Dla Ciebie - alternativ - Rozdział 6


 TOM

Organizowanie akcji ratunkowej w tak krótkim czasie okazało się o wiele bardziej wykańczającym zajęciem, niż kiedykolwiek bym się tego spodziewał - w filmach to zawsze wygląda tak łatwo i w ciągu kilku sekund są gotowi do akcji ale jak zwykle, rzeczywistość okazała się o wiele gorsza niż ta pokazywana nam w hollywoodzkich produkcjach. Mimo to dałem sobie radę i następnego dnia rano stałem zniecierpliwony na lotnisku, obserwując jak oddziały antyterrorystów pakują sprzęt i przygotowują się do podróży. Denerwowało mnie, że to tak długo trwa ale jednocześnie miałem świadomość, że jest to konieczne żeby nasza akcja zakończyła się sukcesem. Lekarze również jeszcze sprawdzali swój ekwipunek, bo oczywiście kazałem ściągnąć najlepszych lekarzy w Europie - mój brat zasługuje tylko na najlepszą opiekę jaką jestem w stanie mu zapewnić, niezależnie od kosztów. Całe szczęście miałem kilkoro dłużników wśród tych najwyżej postawionych i na całą akcję - która kosztowała majątek - znalazły się nagle pieniądze, bo inaczej z pewnością bym zbankrutował a Bill musiał mieć przecież do czego wracać, musiał mieć swój azyl. To prawda, że pieniądze zawsze można zarobić, jednak nawet gdybym zadłużył się w banku i sprzedał wszystkie swoje organy wewnętrzne i opróżnił oba nasze konta bankowe nie byłoby mnie na to stać. Muszę przyznać, że wiele rzeczy zaskoczyło mnie organizując te akcję, jednak najbardziej w szoku byłem widząc to, jak wielu ludzi tak bardzo chciało pomóc odbić mojego brata i powstrzymać tę szajkę porywaczy, którzy według tego co widzieliśmy na filmikach byli nie tylko mordercami ale przypuszczalnie również handlarzami ludźmi. Co ciekawe - okazało się, że jeden z przedstawionych na filmikach mężczyzn był od dawna poszukiwanym naukowcem, który zaginął w tajemniczych okolicznościach. Antyterroryści przypuszczają, że działa on pod przymusem na szkodę mojego brata, jednak ja nie byłem tego aż tak pewien i miałem mieszane odczucia co do całej tej sytuacji. No cóż, będę musiał się jakoś do tego ustosunkować za jakiś czas, bo ja z Bill'em mieliśmy ewentualnie zeznawać u prokuratora przy rozwiązywaniu całej sprawy ale nikt nie przewidywał, żeby zbyt wiele osób przeżyło tę akcję. Oczywiście mówimy tu o porywaczach, bo mieliśmy nadzieję że wszyscy uczestniczący w akcji odbicia mojego bliźniaka wrócą cali i zdrowi. Nie mieliśmy jednak takiej gwarancji i chyba dlatego tak bardzo stresowałem się całą sytuacją. 

Uchwyciłem przelotne spojrzenie jednego z dowódców, szefów czy jak się nazywa ta najwyższa ranga wśród antyterrorystów, który chciałby mnie jakby upomnieć, na co musiałem po prostu prychnąć. Przez kilka ostatnich dni wykłócałem się z nim o to, że chcę dostać broń i wejść razem z nimi do tego... bunkru, piwnicy czy w czymkolwiek przetrzymywany jest Bill i chcę sam go znaleźć, jednak ten człowiek kategorycznie mi tego zabronił i zorganizował nawet ekstra dwóch ochroniarzy tylko po to, żeby przypilnowali mnie podczas akcji i żebym nie mógł nic niespodziewanego wywinąć w trakcie, gdy zawodowcy będą odbijać mojego brata. Bardzo mnie to wkurzało, bo chciałem móc jak najszybciej go zobaczyć, wziąć go w ramiona i zapewnić, że wszystko będzie dobrze ale najwyraźniej nie miałem na to szans. W końcu nie będę się bić na pięści z uzbrojonymi i wyszkolonymi wojskowymi, nie miałem na wygraną nawet najmniejszych szans więc nie było w tym sensu.

