Od początku - prolog

 
Cześć~!
Więc... mam pomysł na zupełnie nową historię.
Tak.
Chcę to opowiadanie zacząć od początku. Dlatego też tak się nazywa.
Chcę, na podstawie informacji które mam, ale też na podstawie mojej wyobraźni, napisać nową historię Shizuo i Izayi.
Zaczniemy od ostatnich dni wakacji przed pójściem do liceum.
Chcę też zaznaczyć, że nie czytałam nowelki i to co tu piszę to tylko moja wyobraźnia (+informacje z internetu o bohaterach), wiec jeśli coś będzie się pokrywać z oryginalną wersją, to proszę o zwrócenie mi na to uwagi.
Jak zwykle proszę o komentarze.
A teraz nie przedłużam.
Zapraszam~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Izaya, już za tydzień rozpoczyna się rok szkolny! Czujesz tę ekscytację? Idziemy do liceum! I do tego będziemy razem w klasie! Strasznie się cieszę na nowy rok szkolny. Mam nadzieję, że będziemy mieć dobrego nauczyciela biologii... nie chciałbym żeby był jakimś zadufanym w sobie dupkiem. Chociaż jak się popytałem starszych uczniów to twierdzą, że gość jest bardzo miły i ciekawie prowadzi lekcje. Rozumiesz to, Izaya? Zaczyna się nowy rozdział w naszym życiu.

Na parkowej ławeczce siedziało dwóch szesnastolatków. Jeden z nich, szatyn w okularach, nawijał szybko jak katarynka o zbliżającym się, nowym roku szkolnym, Drugi, czarnowłosy, siedział w milczeniu, z lekkim uśmiechem obserwując ludzi i niezbyt uważnie słuchając przyjaciela. Pozwalał mu jednak mówić do woli, wiedział, że dzięki temu chłopak będzie szczęśliwy, o czym świadczył malujący się na twarzy okularnika uśmiech.

- Izaya, a ty cieszysz się na nowy rok szkolny?

Padło pytanie. Dobrze, że brunet je usłyszał, bo mógłby zdenerwować towarzysza i narazić się na kazanie, jaki to jest niemiły i że powinien uważniej słuchać ludzi.

-Jasne, Shinra. Będę mógł poznać nowych ludzi, doskonalić się, nauczyć się czegoś nowego. Jestem pewien, że będzie ciekawie. Słyszałem, że do naszej szkoły ma chodzić ktoś niesamowity, ktoś, kogo ludzie już się boją. Oczywiście tylko ci, którzy go znają. Reszta nie ma pojęcia, że trzeba się go bać. Ciekawi mnie, kto to jest.

Powiedział brunet, prześlizgując uważnym wzrokiem czerwonych oczu z jednego obiektu na drugi, uważnie śledząc, każdego człowieka będącego w tej części parku.

-Oh, wiec ktoś cię zainteresował?

Zapytał szatyn, poprawiając swoje okulary i wlepiając spojrzenie brązowych oczu w postać przyjaciela.

-Niestety, nie wiem, o kim mówisz. Ale jedyną osobą, której musisz się bać w szkole jest Heiwajima Shizuo. Jest strasznie silny, z tego co mi wiadomo, tego lata zafarbował włosy na blond i raczej nie zamierza tego zmienić. Chyba chce się wyróżniać z tłumu, co o tym sądzisz, Izaya?

Kishitani na chwilę przerwał potok słów, aby wysłuchać odpowiedzi przyjaciela.

-Shinra, nie wiem, nie znam go.

Zaznaczył na sam początek wypowiedzi.

-Jednak skoro przefarbował sobie włosy na blond, to może faktycznie chciał się wyróżnić? Pytanie jednak brzmi, czy zafarbował je bo jest w nim coś wyjątkowego i chce być rozpoznawany, czy też stara się wyróżnić na siłę. Kiedy go poznam, z pewnością będę mógł to stwierdzić, jednak póki co są to tylko moje przemyślenia.

Orihara dokończył swoją wypowiedź. Spotkała się ona z aprobatą ze strony bruneta.

-Sądzę, że ma się czym wyróżnić. Jednak to ty zdecydujesz, jaka jest twoja odpowiedź na to pytanie.

Odparł i odwrócił wzrok w stronę, w którą patrzył się brunet.

-Celty~!

Zawołał śpiewnie zauważając zmierzającą ku nim, odzianą w czarny strój i żółto-niebieski kask z kocimi uszkami postać. Wstał z ławki i podbiegł ku niej, chcąc rzucić jej się na szyję, za co dostał od dziewczyny cios w splot słoneczny.

-Auauauaua!!

Zawył z bólu i skulił się.

