Zemsta - Rozdział 3

 


Nastolatka westchnęła cicho, miąc w palcach palec od swojej torebki. Siedziała na korytarzu w sądzie, czekając aż zostanie wezwana na salę. Jej ojciec, brat i kilka innych osób z rodziny siedziało tam już od prawie dwóch godzin. Co jakiś czas ktoś z jej rodziny, którzy czekali razem z nią na korytarzu - chociaż "razem" to za dużo powiedziane, bo trzymali się od niej z daleka, jakby samo oddychanie tym samym powietrzem było trujące - byli wzywani jako świadkowie, ale jej kolej dalej nie nadchodziła i w końcu została sama. Zamknęła na moment oczy, próbując opanować szalone bicie serca. Wiedziała, że ma dużą rodzinę, ale dlaczego sądzą się już od niemal dwóch lat? Przecież to absurdalne, żeby to tyle trwało! W końcu drzwi otworzyły się po raz kolejny i zza kawałka drewna spojrzał na nią ochroniarz. 

-Pani Alice White?

Czarnowłosa wzięla jeszcze jeden, uspokajający oddech nim wstała z ławki i weszła na salę sądową. Wszystkie oczy spoczęły na niej i czuła się jeszcze gorzej, niż zazwyczaj. Wszystkie, oprócz jednej pary. Chociaż się tego spodziewała, to mimo wszystko zabolał ją fakt, że jej własny brat unikał nawet jej wzroku. Przełknęła ciężko ślinę, czując gulę w gardle i podeszła do barierki, zajmując wyznaczone miejsce.

-Proszę się przedstawić. 

Zaczęła pani sędzia, wywołując lekkie wzdrygnięcie u nastolatki. Mimo, że sprawa toczyła się już ponad 20 miesięcy, nigdy wcześniej nie była na sali sądowej. Odkaszlnęła cicho, nim zabrała głos.

-Alice White, mam 14 lat. 

-Ponieważ jesteś nieletnia na sali jest obecny psycholog. Czy jesteś spokrewniona bądź spowinowacona z którąś ze stron?

-Tak, ta sprawa toczy się pomiędzy moim bratem i moim tatą. 

-Wiesz, dlaczego zostałaś dzisiaj wezwana na rozprawę?

-Nie, pani sędzio. 

-W porządku. Możesz opowiedzieć trochę o twojej relacji z bratem?

Zielonooka zawahała się na chwilę. Zagryzła dolną wargę i zastanawiała się, co w ogóle ma powiedzieć. Z nerwów bezwiednie zaczęła stukać palcami dłoni o barierkę, przy której stała, starając się zebrać myśli. 

-Zawsze wydawało mi się, że są raczej... dobre. Normalne, powiedziałabym. Nie wiem, co konkretnie mam powiedzieć. Często się razem bawiliśmy i zawsze bronił mnie przed innymi. 

-Jakie więc były i są twoje relacje z matką i ojcem?

-Raczej dobre. Są bardzo wymagający, przez co czasem się kłócimy, ale w domu raczej nic złego się nie dzieje. A raczej nie działo... odkąd zaczęła się ta sprawa wszystko się posypało. 

-Co masz na myśli? 

-Mama i tata bardzo się denerwują tą sprawą. Chyba żadne z nas nie spodziewało się, że Justin tak po prostu się od nas odwróci i poda tatę do sądu. W dodatku z tego, co wiem, walczy o dość spore alimenty i o to, żeby to ciotka stała się jego prawnym opiekunem aż do osiągnięcia pełnoletności a u nas w domu nigdy nie brakowało pieniędzy ale nie jesteśmy też bogaci. 

-Masz świadomość, że twoja mama nie jest biologiczną matką twojego brata?

-Tak, pani sędzio.

-Wiesz, kto jest jego matką?

-Nie, pani sędzio. Nigdy tej kobiety nie spotkałam. Tata o niej nie mówił... a przynajmniej nie mi. Ale w cale się nią nie interesowałam. 

-Wiesz, dlaczego twój brat chce się odciąć od ojca i dostawać alimenty?

-Nie, pani sędzio. Od ponad dwóch lat nie zamieniłam z nim ani słowa a wcześniej też nic mi na ten temat nie mówił...

-Jest coś, co chciałabyś dodać w tej sprawie?

-Ja tylko... Justin, proszę cię, skończ to szaleństwo. Nie musisz wracać do domu ale przecież nie musimy walczyć, na pewno znajdziemy jakieś roz...

-Zamknij się, dziwko!

Dziewczyna aż zamarła, słysząc głos własnego brata po raz pierwszy od dwóch lat. Patrzyła na niego zupełnie zaskoczona, ledwo rejestrując stukanie młotkiem przez sędzinę. 

-Panie White, co to za słownictwo? Proszę się uspokoić!

-Kiedy taka prawda! To dziwka, tak samo jak jej matka! Gdyby nie te kurwy, mój ojciec nigdy nie rozstałby się z moją mamą!

-Między mną a Violettą już dawno się nie układało! Marie nie ma z tym nic wspólnego!

-Nie kłam, ja znam prawdę! 

