Zapisane w gwiazdach - Rozdział 15


 Leżeliśmy z Tomem na kanapie, wtuleni w siebie i oglądaliśmy jakiś film, w którym już dawno straciłem wątek. Nie było jakoś bardzo późno ale z jakiegoś powodu stałem się strasznie senny i miałem zamiar odpuścić sobie kolację, na rzecz porządnego snu. Dodatkowo dłoń Toma, głaszcząca mnie miarowo po plecach w cale nie pomagała mi utrzymać oczu otwartych. Niestety z mojego błogiego stanu wyrwało mnie pukanie do drzwi i po chwili przyglądałem się jednej z pokojówek ledwo przytomnym wzrokiem. 

-Panie Tom, pańscy rodzice wrócili i chcą zjeść z panem i panem Billem kolację. 

Oznajmiła na co jęknąłem w duchu i wtuliłem się w pierś partnera. Nie miałem ochoty w ogóle jeść kolacji a co dopiero poznawać w tym momencie jego rodziców. Nie byłem w stanie. Westchnąłem cicho i podniosłem się z kanapy decydując, że najpierw przejmyję twarz zimną wodą, nim w końcu zacznę się przygotowywać do posiłku. 

-Dzięki, Marie, możesz już iść. 

Mruknął Tom, najwyraźniej on również był dosyć senny. Nie wiem, czy o czymś jeszcze rozmawiali, bo zająłem się sobą w łazience i stwierdziłem, że wyglądam jak gówno, gdy zobaczyłem swoje odbicie w lustrze, a zimna woda niewiele mi pomogła. Z cichym westchnięciem rezygnacji powróciłem do pokoju i otworzyłem szafę, gdzie miałem trochę swoich ciuchów i zastanawiałem się, w czym najlepiej zaprezentować się rodzicom mojego partnera. 

-Jestem twoim chłopakiem czy przyjacielem? 

Zapytałem, przeglądając swoje rzeczy i odrzucając kolejną bluzkę z opcji. 

-O czym ty mówisz?

-Jak mam się zaprezentować twoim rodzicom?

Poczułem obejmujące mnie od tyłu ramiona i czuły pocałunek na karku. Oparłem się o niego lekko i odprężyłem się w tych ciepłych, silnych objęciach. 

-Jesteś moją miłością, Billy. I tak masz im się przedstawiać. 

Zarządził cicho ale bardzo stanowczo, po czym chwycił mnie za podbródek i odwrócił moją głowę, by złożyć czuły pocałunek na moich ustach. Uśmiechnąłem się lekko i gdy odsunął się ode mnie, zacząłem wybierać odpowiednie na te okazję ubrania z jakąś nową motywacją. W końcu zdecydowałem się na białą koszulę i czarne jeansy - najładniejsze ubrania, jakie w ogóle posiadałem - do czego założyłem czarne trampki i po niecałej połowie godziny byłem już gotów do kolacji, chociaż wciąż byłem nieziemsko zmęczony. Westchnąłem ciężko i spojrzałem na Toma, który jak zwykle założył o wiele za duże na siebie ciuchy i właśnie poprawiał uparcie przed lustrem swoją czapkę z daszkiem. Czekałem więc, aż w końcu się wystroi i gdy spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem, nie mogłem go nie odwzajemnić. 

-Gotowy?

Zapytał a gdy pokiwałem głową podszedł do mnie i splótł palce naszych dłoni, nim w końcu wyszliśmy z jego pokoju i skierowaliśmy się na schody. Szczerze mówiąc? Nie chciałem dać tego po sobie poznać, ale cholernie stresowałem się poznaniem jego rodziców. Mimo to dzielnie dążyłem pół kroku za nim, aż w końcu znaleźliśmy się w jadalni i spojrzenia jego rodziców skierowały się na nas.

-Mamo, tato, to mój chłopak, Bill. Pomieszkuje u mnie tymczasowo, aż dojdzie do siebie po wypadku.

Przedstawił mnie Dredziarz, więc powiedziałem nieśmiałe "dzień dobry" i zająłem miejsce, które wskazał mi Tom, tuż obok niego. 

-Ach tak, wiemy o tym, Brendon nam o tym mówił. Mam nadzieję, że dobrze się czujesz, Bill. Miło cię w końcu poznać.

-Czuj się jak u siebie, Bill. 

