Świąteczny cud - część 1


 Siedziałem na ławce w centrum handlowym Europa Passage w Hamburgu, sącząc powoli najbardziej rozchwytywaną kawę sezonu o smaku Spekulatius i przyglądając się znudzonym wzrokiem przewalającym się przez sklepy tłumom. Wszyscy w gorączce świątecznych zakupów, szukali najlepszych okazji by kupić ostatnie prezenty dla bliskich lub dokupić coś do domu. W swoich wielkodusznych gestach i dobroci serc o której przez cały grudzień słyszało się dosłownie wszędzie, ignorowali siedzącego przed szklanymi drzwiami do pasażu bezdomnego, który starał się zarobić na chleb sprzedając swoją sztukę. Nie byłem jakimś wielkim znawcą ale byłem pewien, że miał jakiś tam talet, sądząc po tym co byłem w stanie zobaczyć ze swojego miejsca. Zdawało mi się, że cały świat oszalał na punkcie Świąt...

Tylko dla mnie nie miały one znaczenia.

Poczułem wibracje w kieszeni kurtki, więc wyjąłem z niej dzwoniący telefon i zerknąłem na wyświetlacz. Oczywiście, że moja mama znów próbowała się do mnie dobić. Nie widziałem jej od pięciu lat, odkąd skończyłem osiemnaste urodziny i wyprowadziłem się z domu, a ona dalej próbowała się ze mną skontaktować. Szczególnie intensywnie wydzwaniała do mnie w okresie urodzin i Świąt. Sam już nie wiem, ile razy zmieniałem numer, jednak zawsze jakimś cudem udawało jej się mnie znaleźć. Przypuszczam, że agencje z którymi współpracowałem jako model dawały jej mój numer ale całe szczęście nikt nigdy nie podał jej mojego adresu - jeszcze tego by brakowało, żeby zapukała do moich drzwi. Nie mam pojęcia, czy nie skończyłoby się to iście szekspirowską tragedią. Nie potrafię mieć litości dla osoby, która dosłownie zniszczyła mi życie.

Odrzuciłem jej połączenie i zablokowałem jej numer, chociaż wiedziałem że to nic nie da. Robiłem to już niezliczoną ilość razy w moim życiu. Schowałem urządzenie i z cichym westchnięciem wstałem z miejsca, kierując się w stronę wyjścia z centrum handlowego. To wszystko nie miało dla mnie absolutnie żadnego znaczenia. Te świąteczne dekoracje, świąteczna muzyka i ogóla radość w calym społeczeństwie. To nie miało dla mnie absolutnie żadnego znaczenia.

Przechodząc obok bezdomnego artysty, wyjąłem z kieszeni plik banknotów i wrzuciłem do jego szkatułki, nawet na niego nie patrząc. Tylko po chwili słyszałem, jak za mną woła.

-Proszę pana! Proszę pana, to za dużo!

Krzyczał, jednak nie zareagowałem. Jakie znaczenie mają pieniądze, gdy nie możesz za nie kupić tej jednej rzeczy, na której najbardziej ci zależy? No właśnie, jak dla mnie w takim wypadku nie mają żadnego znaczenia. Przecież miałem już wszystko - własne mieszkanie, samochód, najnowszy telefon i najmodniejsze ubrania. Wielu ludzi na moim miejscu powiedziałoby, że ma wszystko - ja jednak czułem, że nie mam absolutnie nic.

Wróciłem do domu taksówką, bo nie miałem zamiaru tłoczyć się ze szczęśliwymi i rozgorączkowanymi ludźmi w autobusie, poza tym nie miałem też ochoty na spacer z przystanku do domu szczególnie, że z nieba powoli zaczynał sypać się śnieg. Od siedmiu lat nienawidziłem śniegu. Tak jak kiedyś potrafiłem spędzać całe dnie na zabawie w tym białym puchu, teraz z całego serca pragnąłem, żeby zniknął.

Wszedłem do mojego dużego - szczególnie jak na jedną osobę - mieszkania i odwiesiłem płaszcz i szalik na wieszak w przedpokoju, po chwili rozglądając się po pustej przestrzeni dookoła mnie. Kiedyś marzyłem, żeby dzielić taką przestrzeń ze specjalną osobą. Dzisiaj zdawało mi się, że już nie mam żadnych marzeń,

Usiadłem na kanapie i wpatrywałem się w pusty ekran telewizora zastanawiając się, jak doszło do tego, że jestem 23-letnim mężczyzną, rozchwytywanym przez media i agencje modeli, nie mającym absolutnie żadnych marzeń ani żadnych celów w życiu? Oczywiście było to tylko retoryczne pytanie, ponieważ doskonale znałem na nie odpowiedź. Odpowiedź, której nie życzyłbym nikomu, by była ona historią ich nieszczęśliwego życia. Po prostu pomimo upływu lat nie potrafiłem tego objąć rozumem.

Westchnąłem cicho i wziąłem w rękę książkę, otwierając ją na zaznaczonej stronie. Nigdy nie byłem zbyt wielkim fanem czytania, jednak od siedmiu lat jest to moje główne zajęcie. Z jakiegoś powodu stało się to jedyną rzeczą, która jeszcze trzyma mnie przy zdrowych zmysłach.

Nie mam pojęcia, jak długo siedziałem tak w towarzystwie światła padającego jedynie z małej lampki obok kanapy, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Przerwałem czytanie i przez chwilę się zastanowiłem. Były dwie opcje - albo to jacyś kolędnicy, których będę musiał spławić, albo moja matka w końcu dopięła swego i znalazła jakimś cudem mój adres. Tak czy inaczej, gdy dźwięk ponownie rozbrzmiał w powietrzu wiedziałem, że nie mogę tego po prostu zignorować i muszę otworzyć te drzwi. Niechętnie więc odłożyłem książkę i ruszyłem swoje cztery litery z kanapy, jednak nawet nie zaglądnąłem przez judasz by upewnić się, kto stoi po drugiej stronie moich drzwi. Po prostu je otworzyłem a wtedy...

Wtedy miałem wrażenie, że cały świat nagle stanął w miejscu i poczułem się, jakbym znów miał 16 lat.

-Hej, Billy.

Dwa słowa, a brzmiały jak muzyka. Nienawidziłem, gdy ktoś nazywał mnie tak zdrobniale ale w jego ustach brzmiało to, jak najpiękniejsza muzyka. Czułem się, jakby ktoś rzucił na mnie zaklęcie a jednocześnie bałem się, że to wszystko okaże się tylko przepięknym snem i za moment się z niego obudzę, tęskniąc jeszcze bardziej niż wcześniej i nie wiem, czy będę w stanie znów zahamować krwotok z mojego serca tak, jak zrobiłem to siedem lat temu.

Więc po prostu stałem i wpatrywałem się w stojącego przede mną mężczyznę. Był mojego wzrostu, ale bardziej umięśniony. Pomimo grubego swetra pod płaszczem mogłem zobaczyć, że jest umięśniony. Na głowie nie miał już dredów jak kiedyś, tylko miał zaplecione warkoczyki. Miał takie ostre, zdecydowane rysy twarzy. Wyglądał zupełnie inaczej niż pamiętałem, a jednak od pierwszej sekundy wiedziałem, że to on. Tych oczu i tego uśmiechu nie zapomniałbym nigdy w życiu.

Zacząłem się nawet zastanawiać, czy nie dodali mi przypadkiem czegoś do kawy, bo stojąca przede mną osoba nie mogła być prawdziwa, to musiała być kamfora. Bałem się odezwać i pragnąłem, by trwała jak najdłużej, nawet jeśli miała okazać się być tylko kłamstwem.

-Wpuścisz mnie do środka?

Zapytał swoim melodyjnym, pięknym głosem. Był dużo bardziej męski niż wtedy, gdy go ostatni raz słyszałem, jednak i tak byłbym w stanie rozpoznać go wśród miliona innych głosów. Kolejnym, co pamiętam, są jego ramiona w które się wtuliłem.

Komentarze

Popularne posty