In my world - Rozdział 4


 Nie mogę powiedzieć, żebym był odpowiedzialnym młodym dorosłym, co to, to nie. Niestety, ale nigdy nie miałem zbyt dobrego przykładu żeby go teraz śledzić oraz nikogo zbytnio to nie interesowało, odkąd wyprowadziłem się na studia z daleka od mojego rodzinnego miasta. Po powrocie z pracy do domu od razu zająłem się nauką, na czym spędziłem kolejnych kilka godzin. 

Kiedy skończyłem w końcu podniosłem swoje szanowne cztery litery z krzesła i przeciągnąłem się, aż strzeliły mi wszystkie stawy i poszedłem do kuchni, żeby odgrzać sobie coś do jedzenia. "Odgrzać" to chyba nie najlepsze słowo, ale moje gotowanie polegało głównie na wsadzaniu gotowego jedzenia kupionego w sklepie do mikrofalówki albo do piekarnika i jedzenie tego. Nie było to super proste dla wegetarianina, w sklepach nie ma zbyt wiele bezmięsnych opcji gotowych posiłków a jeśli już są, to z reguły droższe, więc często kończyło się na jedzeniu frytek albo jogurtów ale i tak... No cóż, tego dnia skończyłem z wegetariańską zapiekanką na talerzu, którą włożyłem na piętnaście minut do mikrofalówki a w tym czasie poszedłem pod szybki prysznic. Był dla mnie tak orzeźwiający, jak łyk wody na pustyni dla spragnionego wędrowca. Nienawidziłem śmierdzieć olejem z frytownicy i tymi okropnymi burgerami, jednak gdybym szedł pod prysznic zaraz po pracy to nigdy w życiu nie zmotywowałbym się do nauki, która była przecież dla mnie bardzo ważna - musiałem być w stanie zapewnić sobie dobrą przyszłość, więc nie mogę sobie dać na luz ani nic takiego, co robi bardzo dużo osób w moim wieku. Kiedy w końcu wyciągnąłem gorące jedzenie z mikrofalówki i usiadłem przy stole, dla towarzystwa miałem przy sobie nową książkę, którą czytałem - nie miałem w domu telewizora a w Internecie nieczęsto zdarzało mi się znaleźć coś ciekawego, więc wolałem zatopić się w lekturze książek, co zawsze uwielbiałem - już jako dziecko pochłaniałem bardzo dużo książek i teraz odkąd pracuję żałowałem, że nie mam na to aż tyle czasu, ile bym chciał. Dlatego spędzałem cały wolny czas na czytaniu, co było dla mnie niejaką odskocznią od codzienności. Nie mogę zaprzeczyć, że akurat ta książka bardzo mnie wciągnęła i nawet nie zorientowałem się, kiedy skończyłem posiłek i skończyłem z książką na łóżku. 

Gdy tak czytałem, nigdy nie zastanawiałem się nad tym, ile czasu mija - szczególnie, jeśli książka była na prawdę ciekawa, wtedy wciągała mnie ona bez reszty - dlatego pewnie również i dzisiaj kompletnie zatraciłem się w mojej lekturze. Nawet nie czułem bólu zmęczonych oczu ani średnio wygodnej pozycji w jakiej się znalazłem do czasu, aż w końcu zamknąłem książkę wciąż przeżywając ostatni rozdział w książce i spojrzałem nieprzytomnym wzrokiem na zegarek. Aż przekląłem w myślach orientując się, że spędziłem nad książką całą noc i zauważyłem na ekranie telefonu piękną godzinę, 5:47. Westchnąłem cierpiętniczo i podłączyłem telefon do ładowania, bo nawet nie zorientowałem się, że bateria mi pada, po czym wstałem do siadu i przeciągnąłem się. Cholernie żałowałem, że tak szybko skończyłem tę książkę, bo była bardzo ciekawa ale... jednocześnie cieszyłem się, że jest już za mną. Zakończyła się dokładnie tak, jak powinna była się zakończyć i miałem z tego satysfakcję. Szkoda, że nie będzie żadnej kontynuacji, bo byłbym jej bardzo ciekaw ale autorka już dawno oznajmiła, że nie będzie drugiej części. Wiedziałem więc, że niedługo znowu muszę się wybrać na dział wyprzedaży w księgarni, żeby móc znaleźć dla siebie coś nowego. 

