Stay - Rozdział 13
-Co?
Bill miał wrażenie, że ciągle śni ale przez jego umysł przedarła się myśl, że być może wciąż był pod wpływem narkotyków które mu podano i wyznanie miłosne jego przyjaciela to tylko wytwór jego spragnionej miłości i bliskości wyobraźni. Co prawda przed tą całą akcją ze spreparowanymi zdjęciami faktycznie byli blisko i zachowywali się jak ludzie, których relacja balansuje gdzieś pomiędzy byciem przyjaciółmi a byciem kochankami, ale to wciąż nie wyjaśniało sprawy. Żaden z nich nigdy nie powiedział temu drugiemu prosto w oczy, że go kocha. Bill wyznał to jedynie w liście pożegnalnym ale nie sądził, że Tom w ogóle to odczytał. Teraz nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Bał się, że to tylko jego przewidzenie a jeśli pozwoli sobie na odrobinę szczęścia - znowu będzie musiał przeżywać coś niezwykle przykrego gdy okaże się, że to wyznanie nigdy nie miało miejsca w rzeczywistości.
-Kocham cię, Bill. Przepraszam, że tak późno to sobie uświadomiłem, ja... chyba dlatego tak bardzo się wściekłem.
Powtórzył Dredziarz, jednak widząc wciąż niezrozumienie i ogromny szok w oczach swojego przyjaciela, który w tym momencie był zdecydowanie w pełni przytomny i świadom tego, co się dookoła niego dzieje - postanowił wyjaśnić to najbardziej, jak tylko był w stanie.
-Przez ostatnie tygodnie zastanawiałem się, co tak właściwie między nami jest. Wiesz, że się całowaliśmy i przytulaliśmy, ale jakoś... żadne z nas nie określiło tego jasno. Zastanawiałem się co z tym zrobić i muszę przyznać, że byłem trochę zazdrosny słuchając twoich rozmów z Rogerem i resztą, dopóki nie wyjaśniłeś mi o co chodzi. A potem te zdjęcia... miałem wrażenie, że przez cały czas mnie zwodziłeś i mnie okłamywałeś a ja nienawidzę czegoś takiego. Dlatego tak się wściekłem i nie chciałem cię słuchać, byłem idiotą i tak cholernie tego żałuję... a potem zniknąłeś i mój świat się zawalił. Modliłem się, żebyś wrócił cały i zdrowy a dobrze wiesz, że nie jestem wierzący. Chciałem móc znów cię zobaczyć, dotknąć, przytulić i wyjaśnić z tobą to wszystko i to, co jest między nami... ale ty nie wracałeś. A potem znalazłem twój list, czytałem go wciąż i wciąż, znam już każdą stronę na pamięc i ja... uświadomiłem sobie, że się zakochałem. Tak po prostu zakochałem się w tobie. Gdy usłyszałem, że cię znaleźli miałem wrażenie, że zaraz skonam ze szczęścia, przysięgam. A gdy cię tu zobaczyłem...
Tom pokręcił głową. Nie był w stanie już dokończyć. Jego przyjaciel drżał i widział to bardzo wyraźnie. Nie wiedział tylko, co było powodem takiego stanu czarnowłosego, który po prostu wpatrywał się w niego wielkimi oczami a w ciemnych tęczówkach odbijało się tyle emocji, że Tom nie był w stanie ich od siebie odróżnić i nazwać, więc czuł się cholernie niepewnie. Co, jeśli te uczucia nie były faktycznie tym, co Bill do niego czuł? Co, jeśli w trakcie jego kilkudniowej ucieczki te uczucia zmieniły się w coś zupełnie innego albo Bill rozmyślił się i stwierdził, że jego uczucia jednak nie były prawdziwe? Nie miał pojęcia, co powinien z tym zrobić ani o tym myśleć, więc po prostu czekał. Na jakikolwiek znak, jakąkolwiek reakcję, jakiekolwiek słowo... po prostu czekał.
-Tom...
Dredziarz powrócił do rzeczywistości i zauważył, jak jego przyjaciel uśmiecha się do niego niepewnie. W ciemnych oczach wciąż czaiła się jakaś obawa, ale poza tym było w nich bezbrzeżne szczęście a miłość była w nich aż nadto widoczna. Blondyn chwycił dłoń Czarnego czując, jak jego palce delikatnie drżą i ścisnął ją mocno, po czym złożył na wierzchu delikatny pocałunek. Potem ułożył wolną dłoń na bladym policzku przyjaciela i kciukiem głaskał kość policzkową, badając przy okazji fakturę jego skóry. Chciał, żeby ta chwila spokoju i czułości trwała wieczne, ale oczywiście tak być nie mogło. Usłyszeli pukanie do drzwi, więc zabrał dłoń z twarzy przyjaciela a gdy tam spojrzeli, do pokoju właśnie wchodziło dwóch policjantów - tych samych, którzy wcześniej przyszli powiadomić dyrekcję ich szkoły o odnalezieniu nastolatka. Przedstawili się szybko i spojrzeli po chłopcach, jeden z mężczyzn wyciągnął notes i długopis, najwyraźniej mieli zamiar spisać zeznania.
