Zapisane w gwiazdach - Rozdział 13
Obudziłem się w ramionach Toma - jak z resztą zawsze od ponad miesiąca, odkąd zdecydowałem się sypiać z nim w jednym łóżku - i uśmiechnąłem się, widząc jego spokojną twarz. Uniosłem się na łokciach i wyłączyłem budzik decydując się, że sam go obudzę - co z pewnością będzie o wiele bardziej przyjemne i miłe, niż natrętny budzik. Uniosłem się lekko na łóżku i pocałowałem Dredziarza w policzek a zaraz potem w kąciku ust i poczułem, jak jego ręka mocniej mnie obejmuje.
-Dzień dobry.
Wyszeptałem ze śmiechem wiedząc, że blondyn nie jest porannym ptaszkiem. Przetarł twarz wolną dłonią i zaśmiał się cicho, po czym pocałował mnie w czoło.
-Kusisz mnie od samego rana.
Mruknął, na co zrobiłem minę niewiniątka. Zdążyłem się już nauczyć, że obaj lubimy słowne przepychanki i często je sobie urządzamy.
-Ja? Niby czym?
Zapytałem tak, jakbym nie miał pojęcia, czym zarobiłem sobie uważne i jednocześnie lekko karcące spojrzenie ciemnych oczu.
-Jakbyś sam nie wiedział. Kiedyś się w końcu doigrasz.
Ostrzegł, jakby to miała być jakaś straszliwa kara chociaż doskonale wiedziałem, że w cale tak nie będzie.
-Taaak? I co wtedy się stanie?
Dopytywałem go zaczepnie. Czułem delikatny dreszcz ekscytacji zupełnie jakbym przeczuwałem, że może się stać coś fajnego a jednocześnie było to coś, czego nie znałem - a przynajmniej nie znałem, bo odebrała mi to amnezja.
-Mam ci pokazać?
Zapytał w końcu Tom, najwyraźniej nie mając żadnego dobrego opisu mojej teoretycznej "kary", na co uśmiechnąłem się szeroko i pokiwałem głową.
-Ty? Zawsze!
Przytaknąłem na co chłopak przerzucił mnie tak, że wylądowałem na łóżku na plecach i zawisł nade mną, trzymając moje nadgarstki.
-Grabisz sobie już od dłuższego czasu, Billy.
Wymruczał cicho i nachylił się do mnie, trącając nosem mój nos, co było tak urocze, że aż się uśmiechnąłem. Uwielbiałem jego bliskość i ton jego głosu. Strasznie tęskniłem, gdy wychodził do szkoły. Brakowało mi go i musiałem to przyznać.
-Więc może mnie w końcu uka...
Nie mogłem jednak dokończyć zdania, bo Tom złączył nasze usta w czułym i pełnym tęsknoty pocałunku a mnie zaparło dech. Czułem tak wiele różnych emocji a przed oczami widziałem wiele, bardzo wiele różnych obrazów. Nawet nie wiem, ile trwał nasz pocałunek ani na jak długo odleciałem - jednocześnie czułem uniesienie i czułem się tak, jakby miało mi rozsadzić czaszkę, chociaż w cale nie towarzyszył temu ból.
-Bill? Billy, wszystko dobrze? Billy, nie strasz mnie tak, proszę! Billy!
Musiałem chyba na dość długo odpłynąć, bo Tom już niemal panikował a jego ton był wręcz błagalny. Zamrugałem szybko oczami i uświadomiłem sobie, że... że pamiętam. Pamiętam wszystko o czym mi mówili i o wiele więcej - wszystko sprzed wypadku. Położyłem mu dłoń na policzku i uśmiechnąłem się ciepło, po czym uniosłem się i pocałowałem go krótko w usta, co wywołało tym razem już tylko motylki w brzuchu.
-Tom?
Wyszeptałem cicho, chociaż cała jego uwaga była skupiona w tym momencie na mnie tak czy inaczej. Chyba bał się tego, co się ze mną stało i co teraz powiem.
-Przypomniałem sobie.