Zaskoczyło mnie to, jak ciepło powitali mnie jego rodzice i w jak pozytywnej atmosferze minęła nam cała kolacja. Po posiłku poprosili mnie, żebym poszedł na górę bo, jak to ujęli, chcieli zamienić słówko z Tomem. Zdziwiło mnie to bo wyraźnie widziałem, że nawet pan domu nie ma pojęcia, o co chodzi a inicjatywa wyszła od matki Dredziarza. Nie zastanawiając się jednak nad tym wróciłem do pokoju i rozwalony na kanapie czekałem na swojego partnera, skacząc po kanałach w telewizji. Uśmiech jednak spełzł mi z twarzy, gdy zauważyłem bladego jak duch i przerażonego Toma. Podniosłem się do siadu i niemal nie oddychałem gdy obserwowałem, jak zajmuje miejsce obok mnie, patrząc gdzieś w bliżej nieokreślony punkt. 

-Tom?

Zapytałem w końcu, bo ta panująca nerwowa atmosfera i cisza absolutnie mi się nie podobała. Jeśli mam być szczerym, to przerażało mnie to wszystko. 

-Jesteśmy braćmi. 

W pierwszej chwili myślałem, że się przesłyszałem. Dredziarz mówił bardzo cicho i istniało ryzyko, że przez to nie usłyszałem dobrze tego, co mówi. Jednak z każdą chwilą docierało do mnie, co powiedział.

-Co?

Wykrztusiłem z siebie a Tom spojrzał na mnie z grobową twarzą i wiedziałem, że nie żartuje. Ostatnia nadzieja prysła, niczym bańka mydlana. 

-Mama mi wszystko powiedziała. Jesteśmy braćmi. Bliźniakami, Bill. Boże, pieprzyłem własnego brata!

Nagły wybuch Toma sprawił, że skuliłem się na swoim miejscu a rewelacje, o jakich mi powiedział, wywołały łzy w moich oczach. Wiedziałem, że nie kłamał. Czułem to i jednocześnie wiedziałem, że nigdy by mnie w taki sposób nie okłamał. Boleśnie czułem w sercu, że każde jego słowo to prawda.

Sam nie wiedziałem do końca, co robię. Poderwałem się z miejsca, chwyciłem swój plecak i po spakowaniu kilku najpotrzebniejszych rzeczy i kilku ubrań na zmianę wybiegłem z tego przeklętego domu, w którym najpierw znalazłem szczęście a teraz brutalnie mi je odebrano. Biegłem przed siebie w cienkiej kurtce na mroźnym powietrzu i czułem, jak płuca palą mnie z zimna i z wysiłku a łzy coraz gęściej płynęły po moich policzkach. 

Dobiegłem na jakiś most, sam w tym momencie nie wiem, gdzie, i zatrzymałem się dopiero na barierce, której się złapałem. Ból wypełniał mnie całego i powoli docierały do mnie wszystkie fakty, które powinny były dotrzeć do mnie wcześniej. 

Doskonale widziałem, że byliśmy z Tomem do siebie łudząco podobni. Dodatkowo bardzo szybko się dogadaliśmy i zachowywaliśmy się, jakbyśmy znali się całe życie. To nie było normalne. Nie, jeśli nie byliśmy bliźniakami.

Opadłem na kolana na zimną ziemię i próbowałem krzyczeć, ale żaden krzyk nie wydobywał się z moich ust. Płakałem, chciałem jakoś pozbyć się tego okropnego bólu, który zawładnął całym mną, ale nie byłem w stanie. Czułem wibracje mojego telefonu i wiedziałem, że ktoś do mnie dzwonił. Nawet domyślałem się, kto. Nie byłem jednak w stanie odebrać ani nawet spojrzeć na wyświetlacz.

Nie jestem w stanie powiedzieć, ile czasu spędziłem tak na zimnym chodniku i zamarzałem, nim w końcu byłem w stanie zaczerpnąć głębszy oddech i podnieść się z klęczek. Otarłem oczy, chociaż to i tak nie miało sensu, bo zaraz znowu pojawiły się w nich łzy. Musiałem jednak w końcu coś zrobić i postanowić. Nie miałem innego miejsca, w którym mógłbym się podziać, więc po prostu poszedłem na dworzec i wsiadłem w pierwszy pociąg do Hamburga.

