Zapisane w gwiazdach - Rozdział 27


 TOM

Zgodnie z radą Sir Thomasa i Williama przez kolejne dni uważnie obserwowałem Billa, jednak wszystko wydawało się być w absolutnym porządku. Marta została u nas na całe cztery dni, po czym musiała wracać do pracy ale obiecała, że wkrótce znów się zobaczymy więc ta myśl w jakiś sposób nas pocieszała. Też bardzo ją polubiłem i żałowałem, że nie mogła zostać z nami na dłużej ale rozumiałem, że ma pracę i narzeczonego do którego musi wrócić. W końcu ja sam też niechętnie rozdzielałem się z Bill'em - no chyba, że był właśnie z Martą albo po prostu w sąsiednim pokoju. Nie chciałbym wyjechać bez niego nigdzie daleko i zostawić go samemu sobie. 

Poza tym jednak życie przepływało nam normalnie. Pilnie uczyliśmy się języka i mieliśmy nadzieję, że niedługo będziemy mogli rozpocząć jakieś studia i pracę ale do tego jeszcze daleka droga. Nasza opiekunka niestety się rozchorowała i dwa razy odwiedził nas jej zastepca, więc poprosiliśmy go o przekazanie jej od nas życzeń szybkiego powrotu do zdrowia ale nawet ten urzędnik zadowolony był z naszych postępów w nauce i z tego, jak sobie radziliśmy w życiu. Musieliśmy cały czas udowadniać, że dawanie nam pieniędzy nie idzie na marne i że rozwijamy się we wszystkich aktualnych aspektach.

Była środa, więc po lekcji języka poszliśmy się przejść przez park, chłonąc ostatnie promienie Słońca. W jednej ręce trzymałem gorącą czekoladę a w drugiej ściskałem dłoń Billa, który co rusz popijał swoje dyniowe latte, na które czekał cały rok. Co prawda na dworze robiło się coraz zimniej i coraz szybciej robiło się ciemno ale i tak nie wpływało to na nasz humor. Mój ukochany nucił coś cicho pod nosem a ja? Ja po prostu rozkoszowałem się jego obecnością i tym, że możemy być razem. Czego więcej można chcieć? Według mnie absolutnie niczego więcej. Tak długo jak miałem Billa, miałem cały świat przy sobie. I nie miałem zamiaru kiedykolwiek wypuścić ten świat z rąk. Nigdy więcej.

-Hej, Tom?

-Hmm?

Zerknąłem na Billa odrobinę rozkojarzony, bo zatopiłem się nawet nie wiem kiedy w moich własnych myślach i zauważyłem delikatny uśmiech rozciągający się na jego twarzy. Wiedziałem, że znowu wpadł na jakiś pomysł i nie mogłem się doczekać, żeby go usłyszeć.

-Może jak już się jakoś ogarniemy, to zaoszczędzimy trochę kasy i polecimy gdzieś na wakacje? Najlepiej do ciepłych krajów, gdzie można popływać i się opalać popijając drinki.

Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu, bo w sumie sam o tym już od jakiegoś czasu myślałem. Tak samo jak Bill uwielbiałem ciepło i niezbyt cieszyłem się na nadchodzącą zimę, jednak nie byłem aż takim zmarźluchem jak on i musiałem ciągle dbać o to, żeby był wystarczająco ciepło ubrany. Nawet zadbałem już o mały prezencik, gdy noce zrobią się odrobinę zimniejsze.