-Celty, czemu nie dajesz mi wyrazić mojej wielkiej miłości do ciebie?

Zapytał, ocierając z kącika oka łzę.

-Shinra, przestałbyś się wydurniać, co?

Dziewczyna napisała do niego na swoim telefonie, po czym skasowała wiadomość i szybko napisała kilka słów, podstawiając urządzenie pod nos czerwonookiego.

-Cześć, Izaya. Bardzo dawał ci się we znaki? Prosiłeś, żebym przyszła.

Po odczytaniu wiadomości, na twarzy Orihary odmalował się szerszy uśmiech.

-Witaj, Celty. Chciałbym, abyś zabrała go do domu. Muszę iść na zakupy, a raczej jego wyczucie stylu nie jest najlepsze, jak pewnie sama wiesz. Moje rzeczy z gimnazjum nie nadają się już do użytku, dlatego potrzebuję kupić nowe.

Wyjaśnił motocyklistce. Wiedział, że jeśli powie jej mniej, będzie się dopytywać, co zajęłoby więcej czasu. Przez chwilę czekał, aż dziewczyna odpisze mu na swoim PDA.

-Nie ma sprawy. Już go zabieram. Jedziemy do centrum jutro, w końcu jemu też przydadzą się nowe koszule, wszystkie stare są porozcinane w różnych miejscach. Jeśli możesz, to w nowym roku szkolnym nie tnij mu koszul, dobrze?

Poprosiła, a gdy brunet skinął głową, stuknęła w ramię okularnika i skierowała się w stronę motoru.

-Do zobaczenia, Izaya.

Pomachał do przyjaciela i pobiegł za ukochaną.

To zabawne. 

Pomyślał Orihara, gdy parka zniknęła mu z oczu. Wstał z ławki i skierował się w stronę centrum handlowego.

Tak bardzo za nią szaleje, ale Celty cały czas go zbywa. Że też jeszcze mu się nie znudziło. Może kiedyś jej nastawienie do niego się zmieni? Albo w końcu z nim nie wytrzyma i odejdzie. 

Myślał, czekając na światłach. Gdy zapaliło się zielone, szybko przeszedł przez jezdnię tanecznym krokiem, przez co ludzie patrzyli na niego jak na wariata. Jednak on nie zwracał na to uwagi. Przywykł już do tego typu spojrzeń, nie przeszkadzają mu. Gdy po kilkunastu minutach skocznego marszu znalazł się w centrum handlowym, wyjął komórkę, wybrał numer i przyłożył urządzenie do ucha. Niemal od razu drugie urządzenie zostało odebrane.

-Co się stało, Iza-nii?

W słuchawce dało się słyszeć ciekawski głos jednej z bliźniaczek, sióstr bruneta.

-Jestem w centrum, chcecie żeby coś wam kupić czy nie?

Nie pytał z uprzejmości. Pytał dlatego, że potem by mu jęczały pół dnia nad uchem, że jakby zadzwonił, to by mu kazały kupić to, tamto i owamto, a tak muszą same iść do centrum. Wolał już mieć to z głowy.

-Iza-nii, chcemy truskawki... i czekoladę~!

Wyśpiewały dziewczynki razem.

-Okey, w takim razie czekajcie na mnie w domu.

Powiedział brunet i skierował się do pierwszego lepszego sklepu odzieżowego, jaki wpadł mu w oko.

-Tak jest, Iza-nii!

Zasalutowała mu jedna z bliźniaczek, po czym rozłączyły się. Chłopak schował urządzenie do kieszeni spodni i podszedł do działu męskiego. Wpadły mu w oko czerwone sweterki i bluzki z dekoltem w "serek". Wziął jedną, obejrzał, a stwierdziwszy, że mu się podoba, wyszukał swój numer i ruszył do przymierzalni. Na szczęście nie było tam jeszcze dużo ludzi i od razu wszedł do kabiny. Zdjął swoją kurtkę, zdjął biały T-shirt z krótkim rękawkiem w którym chodził i ubrał czerwoną bluzkę.

Leży dobrze, jest wygodna i pasuje mi do oczu... pomyślał. Biorę! 

Zadecydował, już układając sobie strój, w jakim będzie chodzić do szkoły. Co z tego, że Raira ma mundurki? On będzie chodził ubrany po swojemu. Zresztą, zawsze wszystko robił po swojemu. A częścią jego mundurku będzie czerwona bluzka.

Podszedł do wieszaka gdzie je znalazł i wyszukał 10 bluzek jego rozmiaru. W końcu, jeśli ma w nich chodzić na co dzień, to musi mieć więcej. Po sprawdzeniu czy są całe, skierował się do kasy. Nic innego nie wpadło mu tu w oko, a mniej więcej wiedział już czego szuka. Zapłacił za zakupy i wziąwszy siatkę do ręki, ruszył do kolejnego sklepu.

Po odwiedzeniu pięciu kolejnych sklepów, w kolejnym znalazł idealne spodnie. Po przymiarce i stwierdzeniu, że są idealne, wziął trzy pary. W końcu nigdy nie wiadomo. Chodził jeszcze jakiś czas po sklepach. W końcu musi mieć jakąś kurtkę albo bluzę. Oglądał najróżniejsze rzeczy, ale nic nie znalazł. Już miał wejść na salę supermarketu, gdy jego uwagę przykuła kurtka na wystawie. Szybko wszedł do tego sklepu i zaczął szukać kurtki. Przymierzył.

Czarna, sięga mu do pasa. Znalazł jeszcze tylko jedną w swojej numeracji i szybko poszedł z nimi do kasy. Zadowolony z zakupów, wynajął szafeczkę obok wejścia do supermarketu, gdzie zostawił zakupy i wziąwszy wózek wszedł na salę. Jego rodzie często wyjeżdżają w delegację za granicę. Teraz też ich nie ma, więc wypadałoby zrobić zakupy i ugotować coś na obiad. Westchnął i zaczął szukać składników. W myślach przeglądał przepisy, które zna.

Co może ugotować? Podszedł do stoiska z rybami i już wiedział. Przyrządzi makrelę! To jedno z dań które wychodzą mu najlepiej, więc dlaczego nie? A bliźniaczki też lubią, więc nie ma problemu. Podszedł do stoiska, gdzie przywitała go smukła, niska kobieta w siatce na włosach i białym stroju z granatowym fartuszkiem.

-Witamy!

Skłoniła się z lekkim uśmiechem.

-Dzień dobry.

Orihara skłonił się lekko.

-Poproszę makrelę. Najlepiej taką dużą.

Powiedział i śledził ręce kobiety, gdy ta pakowała jego zamówienie. Na oko powinno im starczyć. Ani on, ani jego siostry nie jedzą zbyt dużo, więc nie ma problemu. Odebrał zamówienie i włożył je do wózka.

-Dziękuję. Do widzenia.

Powiedział z lekkim uśmiechem i skierował się na dział warzyw i owoców. Wziął koszyk świeżych truskawek dla sióstr, trzy średniej wielkości ogórki. Cóż, taka sałatka będzie musiała wystarczyć dziewczynkom. Ojciec pokazał mu ostatnio bardzo ciekawą sałatkę, z samych ogórków i śmietany. Przywiózł przepis z zagranicy, a że była prosta, spokojnie mógł ją zrobić sam. Wziął jeszcze kilka dorodnych, czerwonych jabłek i skierował się na dział nabiału. Wziął trzy jogurty dla siebie i dziewczynek, po czym spakował do wózka śmietanę. Po drodze chwycił jeszcze tylko ryż i skierował się do kasy.

Po odebraniu zakupów i wyjęciu ubrań ze schowka, skierował się w stronę metra. Na szczęście stacja była tuż obok centrum handlowego i nie musiał daleko nieść tych zakupów. Wsiadł do pociągu i w spokoju przejechał kilka stacji. Z zaciekawieniem obserwował dorosłych wracających z pracy i nastolatków jadących do domów po zakupach. Dziewczęta piszczały, a chłopcy omawiali grę, która niedawno wyszła na rynek. Bawiło go to. Nie rozumiał, dlaczego ludzie interesują się tylko określonymi rzeczami, tym, co reszta. On taki nie był. O nie, on zawsze wiedział że jest wyżej, niż reszta społeczeństwa. I co dzień przekonywał się o tym na nowo.

Po kilkunastu minutach wysiadł z pociągu i skierował się do jednorodzinnego domku w którym mieszka. Zapukał do drzwi, a te zaraz się otworzyły i z piskiem rzuciły się na niego dwie małe istotki.

-Izaaaa-niiiiiii!

Wrzeszczały mu do ucha. Wszedł do domu, kopniakiem zamknął drzwi i zdjął buty. Dziewczynki zeszły z niego i wzięły po siatce by pomóc bratu.

-Oooo... zmieniasz garderobę?

Zapytała Kururi, widząc nowe bluzki.

-A jak.

Odparł z uśmiechem chłopak.

-Dobra, teraz mi stąd sio, bo robię obiad.

Powiedział i gestem nakazał dziewczynkom wyjść z kuchni. Rozmasował sobie skronie.

-Przez te dwa diabełki kiedyś ogłuchnę.

Mruknął sam do siebie i zabrał się za gotowanie obiadu.

Komentarze

Popularne posty