Dlaczego? - Rozdział 31
BILL
Przeglądałem właśnie swoje materiały z uczelni przy kuchennym stole, gdy mój bliźniak wpadł w podskokach do pomieszczenia i nie mogłem powiedzieć, że nie byłem zaskoczony. Ubrany w szorty i bezrękawnik z błyszczącą od potu skórą i wielkim bananem na twarzy wyglądał jak młody bóg i nie mogłe się nie uśmiechnąć, widząc go takim. Podbiegł do lodówki i wyciągnął butelkę wody, od razu wypijając niemal całą jej zawartość.
-Co cię tak energia rozpiera?
Zapytałem ze śmiechem, zamykając książkę i odkładając długopis na bok. Niech błogosławiony będzie ten, kto wymyślił szkoły internetowe, bez niego w życiu nie zdecydowałbym się na jakiekolwiek studia.
-To endorfiny, Billy. Wysiłek fizyczny wywołuje napływ endorfin do organizmu czy jakoś tak.
Pokręciłem głową, wzdychając lekko i zerkając na moje materiały. Wiem, że poruszałem z nim już ten temat wiele razy, ale...
-Dlaczego nie pójdziesz na studia o profilu sportowym?
Zapytałem po raz tysięczny, odkąd zdecydowałem się kontynuować edukację. Tom wywrócił oczami i usiadł naprzeciwko mnie, najwyraźniej mając zamiar dać mi dokładnie taką samą odpowiedź, jak zawsze.
-Zarabiam w inny sposób. Nie potrzebuję studiów.
-Warto mieć wykształcenie, wiesz o tym.
-Bill, nie chcę się o to kłócić. Na razie nie chcę studiować, może kiedyś. Skończmy temat, okay?
Poprosił i wstał od stołu, po czym cmoknął mnie w policzek i wyszedł, najprawdopodobniej mając zamiar iść na górę i wziąć prysznic. Siedziałem tak przez chwilę w bezruchu i dziękowałem sobie za szybki refleks, po czym wyciągnąłem spod sterty materiałów do nauki rzeczy, nad którymi pracowałem dla nas a o których mój braciszek nie powinien na razie nic wiedzieć. Jeszcze nie teraz.
TOM
Stałem pod prysznicem i szorowałem swoje warkoczyki myśląc nad tym, co powiedział mi Bill. Oczywiście miał rację, że powinienem był pójść na studia razem z nim ale coś mi na to nie pozwalało. Nie kłamałem, bo wciąż zarabiałem sporo pieniędzy na projektach, chociaż teraz pracowałem pod fałszywym nazwiskiem. Wiedziałem, że nie mam się na razie o co martwić, jeśli chodzi o finanse i też wiele pieniędzy składałem na wszelki wypadek na naszym koncie oszczędnościowym, na wszelki wypadek. Musiałem zawsze mieć plan B w razie gdybyśmy znowu musieli uciekać. Nie chciałem nigdy więcej być postawionym pod ścianą.
W końcu jednak musiałem powrócić do rzeczywistości i stawić czoła nie tylko życiu ale też mojemu bratu, więc ogarnąłem się szybko i wróciłem do kuchni, gdzie Billy pilnie się uczył. Nawet trochę mnie dziwiło, jak bardzo oddawał się nauce odkąd rozpoczął studia, jednak cieszyło mnie że ma coś, co lubi.
-Idę na zakupy, potrzeba ci czegoś?
-Nutella.
Niemal parsknąłem, słysząc jego odpowiedź. Jeśli chodzi o Billa to jest jedna, święta zasada - czym słodsze, tym lepsze. Nic nie udawało mi się tak szybko i w takich ilościach w niego wcisnąć, jak słodycze. Pocałowałem go jeszcze na pożegnanie i wyszedłem z domu, kierując się do pobliskiego supermarketu. Wiedziałem, że jeśli nie zadbam o naszą kolację, to przez cały dzień mój kot nic nie zje.
-Hej, James, co tam u was?
Usłyszałem gdzieś z boku i przystanąłem, zaglądając do ogórdka jednego z naszych sąsiadów. Jerry i Maya siedzieli przy swoim dmuchanym basenie, bawiąc się ze swoimi psami - dwoma owczarkami niemieckimi. Wciąż pamiętam, jak cholernie Bill bał się zarówno tych psów jak i ich właścicieli na samym początku, jednak teraz udało nam się zaprzyjaźnić. Uśmiechnąłem się do nich i podszedłem do ogrodzenia, opierając się o nie.