Wiedziałem, że mam tylko trzy godziny na wyjście do pracy, więc wyskoczyłem z łóżka i przebrałem się z pidżamy w bardziej wygodne ciuchy, po czym wyszedłem pobiegać - nie jestem co prawda zbyt wysportowany i nigdy nie przepadałem za ćwiczeniami, ale biegałem od czasu do czasu i dzięki temu mogłem jakoś utrzymać się w lepszej lub gorszej formie. Pierwsze minuty były okropnie ciężkie i miałem ochotę zawrócić do domu, gdzie wpadłbym prosto do ciepłego łóżka - szczególnie, że na zewnątrz wciąż było szaro i nie było zbyt wiele osób. Zacisnąłem jednak zęby i biegłem dalej, żeby nie dać się złapać zmęczeniu i trochę rozbudzić organizm. Zrobiłem swoją standardową rundkę po okolicy i wróciłem do domu, gdzie od razu wskoczyłem pod zimny prysznic - nienawidziłem zimnej wody ale jednocześnie byłem świadom że jest to jedyny sposób, żebym faktycznie się do końca rozbudził i nie zasnął przed wyjściem do pracy. Przysięgłem sobie, że dzisiaj po powrocie z pracy od razu pakuję się do łóżka i tego chciałem się trzymać. Usiadłem więc przy biurku i odpaliłem komputer, na którym od razu wystukałem nazwę księgarni. Często mieli różne promocje na stronie, których nie można było znaleźć w sklepie, więc chciałem być na bieżąco. Dodałem kilka pozycji do mojej personalnej listy po czym poszedłem do kuchni i wyciągnąłem z szafki energetyka, ot co. Wiedziałem, że jego działanie tylko trochę pomoże mi stanąć na nogi ale była to moja najlepsza opcja. 

Wróciłem do stołu gdy zauważyłem, że mój telefon zaczął wibrować, więc szybko zerknąłem na wyświetlacz i lekko się skrzywiłem. To była mama, która pewnie chciała się mnie tylko zapytać, co u mnie ale miałem dziwne wrażenie, że od jakiegoś czasu każda nasza rozmowa - nieważne, jak niewinnie się zaczęła - kończyła się kłótnią a średnio miałem na nią teraz ochotę. Nie miałem jednak serca jej ignorować, więc po prostu odebrałem i włączyłem na głośnik.

-Hej, mamo.

-Cześć, Billy, synku. Jak się czujesz? Zdrowy jesteś? Dziwnie brzmisz.

Wywróciłem oczami na ten komentarz ale wiedziałem, że akurat w tej kwestii nie ma sensu jej zbywać ani kłamać - każde wymyślone przeze mnie kłamstwo byłoby o wiele gorsze, niż rzeczywistość. Tylko że nie miałem też zamiaru mówić jej całej prawdy.

-Jestem trochę zmęczony, nic poważnego. Co u was?

-Powinieneś wcześniej kłaść się spać. To nie jest zdrowe, buszować tak po nocach a potem jesteś zmęczony. Co, jeśli...

W tym momencie po prostu przestałem słuchać jej wywodu i od czasu do czasu po prostu cicho potakiwałem do słów mojej rodzicielki, chociaż ona wcale tego nie potrzebowała i po prostu mówiła dalej - chyba jeszcze miała nadzieję, że cokolwiek z tego co mówi do mnie dotrze. Włączyłem się w rozmowę całe szczęście na czas, żeby usłyszeć jej kolejne pytanie.

-Jak studia?

