Księżniczka nocy - Rozdział 17



 Ostatnie minuty przed ślubem były najcięższe. Nie było to jednak zdenerwowanie i ekscytacja, o których opowiadała mi mama. Przed zobaczeniem ukochanego mężczyzny, który za kilka chwil zostanie oficjalnie moim - na zawsze. Miałam ochotę zwymiotować, jednak te odruchy raczej świadczyły o moim zdenerwowaniu, że coś pójdzie nie tak a nasz plan nie wypali. Poprawiłam dół swojej sukienki i spojrzałam na przyglądającą mi się z uśmiechem Anastazję. Chyba wyczytała coś w moim wyrazie twarzy, bo podeszła i położyła mi dłonie na ramionach. 


-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Prawda jest po naszej stronie.


-Co, jeśli prawda się tu wcale nie liczy?


-W świecie Światła nie ma miejsca na nic innego, niż prawdę. Brzydzimy się kłamstwem i wiesz, że mamy różne metody na wykrycie, co jest prawdą a co nie. 


-Anthony jest potężny.


-Nie tak potężny, jak wkurzone królestwo z krwi króla Artura i sama potomkini królowej Sary.


W jakiś sposób ta krótka rozmowa trochę mnie odprężyła i znów mogłam podnieść wysoko głowę, by po chwili stanąć przed moim znienawidzonym narzeczonym. Westchnęłam po raz ostatni i wyszłam z pokoju, kierując się korytarzem w stronę swoistej kaplicy. Coraz lepiej słyszałam podniesione głosy wypełnione ekscytacją zebranych osób. Wiedziałam, że wszyscy wyczekują tego ślubu. Wielu z nich po raz pierwszy zobaczy swoją nową królową. Dziwnie się czułam z faktem, że to mam być ja, jednak nie mogłam zmienić swojego przeznaczenia czy pochodzenia, prawda?


-Będę tuż obok, nie masz się więc czym martwić. 


Niemal podskoczyłam, gdy za plecami usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się tylko po to, by spojrzeć w zielone oczy. Lekki uśmiech niemal sam wykwitł na mojej twarzy. Wyciągnęłam dłoń i pogłaskałam blady policzek. 


-Dziękuję. Chyba już powinniśmy iść.


-Dam znać pianiście.


Daniel zniknął niemal równie szybko, jak się pojawił a ja patrzyłam za nim z niejakim utęsknieniem. Tylko przy nim mogłam czuć się bezpiecznie i nie chciałam, żeby aż tak się oddalał. Odetchnęłam więc z ulgą, gdy wrócił chwilę później i ujął moją dłoń w swoją.


-Już czas.


Jak na zawołanie dokładnie w tym momencie rozbrzmiały pierwsze nuty jakiejś pieśni. Była doskonała do marszu i swoim rytmem odrobinę przypominała mi Marsz Nowożeńców, który grano w Królestwie Anglii, gdy kobieta miała zostać poprowadzona do ołtarza. Okazja w sumie by się zgadzała. Z pętlą powoli zaciskającą się na mojej szyi podeszłam do wieńca, pod którym stał wystrojony Anthony, przyglądający mi się z wielkim uśmiechem na twarzy. Starałam się to odwzajemnić, jednak nie było to takie proste, wiedząc o jego wszystkich kłamstwach. Chcąc nie chcąc w końcu weszłam na podwyższenie i ujęłam jego dłoń. Nie widziałam ich ale doskonale zdawałam sobie sprawę, że za moimi plecami stoją Anastazja z Danielem i Nathanielem. Chyba tylko dzięki temu w ogóle tu stałam i jeszcze nie zemdlałam.


-Rozpocznijmy więc. 


Usłyszałam tuż obok głos króla Artura i skinęłam głową. Ujęłam dłonie przyszłego oby nie męża i pozwoliłam, by ceremonia się rozpoczęła. 


-Zebraliśmy się tu, by ta młoda para, stojąca tuż przede mną, mogła zawrzeć małżeństwo oraz po to, by Królestwo Światła w końcu poznało swoją Królową Nocy, której poszukiwania trwały nieprzerwanie przez ostatnie 17 lat. 


Zaanonsował, zbierając uwagę tłumu i wywołując poruszenie, które jednak szybko ucichło.


-Niezmiernie raduje mnie fakt, że moja nowa królowa postanowiła rządzić razem z moim przybranym synem u boku. Cieszę się, że dwoje tak wspaniałych osób mogło się odnaleźć i połączyć razem swoje losy. Księżniczko, jeśli pozwolisz, zacznijmy od ciebie. Czy przysięgasz kochać i wspierać tego tu Anthony’ego do końca życia?


Przez chwilę panowała cisza a ja doskonale wiedziałam, że wszyscy na mnie czekali i musiałam odpowiedzieć. Spojrzałam jeszcze raz w ciemne oczy Anthony’ego. 


-Nie.


Wrzawa, jaka zapanowała w tym momencie na sali, była ogromna. Twarz mojego niby narzeczonego wypełniła się gniewem i miałam wrażenie, że gdyby mógł, zabiłby mnie samym swoim spojrzeniem.


-Caroline? Co ty wygadujesz?


-Nie wyjdę za oszusta, manipulanta i potwora, jakim jesteś. Nie kocham cię i nigdy cię nie kochałam. Użyłeś sztuczek by mnie omotać. 