***
-To bardzo rzadkie ale zdarza się. Powszechnie jest uważane, że jeden bodziec może przywrócić pamięć osobie z amnezją. Najwyraźniej udało wam się ten bodziec znaleźć.
Odpowiedział lekarz, wysłuchując naszą historię. Słysząc moje słowa dzisiejszego ranka Tom odpuścił sobie szkołe i we trójkę pojechaliśmy prosto do lekarza, zaraz po śniadaniu. Tom w życiu nie pozwoliłby mi do odpuszczenia sobie posiłku!
-Faktycznie w momencie wypadku myślałem o Tomie. Nie mogłem się doczekać aż w końcu go zobaczę, przytulę i będę mógł go pocałować.
Przyznałem, ściskając mocniej jego palce. Czułem jego radość i ekscytację które były chyba jeszcze większe, niż moje - o ile to było w ogóle możliwe.
-W takim razie to właśnie musiało być kluczem do pana wspomnień. Cieszę się, że udało się je panu odzyskać. Z tego, co widzę, rehabilitacja również przebiega dobrze. Według mnie w przyszłym tygodniu może pan wrócić do zajęć w szkole, jednak zalecam poczekać z przeprowadzką do akademika. Rehabilitacja jeszcze się nie skończyła a pomoc się panu dalej może przydać. Po powrocie wspomnień często występują nudności i silne bóle głowy.
-Bill może mieszkać u mnie tyle, ile chce, proszę się o to nie martwić.
Uśmiechnąłem się szerzej, słysząc odpowiedź Toma. Podobało mi się to wspólne mieszkanie i chociaż wiedziałem że nadejdzie dzień, gdy będę musiał przeprowadzić się do akademika, miałem zamiar rozkoszować się tym długo, jak będę mógł.
-W porządku. Panie Winter, sam pan zdecyduje, kiedy będzie pan gotowy do przeprowadzki do akademika. Cieszę się, że jest panu lepiej i życzę zdrowia.
-Dziękuję panu. Do widzenia.
Zebraliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy z gabinetu, kierując się do wyjścia, żeby wrócić do domu Toma. Zaskoczyło mnie, gdy Marta podeszła do innego auta niż tego, którym tu przyjechaliśmy. Spojrzałem na nią z niezrozumieniem, na co kobieta uśmiechnęła się.
-Muszę wracać do pracy, Bill, a Tom się dobrze tobą zajmie. Przyjedź do nas czasem poza świętami, dobrze?
Poprosiła a ja poczułem w oczach łzy. Nie spodziewałem się tego rozstania, nie tak szybko. Przytuliłem ją mocno zupełnie jak wtedy, gdy byłem małym chłopcem a ona tuliła mnie po jednym z koszmarów.
-Uważaj na siebie. Napisz, proszę, jak będziesz w domu.
Wyszeptałem w jej jasne włosy, nim się od niej odsunąłem i poczułem otaczające mnie, opiekuńcze ramię Toma, w którego od razu się wtuliłem. Marta zaśmiała się cicho i otworzyła drzwi do swojego nowego samochodu.
-Pewnie. Jesteśmy w kontakcie, Bill.
Dodała na pożegnanie i po chwili obserwowałem, jak wyjeżdża ze szpitalnego parkingu i chwilę później znika nam z oczu. Tom popchnął mnie delikatnie w stronę limuzyny.
-Chodź, zmarzniesz tu.
Poprosił cicho, więc poszedłem za nim i wsiadłem do ciepłego wnętrza auta, zapinając pasy nim ruszyliśmy w drogę. Oparłem głowę o jego ramię i odetchnąłem ciężko. Czułem się dziwnie z tym, że Marta nie będzie już ze mną dzięń w dzień, ale... skoro odzyskałem wspomnienia to teraz może być tylko lepiej, prawda?
-Cieszę się, że cię mam.
Szepnąłem do Toma, wtulając się w niego mocniej. Chłopak pocałował mnie w głowę, nim odpowiedział.
-Od zawsze i na zawsze. Na zawsze, Billy.
Zapewnił mnie a ja wiedziałem, że nie kłamie. Dokładnie tak będzie. Obaj o to zadbamy.
