Wall between us - Rozdział 11


 Z każdym oddechem czułem coraz mocniej zaciskającą się na moim gardle niewidzialną linę, która odcinała mi nie tylko tlen ale również ciągnęła mnie w dół - tak, jakby grawitacja nagle bardzo przybrała na sile albo jakby ktoś przypiął do mnie jakieś obciążniki. Miałem trudności nie tylko z oddychaniem, ale również z poruszaniem się i myśleniem, bo moje myśli ciągle wracały do tego, że najzwyczajniej w świecie się sprzedałem. Sprzedałem się chłopakowi, który teraz ma mnie w garści a który nawet w innych okolicznościach mógłby mnie zmieść z powierzchni ziemii jednym pstryknięciem palca. Nie miałem żadnego wyboru, jak po prostu zaakceptować swój los i ewentualnie modlić się o łaskę jakiś niebios czy bogów czy czegokolwiek, co tam w naszym uniwersum istnieje i je kontroluje, żeby podarowało mi w niedługim czasie jakąś szybką i bezbolesną śmierć. 

Westchnąłem cicho i spojrzałem na żałosne resztki jajecznicy, którą próbowałem sobie przygotować ale oczywiście mi to nie wyszło. Nigdy nie byłem dobrym kucharzem i w tej kwestii niestety nic się nie zmieniło ale żeby zepsuć nawet coś tak prostego jak jajecznica - to był dla mnie zupełnie nowy poziom. Zgasiłem palnik i ze złością wrzuciłem drewnianą łyżkę do zlewu, po czym opadłem na krzesło przy stole i schowałem twarz w dłoniach. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo zmęczony jestem a najgorsze w tym wszystkim jest to, że było to zmęczenie psychiczne całą tą sytuacją. Niestety, ale tego rodzaju zmęczenia za żadne skarby nie byłem w stanie się pozbyć, nie ważne jak bardzo bym próbował. 

Nie miałem pojęcia, co się ze mną stanie ani jakie tak właściwie miał wobec mnie zamiary. Próbowałem ignorować uparcie rzucającą mi się w oczy kopertę z listem, w którym jasno było powiedziane że w posiadłości mojego nowego właściciela mam się zjawić jutro o godzinie 9:00 oraz że spóźnienia nie będą tolerowane a wręcz karane. Jaka miała to być kara - nie mam pojęcia, ale z jakiegoś powodu ani trochę nie chciałem się o tym przekonać. Cholernie skręcało mnie w żołądku na samą myśl o tym, że stałem się czyimś sługą praktycznie na własne życzenie i nie miałem teraz absolutnie żadnej drogi ucieczki. 

Może dlatego stałem przed drzwiami do ogromnej posiadłości znajdującej się niemal godzinę drogi za miastem z nietęgą miną, cholernym bólem brzucha i sercem walącym tak szybko, że miałem wrażenie że zaraz się zatrzyma. Miałem jeszcze 10 minut ale wizja kary za chociażby sekundę spźónienia przerażała mnie do tego stopnia, że nie potrafiłem spać i koniec końców zwlokłem się z łóżka jeszcze przed 5 rano. 

Jednak nawet jeśli bardzo marzyłem o tym, żeby zamienić się w kamienną figurę u schód schodów do posiadłości, to jak na złość los nie chciał się nade mną zlitować i zesłać mi tu w ciągu kilku sekund żadnej Meduzy ani nikogo takiego, więc nie miałem wyboru. Nie mogłem się wycofać. Powoli wszedłem po schodach chociaż ciężko mi było wykonać jakikolwiek ruch, po czym zapukałem niepewnie do drzwi. Nie widziałem nigdzie dzwonka i w sumie cieszyłem się, bo niespecjalnie chciałem oznajmiać całemu domostwu, że sługa się zjawił.