-Bill Cauletz, prawda? Lekarze mówią, że szybko udało się wypłukać narkotyk z twojego organizmu.
Zaczął jeden z nich a Bill ścisnął palcami delikatnie dłoń blondyna. Denerwował się, nie potrafił tego ukryć. Być może wykonał ten gest nieświadomie, ale czując za sobą wsparcie Kaulitza był o wiele spokojniejszy i pewniejszy siebie. Oblizał powoli wargi językiem, zastanawiając się nad odpowiedzią.
-Faktycznie z godziny na godzinę czuję się o wiele lepiej.
-Nakłucie po igle znaleziono na twoim karku. Według lekarzy jest to mało prawdopodobne, abyś sam wstrzyknął sobie narkotyk w takim miejscu, czy ktoś to dla ciebie zrobił?
-Nie tak bym to ujął.
Cała trójka w napięciu przyglądała się czarnowłosemu nastolatkowi, czekając na rozwinięcie tej historii. On jednak milczał jak zaklęty a Tom czuł tak przemożną chęć spuszczenia solidnego wpierdolu osobie, która naćpała jego współlokatora. Nawet jeśli nie wiedział jeszcze, co się tak właściwie wydarzyło.
-Opowiesz nam, jak to było? Od momentu twojej ucieczki.
Zachęcił go policjant z notesem a Bill spuścił głowę, przyglądając się opuszkom swoich palców i bawiąc się paznokciami. Widać było, że nie chce o tym mówić ale zdawał sobie sprawę, że nie ma wyboru. Jeśli nic nie powie, będzie można go powiązać z narkotykami i może mieć z tego tytułu poważne kłopoty, których miał już zdecydowanie po dziurki w nosie.
-Wyszedłem z terenu szkoły i skierowałem się w stronę miasta. Nie wiedziałem jeszcze, co zrobię. Czułem się tam źle, nie na miejscu, samotny, bezsilny... chciałem po prostu uciec. Chowałem się przed deszczem pod jednym z mostów, gdy podeszło do mnie dwóch bezdomnych. To był pierwszy dzień, wyglądałem na dość zamożnego, więc oczywiście chcieli ode mnie pięniędzy. Obiecałem im je oddać dobrowolnie, ale... było ciemno, w okolicy żadnej żywej duszy. Nieźle mnie pokiereszowali, nim zabrali mi gotówkę i sobie poszli. Ocknąłem się, gdy ktoś klepał mnie po twarzy. To był jakiś chłopak, widziałem go wtedy po raz pierwszy. Zabrał mnie do swojej miejscówki, na obrzeżach miasta. Chcial mi pomóc, ale... jego sposobem na pomoc mi było wciągnięcie mnie w sprzedaż narkotyków. Nie zgodziłem się i ustaliliśmy, że dopóki będę przynosił do niego gotówkę, mogę zostać na stancji, która była jego bazą. Nie miał do mnie o to pretensji ale były ze dwie, może trzy osoby którym się to nie podobało. Większość z nich była uzależniona od narkotyków i nie chcieli mieć nikogo, kto jest czysty w swoim towarzystwie.
-Co robiłeś, aby zarobić gotówkę?
-Zbierałem butelki, żeby je oddać za pfand. Niby nic, ale przez cały dzień udawało mi się zebrać trochę kasy. Za część kupowałem sobie coś do jedzenia a resztę oddawałem Micky'emu.
-Micky?
-To ten chłopak, który mi pomógł. Wydaje mi się, że to jego pseudonim, nigdy go o to nie pytałem. Ja sam przedstawiłem się jako BK, więc oni też nie znali mojego prawdziwego imienia.
-Co się stało w dniu, w którym cię znaleźliśmy?
-Wróciłem właśnie ze zbierania butelek i szukałem Micky'ego, ale nie było go wtedy na stancji. Było już dość późno więc pomyślałem, że jest w pracy. Był tylko ten cały... Steph? Chyba tak mi się przedstawił, ale nigdy nie rozmawialiśmy. Powiedziałem mu, że idę się położyć i żeby mnie obudził, jak Micky wróci. Walnąłem się na materac, który sobie zorganizowałem. Pamiętam, że już przysypiałem, gdy poczułem jak ktoś za mną siada. Poderwałem się i zauważyłem Stepha ze strzykawką w ręce. Myślałem, że poprosi mnie, żebym wstrzyknął mu narkotyk bo sam nieraz widziałem, jak robili to sobie nawzajem, gdy sami nie byli w stanie. Ale on mnie zaatakował...