Nasza codzienność chyba raczej nie odbiegała od rzeczywistości innych ludzi. Wstawaliśmy raczej dość wcześnie jak na osoby niepracujące, bo około godziny 10. Ja szedłem przygotować śniadanie a Bill w tym czasie brał prysznic i robił się na bóstwo. Potem wspólny posiłek i łazienkę zajmowałem ja, z kolei moja druga połówka zalegała na kanapie i czytała jakieś czasopisma - starał się zrozumieć z nich jak najwięcej. Kiedy do niego dołączałem, odpalałem telewizję w której udało mi się jakimś cudem ustawić napisy w języku niemieckim, żeby móc trochę ćwiczyć i cokolwiek przy okazji rozumieć z tego, o czym mówią. We wtorki i piątki około godziny 15 przychodziła nasza opiekunka żeby z nami porozmawiać i sprawdzić, czy wszystko w porządku. W poniedziałki i soboty około 13 wychodziliśmy na zakupy, żeby uzupełnić braki w lodówce czy brak innych rzeczy. W poniedziałki, środy i czwartki od godziny 17 do 20 byliśmy na kursie językowym a w soboty od godziny 15 do 17:30, tak jak dzisiaj. Potem spacerem wracaliśmy do domu i robiliśmy wspólnie kolację, po czym zabieraliśmy się za różne rzeczy - graliśmy w gry, rozmawialiśmy albo... no, powiedzmy że się przytulaliśmy. Koło 23 Bill zazwyczaj był już trochę zmęczony, więc zazwyczaj kładł się już powoli do łóżka a ja zostawałem jeszcze w salonie i oglądałem jakiś serial. Ostatnio wciągnął mnie serial o amerykańskich strażakach i szczerze, gdyby moje życie potoczyło się inaczej i miałbym żyć w Ameryce, to chyba wybrałbym bycie strażakiem na ścieżkę kariery. Wiem, że to nie wygląda tak jak w telewizji, ale i tak wyadawało się być super.

Oprócz tych oczywistych planów, nie planowaliśmy nic. Staraliśmy się robić to, na co mieliśmy ochotę. Bill minimum raz w tygodniu zabierał się za szycie nam nowych ciuchów, przy czym często robiłem za manekina. Nawzajem motywowaliśmy się do nauki języka. Śpiewaliśmy piosenki, opowiadaliśmy sobie różne durne rzeczy i po prostu... byliśmy cholernie szczęśliwi. To chyba dobrze, prawda?

W domu Bill niemal od razu zamknął się w łazience twierdząc, że potrzebuje gorący prysznic bo bardzo zmarzł w drodze do domu - co w sumie rozumiałem, bo mimo mojego ględzenia i tak udało mu się zapomnieć swetra z domu. Westchnąłem cicho i rozsiadłem się na kanapie, odpalając telewizor. Miałem zamiar tylko chwilę posiedzieć i zaraz pójść zrobić kolację, ale w pewnym momencie zorientowałem się, że nie jestem już w naszym niewielkim saloniku tylko w ogromnej jadalni jakiegoś domostwa. Małą chwilę zajęło mi zrozumienie, że znów odwiedziłem Sir Thomasa.

Moje poprzednie wcielenie stało kilka kroków ode mnie, odwrócone twarzą do okna. Z jakiegoś odruchu sam zerknąłem za szybę i zauważyłem, że na zewnątrz jest ciemno i wygląda na dość ponurą aurę. To było dziwne, bo przecież wnętrze domu kontrolował mój stan ducha ale to, co działo się na zewnątrz kontrolował stan ducha Billa... a przecież z nim było wszystko w porządku, prawda?

-Dawno się nie widzieliśmy, Tom. Przepraszam, że tak nagle cię ściągnąłem. Mam nadzieję, że w niczym nie przeszkodziłem?

Drgnąłem, słysząc głos mojego poprzednika. Przełknąlem głośno ślinę i wziąłem duży wdech, nim mogłem odpowiedzieć.

-Nie, wszystko w porządku. Coś nie tak? Ta pogoda nie wygląda zachęcająco.

Rycerz westchnął i zrobił bliżej nieokreślony ruch ręką, jakby rezygnował ze wszystkiego i nie miał na nic kompletnie ochoty.

-Bill, tak samo jak William, niespecjalnie dobrze reaguje na zmianę aury z letniej na jesienną a potem zimową. Jak sam widzisz, William dzisiaj do nas nie dołączył. Cały dzień nie raczył nawet na minutę opuścić swojego łoża. 

-Rozumiem...

-Dlatego musimy porozmawiać.

BILL

Wziąłem szybki, rozgrzewający prysznic i gdy wyszedłem zdziwiłem się, że Tom nie krząta się po kuchni, co zazwyczaj robi zaraz po powrocie do domu. Przysięgam, że mój bliźniak mógłby jeść non stop w przeciwieństwie do mnie, ale... skoro był głodny albo miał ochotę, to przecież nie będę mu żałować a poza tym nie przeszkadzało mi to. Zerknąłem do salonu w którym słyszałem telewizor i dopiero wtedy zrozumiałem, że odpłynął. Najwyraźniej znów rozmawiał z Sir Thomasem co trochę mnie zdziwiło, bo ostatnio się z nami nie kontaktowali. Postanowiłem jednak zostawić go w spokoju i sam poszedłem do kuchni, gdzie przygotowałem nam po kubku gorącego kakao. Włączyłem muzykę z telefonu i zajrzałem do lodówki zastanawiając się, co tak właściwie chciałbym zjeść no ale... nie byłem aż tak kreatywny w kuchni jak moja druga połówka, i nic mi nie przychodziło do głowy. Nie mam pojęcia, ile czasu tak stałem wgapiony we wnętrze naszej dość pełnej jak na mój gust lodówki ale niemal pisnąłem, gdy poczułem dłoń partnera na ramieniu.

-Wybacz, nie odpowiadałeś mi.

Wytłumaczył się od razu ale ja w odpowiedzi tylko pocałowałem go krótko w usta. Westchnąłem trochę cierpiętniczo i miałem nadzieję, że zrozumie powód mojego roztargnienia.

-Nie mam pojęcia, co mielibyśmy zjeść na kolację. Zrobiłem nam kakao, ale...

-Usiądź, Billy, coś wymyślę. Bardzo głodny?

-Niespecjalnie.

Ustąpiłem miejsca bratu i zająłem miejsce przy stole, przyglądając się jak buszuje po półkach lodówki i wyciąga z niej kolejne produkty. W międzyczasie wcisnął mi w ręce mój kubek z kakao i skomentował coś, że dobre mi wyszło ale szczerze? Nie widziałem, żeby je pił. Mimo to parę minut później jego kubek był już pusty i chował go do zmywarki, podczas gdy ja nie byłem nawet w połowie.

-Spotkałeś się z Sir Thomasem?

Zagadałem go, bo cisza między nami była dosyć dziwna. Nie zrozumcie mnie źle - często razem tak po prostu milczeliśmy i nigdy nie było to ani niezręczne ani dziwne. Tym razem było inaczej a po tym, jak Tom mimowolnie drgnął gdy zacząłem temat wiedziałem, że trafiłem w dziesiątkę.

-Tak. Chciał się upewnić, że wszystko u nas w porządku.

-Przecież wiedzą lepiej niż my, gdy coś się u nas dzieje.

Dałbym sobie rękę uciąć, że mojej drugiej połówce na usta właśnie ciśnie się bardzo wiele przekleństw ale nie powiedział nic. Wrzucił ryż do garnka i sięgnął do szuflady po patelnię, nim odpowiedział. 

-William nie za bardzo lubi jesień. Chciał się upewnić, że nie ma to na ciebie większego wpływu.

-I co, ma?

Bliźniak obrzucił mnie takim spojrzeniem, że omal się nie roześmiałem ale wiedziałem, co chciał mi powiedzieć. Oczywiście, nie przepadam za jesienną aurą i za zimnem ani ciemnością ale o dziwo, jak na razie humor bardzo mi dopisywał i nie widziałem powodu do zmartwień. Co prawda rano nie chciało mi się wychodzić z ciepłego łóżka ale to bardziej kwestia tego, że lubię ciepło i wylegiwanie się na wygodnym materacu. Poza tym uwielbiałem przytulać się do Toma i chciałem z tego jak najwięcej korzystać, póki nie musieliśmy wstawać i nigdzie wychodzić ale żołądek Toma zazwyczaj motywował go do zejścia z łóżka i zabrania się do robienia nam śniadania.

-Chyba nie, chociaż obaj wiemy, że na jesień robisz się bardziej markotny. 

Skwitował w końcu ze wzruszeniem ramionami i wrzucił paczkę mrożonych warzyw na rozgrzaną patelnię, po czym w końcu obdarzył mnie długim, uważnym spojrzeniem. Zastanawiałem się, co mu siedzi w głowie ale wiedziałem, że prędzej czy później się o tym dowiem.

-Powiesz mi, jeśli coś cię będzie martwić?

Zaskoczył mnie tym pytaniem bo myślałem, że doskonale zna na nie odpowiedź. Uśmiechnąłem się.

-Z kim innym mam dzielić swoje troski, jeśli nie z tobą, Tommy?

Zapewniłem go i widziałem, jak odetchnął z ulgą. Przynajmniej na razie.

Komentarze

Popularne posty