-Hej wam, w porządku a wy co, kąpiel owczarków czy pływalnię otwieracie?
Jeden z psów podbiegł do mnie i przez ogrodzenie mogłem go pogłaskać, na co merdał żywo ogonem. Uwielbiam psy i może nawet chciałbym jednego mieć ale nie w tej chwili. Nie mam pojęcia, czy jutro nie będziemy musieli uciekać na drugi koniec świata.
-No co ty, odpoczywamy. Gdzie się wybierasz bez swojej drugiej połówki?
-Na zakupy, nasza lodówka świeci pustkami a Nathan nie ma zamiaru wyściubić nosa znad swoich książek, zakuwa jak szalony.
-W sumie to chyba zbliża się sesja, co? Moja kuzynka też ostatnio nic tylko się uczy, coś mówiła o egzaminach czy jakoś tak.
-Pojęcia nie mam, Nath niewiele mi mówi na ten temat a mnie to nie interesuje, póki dbam o jego żołądek i sen to więcej mi nie trzeba.
Roześmialiśmy się a Jerry wstał ze swojego miejsca i podszedł do mnie. Żaden z naszych sąsiadów nie wiedział, czym tak na prawdę się zajmuję ale wszyscy myśleli, że pracuję jako kelner czy coś takiego po drugiej stronie miasta i nie miałem zamiaru tego zmieniać. Jerry i Maya byli małżeństwem niewiele starszych od nas, oboje uroczy i kochani ludzie. Rodzice Mayi zginęli w wypadku, gdy miała jakieś 16 lat a Jerry pochodził z domu dziecka, nie mieli więc zbyt wiele ale kochali się i to im wystarczało. Oboje pracowali w urzędzie, jednak na tak miernych stanowiskach że nie było ich stać na życie w lepszym miejscu, na które z pewnością zasługiwali.
-James, mamy do ciebie pytanie. W sumie to do ciebie i Natha ale możesz mu je przekazać.
Powiedział konspiracyjnym szeptem a ja się nie mogłem doczekać, co takiego mi powiedzą.
-Zostaniecie rodzicami chrzestnymi naszego dziecka?
Okay, powiedzież że trochę się zdziwiłem, to jak nie powiedzieć nic. Patrzyłem na Jerry'ego i zastanawiałem się, czy sobie przypadkiem ze mnie nie żartuje i nie wybuchnie za chwilę śmiechem.
-O czym ty mówisz? Przecież wy nie macie dzieci.
W tym momencie Maya wstała ze swojego miejsca a ja zobaczyłem, jak bluzka inaczej układa się na jej lekko wypukłym brzuchu...
BILL
Trochę dziwiło mnie to, że Tom'owi tak długo schodzi z zakupami ale nie miałem żadnych złych przeczuć, więc się nie martwiłem. W sumie to nawet cieszyłem się, że mam trochę czasu dla siebie i nie muszę się martwić o to, że zobaczy moje projekty przed czasem. Chyba za bardzo się nad nimi zatopiłem, bo dopiero po chwili zorientowałem się, że mój telefon dzwoni.
-Hallo?
-Hej, Bill, jesteście w domu?
Uśmiechnąłem się, słysząc w słuchawce głos przyjaciela-perkusisty i odchyliłem się na krześle, przerywając na moment pracę.
-Ja tak ale Tom się gdzieś zawieruszył na zakupach. Chcecie wpaść?
-No właśnie mieliśmy taki zamiar, jeśli nie macie nic przeciwko.
-Spoko, wpadajcie. Ja jestem cały czas w domu, macie klucze więc nie krępujcie się.
-Dobra to my będziemy za jakieś 5 minut.
Roześmiałem się, odkładając telefon i pochowałem wszystkie swoje rzeczy. Mogłem się spodziewać, że zadzwonili raczej żeby się zorientować, czy nie wpadną na żadną dziwną sytuację a nie nie wiedząc, czy mogą nas odwiedzić czy też nie. Nie minęło nawet te obiecane 5 minut, nim wpadli do nas do domu jak burza i rozłożyli pizzę na stole, dbając o nasze żołądki.
-Właśnie miałem pytać Toma, czy nie zamówimy pizzy na kolację.
Skwitowałem ze śmiechem i spojrzałem na chłopaków, którzy w najlepsze zaczęli sobie stroić żarty. Nie minęło nawet kilka minut, jak usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi a zaraz potem ich trzask.
-Bill, nie uwierzysz! Będziesz ojcem chrzestnym!
