Zdjęcie - rozdział 8



Dziewczyna zmierzyła mnie lekko wściekłym spojrzeniem i westchnęła ciężko, widząc, że jest raczej w sytuacji bez wyjścia, po czym odwróciła się do reszty.

-Znacie "House of Wolves" od My Chemical Romance?

Zapytała, kładąc dłonie na biodrach i zmierzyła spojrzeniem chłopaków, którzy pokiwali zgodnie głowami, potwierdzając. Uzgodnili szybko piosenkę i po chwili Gustav rozpoczął wybijać bardzo szybki rytm, robiąc intro, a chłopcy zaraz do niego dołączyli.

-Well, I know a thing about contrition, because I've got enough to spare. And I'll be granting your premission 'cause you haven't got a prayer. Well I said hey hey hallelujah. I'm gonna come on sing the praise. And let the spirit come on throught you. We got innocence for days!

Jej głos, mimo, że o wiele delikatniejszy, niż głos wokalisty zespołu, idealnie wpasował się w brzmienie piosenki i musiałem przyznać, że radziła sobie doskonale. Zupełnie, jakby urodziła się, by śpiewać. Wymieniłem z Tomem porozumiewawcze spojrzenia i wiedziałem, że myślimy o tym samym. To kolejna rzecz, która nas łączy. Posłuchałem piosenkę do końca, nie słysząc ani jednego fałszu z jej strony i zastanawiałem się, jak to możliwe, że z takim głosem, bo ewidentnie potrafi go modulować w trakcie piosenki, nie jest jeszcze sławna. Już miałem otworzyć usta, by się o coś zapytać, ale ubiegła mnie.

-Wiem, o co chcesz zapytać. Nie chcę robić kariery muzycznej ani nic. Tak, śpiewam, mamy w szkole zespół muzyczny i jestem wokalistką. Nie, nie chcę iść z tym nigdzie dalej. A następnym razem, jak mnie tak wkręcicie, po prostu wyjdę. Jak chcieliście usłyszeć, jak śpiewam, mogliście mnie zapytać, czy mogę przed wami zaśpiewać i nie byłoby z tym problemu.

Zdębiałem na chwilę i zakłopotany spojrzałem na bliźniaka, czując dopadające mnie wyrzuty sumienia. Ma rację. Powinniśmy byli zapytać się jej, czy by dla nas nie zaśpiewała. Ale za bardzo bałem się, że odmówi, a musiałem wiedzieć, czy muzyka również nas łączy. Patrzyłem, jak odkłada mikrofon na miejsce i wychodzi z pokoju, opadając na białą kanapę, strojącą tuż za drzwiami i schowała twarz w dłoniach. Poszedłem za nią i zająłem miejsce tuż obok, obejmując ja ramieniem.

-Przepraszam. Zachowaliśmy się nieuczciwie w stosunku do ciebie. To się nie powtórzy.

Obiecałem a ona uniosła głowę, słysząc moje słowa. Jej spojrzenie zmiękło a nawet lekko się uśmiechała.

-Nie gniewam się. Ale nie lubię takich sytuacji.

Wyjaśniła, co doskonale mogłem zrozumieć. Przytuliłem ją, ale podniosłą chwilę przerwał dzwonek mojego telefonu. Wyciągnąłem urządzenie z kieszeni i odebrałem.

-Halo?

-Dzień dobry, Klinika Badań Genetycznych w Hamburgu, czy dodzwoniłam się do pana Billa Kaulitza?

Czułem, jak serce podchodzi mi do gardła. Są już wyniki? Bałem się tego, co z nich wyniknie i sam nie wiedziałem, czy chcę, żeby Emily okazała się naszą krewną czy nie.

-Tak, to ja.

-Państwa wyniki są do odebrania. Możecie je państwo odebrać od poniedziałku do piątku w godzinach 8 do 18.

Zerknąłem na zegar wiszący na ścianie i zorientowałem się, że dochodzi 17. Ze studia do Kliniki nie jest jakoś daleko.

-Dobrze, dziękuję.

Rozłączyłem sie, czując na sobie badawcze spojrzenia wszystkich.

-Są wyniki.

Szepnąłem, gdy Tom ukucnął przede mną, zaglądając mi w twarz i widziałem, że on też się przejął. Pytanie tylko, czego naprawdę chcemy.

Komentarze

Popularne posty