Czekałem tak i czekałem i w sumie już nawet miałem nadzieję, że nikogo nie ma w domu i będę mógł sobie pójść, ale nadzieja w dalszym ciągu pozostaje matką głupich i umarła w moim wnętrzu w momencie, gdy ogromne drzwi się przede mną otworzyły i stanął w nich starszy mężczyzna w garniturze i z czarnymi, przypruszonymi siwizną włosami zaczesanymi na żel gładko do tyłu. Wyglądał tak elegancko, że aż poczułem się nie na miejscu w swoich najlepszych, czarnych jeansach, czarnym T-shirt'cie wyjątkowo bez napisów i skórzanej kurtce. 

-Dzień dobry. Widzę, że zjawiłeś się punktualnie. Panicz już na ciebie czeka.

Powiedział niezwykle oficjalnym tonem, po czym odsunął się robiąc dla mnie miejsce a ja w końcu mogłem wejść do tego pałacu i powiem szczerze... zamurowało mnie.

Podłoga, chyba z marmuru, była idealnie biała i czysta tak, że aż lśniła - chyba nawet można było na niej jeść, ale nie zamierzałem się o tym przekonywać. Ściany, również białe, pokrywały obrazy w złotych ramach a także po każdej stronie po kilka par pozamykanych, ciemnych drzwi. Dokładnie naprzeciwko mnie znajdywały się ogromne schody również wykonane z marmuru ale po środku przecinał je ciemnoczerwony dywan. Powiedzieć że mnie zatkało, to jak nie powiedzieć absolutnie nic.

-Proszę za mną.

Usłyszałem za plecami i po chwili byłem prowadzony tym długim przedpokojem aż do ostatnich drzwi po prawej, które po chwili zostały przede mną otwarte a ja zostałem wręcz wepchnięty do środka. Niemal się przewróciłem ale gdy udało mi się odzyskać równowagę szybko zorientowałem się, że stoję w jadalni - urządzonej co prawda ze smakiem, głównie na biało z ciemnymi dodatkami, ale wciąż przytłaczająco ogromnej. W tym wszystkim wyróżniał się chłopak, do którego teraz należałem i poczynając od tej minuty stałem się jego zabawką - w ciemnym, trochę za dużym T-shirt'cie i jeansach i z roztrzepanymi włosami. Wyglądał, jakby dopiero wstał z łóżka i nie byłem tym zdziwiony - raczej dziwił mnie fakt, że pozwolił mi się takim zobaczyć. Wyglądał, jak normalny dzieciak jedzący płatki. 

-Widzę, że jesteś punktualnie. Wspaniale.

Mruknął pod nosem, chociaż ani trochę nie wyglądał na zachwyconego moją obecnością. Ledwo na mnie spojrzał a już z powrotem wbił wzrok w swoją miskę z płatkami śniadaniowymi. 

-Mam dzisiaj parę spraw do załatwienia, więc będziesz mi towarzyszyć. 

Oznajmił w końcu, gdy skończył jeść a ja zaczynałem się czuć bardzo niekomfortowo, stojąc tam w rogu jak kompletny idiota. Przełknąłem ciężko ślinę ale w jakiś sposób kamień spadł mi z serca. Mogło być o wiele gorzej, ale rola asystenta nie może być raczej taka zła. Poczułem się na tyle pewnie, że nawet na niego spojrzałem, gdy stanął przede mną ale wtedy cała pewność siebie ze mnie wyparowała - jego twarz wyrażała ni mniej, ni więcej co dezaprobatę.

-Nie możesz tak ze mną chodzić. Musisz chodzić porządnie ubrany, chociaż domyślam się że nie masz żadnych garniturów w szafie?

Zapytał ale najwyraźniej nie obchodziła go moja odpowiedź - chociaż swoją drogą miał rację, bo nie mam - ale nie zdążyłem nawet otworzyć ust, gdy kontynuował.

-Nie ważne. Rafael przyniesie ci jakieś moje stare garnitury, powinny być mniej więcej w twoim rozmiarze. Na jutro zamówię krawca, to uszyje ci jakieś nowe.

Miałem ochotę jebnąć się z otwartej dłoni w twarz... nie ma to jak dorobić sobie więcej długu w pierwszej godzinie twarzy. 

Nienawidzę mojego życia...

Komentarze

Popularne posty