Pod sierocińcem pojawiłem się chwilę po godzinie 3 w nocy. Spodziewałem się więc, że wszyscy będą już spać. Mimo to zapukałem w drzwi i nie musiałem długo czekać, nim pojawiła się w nich Marta, której uśmiech zniknął, gdy tylko mnie zobaczyła.

-Bill? Bill, co się stało?

Zapytała i od razu zamknęła mnie w opiekuńczych ramionach, zupełnie jak robiła to wiele razy wcześniej. Wtuliłem się w nią i rozpłakałem się na nowo, chociaż dopiero co udało mi się przestać i byłem pewien, że zabrakło mi już łez. 

Całą noc przesiedzieliśmy na świetlicy, gdzie płakałem - raz bardziej, raz mniej - jednak Marta nie wyciągnęła ze mnie ani słowa. Skutecznie też ignorowałem mój co chwilę dzwoniący telefon i przychodzące do nas obojga wiadomości. Sam nie wiem, kiedy utulony ciepłem mojej opiekunki zasnąłem, ale obudziłem się słysząc jej głos.

-Tak, jest tylko przemarźnięty i roztrzęsiony, pewnie będzie chory... Tak, rozumiem... Przykro mi.... Sama nie wiem, co mogłabym teraz zrobić... Zadbam o to, nie martw się... Tak, papa.

Udawałem, że dalej śpię, ale domyślałem się, z kim rozmawiała, chociaż usilnie starała się, by ta rozmowa brzmiała dla każdego z boku w miarę neutralnie. Usłyszałem jakiś ruch a po chwili jej dłoń przeczesywała moje włosy. 

-Biedactwo ty moje... będzie dobrze, zobaczysz.

Chciałem jej wierzyć. Na prawdę chciałem. Ale nie potrafiłem i ledwo udało mi się nie zacząć znowu płakać i nie zdradzić jej, że jednak nie śpię. Odetchnąłem z ulgą, gdy wyszła ze świetlicy i zostałem sam. Zerknąłem na zegar na ścianie i zorientowałem się, że zaraz zaczyna się śniadanie. Nie chcąc się z nikim widzieć, zwlokłem się z kanapy i po zebraniu swoich rzeczy jak najszybciej przeszedłem do mojego pokoju, który współdzieliłem z Andreasem. 

-Bill? Co ty tu robisz?

Zapytał ale całe szczęście nie męczył mnie i gdy tylko pokazałem, że nie chcę rozmawiać, zostawił mnie w spokoju. Mogłem więc bezkarnie rzucić się na łóżko i po prostu zakopać się pod kołdrę. Chciałem umrzeć. Albo obudzić się i żeby okazało się, że to wszystko było tylko snem a Tom w cale nie jest moim bratem.

Niestety ani na jedno, ani na drugie się nie zanosiło.

*pov Marta*

Po swojej nocnej przygodzie i powrocie do naszego Domu Dziecka, słabe zdrowie Billa oczywiście dało o sobie znać i przez kolejne trzy tygodnie walczył z grypą. To jednak nie zmieniało faktu, że mój najstarszy podopieczny zmienił się nie do poznania i nie miałam już pojęcia, co mam z tym wszystkim zrobić. Zamknęłam za sobą drzwi do mojego mieszkania i wyciągnęłam telefon, wybierając odpowiedni numer. Dawno nie rozmawialiśmy, ale musiałam zdać mu relację. Odebrał po pierwszym sygnale.

-Marta? Co z Billem? 

Usłyszałam zamiast powitania i uśmiechnęłam się smutno. Obu im na sobie nawzajem bardzo zależało, ale znaleźli się w niewyobrażalnie trudnej sytuacji. Nie miałam pojęcia, co moge im doradzić ani jak im pomóc. Mogłam jedynie starać się dbać o mojego podopiecznego i pozostawać w kontakcie z jego bratem.

-Niezbyt dobrze...

-Opowiedz mi, proszę.

Westchnęłam cicho i usiadłam na kanapie w salonie, zbierając swoje myśli. Wiedziałam, że nie będzie zachwycony tym, co mu powiem i z pewnością będzie się martwił. Mimo wszystko znał jednak Billa o wiele lepiej, niż ja, i być może coś na to poradzi. Byłoby dobrze.