No tak, mogłem się spodziewać. Przeprowadziłem się do Hamburga na uczelnię, fakt ale potem okazało się, że samodzielne mieszkanie, praca i studiowanie do tego jest bardzo ciężkie. W dodatku w akademikach nie było miejsc - nie, żebym chciał w nich mieszkać, wolałem zdecydowanie żyć sam i na własnych zasadach - a finanse były bardzo kruche, więc jeszcze w trakcie pierwszego semestru przeniosłem się na uczelnię oferującą studia zdalne a w życiu codziennym skupiłem się na pracy. Moja mama oczywiście nie mogła tego przeboleć, że nie postanowiłem wtedy po prostu wrócić do rodzinnego domu i tam studiować, jednak ja potrzebowałem odrobinę tej samotności i niezależności. Po prostu tego potrzebowałem.

-W porządku. Mam za dwa miesiące egzaminy, więc będę się teraz trochę więcej uczył.

Przyznałem, chociaż nie do końca była to prawda. Za dwa miesiące był pierwszy z czterech terminów na pisanie egzaminów, jednak chciałem możliwie załapać się właśnie na ten pierwszy termin i mieć wszystko z głowy. Miałem ogrom rzeczy do nauki ale wiedziałem, że przy dobrej systematyczności - której bardzo skrupulatnie pilnowałem - powinienem bez problemu dać sobie radę.

Rozmowa z mamą nie trwała już długo i w jakiś sposób ulżyło mi, gdy się z nią rozłączyłem. Przynajmniej nie zdążyliśmy się pokłócić, prawda? A jednak w jakiś sposób to wszystko bardzo mnie zdenerwowało i punktualnie o 09:00 wyszedłem do pracy zastanawiając się, co jeszcze przyniesie mi ten dzień i szczerze? Miałem wrażenie, że nie będzie to nic dobrego.

W metrze standardowo wcisnąłem do uszu słuchawki i wpatrywałem się w jeden punkt w podłodze, uparcie starając się ignorować rzeczywistość i w jakiś sposób miałem nadzieję, że tym sposobem ona też zignoruje mnie. Jednak 45 minut jazdy tym środkiem transportu minęło zbyt szybko, jak na gust mojego pozbawionego snu mózgu, więc z ogromną chęcią powrotu to domu wysiadłem z metra i skierowałem się do pracy, po drodze kupując w sklepie jeszcze jednego energetyka. 

W pracy o dziwo od samego rana był względny spokój i całkiem nieźle mi się pracowało mimo zmęczenia - do tego stopnia, że pod koniec zmiany byłem już w pełni rozbudzony i miałem mnóstwo energii, dlatego też przebierając się w szatni postanowiłem, że od razu podlecę do księgarni znajdującej się po drodze do metra. Jedynie trochę żałowałem, że nie spotkałem dzisiaj Toma ale postanowiłem nie robić sobie z tego nic więcej - w końcu nie był nawet moim znajomym, tylko moim przełożonym. 

Kompletnie zamyślony wyszedłem z pracy i skierowałem swoje kroki do księgarni, gdy poczułem jak ktoś łapie mnie za kurtkę na plecach i pcha w ulicę znajdującą się między budynkami - tak wąską, że nawet mały samochód nie dałby rady się tu przecisnąć. Z tego co wiem, często rowerzyści i ludzie ogólnie jeżdżący na jednośladach skracają sobie tutaj drogę. Próbowałem się wyrwać, jednak osoba za moimi plecami była silniejsza. Próbowałem zahamować, jednak poskutkowało to jedynie tym, że omal się nie wywaliłem. Chciałem uderzyć napastnika, ale ten bez problemu sparował mój i tak niezbyt udany atak, po czym poczułem jak coś wbija mi się w plecy.

-Idź spokojnie.

Myślałem, że się przesłyszałem. Bardzo chciałem, żeby tak było ale przy moim słuchu absolutnym pomieszanie ze sobą dwóch głosów było niemal niemożliwe. Nie mogłem uwierzyć, że to właśnie on mnie napadł i teraz ciągnie mnie do jakiegoś nieczynnego jeszcze klubu. Dopiero, gdy drzwi się za nami zamknęły poczułem, jak ostrze znika z moich pleców a ja zostałem rzucony na pobliską kanapę. Moment zajęło mi odzyskanie równowagi na tyle, żeby móc się rozejrzeć.