Zerknąłem na zegarek i zorientowałem się, że dochodzi południe - czyli moment naszego wylotu - a na płycie lotniska wojskowego znajdowało się coraz mniej rzeczy, ludzie też już powoli zaczynali wsiadać i nie mogłem się doczekać, kiedy ja zostanę zawołany. Zastanowiłem się jeszcze, czy przypadkiem nie zapomniałem niczego z domu ale stwierdziłem, że wszystko powinno być w porządku i mam też dość rzeczy dla Bill'a. Plan był co prawda taki, że Bill od razu zostanie przetransportowany razem z nami do szpitala w Hamburgu a na pokładzie samolotu zajmować się nim będą zorganizowani przeze mnie lekarze, jednak istniała możliwość że jego stan nie będzie na tyle stabilny i przez jakiś czas będzie musiał zostać w szpitalu na miejscu. Jak się nazywała ta miejscowość? Wyleciało mi z głowy ale nie miało to teraz znaczenia. Nic nie ma i nie będzie mieć znaczenia tak długo, jak długo życie i zdrowie mojego małego braciszka będzie zabronione. Wiedziałem, że będę musiał jakoś odkupić swoje winy i to, do jakiego stanu go doprowadziłem oraz to, że porwanie go było w całości tylko i wyłącznie moją winą - nie miałem tylko pojęcia, jak mam to zrobić. Z zamyślenia wyrwałem się dopiero, gdy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu i po chwili spojrzałem w oczy tego szefa antyterrorystów, Randala.

-Proszę wsiadać na pokład, panie Kaulitz, za moment ruszamy.

Prychnąłem niemal na jego oficjalny ton, jednak w tym samym czasie serce podeszło mi do gardła. To już, za moment mamy wyruszać odbić mojego brata z rąk jakiś zwyrodnialców i denerwowałem się jak cholera, jednocześnie nie mogłem się tego doczekać.

-Mów do mnie na ty, Randal, przecież już się znamy.

Mężczyzna roześmiał się krótko ale przytaknął, kiwając przy tym głową. Spojrzał na mnie z nikłym rozbawieniem wymalowanym na twarzy, nim mi odpowiedział.

-To prawda. Tom, nie chcę ci robić na złość ale dbamy o twoje bezpieczeństwo. Nie wiemy, jak są uzbrojeni ani do czego ci ludzie mogą być zdolni. Odbijemy twojego brata i oddamy ci go tak szybko, jak to tylko będzie możliwe ale musisz dać nam działać i nam zaufać. Jeśli się wtrącisz, możesz narazić nie tylko siebie ale też Bill'a na ogromne niebezpieczeństwo a nawet na utratę życia. Nie możemy na to pozwolić, wiesz o tym.

Westchnąłem cicho bo nie chciałem tego słuchać, chociaż doskonale wiedziałem że miał rację. To nie sprawiało jednak, żebym czuł się chociaż trochę lepiej.

-Wiem. Dzięki, że to dla nas robicie.

-Żartujesz sobie? Moje dzieciaki was kochają! Nie wybaczyłyby mi, gdyby kiedykolwiek się dowiedziały, że odmówiłem wam pomocy. Poza tym nienawidzę takich skurwysynów jak ci porywacze. Trzeba to ukracać tak szybko, jak się da. Cały mój zespół jest tego samego zdania. Wszystko pójdzie dobrze, jeśli dasz nam działać jak należy. A teraz pakuj się do środka, zaraz wyruszamy.

Nie dyskutowałem już z nim i chwyciłem leżącą u moich stóp torbę, poprawiłem swój plecak na ramionach i wsiadłem po schodach do wojskowego samolotu. Nie było tam tak dużo ludzi, zaledwie dwudziestu wojskowych, dwóch lekarzy i dwie pielęgniarki - no i oczywiście ja - jednak z tego co mi powiedziano, na miejscu znajduje się jeszcze pięćdziesięciu wojskowych w pełnej gotowości. Nasza grupa miała być grupą uderzeniową, inni mieli czekać na rozkaz żeby wkroczyć do akcji i ich wesprzeć, gdyby sprawy miały się skomplikować. Miałem nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby.

BILL

Powiedzieć, że czułem się źle, to jak nie powiedzieć absolutnie nic. Leżałem na zatęchłym materacu na plecach, nie mając nawet sił na otworzenie oczu. W ustach czułem wciąż metaliczny posmak krwi, jednak już nie płakałem i po prostu czekałem na to, co się wydarzy - na dalsze tortury albo na śmierć. Czułem jakiś ucisk w ramieniu na zgięciu łokcia, jednak nie miałem nawet sił by sprawdzić, co go powodowało, więc po prostu czekałem. Myślenie wymagało ode mnie zdecydowanie zbyt wiele energii, dlatego przez większość czasu po prostu nie myślałem. Nie musiałem sprawdzać żeby wiedzieć, że mam gorączkę. Kaszlenie krwią oznacza krwawienie wewnętrzne, więc prawdopodobnie właśnie powoli się wykrwawiam i niedługo nadejdzie śmierć, która będzie dla mnie ukojeniem, jeśli mam być szczery. Dałbym wiele, żeby te tortury jak najszybciej się skończyły. W tym momencie miałem tylko jedno życzenie - chciałbym móc zobaczyć po raz ostatni Tom'a, usłyszeć jego głos, dotknąć go. Wiedziałem jednak, że moje ostatnie życzenie nigdy się nie spełni.

