My wonderful nightmare - Rozdział 22


 Mecz był świetny! Sam nie pamiętam, kiedy tak dobrze mi się grało, w dodatku znowu miałem okazję na granie ze starymi przyjaciółmi z drużyny w oficjalnym meczu a nasz rozgrywający idealnie dopasował się do naszej chaotycznej trójki atakujących, mimo że każdy z nas był inny. Nawet raz udało nam się zrobić szybki atak, chociaż nie był tak świetny jak ten, który miałem w Karasuno. 

Jednak prawdziwa niespodzianka czekała na mnie przed halą sportową, gdy wychodziliśmy po wygranym meczu - w którym rozegraliśmy 5 setów. Moja stara uczelnia nie chciała odpuścić ale w końcu udało nam się z nimi wygrać - i to wszystko sprawiło, że moje serce zabiło mocniej a uśmiech nie chciał opuścić mojej twarzy. Wychodząc na zewnątrz mignęła mi czyjaś znajoma czupryna a gdy tam się obejrzałem...

-TOBIO!

Wrzasnąłem i pędem rzuciłem się na byłego rozgrywającego naszej starej drużyny, który co prawda o kulach ale stał pod ścianą i najwyraźniej na nas czekał. Ledwo wyhamowałem, żeby nie wpaść na niego z całym impetem i nas nie przewrócić, ale i tak wtuliłem się w niego od razu, czując otaczające mnie ramiona.

-Idiota. Mogłeś nas wywalić.

-Przyszedłeś!

-Hmpf. Głupek.

Słyszałem jego słowa ale podświadomie czułem, że się uśmiecha. Odetchnąłem głęboko, czując go znowu tuż obok mnie i mogąc być w jego ramionach.

-Dziękuję.

Powiedziałem w końcu zadzierając głowę, by móc na niego spojrzeć. Od razu zmarszczył brwi jak to miał w zwyczaju, gdy nie rozumiał o co mi chodzi.

-To raczej ja powinienem wam dziękować. To było... wow. I świetnie graliście. Jestem z was dumny. 

-Kageyama! Nie spodziewaliśmy się, że przyjdziesz. Jak się czujesz?

Nawet nie zauważyłem, kiedy otoczyła nas cała drużyna ale i tak trzymali się trochę z boku. Najwyraźniej zła sława wciąż prześladowała naszego biednego rozgrywającego, chociaż w tym momencie cieszyło mnie to, że nie zamęczali go pytaniami. Chociaż był jeden wyjątek i odezwał się, nim chociażby gracz z numerem 9 zdołał odpowiedzieć na pytanie Tanaki.

-Kageyama Tobio, najlepszy licealny rozgrywający ostatnich lat? 

Obejrzeliśmy się tam i zobaczyliśmy naszego trenera, który najwyraźniej szedł tuż za nami. Automatycznie odsunąłem się od Kageyamy i wszyscy czterej stanęliśmy na baczność. Nie żebyśmy go nie lubili - po prostu budził respekt a szczególnie nam ciosał kołki na głowach za zbyt intensywne treningi i paplał co chwilę coś o przetrenowaniu, chociaż nie łapię za bardzo, o co mu chodzi.

-Tak. Dzień dobry.

-Gdzie się teraz uczysz?

-Cóż, po wypadku zrezygnowałem na razie z pójścia do szkoły.

-Przyjdź do nas. Dostaniesz stypendium sportowe.

Szok to chyba mało powiedziane, chociaż Tobio trzymał się o wiele lepiej niż nasza trójka. Ja prawie padłem a przecież w cale nie chodziło o mnie!

-Z całym szacunkiem jednak nie będę mógł znów zagrać.

-Źle mnie zrozumiałeś, Kageyama. Chcę, żebyś był konsultantem. Najlepiej znasz nasze cztery gwiazdy, które nie potrafią się dopasować. Z twoją pomocą bylibyśmy w stanie wyłuskać z nich pełen potencjał. Jesteś zainteresowany?

Sądziłem, że śnię. Miałbym znowu widywać Kayegamę codziennie? Dzień w dzień? Być z nim w szkole i w drużynie i może w mieszkaniu i... i... i...

-ZGÓDŹ SIĘ!

Niemal krzyknąłem na niego, gdy brunet dalej nie odpowiedział na propozycję naszego trenera, oczywiście zwracając na siebie uwagę wszystkich. Ciemne oczy przez chwilę świdrowały mnie wzrokiem, nim znów odwrócił się do naszego trenera.

-W porządku.

Teraz mogłem umrzeć szczęśliwy. W dodatku u boku Kageyamy i w mojej ulubionej bluzie z drużyny Karasuno. Lepiej być nie mogło!

Komentarze

Popularne posty