Opiekun - rozdział 15


Spisywanie informacji poszło nam szybko i sprawnie, dzięki intuicji i umiejętności obserwacji Erena, której uczyłem go od samego początku. Uśmiechnął się do mnie gdy skończyliśmy i zerknął na wiszący nad drzwiami zegar.

-Myślę, że powinniśmy iść na obiad. Zgłodniałem.

Oznajmił, wstając i zerkając na mnie, jakby czekał, aż wezmę go za rękę i zaprowadzę na stołówkę, jak zwykłem to robić wcześniej. Westchnąłem i wstałem, podchodząc do niego i mierzwiąc mu miękkie, ciemne włosy, na co zarumienił się delikatnie i uśmiechnął się szeroko, co było bardziej urocze, niż być powinno u piętnastoletniego dzieciaka, po czym wspólnie wyszliśmy z pokoju, kierując się korytarzem w stronę stołówki.

-Och, spójrz. Dwaj mordercy znów razem.

Usłyszałem sarkastyczny, znajomy głos. Odwróciłem się i zobaczyłem swoją krewną, która patrzyła na nas wzrokiem pełnym obrzydzenia. Ona i Armin niezbyt się zmienili przez ostatnie kilka lat. Mikasa ścięła jeszcze bardziej swoje czarne włosy a jej rysy twarzy wyostrzyły się. Armin z kolei zmężniał, co było dosyć dziwne, jeśli pamiętało się jego osobowość z początku służby. Jednak walka oko w oko z Tytanami zmienia ludzi. Kątem oka zobaczyłem ruch po mojej lewej stronie i gdy tam spojrzałem, zobaczyłem twarz Erena, który uśmiecha się jak ostatni psychopata a jego zielone oczy są puste niczym u lalki. Przeszył mnie zimny dreszcz. Nie chciałem więcej widzieć u niego tych martwych oczu, a takiego uśmiechu nie spodziewałbym się po żadnym psychopacie, a co dopiero po tym bachorze...

-Więc może powinniście uważać, bo jeszcze zabiję was we śnie?

Jego ton głosu był zimny i kompletnie wyprany z emocji. Mam świadomość, że często sam tak mówię, ale do niego on nie pasował. Nigdy nie powinien wybrzmieć z tych wiecznie uśmiechniętych ust.

-Nie zastraszysz nas. Zbliż się, a cię zabiję.

Gdy zerknąłem na swoją kuzynkę, widziałem przerażenie na jej twarzy, które starała się ukryć. Nie dziwię się, sam byłem nie tylko zaskoczony ale i wystraszony zachowaniem nastolatka. Położyłem mu dłoń na ramieniu, ale kompletnie nie zwrócił na to uwagi, wpatrując się w pozostałą dwójkę, jak na kawał mięsa, którym z resztą są.

-Myślisz, że dasz mi radę? Nie rozśmieszaj mnie. Wychowałem się, będąc trenowanym na Zwiadowcę przez samego Najsilniejszego Żołnierza Ludzkości. Jedynym, który jest mi równy, jest Kapral Levi. Ty i Armin jesteście zwykłymi karaluchami, które mogę zgnieść, kiedy mi się spodoba.

Oznajmił, a ja poczułem niewidzialną, zimną dłoń zaciskającą się na mojej krtani. Bałem się. Dawno nie czułem strachu, ale teraz zdecydowanie było to moje uczucie.

-Eren, przestań, nie warto.

Rozkazałem stanowczo, ale on tylko wysunął się na przód, zasłaniając mnie i szczerząc zęby. Dopiero po chwili zorientowałem się, że będąc skupionym na uspokojeniu tego dzieciaka, nie zauważyłem, jak moja krewna wyciągnęła zza pasa nóż, będąc gotową nas zaatakować. Robi się poważnie i nieprzyjemnie.

-Mikasa, opuść broń, inaczej oskarżę cię i zostaniesz osądzona przez sąd wojskowy.

Dodałem, ale ona nie zwracała na mnie uwagi. Poczułem, jak mięśnie Erena spinają się pod moimi palcami, przez co zacisnąłem palce jeszcze mocniej na jego skórze.

-Nie pozwolę ci skrzywdzić Levi'ego.

Warknął, przygotowując siebie i swoje ciało, by mnie obronić. Jak mam się zachować? Ta dwójka kompletnie mnie ignoruje.

-Morderca na zawsze pozostanie mordercą.

Odparła kobieta, mierząc do niego nożem, jakby zaraz miała zamiar wbić mu go w pierś. Tego już za wiele. Stanąłem pomiędzy nimi i podszedłem do Mikasy, wytrącając jej nóż z ręki i patrząc prosto w oczy miażdżącym spojrzeniem.

-Uspokój się, albo wylądujesz przed sądem.

Zagroziłem i nagle oprócz wściekłości w jej oczach błysnęło zrozumienie. Odsunęła się, zaciskając zęby i zmierzyła Erena wściekłym spojrzeniem. Odwróciłem się i podszedłem do tego problematycznego dzieciaka, po czym zmusiłem go, by na mnie spojrzał, chwytając go za włosy. Spojrzał mi w oczy a ja nie mogłem nadziwić się tej intensywnej barwie jego pięknych oczu.

-Eren, odpuść. Proszę.

Szepnąłem, i nagle jego spojrzenie zmiękło a iskierki wypełniły jego oczy. Rozluźnił się i uśmiechnął lekko, kładąc mi dłoń na ramieniu w opiekuńczym geście.

-Wybacz. Chodźmy.

Poprosił i odwrócił się, kierując się we wspomniane wcześniej miejsce, a ja razem z nim. Niestety, nie wiem, co będzie, ale wiem, że szykuje się bardzo niespokojny czas. Ta dwójka będzie ze sobą walczyć aż któreś wygra, bo oboje są niezwykle uparci. Przed drzwiami do stołówki odwrócił się do mnie i uśmiechnął się szeroko, a mi on wciąż przypominał tego samego, niewinnego dzieciaka, którym z resztą był od zawsze i zostanie. Na zawsze. Bo nie pozwolę mu się zmienić.


Komentarze

Popularne posty