***
Powrót do szkoły w lutym, gdy nie było mnie tam od listopada, okazał się o wiele bardziej stresujący, niż kiedykolwiek bym się spodziewał a ani uczniowie ani nauczyciele mi tego nie ułatwiali. Szczerze? Gdyby nie Tom, zapewne uciekłbym z tej szkoły jeszcze na pierwszej przerwie. Westchnąłem cicho i zamknąłem się w łazience, chcąc mieć chociaż na chwilę spokój. Miałem dość tych wszystkich skaczących dookoła mnie osób. Oczywiście było mi miło, że tak bardzo się o mnie martwili i że interesowało ich, czy dobrze się czuję i byłem wdzięczny nauczycielom, że mieli do mnie cierpliwość i dali mi czas na nadrobienie zaległości. Męczyło mnie jednak to, jak patrzyli na mnie ze współczuciem, jak mówili jakie okropieństwa musiałem przeżyć i miałem wrażenie, że zaraz zacznę walić głową w mur, jeśli jeszcze raz usłyszę "na prawdę straciłeś pamięć? A pamiętasz mnie?" co często słyszałem od osób, z którymi nigdy nie miałem jakiś szczególnych interakcji. Oparłem głowę o zimne kafelki łazienkowej ściany i wziąłem głęboki oddech, nim usłyszałem ciche pukanie.
-Jesteś tam?
Doskonale wiedziałem, że to Tom. Uśmiechnąłem się lekko i odkluczyłem drzwi, żeby mógł wejść. Blondyn wślizgnął się do kabiny i zamknął za sobą drzwi, po czym usiadł na ziemi u moich stóp i patrzył na mnie z dołu. Cieszyłem się, że w nim jednym mam wsparcie. Wyciągnąłem dłoń a on od razu ujął moje palce i pocałował wierzch mojej dłoni.
-Męczą cię, co? Twoja mina mówi wszystko.
Skrzywiłem się lekko ale musiałem mu przyznać rację. Pokręciłem lekko głową i zaczłąem kciukiem masować jego dłoń, co w jakiś sposób mnie uspokajało.
-Nie zrozum mnie źle. Wiem, że chcą dobrze. Wiem, że się martwią. Ale to jest po prostu... jakbym był jakimś okazem w zoo. Źle się czuję z tym, że wszyscy tak dookoła mnie skaczą i czuję się, jakby mieli mnie za inwalidę. Wyzdrowiałem, odzyskałem wspomnienia. Chciałbym móc wrócić do normalności.
Wyjaśniłem, na co Dredziarz pokiwał głową i przez chwilę milczał, jakby nad czymś się zastanawiał.
-Wiesz... jak byłeś w szpitalu a potem, jak już mieszkałeś u mnie, ciągle mnie pytali, co z tobą. Byłeś w naszej szkole zaledwie chwilę a już skradłeś im sercca. Jesteś niepowtarzalny i szybko zyskujesz sobie przyjaciół. Daj im trochę czasu. Zauważą, że dobrze się czujesz i znowu zaczną traktować cię normalnie.
-Ty tak nie skakałeś.
-Bo ja znam cię trochę lepiej niż oni i wiedziałem, co mam robić. Chociaż nie zawsze było mi łatwo.
Musiałem przyznać mu rację. Westchnąłem ciężko i spojrzałem na sufit. Miałem mu coś do powiedzenia i trochę bałem się, jak zareaguje na te rewelacje.
-Rozmawiałem z Williamem. Mówił, że za każdym razem zdarza się coś, co próbuje nas rozdzielić. Według niego to właśnie ten wypadek był tą próbą i powinniśmy mieć już spokój ale kazał nam na siebie uważać.
-Wiem, Sir powiedział mi to samo jakiś czas temu, gdy leżałeś jeszcze w śpiączce.
Spojrzałem na Toma ale o dziwo, na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Widząc to, sam się uśmiechnąłem i poczułem ogarniający mnie spokój. Miałem jakąś dziwną pewność, że razem uda nam się przetrwać wszystko. Dosłownie wszystko.
Komentarze
Prześlij komentarz