Usłyszałem odgłos otwieranych drzwi, jednak nawet nie drgnąłem. Nie miałem sił ani interesu sprawdzać, kto się pojawił w moim więziennym pokoju i po co. Poza tym nie miało to żadnego znaczenia w moim wypadku. Nie zainteresowało mnie nawet wtedy, gdy poczułem lekki ból w ramieniu. Ucisk zniknął ale mój mózg w gorączce i bólu nie chciał się domyślić, dlaczego.

-Po tej kroplówce powinieneś już czuć się lepiej. Pewnie nie dobrze ale powinno być lepiej.    

Rozpoznałem głos lekarza, który zawsze podawał mi ten okropny specyfik jednak nie zrozumiałem ani słowa, które do mnie powiedział. Język angielski był dla mnie w tym momencie zbyt ciężki do zrozumienia a nie byłem nawet pewien, czy dałbym radę zrozumieć cokolwiek po niemiecku. Było więc ze mną gorzej, niż z początku przypuszczałem ale w pewnym sensie mnie to rozbawiło. Co mogłem powiedzieć? W mojej sytuacji człowiek oczekuje już jedynie końca i ma nadzieję, że szybko nadejdzie.

TOM

Droga do miejscowości, w której według analizy poczty, badań wysłanych mi nagrań i wszystkich innych rzeczy których kompletnie nie rozumiałem, dłużyła mi się niemiłosiernie i miałem wrażenie, że coś mnie zaraz rozsadzi od środka. Nie wiem, skąd brało mi się to irracjonalne uczucie, że na pieszo byłbym tam o wiele szybciej niż tym cholernym samolotem. Zwaliłem to po prostu na stres i starałem się myśleć o czymkolwiek innym, jednak nie było to zbyt efektowne. Każda moja myśl umykała mi po kilku sekundach i mogłem skoncentrować się jedynie na Bill'u - na tym, w jakim stanie go znajdę i czy uda nam się uratować go na czas, czy nie jest jeszcze za późno i czy kiedykolwiek mi on wybaczy.

-Za 15 minut będziemy lądować. Na lotnisku czekają już samochody, które zabiorą nas do bazy w pobliżu miejsca przetrzymywania Bill'a. Niedługo będziemy na miejscu i od razu uderzymy w nich z zaskoczenia, zanim zdołają się zorientować że się na nich szykujemy.

Usłyszałem nad sobą głos Randala a moje serca zaczęło bić tak szybko, że miałem wrażenie że każdy znajdujący się na pokładzie samolotu może je usłyszeć, co było cholernie irracjonalne. Poprawiłem się na swoim miejscu i upewniłem się, że miałem zapięty pas i czekałem. Wiedziałem, że nie mogę sobie pozwolić na nieostrożność - nie mogę pozwolić, żebyśmy obaj wylądowali w szpitalu, bo kto wtedy zajmie się Bill'em? Dopiero po chwili zorientowałem się, że Randal usiadł tuż obok mnie.

-Porywacze i Bill znajdują się w ruinach jednego ze zbombardowanych parę lat temu miast. Jesteśmy co do tego absolutnie pewni, nie ma mowy o pomyłce. Mamy wśród porywaczy wtyczkę, który dostarczył nam wiarygodnych dowodów na to, że twój brat tam przebywa. Do budynku jest jedno, jedyne wejście przy którym stoi dwóch ochroniarzy i mają za zadanie zestrzelić każdego, kto się zbliży. Dwóch naszych snajperów już ustawia się na pozycjach w pobliskich budynkach, by zdjąć ich po cichu. Poza tym budynek nie jest chroniony przez nikogo. Nasza baza znajduje się około kilometr od nich w innym, zabezpieczonym budynku. Musimy tam wejść po cichu i wziąć ich z zaskoczenia, inaczej będą mieć czas na zaszantażowanie nas, na przykład przez zabicie Bill'a. W budynku znajduje się piętnaście porwanych osób łącznie z Bill'em, wszystkie są w różnym stanie, dlatego na miejscu czeka też kilkanaście samochodów i kilkudziesięciu medyków. Mamy nadzieję odbić wszystkich i nie ponieść żadnych strat w ludziach. Aresztowanie kilku z porywaczy byłoby również korzystne, bo mogliby dać nam jakieś cenne informacje, jednak nie zawahamy się zabić ich jeśli będą stawiać opór. Ciągle nie jesteśmy jednak pewni, kto jest ich przywódcą ani kto im zapłacił za porwanie twojego brata. Nad tą drugą sprawą pracują nasi informatycy z Berlina, prawdopodobnie zleceniodawca kontaktował się z nimi przez Internet, więc jeśli uda nam się zabezpieczyć na miejscu jakiś sprzęt, to będziemy mieć w końcu coś konkretnego.