-Jaką prawdę?! To, co nakładła ci do głowy moja pożal się boże siostra?! To stek bzdur!

-Kurwiłeś się z tą dziwką jeszcze jak byłeś z mamą! 

-Violetta nie była dobrą żoną ani matką, nigdy jej nie zdradziłem, Marie poznałem już po rozwodzie, zrozum! 

-Kłamiesz! 

-Spokój!

Sędzina w końcu nie wytrzymała i uniosła głos. Adwokaci starali się uspokoić swoich klientów a ochroniarz podszedł bliżej, chcąc być w pogotowiu, gdyby doszło nagle do rękoczynów. W takich wypadkach zawsze potrzebna jest szybka reakcja. Tylko stojąca pośrodku tego wszystkiego nastolatka nie potrafiła zrozumieć, co się dzieje i dlaczego to wszystko tak się potoczyło. Czuła ból w sercu a na policzkach słone łzy, które niewiadomo kiedy zaczęły płynąć. Przerażało ją to i nie wiedziała, co może zrobić. Nawet nie zauważyła, że zaczęła drżeć. Dopiero pani psycholog, która do niej podeszła i położyła jej dłonie na ramionach, zwróciła na to jej uwagę. 

-Justin, uspokój się. Nie warto tracić energii na tę dziwki i twojego ojca. Mój biedny braciszek wpadł w szpony jednej kurwy i dał życie drugiej. Nic na to nie poradzisz. 

Chociaż cichy, to na sali doskonale słyszalny był głos ciotki, starającej się uspokoić swojego bratanka. Tej samej ciotki, która zagadała ją wtedy na weselu. Tej samej, u której zamieszkał jej brat. Wszystkie te fakty powoli zaczęły łączyć się w całość w nastoletnim umyśle i kojarzyła fakty. 

-To twoja wina, że Justin się od nas odwrócił. Ty się uważasz za dobry przykład dla nastolatka? Ty mi wprost powiedziałaś, że mam popełnić samobójstwo! 

-Oj nie przesadzaj. Nikomu by nie zaszkodziło, jakbyś w końcu zeszła nam z drogi.

-Nie waż się tak odzywać do mojej córki!

-Bo co mi zrobisz?!

-Spokój! 

-Nie masz prawa się tak odzywać do Alice!

-Zmuś mnie! To taka sama dziwka, jak jej matka! 

Potem czarnowłosa już nic nie słyszała. Wszystkie słowa mieszały się w jedno i nie potrafiła już rozróżnić głosów. Zaczęło jej brakować tchu i ledwo zorientowała się, że drżąc oparła się o barierkę. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje a chaos w jej głowie w cale nie pomagał. Przytknęła zimną dłoń do czoła, mając nadzieję, że jakoś ją to rozbudzi, jednak nic to nie dało a hałas narastał. 

-PRZESTAŃCIE!

Wrzasnęła w końcu i chociaż tego nie zauważyła od razu, wszyscy zamarli jak jeden mąż i wpatrywali się w nią szeroko otwartymi oczami. Tym razem nawet jej starszy brat obdarzył ją łaskawie spojrzeniem. Nie widziała jednak wymalowanego na twarzach wszystkich obecnych przerażenia - schowała twarz w dłoniach i rozpłakała się, nie mogąc tego wszystkiego znieść. To było dla niej zdecydowanie zbyt dużo. W końcu dobitnie zrozumiała, że na zawsze straciła ogromną część rodziny a co najgorsze - straciła ukochanego brata. Jednak najbardziej bolał ją fakt, że jej ojciec stracił swojego pierworodnego syna i najwyraźniej to była jej wina. Serce jej się krajało, uświadamiając sobie to wszystko. Jednak już dawno przestala się modlić o to, by okazało się to jedynie złym snem.

-Po prostu przestańcie, proszę...

Wyszeptała jeszcze, nim pani psycholog odprowadziła ją na bok i mogła opaść na krzesło. Wszyscy wiedzieli, że zdecydowanie nie jest w stanie dalej odpowiadać. Minęła jednak dłuższa chwila, nim pani sędzia zreflektowała się i kontynuowała rozprawę.

-Pani psycholog, wyrazi pani swoją opinię?

Kobieta skinęła głową i upewniając się, że czternastolatce nic nie jest, podeszła do barierki. Pozostali wciąż zdawali się nie do końca wrócić do siebie, ale przedstawienie przecież musi trwać. 

-Dziewczyna wydaje się bardzo przeżywać zaistniałą sprawę. Sytuacja w domu z pewnością mocno się na niej odbija. Według mnie jednak szczerze opisała swoje relacje z domownikami i bratem. Polecam jednak, aby znalazła się jak najszybciej pod opieką psychologiczną. 

-Skoro jej matka to psycholka to nic dziwnego, że jej też odbija. 

-Spokój! To sala sądowa a nie cyrk! Kolejna osoba, która wygłosi taki komentarz, zostanie ukarana grzywną i wyproszona z sali sądowej. 

Chociaż nie było wiadomo, kto to powiedział, reakcja sędzi była natychmiastowa. Potem szybko potoczyło się szybko i rozbrzmiał ostatni stuk młotka. Przegrali.

Komentarze

Popularne posty