My wonderful nightmare - Rozdział 12


 Dwa tygodnie minęły szybko i w końcu w piątek wieczorem stanęliśmy znowu na naszej ukochanej sali treningowej liceum Karasuno - tam, gdzie rozpoczęła się nasza przyjaźń, tam, gdzie tyle osiągnęliśmy i tam, gdzie staliśmy się rodziną i osiągnęliśmy niebo. To, że tu znowu jestem, wydawało mi się być niczym sen. Rzuciłem torby na ziemię, szybko przebierając buty na trampki i zrzuciłem bluzę po czym pobiegłem do składzika a za sobą słyszałem tak samo szybkie kroki Noyi, który chciał razem ze mną zagrać znowu w tych starych murach.

-Chłopcy stop!

Zatrzymałem się tuż przed drzwiami do magazynku ale Noya nie wyhamował i wpadł na mnie, niemal obu nas przewracając a gdy odwróciliśmy się w synchronizacji niczym najwyższej jakości maszyna, zobaczyliśmy uśmiechniętego Ukai'a z rękami założonymi na biodra - wyglądał, jakby własnie karał swoje niesforne dzieci i może coś w tym jest.

-Ale trenerzeeee!

Krzyknęliśmy robiąc najbardziej proszące miny, na jakie było nas stać ale nieoczekiwanie wszyscy obecni - czyli w sumie już cała nasza stara drużyna, nie mam pojęcia, kiedy oni się tu pojawili - zaczęli się śmiach, zupełnie jakbyśmy odgrywali przed nimi właśnie jakiś kabarecik.

-Zagracie tu ale jutro, okay? Dzisiaj jest już późno, chodźcie. 

Zrezygnowani więc zwiesiliśmy głowy ale już po kilku krokach rzuciliśmy się na dawno nie widzianych kumpli i zaczęliśmy się widać - z resztą nawet trener nas przytulił, co już bardzo świadczyło o jego sympatii do nas. W końcu jednak siedliśmy razem w kółeczku, bo podobno mieliśmy coś omówić.

-Dobra, sprawy organizacyjne. Najpierw tutaj omówimy wszystko a potem idziemy do jednego z akademików Karasuno, który dla was wynająłem na ten weekend i jemy tam kolację - drużyna sąsiadów już ją przygotowuje, więc mamy jakieś 45 minut. Jutro o 8 śniadanie, o 10 omówienie strategii i drużyn, od 12 trening. Co myślicie?

Wszyscy z zapałem pokiwali głowami, nie mogąc się doczekać tego super zapowiadającego się weekendu a ja czułem w brzuchu rosnącą ekscytację. Znowu zagram z Karasuno! Znowu zagram z... Wtedy dopiero poczułem, że coś jest nie tak i rozejrzałem się po sali. 

-Gdzie jest Kageyama?

Zapytałem, patrząc na Daichi'ego i Sugę. Z tego, co kojarzyłem, mieli zajrzeć do niego w drodze tutaj i powinienen z nami tutaj być. Ich miny jednak świadczyły o tym, że nie udało im się go namówić.

-Mama Kageyamy otworzyła nam drzwi. Powiedziała, że on nie chce się z nikim widywać i zrobił sobie rok przerwy, zanim pójdzie na studia. Ale...

-Ale?

-Przy drzwiach widzieliśmy kule dopasowane do wzrostu Kageyamy. Jego mama byłaby do nich za niska a ojciec za wysoki. W dodatku były na nich inicjały KT. 

Poczułem, jak moje serce zwolniło pracy. Czy to dlatego z żadnym z nas nie utrzymywał kontaktu? Czy to dlatego tak bardzo się od nas odciął i nie chciał nawet przyjechać na spotkanie drużyny?

-Coś mu się stało?

Ledwo wypowiedziałem te słowa przez Saharę, która nagle pojawiła się w moich ustach. Bałem się i to bardzo - chyba sam nie chciałem znać odpowiedzi na to pytanie ale musiałem ją poznać. 

-Nie jesteśmy pewni ale jakiś czas temu były plotki...

-Plotki?

-Podobno w trakcie treningu przygotowawczego do eliminacji do drużyny narodowej był jeden siatkarz, który uszkodził kilkoro innych kandydatów. Starano się zatuszować całą sprawę ale plotki i tak się rozeszły, mimo że bez nazwisk.

-Co było w tych plotkach?

-Jednej osobie złamał rękę, inna trafiła przez niego do szpitala z silnym wstrząśnieniem mózgu a innemu złamał nogę w kolanie.

-Wiadomo komu?

-Niby nie ale podobno mówiono...

Suga zaciął się i spojrzał na Daichi'ego, jakby szukał odpowiedzi w jego twarzy a ja czułem, że zaraz wybuchnę. Myślałem, że mnie rozsadzi, jeśli zaraz nie dokończy.

-Co? Co mówiono?!

Oddech stał się jakiś taki ciężki i czułem, jak powoli zaczynam się trząść. Byłem pewien, że wszsycy widzą moje zdenerwowanie ale teraz o to nie dbałem.

-Że jeden z nich jest upadłym krukiem.

Dokończył w końcu Daichi a ja czułem się, jakby ktoś walnął mnie obuchem w głowę. Przez chwilę patrzyłem na niego z niedowierzaniem, analizując wszystko po kolei w głowie i łącząc fakty. Jeśli o kimś mówili "upadły kruk", to z pewnością mieli na myśli Kageyamę.

Nawet nie wiem, kiedy wybiegłem z sali treningowej. Zorientowałem się dopiero, gdy poczułem silny podmuch wiatru na mojej twarzy a szkoła zniknęła mi z oczu. Nie przerwałem jednak i biegłem dalej, bo wiedziałem, że muszę być pewien. Pewien tego, co się stało. 

Komentarze

Popularne posty