Wyjaśnił mi wszystko bardzo dokładnie, chociaż chyba zdawał sobie sprawę z tego, że niezbyt interesowały mnie te wszystkie szczegóły. W tym momencie nie liczyło się dla mnie również to, dlaczego ani kto tak właściwie tak źle życzył Bill'owi i rozkazał go porwać. Wiedziałem, że musiał to być ktoś, kto ma pieniądze bo takie akcje nie były zbyt tanie - jak dowiedziałem się przy organizacji tego wszystkiego - jednak nie potrafiłem znaleźć żadnej osoby, którą znaliśmy a która byłaby zdolna posunąć się do czegoś takiego. Przecież to jest chore i nieludzkie! Nie mam pojęcia, jak chora psychicznie musi być osoba, która mu coś takiego zrobiła. Nie miało to też w tym momencie żadnego znaczenia. Jedyne, co się liczyło to odbicie Bill'a z rąk porywaczy i doprowadzenie go z powrotem do zdrowia. Co mogę zrobić? Jest on dla mnie najważniejszą osobą na świecie i nic tego nie zmieni.

-Okay.

Odpowiedziałem w końcu bo wiedziałem, że Randal się we mnie wpatruje i oczekuje ode mnie jakiejkolwiek odpowiedzi albo reakcji na jego słowa, chociaż było to dla mnie cholernie trudne. Miałem w sobie całą gamę emocji i sam się już w nich gubiłem, nie potrafiłem wyłowić ani nazwać nawet jedną z nich ale wiedziałem, że wszystko się unormuje gdy znów będę mieć przy sobie Bill'a.

-Z lotniska będziemy mieć około pół godziny samochodem do granic miasta. Potem będziemy musieli przejść kawałek na nogach, po pierwsze dlatego że miasto jest zbyt zniszczone żeby poruszać się tam samochodem a po drugie dlatego, że inaczej porywacze będą mogli nas usłyszeć.

-W porządku.

Moje słowa nie miały absolutnie żadnego znaczenia, bo w tym momencie mogłem myśleć tylko o moim bracie - co z resztą i tak już od kilku dni robiłem. Faktycznie kilka minut później wylądowaliśmy ale droga samochodem i pieszo aż do bazy wypadowej dłużyła mi się jak jeszcze nic w całym moim życiu i modliłem się, żeby czas przyspieszył i dał mi jakiekolwiek możliwości, na szybsze zakończenie cierpień mojego brata. Jakiś czas później siedziałem więc w przygotowanej przez wojsko bazie wypadowej, w jednej ręce trzymając kubek a palcami drugiej dłoni bębniąc jakiś nic nieznaczący rytm o moje udo. Miałem dość czekania i miałem dość niepewności, miałem dość wszystkiego co nie miało związku i nie było Bill'em. W końcu jednak usłyszałem słowa, które sprawiły że moje serce na moment się zatrzymało i przez chwilę nie mogłem uwierzyć, że są prawdziwe.

-Idziemy odbić Bill'a Kaulitza.

Komentarze

  1. Czytałam... Czytałam i tu nagle koniec 😈 ojjj... Czuję niedosyt ;)
    Super, że postawiłaś na opisy bo nie chcac nikogo urazić ale pierwotną wersję tego opka zajebiscie się czytało do tego mniej więcej miejsca - porem już było to mega trudne/ciężkie do 'przetrawienia' :) Widać bardzo znaczące różnice między 'kiedyś a dziś' 🤭 Teraz to jest wysokiej klasy opowiadanie, które na prawdę czyta się z zapartym tchem 💗 Bardzo ale to bardzo oczekuje kolejnej części 💟 Kochana, życzę weny - Twoja ASIA 💋💋💋

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Asiu, tamto opowiadanie pisałam wtedy z moją przyjaciółką - dzisiaj ona już nie pisze i w sumie jakoś naturalnie przestałyśmy pisać, zgodziła się jednak żebym mogła publikować dalej to opowiadanie i zrobić alternatywną wersję więc z pewnością dostaniecie więcej ♥️

      Usuń
  2. Hej! Wiem że nie na temat rozdziału ale kiedy pojawi się nowy kalendarz? Bo chciałam dowiedzieć się ile muszę czekać do kolejnego rozdziału😁 ale widzę że pusto niestety 🫡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, wybacz mi proszę ale mam w tym momencie tyle na głowie, że nawet nie mam kiedy o to zadbać. Postaram się, żeby kalendarz na marzec się pojawił

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty