Opiekun - rozdział 13


I w końcu nadszedł ten dzień. Czekałem na to trzy, nieznośnie długie lata. Dziś ceremonia zakończenia. Dziś, po trzech latach, znów zobaczę Erena. Na chwilę, ale zawsze coś. A za kilka dni będzie z powrotem tutaj. W domu. O ile za ten czas nie rozmyślił się i nie zdecydował się dołączyć do Korpusu Stacjonarnego. Spojrzałem na siebie w lustrze i poprawiłem swój żabot, po czym wyszedłem z pokoju i ruszyłem na dziedziniec, gdzie czekali na mnie już Hanji i Erwin. Całą trójką mieliśmy brać udział w ceremonii i dowiedzieć się, kto chce dołączyć do Zwiadowców. Ciekawe, ilu z nich się złamie po przemówieniu Erwina. Zawsze jest ich sporo. Nie liczę na wielu nowych członków w naszym Korpusie. Nikt nie chce iść na pewną śmierć. Wsiadłem na konia i ruszyliśmy  w drogę. Chociaż było ciężko, musiałem ukryć swoją ekscytację ponownym spotkaniem z tym dzieciakiem po latach. Ciekawe, czy się zmienił? Na pewno, ale jak bardzo? Wydoroślał? Dbał o siebie? Eh, wypytam go za kilka dni i tyle.

Staliśmy na scenie - na środku Erwin, Hanji po jego prawej a ja po lewej stronie. Patrzyłem w tłum śmiałków, którzy zdecydowali się dołączyć do Korpusu Zwiadowców, i dopiero, gdy już traciłem nadzieję, zauważyłem stojącego na uboczu chłopca o niezwykłych, zielonych oczach i brązowej czuprynie. Uśmiechnął się, gdy nasze spojrzenia się spotkały, a potem zmienił swój wyraz twarzy na poważny i skupił się na Erwinie, chociaż ciągle na mnie zerkał i widziałem to. Zmienił się. Zmężniał. Już widziałem, że jest o wiele wyższy. Wydaje mi się też, że bardziej rozbudował swoje mięśnie. A w dodatku jego rysy twarzy były o wiele ostrzejsze. Widać w nim było jeszcze dzieciaka, którym wciąż jest, ale wyglądał o wiele dojrzalej niż trzy lata temu. Mimo to, powstrzymałem swój uśmiech. To moi przyszli podwładni. Na oko jest ich około setki, ale nie wszyscy trafią do naszego, głównego zamku - większość trafi do pobliskich posiadłości, należących do naszego korpusu i będziemy widywać się na misjach. Erwin jak zwykle zastraszał tych żółtodziobów i widziałem, jak kilkoro z nich chce zrezygnować. O dziwo większość z nich całkiem dobrze znosiła jego gadanie, co raczej rzadko się zdarza. Gdy blondyn skończył swoje przemówienie, wszyscy spojrzeli na Erena jak jeden mąż a ja uniosłem brew w górę. Zauważył to i uśmiechnął się szybko, łobuzersko, po czym zwrócił się do reszty, śmiejąc się z nich. Czy on ma z tym coś wspólnego? Będę musiał go o to wypytać. Z zamyślenia wyrwała mnie ciężka dłoń, znajdująca się na moim ramieniu i zaraz potem spojrzałem w twarz mojemu przełożonemu.

-Idź do gabinetu dowódcy, ma dla ciebie dokumenty.

Rozkazał i razem z Hanji ruszyli przed siebie a ja westchnąłem. Co za upierdliwy pryk. Ruszyłem w odpowiednim kierunku i zapukałem, ale nikt nie odpowiedział, co w cale mi nie przeszkadzało, więc po prostu wszedłem do środka, jak do siebie, ale przystanąłem w pół kroku. W środku nie było nikogo, oprócz... jego. Poczułem, jak moje serce najpierw zwalnia a zaraz potem gwałtownie przyspiesza i poczułem dziwne ciepło, również szczęście i wzruszenie i.. czym było to uczucie? Zamknąłem za sobą drzwi i po chwili chłopak trzymał mnie w ramionach, a moje serce chciało się wyrwać z mojej piersi. Wtuliłem się w te znajome ramiona, które pamiętałem przez tyle lat, i zamarłem, gdy uświadomiłem sobie, co się dzieje. Zakochałem się w nim. Zakochałem się w nim już dawno, a teraz to uczucie uderzyło mnie w twarz. Uśmiechnąłem się do niego lekko, gdy odsunęliśmy się od siebie i spojrzał mi w twarz, ale byłem wciąż opanowany. Byłem takim, jakim mnie znał, chociaż ciężko było mi to utrzymać, podczas, gdy dotknął palcami mojego policzka, patrząc na mnie z zachwytem, a jego dotyk palił moją skórę żywym ogniem. Muszę stłumić to uczucie, by go nie stracić. Ale bycie przy nim i możliwość chronienia go mi wystarczy.

-Levi...

Szepnął, a ja poczułem, jak po moim kręgosłupie przeszedł delikatny dreszcz. Jego głos był wciąż dziecinny, ale o wiele niższy i głębszy, niż go zapamiętałem.

-Hej, Eren. Kopę lat.

Odparłem, mając wrażenie, że mój głos brzmiał dziwnie słabo, chociaż w cale tak nie było. Uśmiechnął się szeroko, ale wciąż nie odsuwał się ode mnie dalej niż kilka centymetrów i nie puszczał mojej dłoni, jakby się bał, że zniknę. Chciałbym móc zatrzymać czas i zostać z nim w tej chwili na zawsze.

-Tęskniłem.

Wyznał, patrząc mi poważnie w oczy. Miałem wrażenie, że moje serce zabiło mocniej, gdy usłyszałem to jedno słowo z jego ust, ale opanowany, jak zawsze, nie dałem nic po sobie poznać, chociaż działał na mnie i to bardzo.

-Ja za tobą też, dzieciaku.

Przyznałem się, a on roześmiał się radośnie. Dźwięk jego śmiechu wypełnił pomieszczenie i przyjemnie pieścił moje uszy, sprawiając mi radość.

-Nie mamy dużo czasu. Wszystko u ciebie w porządku? I dlaczego po przemówieniu Erwina wszyscy spojrzeli na ciebie?

Zapytałem, chcąc jak najszybciej poznać odpowiedź na dwa najbardziej nurtujące mnie pytania. Resztę mogę zadać, gdy za kilka dni trafi do naszego zamku. Erwin doskonale wie, że Eren musi trafić do głównego zamku, bo inaczej go zabiję i upozoruję to na wypadek. Nie ma to, jak zastraszać swoich przełożonych, co nie? Nie róbcie tego. Sam bym zmiażdżył swojego pracownika, który by się tak zachowywał w stosunku do mnie. No cóż, dowódca Zwiadowców jest dziwny i wiemy to nie od dziś. Chłopak stojący przede mną podrapał się z zakłopotaniem po karku i spojrzał w bok, rumieniąc się lekko, wyglądając przy tym niezwykle uroczo.

-Bardzo możliwe, że przez te trzy lata swoimi przemowami w trakcie kłótni, przekonałem trochę osób do tego, że Zwiadowcy to bohaterowie i by do nich dołączyli. Ale tak, wszystko w porządku. W końcu niedługo będę w domu. U ciebie też wszystko okey? Jak w zamku?

Wypytywał, a ja chwyciłem go za podbródek, by spojrzeć mu w oczy. Spojrzałem przelotnie na jego lekko rozchylone usta, i zapragnąłem je pocałować, ale powstrzymałem się i wróciłem do przeszukiwania jego cudownych oczu. Odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu to znalazłem. Tę szczerość i niewinność, które miał, gdy wypuszczałem go do szkoły. Nie zmienił się aż tak bardzo. Wciąż jest moim Erenem.

-U nas wszystko w porządku. Sporo ludzi zginęło, dowiesz się, jak przyjedziesz. Wszyscy za tobą tęsknią i na ciebie czekają. Chodziły już plotki, że nie zdecydujesz się na Korpus Zwiadowczy.

Odparłem, odsuwając sie trochę, a na jego twarzy zobaczyłem zaskoczenie.

-Dlaczego miałbym dołączyć gdziekolwiek indziej? Jesteście moją rodziną. W dodatku, chcę pomóc zabić wszystkich Tytanów, byś kiedyś mógł zobaczyć świat poza murami.

Powiedział to z tak rozbrajającą szczerością, że przez chwilę miałem wrażenie, iż jest to miłosne wyznanie, po czym uświadomiłem sobie, że choć bardzo chciałem, by tak było, jest to po prostu niemożliwe. Odetchnąłem i uśmiechnąłem się lekko.

-W porządku. Cieszę się. Wracam do Erwina i Hanji i wracamy do domu. Widzimy się za tydzień, prawda?

Zapytałem, na co pokiwał głową i przytulił mnie szybko, po czym odsunął się ode mnie.

-Do zobaczenia, Levi.

Odparł a ja wyszedłem z pomieszczenia, kierując się do naszych koni, by móc wrócić do zamku. Och, Eren... nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo za tobą tęskniłem.

Komentarze

Popularne posty