-Dalej nie je. Ledwo udaje mi się zmusić go do zjedzenia obiadu a i to nie zawsze mi się udaje. Bardzo schudł i jego zdrowie też podupadło. Siedzi całymi dniami w swoim pokoju, zakopany pod kołdrą i nie rozmawia z nikim, nikogo nie chce widzieć. Albo płacze, albo gapi się w ścianę. Słucha muzyki i śpi. Ostatnio zaczął nawet znowu czytać. Myślałam, że to dobry znak, ale jednak nic się nie zmieniło. Chciałam go wysłać do psychologa, ale dostał takiego ataku paniki, że nie miałam serca mu tego zrobić. Dodatkowo co noc ma koszmary i... wydaje mi się, że się okalecza.

-C... co proszę?

Słyszałam strach w głosie nastolatka i wiedziałam, że martwi się niemniej, niż ja - chociaż nie, on bał się o wiele bardziej, niż ja byłam w stanie to sobie w ogóle wyobrazić.

-Nie mam na to żadnych dowodów, ale... chowa swoje ręce, nie chce dać się dotykać i wydaje mi się, że widziałam u niego gdzieś żyletki, nie mam pojęcia, skąd on je wytrzasnął. Takie zachowanie widziałam tylko u wychowanków, którzy się okaleczali i boję się, że on też teraz zaczął.

Pomiędzy nami zapadła cisza. Bill przysporzył nam wszystkim ostatnio sporo problemów, ale tak na prawdę w cale mu się nie dziwiłam. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak bym się czuła na jego miejscu.

-Boże, Billy...

Usłyszałam po drugiej stronie słuchawki cichy szloch i serce mi się krajało. Przez jedną kobietę, przez jej decyzję sprzed lat, cierpiała teraz dwójka nastolatków i było to okropne. Tym bardziej, że ta sytuacja ciągnęła się już od wielu tygodni. Minęły już ponad trzy miesiące, odkąd Bill wrócił do Hamburga, a jego stan zamiast się polepszać zdaje się tylko i wyłącznie pogarszać. Najgorsze było to, że byłem zupełnie bezradna. 

-Zależy ci na nim, prawda?

-Oczywiście, że tak! To mój Billy! Kocham go, tak strasznie go kocham...

-Więc mu to powiedz.

-Wiesz, że nie możemy być razem, jesteśmy braćmi!

-Pomyśl o tym, Tom. Nie mieliście o sobie pojęcia. Spotkaliście się, gdy mieliście 16 lat. Mogliście się nigdy nie dowiedzieć o waszym pokrewieństwie. Jeśli go kochasz i chcesz z nim być, co cię powstrzymuje?

-Myśl, że możemy za to trafić do więzienia. Przecież Billy nie przeżyje w więzieniu...

-Możecie wyjechać. Jest kilka krajów, gdzie nikt nie będzie was za to ścigał.

-Nie jesteśmy pełnoletni, Marta. To nie przejdzie...

-Najpierw spotkaj się z Billem i porozmawiaj z nim, powiedz mu, co czujesz. Jest kilka możliwości, żeby w miarę szybko zorganizować wam taki wyjazd, musicie tylko oboje tego chcieć. Proszę, Tom. Obaj cierpicie przez tę sytuację. Nie chcesz znów z nim być?

-Oczywiście, że chcę. Najbardziej na świecie. Chciałbym móc... chciałbym móc znów go przytulić. Spojrzeć w jego piękną twarz i zatopić się w jego ciemnych oczach... Tak bardzo bym chciał...

-Więc to zrób, Tom. Pomogę wam, ile będę mogła. Ale nie możecie się tak po prostu poddać, gdy oboje się kochacie.

Chłopak zamilkł a ja z niepokojem czekałam, na jego odpowiedź. Wiedziałam, że moje zachowanie nie było do końca odpowiedzialne, jednak musiałam coś zrobić. Nie mogłam teraz działać jak wychowawczyni Billa - musiałam zachować się jak przyjaciółka, żeby pomóc tej dwójce i mieć czyste sumienie. Zrobię wszystko, żeby im pomóc.

-Daj mi to przemyśleć, dobrze? Odezwę się.

Odpowiedział w końcu a potem w słuchawce rozbrzmiał dźwięk przerwanego połączenia. Teraz mogłam już jedynie czekać.

Komentarze

Popularne posty