stamtąd nawet na chwilę. Z rezygnacją wróciłem do domu i chociaż myślami wciąż krążyłem przy bracie, puściłem sobie muzykę i zabrałem się za wykańczanie projektu baneru, który zleciła mi pewna firma - od prawie dwóch lat, odkąd wygrałem jeden z konkursów, w taki sposób zarabiałem sobie na własne przyjemności. Czekałem, aż Bill wróci do domu i będę mógł z nim porozmawiać. 

Czas jednak mijał a mojego bliźniaka jak nie było, tak nic nie zanosiło się na to, żeby miał wrócić. Zerknąłem na zegarek i widząc, że minęła już 23, zdziwiłem się - z racji, że jesteśmy nieletni, Bill nie może pracować dłużej niż do 22 a restauracja znajdowała się zaledwie 30 minut pieszo od domu. Coś mu się stało? Zgubił się? Nie miałem pojęcia ale zdecydowanie było to sygnałem do niepokoju. Rozprostowałem się w fotelu słysząc, jak strzelają mi plecy i wstałem z miejsca, by rozprostować kości po czym zmęczony walnąłem się na łóżko. Nie chciałem iść spać, póki Bill nie wróci ale... czemu tak długo go nie było?

W końcu, gdy już niemal przysypiałem, usłyszałem trzask drzwi i ciche kroki na schodach. Zacząłem nasłuchiwać i po chwili usłyszałem kolejny trzask - Bill zamknął się w swoim pokoju. Zwlokłem się z łóżka z cichym westchnięciem i wyszedłem od siebie, chcąc porozmawiać z bratem ale coś sprawiło, że zatrzymałem się o sekundę, nim nacisnąłem jego klamkę. Zacząłem nasłuchiwać i po chwili bardzo poważnie zastanawiałem się nad tym, czy nie mam halucynacji dźwiękowych. On... płakał? Bardzo cicho ale wyraźnie słyszałem cichy szloch mojego braciszka. Coś ścisnęło mnie za serce. Wiem, że nie trzymaliśmy się blisko ale sądziłem, że jeśli będzie mieć jakiś problem to do mnie z nim przyjdzie. Najwyraźniej się myliłem.

Stałem chwilę przed jego drziwami ale w końcu wróciłem do siebie. Tylko że po moim odkryciu nie potrafiłem już zasnąć a po głowie krążyło mi milion myśli. Chodziłem po pokoju, jakby w jakiś mistyczny sposób to miało jakkolwiek pomóc, jednak to nic nie dawało. W końcu wróciłem pod jego drzwi i znów nasłuchiwałem ale tym razem panowała za nimi całkowita cisza. Cicho otworzyłem drzwi i zajrzałem do środka, przyzwyczajając przez chwię wzrok do ciemności. Zauważyłem jego skuloną sylwetkę, leżącą spokojnie na łóżku i po chwili zawahania odwarzyłem się podejść. Kucnąłem przy nim i delikatnie odgarnąłem mu włosy z twarzy, wpatrując się w zapuchniętą od płaczu i umazaną łzami skórę. Westchnąłem cicho i pokręciłem głową. Co się z nim działo? Pogłaskałem go czule po głowie uważając, żeby go nie obudzić, nim w końcu wróciłem do siebie i położyłem się spać. Chociaż czułem ogromne zmęczenie, przez natłok myśli - tej nocy przespałem bardzo niewiele czasu.

Komentarze

Popularne posty