Wrzasnął moj kochany bliźniak na całe gardło wpadając do kuchni i rzucając siatki z zakupami na blat z wielkim bananem na twarzy a ja poważnie zastanawiałem się, czy przypadkiem nie oszalał.
-Hej chłopaki, Bill, słuchaj, Maya i Jerry spodziewają się dziecka i poprosili, żebyśmy byli rodzicami chrzestnymi!
-O mój boże mówisz poważnie?!
Pisnąłem i przytuliłem się mocno do bliźniaka. Wiedziałem, że nam nigdy nie będzie dane mieć własnych dzieci i bardzo cieszyłem się na możliwość bycia wujkiem i ojcem chrzestnym dla innego brzdąca. Wiedziałem, że Tom jest równie podekscytowany jak ja i nie mogłem nic poradzić na to, że po prostu wpiłem mu się w usta w czułym pocałunku.
-Jeny, tak strasznie się cieszę! Muszę jutro wpaść do Mayi i pogadać o baby shower i o innych sprawach. To cudownie!
Tom pogłaskał mnie po głowie i odetchnął głęboko, nim zwrócił się do chłopaków, którzy w międzyczasie już zaczęli wcinać pizzę.
-Dzięki, że zadbaliście o żołądek Billa.
-Nie ma sprawy. Mieliśmy ochotę na pizzę i pomyśleliśmy, że nie ma to jak z bliźniakami, więc zadzwoniliśmy do twojej drugiej połówki żeby się upewnić, że możemy wpaść.
-Ta, no wiesz, nie chcieliśmy was zastać w niezręcznej sytuacji czy coś.
Zaśmiali się perkusista i basista pomiędzy kolejnymi kęsami pizzy a ja przewróciłem oczami i pokazałem im język, chociaż w sumie mieli w tym trochę racji. Z Tomem potrafiliśmy czasem mieć swoje momenty czułości w różnych miejscach i czasie, więc rozumiałem ich obawy. Bliźniak wzruszył tylko ramionami i zajął się jedzeniem pizzy, więc po chwili do nich dołączyłem.
-W sumie to po to daliśmy wam klucze. Zawsze jesteście tu mile widziani i możecie wpadać w każdej chwili. Ufamy wam, więc jako jedyni macie dostęp do naszego azylu.
Stwierdziłem w pewnym momencie i widziałem kątem oka, jak mój brat pokiwał głową z pełnymi ustami w pełni się ze mną zgadzając i nie mogłem się nie uśmiechnąć. Czyż on nie jest uroczy?
I wiecie co? Po raz pierwszy od dawna czułem się, jakby wszystko było na właściwym miejscu.
TOM
Widziałem, że mój bliźniak w pewnym momencie odpłynął, intensywnie się nad czymś zastanawiając, więc pozwoliłem mu na to a sam zająłem się zabawianiem naszych przyjaciół. Nie byłem pewien, o co tak właściwie chodzi ale Bill od jakiegoś czasu miał swoje tajemnice i nad czymś potajemnie pracował a póki widziałem, że nie mam się o co martwić - nie ingerowałem.
-Ej, chłopaki, gracie jeszcze?
Zapytał nagle kompletnie rozmarzonym głosem, przerywając nam rozmowę. Wszyscy spojrzeliśmy na niego w pełni zaskoczeni nie do końca rozumiejąc, o co chodzi.
-W sumie to tak, chociaż Jost się ciska że nie mamy gitarzysty ani wokalu.
-Co ci siedzi w głowie, Bill?
Zapytałem autentycznie ciekaw, o co chodzi i co ma w głowie ten mój szalony rozczochraniec, który już od dobrych kilku minut dziubie w swoim kawałku pizzy kompletnie go nie jedząc.
-Mam... Mam pewien pomysł ale nie wiem, czy wam się spodoba.
Powiedział w końcu a ja czułem, jak moje serce na moment zwolniło z ekscytacji. Tęskniłem do muzyki i często grałem na swojej gitarze, jednak nie łudziłem się do powrotu do tworzenia muzyki zawodowo.
-Jaki? Powiedz, o co chodzi?
Bill spojrzał na mnie z oczami pełnymi tak wielkiej ekscytacji wymieszanej z niepewnością, że aż mnie to rozczuliło. Poderwał się ze swojego miejsca i poleciał na górę, by po chwili wrócić z naręczem kartek w dłoniach, podając nam je kolejno.
-Pracowałem nad tym ostatnie kilka tygodni i mam kilka takich pomysłów...
Przeglądałem te papiery i kręciłem głową. Czym jeszcze zaskoczy mnie ten farbowany na czarno kot?
Komentarze
Prześlij komentarz