-Masz na to jakieś dowody, księżniczko od siedmiu boleści? Nikt ci nie uwierzy.


-Owszem, mam. Wzywam na świadka samego Szatana. Porta ad inferos.


Wszyscy nagle zamarli a w ogromnym pomieszczeniu ciszę mącił jedynie tworzący się portal. Anthony stojący tuż przede mną wyglądał za to jakby zaraz miał się popłakać ze strachu i to dawało mi swoistą satysfakcję. Kilka chwil zajęło jednak, nim sam król Piekła stanął przed nami. Był przerażający ale jednocześnie piękny. Blada skóra, ciemne włosy opadające niesfornie na bordowe oczy i muskularne ciało, osłonięte przez czarną koszulę rozpiętą do połowy i czarne spodnie od garnituru. Wyglądał z lekka niedbale, jakby dopiero co wyszedł spod prysznica. 

-Witaj Caroline, ostatnia potomkini Sary. Dlaczego mnie tutaj wezwałaś na swój własny ślub?


Głęboki głos rozległ się po sali, odbijając echem od ścian i wyrywając mnie z szoku w jakim byłam od momentu, gdy go zobaczyłam. Odchrząknęłam lekko i zebrałam się w sobie na odwagę, by się odezwać. 


-Szatanie, nie chcę brać ślubu z tym mężczyzną. Wiem, że jesteś jedyną osobą, która w dobitny sposób będzie potrafić udowodnić jego winy. Proszę, pomóż mi udowodnić, jak niebezpiecznym i bezwzględnym człowiekiem jest ten stojący przede mną mężczyzna. 


-Mam bardzo bliską więź z twoją przodkinią, więc się zgadzam. Chcę jednak za to zapłatę.


Znów powróciło uczucie zaciskającej się na szyi pętli, chociaż byłam świadoma tego, że będzie mógł chcieć coś w zamian. Miałam jedynie nadzieję, że pętla jest zbyt wysoka.


-Rzucę zaklęcie na was oboje, księżniczko. Jeśli któreś z was skłamie, na policzku wypali mu się litera K od “kłamca”. Po wszystkim zdejmę zaklęcie i zabiorę ze sobą do piekła tego, kto będzie mieć znamię na twarzy. Zgadzasz się na to, księżniczko Caroline?


-Tak. Dostaniesz swoją zapłatę.


To był wóz albo przewóz. Mimo że byliśmy pewni co do winy Anthony’ego, mogłam się pomylić i skłamać w którymś punkcie. Musiałam bardzo uważnie dobierać słowa i pytania, które chciałam mu zadać. Tak bardzo pogrążyłam się w myślach, że nie zauważyłam nawet, gdy zaklęcie zostało rzucone. 


-W porządku, możesz zaczynać, księżniczko.


Powiedział na co przytaknęłam i spojrzałam prosto w przerażone oczy Anthony’ego. Bał się tak samo jak ja. Jednak on bał się bo wiedział, że zrobił coś złego. Ja dlatego, że chciałam prawdy i kary dla winnego.


-Czy przyznajesz się do manipulowania moimi emocjami za pomocą swoich mocy?


Anthony milczał. Nie odpowiadał na moje pytanie przez kilka długich sekund, które trwały niczym godziny. W końcu jednak musiał odpowiedzieć, do czego zmuszało go zaklęcie.


-Tak. 


-Czy zmanipulowałeś mnie do nienawiści wobec moich przyjaciół?


-Tak.


-Czy sztucznie zmusiłeś mnie do miłości?


-Tak.


-Co chciałeś zyskać poprzez manipulację mnie i ślub ze mną?


-Nic.


Ledwie wypowiedział to słowo a padł na kolana, krzycząc z bólu. Było mi go żal i chciałam mu pomóc a jednak nie ruszyłam się nawet o milimetr. Zasłużył sobie na to. 


-Powiedz prawdę.


Kontynuowałam, gdy litera już wypaliła się na jego skórze a on przestał krzyczeć. Spojrzał na mnie oczami pociemniałymi od nienawiści. 


-Chciałem zostać królem a potem potajemnie cię zabić i samodzielnie władać Królestwem. Nikt tak jak ja na to nie zasłużył, działałem w imię królestwa przez setki lat, ten tron mi się należy! 


Zamurowało mnie. W głowie wirowało mi od tych informacji ale chciałam zadać jeszcze jedno pytanie.


-Czy ty w ogóle mnie chociaż trochę lubiłeś?


Mówiłam cicho, bardzo cicho. Wątpię, by ludzie w pierwszym rzędzie cokolwiek usłyszeli. 


-Zwariowałaś? Znalazła się, zaginiona księżniczka wychowana przez ludzi. Powinnaś była zginąć! Żałuję tylko, że cię nie zabiłem, gdy miałem okazję. 


Po tym nie słyszałam już nic. Nawet oburzenie, jakie wywołały jego słowa wśród zebranego tłumu rejestrowałam jedynie gdzieś w podświadomości. Czułam czyjeś ręce na swoich ramionach i wiedziałam, że ktoś coś do mnie mówił, jednak nie rozumiałam kompletnie, co. Ostatnim co pamiętam z tego dnia była zmartwiona twarz Daniela tuż przede mną.


Komentarze

Popularne posty