-Zaatakował?
-Nie pamiętam szczegółów, w pewnym momencie po prostu laliśmy się na podłodze. Widziałem tylko, jak chwycił po coś czego nie mogłem zobaczyć a gdy próbowałem się wyrwać, poczułem uderzenie w tył głowy i mnie zamroczyło. Ostatnim, co pamiętam, jest ukłócie w okolicach karku a potem... nic.
Policjanci wpatrywali się przez chwilę w Billa, który jednak nie powiedział już ani słowa, za to dość mocno zaciskał palce na dłoni swojego przyjaciela. Siedzieli tak w milczeniu przez jakiś czas, nim w końcu jeden z policjantów się odezwał.
-Umiałbyś ich wskazać, opisać?
-Nie w tym momencie. Lekarz mówił, że może szwankować mi pamięć wizualna i muzyczno-dźwiękowa od uderzenia w głowę, wspomnienia ostatnich tygodni są rozmazane... gdybym nie wiedział, że w dzień ucieczki rozmawiałem z Tomem, nie byłbym w stanie go w ogóle rozpoznać w moich wspomnieniach. Przepraszam.
-Nie masz za co przepraszać, Bill. Musisz najpierw dojść do siebie.
Wtrącił się siedzący do tej pory spokojnie Tom, po czym uśmiechnął się lekko do swojego przyjaciela. Obwiniał się za to wszystko a słuchanie tej historii w cale nie ułatwiało mu niczego, czuł bolesny ucisk w sercu z każdym jednym słowem. Wiedział, że musi to jakoś odpokutować i wynagrodzić to Billowi ale nie wiedział jeszcze, jak w ogóle to zrobi ani jak ma się do tego zabrać, musiał to poważnie przemyśleć a może nawet przedyskutować z Billem. Chociaż znając już charakter Czarnego domyślał się, że ten raczej będzie wolał o całej sprawie zapomnieć i postarać się po prostu ułożyć ich relację na właściwych torach. Tom jednak zbyt dobrze zdawał sobie sprawę, że jeśli tak zrobią to ten temat będzie wisieć między nimi i zawsze będzie ta jedna bariera, której nie będą w stanie przeskoczyć o ile teraz jej nie omówią i nie przepracują. To będzie trudne, ale...
Gdy funkcjonarjusze wyszli, Tom został wywalony z pokoju przez lekarza na całe dwie godziny pod pretekstem jakiś badań na pacjencie. Dredziarz wykorzystał ten czas, by zjeść niezbyt smaczny obiad na szpitalnej stołówce, po czym wypalił z nerwów trzy papierosy nim w końcu wrócił do środka i kręcił się pod salą, w której leżał jego przyjaciel. Musiał wyglądać na świra ale po tym, co się stało, nie chciał nawet na chwilę opuszczać boku Czarnego. Odetchnął z ulgą, gdy został wpuszczony z powrotem do środka i od razu usiadł na swoim miejscu, ujmując dłoń przyjaciela w swoje własne.
-Wymęczyli cię, co?
-Trochę. Chcą mnie zatrzymać do jutra na obserwacji, przez to uderzenie w głowę i narkotyki mogę to poważnie odchorować, ale jeśli do południa nic mi nie będzie to puszczą mnie do domu.
Tom odetchnął z ulgą. Przynajmniej mógł być pewien, że wszystko idzie ku lepszemu. Westchnął cicho i spuścił głowę, zamykając na moment oczy. Dopiero teraz poczuł, jak zmęczony jest. Był w tym cholernym szpitalu już conajmniej 12 godzin i cała ta sytuacja łącznie z ostatnimi kilkoma dniami była dla niego strasznie wyczerpująca.
-Idź do akademika, odpocznij. Jutro tam wrócę.
Poderwał się i spojrzał prosto w patrzące na niego, ciemne oczy. Nie chciał tego przyznać na głos ale bał się. Bał się, że jeśli straci go z pola widzenia, Bill zniknie a on nie chciał tego znowu przeżywać. Chciał móc mieć go już przy sobie, odbudować i zacieśnić ich relacje. Nie mógł go opuścić. Zdawało mu się, że Bill doskonale wyczytuje z twarzy jego obawy i przemyślenia, ale nie przeszkadzało mu to.
-Tom, nie ucieknę. Obiecuję.
I chociaż blondyn mu wierzył, nie chciał go opuszczać. Godzinę później, przyglądając się śpiącej twarzy Czarnego obiecał sobie, że już go więcej nie opuści. Już nigdy więcej.
Komentarze
Prześlij komentarz