-Daniel, dlaczego...?

-Cisza!

Wrzasnął i spoliczkował mnie, a ja w myślach gorączkowo zastanawiałem się nad drogą ucieczki z tej sytuacji. Utrudniał mi to fakt, że nie znałem tego miejsca a panujący tu półmrok nie pomagał. Daniel chyba zauważył panikę wymalowaną na mojej twarzy, bo zaczął się najzwyczajniej w świecie śmiać.

-Wiesz, bardzo dobrze potrafię zrozumieć, kiedy dziewczyna mi odmawia. Niezbyt wiele dziewczyn to robi, jednak potrafię je zrozumieć. Ciebie nie potrafię. Wyglądasz jak dziewczyna, oczywistością jest twoja orientacja a ty bezczelnie odmawiasz mi, najlepszej osobie która cię spotkała?

Słyszałem bicie mojego serca i miałem wrażenie, że ono zaraz wyskoczy mi z piersi ale tak się nie stało. Poderwałem się z kanapy ale nie zrobiłem nawet dwóch kroków w próbie ucieczki, jak Daniel popchnął mnie mocno do tyłu i wylądowałem tyłkiem na ziemi a głową uderzyłem o kant stojącego obok stołu. Aż mnie na moment zamroczyło i wykorzystał to, żeby usiąść na mnie okrakiem i jeszcze z pięści uderzyć mnie w brzuch. Momentalnie zabrakło mi powietrza.

-Nie uciekniesz mi, już nie i nie teraz. Możesz krzyczeć ile chcesz, to jest klub nocny i ma specjalnie wyciszane ściany, okna, drzwi... Nikt cię nie usłyszy, Billy.

Warknął najwyraźniej wściekły i nachylił się do mnie, któremu od tego wszystkiego chciało się najzwyczajniej w świecie wymiotować. Łzy w oczach pojawiły się chyba na skutek uderzenia, ale nie byłem tego pewien, kiedy zaczęły mi płynąć po policzkach. Próbowałem jakoś się wyrwać, jednak Daniel okazał się o wiele silniejszy ode mnie i bez problemu powalił mnie całkowicie na ziemię. Krzyczałem, ale jemu zdawało się to nie przeszkadzać. Nawet nie wiem, jakim cudem zdarł ze mnie spodnie wraz z bielizną ani kiedy, po prostu w pewnym momencie poczułem chłód podłogi na której leżałem a i tak starałem się wyrwać, nawet jeśli nie miałem żadnych szans. Nie mógł mi tego zrobić, prawda? Nie mógł...

-Daniel, proszę...

Wychrypiałem zdartym od krzyku głosem, gdy chłopak odwrócił mnie brutalnie na brzuch. Przycisnął mnie mocno do ziemi, kładąc się na mnie a jedną ręką przytrzymywał moje ręce w nadgarstkach, żebym mu się nie wyrywał. Czułem na sobie jego ciało i cholernie mnie to obrzydzało. Wierzgałem się jak mogłem ale wiedziałem, że nie mam z nim najmniejszych szans.

-Błagaj dalej, krzycz. Nawet nie wiesz, jak mnie to podnieca.

Wyszeptał mi do ucha a mnie momentalnie zrobiło się niedobrze. Nawet jeśli nie miałem czym wymiotować, bo nic dzisiaj nie zjadłem, to byłem pewien że wykaszlałbym swój własny żołądek. Zamknąłem oczy i płakałem. Tak bardzo chciałem, żeby w ostatniej chwili zmienił zdanie i po prostu mnie zostawił. Niestety wiedziałem, że to tylko puste życzenia bez żadnej szansy na spełnienie się.

