My wonderful nightmare - Rozdział 14


 Niestety zobaczenie Kageyamy rannego, jego reakcja oraz świadomość, że prawdopodobnie już nigdy nie będzie mógł ponownie zagrać profesjonalnie w siatkówkę - a być może nawet amatorsko nie będzie mógł grać - kompletnie mnie załamała. Dodatkowo zadręczałem się tym, że o niczym nie wiedziałem i nie byłem przy nim, by go wspierać - mimo iż wiedziałem, że to było absurdalne, bo nie mogłem zdawać sobie sprawy z tego, co się stało, nie potrafiłem pozbyć się tego okropnego i ciążącego na moich ramionach niczym ogromny kamień poczucia winy i to bardzo odbiło się na moim samopoczuciu i zachowaniu. Nienawidziłem się za to ale nie potrafiłem tego zmienić. 

Cały wyjazd przesnuwałem się z kąta w kąt - nawet w trakcie treningów nie brałem w nich udziału - miałem tak mało chęci do gry, że wywracałem się o swoje własne nogi a dodatkowo kilka razy zaliczyłem uderzenie piłką w głowę, co poskutkowało tym, że trener Ukai do odwołania zakazał mi grać, co jednak nie miało dla mnie w tym momencie abasolutnie żadnego znaczenia, chociaż normalnie byłby to dla mnie koniec świata. Teraz jednak nic nie miało dla mnie większego znaczenia - ciągle zadręczałem się tym, że nie pofatygowałem się wcześniej do Kageyamy, że nie naciskałem bardziej na kontakt, że nie zrobiłem czegokolwiek, żeby mu pomóc, wesprzeć go. Doprowadzało mnie to wszystko do pracy co najmniej kilka razy dziennie i nie potrafiłem przestać, nawet zauważając zmartwione spojrzenia moich przyjaciół.

A oni? Byli cudowni. Każdy z nich i wszyscy razem próbowali przez te dwa dni jakoś pozbierać mnie do kupy i pocieszyć, co mnie bardzo denerwowało - przecież to nie ja tu byłem poszkodowany i straciłem sens do życia, tylko Kageyama, to przy nim powinni skakać i się nim zajmować. Gdy kiedyś sformułowałem te myśli w słowa zaliczyłem ochrzan od Sugi i wyjaśnienie, że nie mogą mu pomóc, skoro on ich od siebie odpycha ale nie pozwolą mi się stoczyć na dno i porzucić czego, co kocham za coś, na co nie miałem absolutnie żadnego wpływu. Wiedziałem, że ma rację, przysięgam ale mimo to nie potrafiłem się zmotywować absolutnie do niczego. 

Skończyło się na tym, że do domu wróciłem kompletnie wykończony psychicznie i nie zagrawszy ani jednego meczu w starym składzie. Gdy tylko przekroczyłem próg, poszedłem prosto do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko, czując nadchodzący płacz. Nie chciałem znowu płakać, byłem za to na siebie zły, jednak co mogłem zrobić? Nie umiem zbyt dobrze powstrzymywać płaczu, bo za rzadko płakałem, chociaż miałem wrażenie, że przez ostatni weekend nadrobiłem za wszystkie czasy.

Słyszałem, jak chłopcy krzątają się po domu ale po jakimś czasie wszystko ucichło i byłem pewien, że wszyscy śpią, co z jakiegoś powodu sprawiło, że czułem sie na prawdę źle, jednak nie miałem absolutnie żadnej motywacji, żeby wstać ani nie chciałem im się narzucać, więc nie pomyślałem nawet o szukaniu z nimi kontaktu. Po chwili ciszy jednak usłyszałem ciche kroki a po chwili ktoś wszedł do mojego pokoju i wsunął się pod kołdrę tuż obok mnie, przytulając mnie do siebie. Od razu rozpoznałem Noyę, więc wtuliłem się w niego ufnie. 

-Martwię się o ciebie, Shoyo. Z resztą nie tylko ja.

Szepnął w końcu po kilku minutach ciszy, głaszcząc mnie po plecach w uspokajającym geście. Westchnąłem ciężko wiedząc, że ma rację, jednak w cale mnie to nie pocieszało. 

-Przepraszam.

-Nie przepraszaj tylko powiedz nam, jak możemy ci pomóc. Jesteś naszym Słońcem, twój stan ma wpływ na nas wszystkich, nie ważne czy jesteśmy w jednym pokoju czy rozsypani po całej prefekturze. Zrobimy wszystko, żeby ci pomóc.

Brałem jego słowa na poważnie, jednak w tym momencie nie potrafiłem wymyślić ani jednego sposobu, w jaki ktokolwiek mógłby mi pomóc. Cały czas w myślach pojawiał mi się fakt, że to nie ja jestem tym, któremu potrzebna jest pomoc.

-Porozmawiamy o tym jutro. Teraz śpij.

Poprosił cicho, okrywając nas szczelniej kołdrą, bo najwyraźniej albo miał zamiar spać dzisiaj ze mną albo poczekać, aż zasnę i dopiero wyjść z powrotem do Asahi'ego.

-Cieszę się, że was mam.

Szepnąłem, układając się wygodniej i ukojony bliskością przyjaciela i głaskaniem po plecach szybko zasnąłem, mimo mętliku jaki panował w moim sercu i głowie.

Komentarze

Popularne posty