Jabłko - Rozdział 14


 -Dumbledore, nie mieliśmy na to wpływu. Najwyraźniej panu Potterowi jest przeznaczone spędzić swoje życie na nauce w Slytherinie.

-To niedopuszczalne! Oboje jego rodzice byli Gryfonami, nawet Syriusz i Remus, którzy się nim opiekują... jakim cudem trafił do Slutherinu?

-Również nie jestem z tego zadowolona, jednak nic na to nie poradzimy. Najwyraźniej musimy zaufać Tiarze i...

-Nie wiem, dlaczego Tiara tak zdecydowała... może się pomyliła? 

-Albusie... Harry bardzo zaprzyjaźnił się z młodym panem Malfoyem i wszyscy to widzieliśmy. Wszyscy wiemy, jacy są jego rodzice... możliwości są więc dwie.

-Jakie, Minervo?

-Być może Harry trafił do Slytherinu aby mieć zbawienny wpływ na wychowanego w toksycznym środowisku Dracona... albo to Dracon ma sprowadzić Harry'ego na drogę przeciwko wszelkim uczciwym czarodziejom. Czas pokaże. Teraz jedyne, co możemy zrobić, to mieć ich na oku i pomagać im dorosnąć.

Dyrektor placówki w końcu przestał krążyć po gabinecie, przystając przed jednym z regałów i westchnął ciężko, starająci się zebrać myśli i przeanalizować słowa swojej podwładnej i przyjaciółki, którą znał od bardzo dawna. Opiekunka domu lwa mogła z kolei obserwować, jak ramiona starszego czarodzieja powoli unoszą się i opadają w cichych, głębokich oddechach. Chociaż starała się tego nie okazywać, ją również niepokoiło to, co przyniesie los, skoro ich nadzieja trafiła do domu, z którego nie wychodzi zbyt wielu dobrych czarodziei. Wiedziala, że teraz mogą tylko mieć nadzieję.

***

Harry z kolei znowu nie mógł zasnąć i przewracał się z boku na bok na łóżku, które z jakiegoś powodu nagle stało się bardzo niewygodne. Czuł się wykończony i niezmiernie zmęczony tym wszystkim. Chciał wrócić do domu i móc wyspać się w swoim łóżku. Mimo że razem z Draco i Blaisem czuł się w porządku i nawet cieszył się z chodzenia do szkoły, to przez resztę osób czuł się nieakceptowany - szczególnie przez uczniów spoza domu węża, do którego sam należał. Nie do końca wiedział, dlaczego tak było, ale już kilka razy zauważył, jak niektórzy pokazywali na niego, szepcząc coś do siebie. Czuł się wyobcowany, jakby w ogóle tu nie pasował. Nie wiedział tylko, dlaczego to na niego tak bardzo się uwzięto. 

Gdy po raz kolejny tej nocy odwrócił się przodem do ściany poczuł, jak materac za nim ugina się a gdy obejrzał się za siebie, z zaskoczeniem zauważył jasne włosy i stalowe oczy.

-Co tu robisz?

-Widzę, że znowu nie możesz spać. Co się dzieje?

Brunet przygryzł dolną wargę ciesząc się, że Draco nie może zauważyć jego twarzy. Sam nie do końca wiedział, co miał mu na to pytanie odpowiedzieć. Nie potrafił w pełni nazwać kotłujących się w nim uczuć i zastanawiał się, co ma z tym fantem zrobić. Westchnął ciężko i odwrócił się przodem do przyjaciela, który momentalnie objął go ramionami i zaczął delikatnie głaskać go po plecach.

-Nie czuję się tu dobrze.

-W naszym pokoju?

-W tej szkole. Wszyscy coś do mnie mają. Co chwilę ktoś się mnie czepia. Nawet nie wiem, dlaczego.

Blondyn wywrócił oczami, czego oczywiście wtulony w niego jedenastolatek nie mógł zobaczyć. Przez chwilę zastanawiał się, czy w ogóle powinien mu o tym mówić. Zdecydował jednak, że jeśli tego nie zrobi, to młody czarodziej nigdy nie zazna tutaj spokojnego snu. 

-W naszym świecie wszyscy cię znają. Nie wiem, jakim cudem opiekunowie uchronili cię przed tą wiedzą, ale tak jest. Każde dziecko słyszało o tobie, gdy dorastało a dorośli mieli nadzieję, że ich uratujesz.

-Ja? Uratuję? Przecież ja jestem tylko dzieckiem!

-Nie tylko, Harry. Jesteś wyjątkowym dzieckiem. Przeżyłeś, gdy Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać wtargnął do twojego domu i zabił twoich rodziców. Nikomu przedtem się to nie udało. Wszyscy głowią się nad tym, jak to zrobiłeś. I mają nadzieję, że to ty Go pokonasz.

-Ty też na to liczysz?

-Nie. Moi rodzice służą Czarnemu Panu. Ja sam nie do końca to wszystko rozumiem, ale... wiem, że nie zrobiłbyś nic, w co byś nie wierzył. 

-Dlaczego nie zostawią mnie po prostu w spokoju?

-Bo oczekiwali, że pójdziesz w ślady swoich rodziców. Że znajdziesz się w Gryffindorze i pewnego dnia ostatecznie pokonasz człowieka, który terroryzował ich przez te wszystkie lata. Nie spełniłeś oczekiwań jakiś obcych, nic nie znaczących ludzi a oni czują się przez to zranieni. Idioci. 

-Syriusz i Remus mówili, że są ze mnie dumni...

-I tylko to powinno się dla ciebie liczyć. Nie patrz na innych. W ten sposób nigdy nie będziesz szczęśliwy.

Po tej krótkiej rozmowie chłopcy jeszcze przez bardzo długi czas leżeli w łóżku, przytuleni do siebie, nie wymieniając jednak między sobą ani słowa. W końcu zasnęli wykończeni tym wszystkim, zbierając jakiekolwiek siły na kolejny, pełen wyzwań dzień.

Komentarze

Popularne posty