Nie trwało to długo, nim Daniel najzwyczajniej w świecie rozchylił jedną ręką moje pośladki i wszedł we mnie - bardzo gwałtownie i bardzo brutalnie. Bolało jak cholera, po policzkach płynęły mi łzy, krzyczałem w niebogłosy i próbowałem się wyrwać, jednak on był silniejszy. Złapał mnie za kark, przycisnął mnie do ziemi tak, że już w żaden sposób nie mogłem się ruszyć, po czym zaczął się we mnie poruszać. Najzwyczajniej w świecie gwałcił mnie na podłodze jakiegoś baru, nie zważając ani trochę na moje krzyki, błagania i próby wyzwolenia się. Kiedy poczułem jak ze mnie wychodzi miałem nadzieję, że to już koniec ale jak zwykle - nadzieja okazała się matką głupich. Daniel odwrócił mnie na plecy i spoliczkował mnie tak mocno, że aż uderzyłem jeszcze twarzą o podłogę i pociemniało mi przed oczami. W tym momencie już nawet nie protestowałem, gdy uniósł moje nogi, rozdzielił je i wszedł we mnie po raz kolejny - krzyczałem, bo to cholernie bolało, jednak już się nie wyrywałem. To i tak nie miało sensu a akt już został dokonany. Wola walki kompletnie mnie opuściła i leżałem tam jak szmaciana lalka, po prostu cicho płacząc i modląc się, żeby to wszystko się jak najszybciej skończyło.

Daniel chyba w końcu był bliski dojścia, bo zacisnął mocno palce na moich udach i zaczął poruszać się o wiele szybciej niż wcześniej, po czym po jednym z pchnięć nagle po prostu został w takiej pozycji. Wyszedł ze mnie i mnie puścił ale ja nawet nie miałem siły się poruszyć - po prostu leżałem tak na zimnej podłodze i mialem ochotę już tylko umrzeć. 

-Nie było tak źle, prawda?

Zaśmiał się chłopak poprawiając swoje spodnie, po czym najzwyczajniej w świecie wyszedł, zostawiając mnie samego w tym okropnym miejscu.

Komentarze

  1. Tak siedzę i gapię się w ten telefon i w sumie nie wiem co mam napisać... Jak to skomentować... Ale będąc szczera czytając poprzednią cześć to gwałt przeszedł mi przez myśl 😈 Odzywają się te moje nierówności pod sufitem 😅😂🤣 niemnien gdzieś tam miałam cichą nadzieję, że Tom będzie gdzieś w pobliżu by uratować Billa przed najgorszym... To, że Daniel wziął sobie co chciał tylko utwierdza mnie w tym, ze on tak łatwo nie odpuści i tu będzie się działo 😁
    Już wiem, że mi się coraz bardziej podoba to opowiadanie 😁 Lubie takie klimaty i powiem Ci, że po tym rozdziale podniosłaś sobie poprzeczkę bardzo wysoko - wiem, że będziesz trzymała poziom, dlatego bardzo ale to bardzo oczekuję kolejnej części ❣️❣️❣️ Twoja ASIA 💋

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pustka po przeczytaniu rozdziału - skąd ja to znam... Dlatego bardzo rzadko się tym katuję, haha
      Nah, nierówności to chyba ja mam, sądząc po moich opowiadaniach
      Noooo możliiiweeee, kto wieeee...
      Kolejne części będą i mam nadzieję, że jeszcze lepsze <3
      Btw przez weekend będę zajęta, wiec odpowiem na Twojego maila w przyszłym tygodniu, nie martw się :)

      Usuń
    2. I właśnie taka pustka z milionem pytajników i wykrzykników w głowie jest super 😅😂🤣 zostawia taki niedosyt i MIX niespokojnych myśli 😈 I właśnie bez tych Twoich 'nierówności' nie byłoby tego i wielu innych opowiadań na które tak bardzo ale to bardzo czekam (i chyba nie tylko ja) ❣️❣️❣️
      Co do mejla to na spokojnie - będziesz miała chwilkę to się odezwij 💕 będzie mi niezmiernie miło 💕 Pozdrawiam i życzę weny - Twoja ASIA 💋💋💋

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty