Wall between us - Rozdział 19


 Chcąc czy nie, kilka dni później moje budzenie się bez budzenia się skończyło i w końcu, dziewięć dni po moim fatalnym wypadku w trakcie mojego pierwszego w życiu, tak ważnego występu nie mogłem już liczyć na mojego krwiaka i odzyskałem przytomność wbrew sobie i wszystkiemu, czego pragnąłem. Wiedziałem, że teraz gdy już trochę do siebie doszedłem, wszystko wróci do normy a ja znów stanę się służącym, który ma wykonywać każdy jeden rozkaz wydany przez swojego właściciela. Niczym jakiś pies, który nie ma nic do gadania a nawet jeśli, to nikt i tak go nie rozumie. Chociaż nie, ludzie dzisiaj traktowali psy jak swoje własne dzieci, więc traktowano mnie nawet gorzej. Nic jednak nie mogłem na to poradzić i po prostu leżałem w ciszy, rozkoszując się ostatnimi chwilami spokoju i wpatrywałem się w niezwykle biały sufit znajdujący się nad moją głową. Westchnąłem cicho gdy w końcu usłyszałem, że ktoś otworzył drzwi do mojego pokoju. Mimo, że odpoczywałem ponad tydzień, to czułem się kompletnie wypompowany z sił i wyprany z wszelkich emocji. Minęło zaledwie parę sekund, nim w pokoju rozbrzmiały szybkie kroki a po chwili nachylała się nade mną tak bardzo znajoma twarz, na której widok aż coś mnie bolało w sercu - i to mnie cholernie we mnie denerwowało.

-Yurij! Obudziłeś się! Jak się cieszę.

Chłopak od razu chwycił moją dłoń w swoje własne i złożył na niej pocałunek, czym zupełnie zbił mnie z tropu ale nie miałem zamiaru się tym w tym momencie przejmować ani nad tym myśleć. Nie mogłem się doczekać, aż w końcu znów da mi jakieś zadanie do wykonania i powie, że na przykład muszę odrobić czas w którym byłem chory albo że mam wykonać coś ekstra w zamian za to, że tyle czasu wylegiwałem się w łóżku albo - co chyba byłoby najgorsze - oznajmi, że zostałem wywalony z uczelni i w tym momencie jedyne, co mi pozostało w życiu to praca dla Młodego Dziedzica. Nic takiego jednak nie nadeszło a Otabek mówił jak najęty, jednak nawet nie docierał do mnie sens jego słów - bo nic, co powiedział nie było prawdopodobne ani nie miało ani trochę sensu.

-Boże, co ja robię! Już idę po lekarzy, przecież muszą cię zbadać.

Wykrzyknął w końcu po kilku mintuach nieustannego monologu, po czym niemal wybiegł z pokoju i aż się za nim kurzyło, co trochę mnie zaskoczyło. Zamknąłem na moment oczy mając nadzieję, że może coś jednak będzie ze mną nie tak i lekarz powie, że nie będę mógł na razie wyjść ze szpitala i nie będę musiał na jeszcze jakiś czas wracać do mojej szarej, okropnej codzienności, która przynosiła mi nic poza ogromnym upokorzeniem i jakimś tępym bólem, którego nie mogłem ogarnąć. Nie minęło dużo czasu, nim Otabek pojawił się w moim pokoju wraz z lekarzem, którego głos od razu rozpoznałem. Rozmawiali o czymś, jednak niezbyt mnie to wszystko interesowało. W sumie to nic mnie już nie interesowało. Po prostu chciałem mieć trochę spokoju i tyle...

Niestety jak wiele rzeczy - po prostu nie było mi to dane...

Komentarze

Popularne posty