Wo bist du? - Rozdział 6


 W domu pojawiliśmy się następnego dnia wieczorem i od razu zostaliśmy porwani w ramiona mamy i Gordona a The G's siedzieli niedaleko i przyglądali nam się z wyraźną ulgą. Mama - jak to nasza kochana mama - od razu posadziła nas przy stole i podała kolację, bo według niej jeśli nas nie pilnuje to nie dbamy o nasze odżywianie (z czym miała rację ale nie miałem zamiaru się do tego przyznawać) i zasypała nas gradem pytań, na które nie dawała nam nawet szansy odpowiedzieć. W końcu Gordon ją uspokoił a Bill spojrzał na mnie cosik niepewnie.

-Jeśli to w porządku, chciałbym najpierw porozmawiać i wyjaśnić sobie to wszystko z Tomem sam na sam. Potem wam wszystko wyjaśnię, dobrze? W każdym razie to nie miało nic wspólnego z żadnym z was i... przepraszam. Wiem, że źle zrobiłem i żałuję ale wtedy ucieczka wydawała się być dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Przepraszam, że tak was tym zmartwiłem.

Wszyscy przyjęli jego przeprosiny chociaż wiedziałem, że mama ma jeszcze tysiąc pytań do niego ale najwyraźniej postanowiła uszanować jego prośbę i poczekać, aż sam zacznie z nimi rozmawiać. Ja z kolei bardzo intensywnie zastanawiałem się na tym, co też mój braciszek chciałby mi powiedzieć na osobności. Domyślałem się, dlaczego postanowił uciec - był to skutek tego cholernie nieprzyjemnego zakończenia związku z tamtą suką - więc nie wiedziałem, co chce ze mną wyjaśniać. W końcu wiedział, że nie musi mnie przepraszać i że cieszy mnie tylko to, że jest znowu w domu. Nic innego się dla mnie nie liczyło. 

Mimo wszystko po zjedzonej kolacji i po tym, jak mama wyprzytulała Billa chyba za wszystkie czasy, w końcu pozwolono nam iść na górę i ku mojemu zdziwieniu mój bliźniak od razu skierował swoje kroki do mojego pokoju. Poszedłem posłusznie za nim i nie mogłem się nie uśmiechnąć widząc, jak siedzi ze skrzyżowanymi nogami na moim łóżku i przytula się do jednej z moich poduszek. Zamknąłem za sobą cicho drzwi i usiadłem tuż obok, nie mogąc się na niego napatrzeć. W końcu tu jest! W końcu udało mi się go odzyskać. Aż nie mogłem w to uwierzyć. 

-Tom, przepraszam cię za tę ucieczkę, ja... po prostu nie potrafiłem sobie z tym poradzić.

-Wiem, Billy...

-Nie, Tom, daj mi skończyć, proszę. Jesteś jedyną stałą i pewną osobą w moim życiu. Sam wiesz, jak było w szkole i jak było do tej pory ze zdecydowaną większością naszych przyjaciół. Wiesz, że kocham Geo i Gusa jak braci ale ty... Ty jesteś dla mnie najważniejszy. Zawsze byłeś przy mnie. Coś we mnie pękło gdy Annabelle zażądała, żebym się ciebie wyrzekł. Nie potrafiłem tego zrobić. Ale czym bardziej o tym myślałem tym bardziej dochodziłem do tego, jak bardzo jesteśmy od siebie nawzajem zależni i że nie potrafimy żyć bez siebie. Więc pomyślałem, że jeśli niszczy to wszystkie moje związki to pewnie z tobą jest tak samo i że dopóki będę w twoim życiu to nigdy nie uda ci się znaleźć miłości, na którą zasługujesz. Że zawsze będę stać między tobą a twoją partnerką a nie wybaczyłbym sobie, gdybym odebrał ci szansę na szczęście bo nie chcę zostać sam. Dlatego uciekłem, Tom. Sądziłem, że usunięcie się z twojego życia i danie ci szansy na życie beze mnie jest najlepszym, co mogę zrobić. Przepraszam.

Wyrzucił z siebie na jednym wdechu a ja niemal się nie zapowietrzyłem. Nie mogłem uwierzyć, że to aż tak bardzo w niego trafiło i że aż tak bardzo się o mnie martwił. Wziąłem jego dłonie w swoje i poczekałem, aż w końcu na mnie spojrzy. Co on sobie myślał w tej farbowanej główce?

-Bill, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu i jeśli żadna laska tego nie zaakceptuje, to nie jest mój problem. Nigdy nie byłbym w stanie normalnie żyć bez ciebie. Nie było cię zaledwie niecałe trzy tygodnie a ja świrowałem, dosłownie czułem jak tracę zmysły. Moje życie bez ciebie nic nie znaczy, rozumiesz? Nie ważne, co się wydarzy i jak wiele razy się pokłócimy, nigdy nie chcę cię stracić i nigdy nie odnajdę się w świecie bez ciebie. Więc jeśli kiedykolwiek jeszcze takie myśli przyjdą ci do głowy, nie uciekaj. Nie podkulaj ogona i nie znikaj z mojego życia bo kolejny raz tego nie zniosę. Po prostu przyjdź do mnie i pogadajmy, okay? Bo przysięgam, że kolejnym razem gdy znikniesz z mojego życia, nie dam rady tego przeżyć i popełnię samobójstwo. 

Chyba trochę zaskoczyłem go moim wyznaniem ale każde słowo było szczerą prawdą. Wiedziałem, że nie dam sobie rady w życiu bez niego i wiedziałem doskonale, że się nawzajem dopełniamy. Może on by sobie poradził beze mnie ale ja nigdy nie poradzę sobie bez niego. Wpatrywał się we mnie wielkimi oczami przez jakiś czas, nim w końcu po prostu mnie przytulił, wtulając się w moje ramiona jak zawsze, gdy chciał poczuć się bezpieczny i kochany. Zamierzałem dać mu tyle tych uczuć, ile mogłem.

-Dzisiaj śpisz ze mną. Nie ma mowy, że spuszczę cię z oka choć na moment. I nigdy więcej nie myśl o tym, że kiedykolwiek mogłoby mi być lepiej bez ciebie.

Zaznaczyłem twardo i kilkanaście minut później zasypiałem z Billem w ramionach czując, że w końcu po bardzo długiej wędrówce znowu jestem w domu a wszystko znowu jest normalne i tak, jak ma być.

Gdy obudziłem się rano, niemal nie dostałem zawału zauważając, że moja lepsza połówka zniknęła. To rozbudziło mnie o wiele lepiej, niż jakakolwiek dawka kawy czy energetyków. Zerwałem się z łóżka o mało nie wybijając zębów na podłodze po zaplątaniu się we własną pościel, po czym wybiegłem z pokoju i wparowałem do Billa bez pukania. Znalazłem go zaledwie kilka sekund później w jego własnej łazience - stał po porannym prysznicu w samych bokserkach, z długich włosów skapywała woda a w ustach miał szczoteczkę do zębów. Spojrzał na mnie w lustrze jak na wariata, po czym odwrócił się do mnie i uśmiechnął. Wyglądał komicznie uśmiechając się tak ze szczoteczką do zębów pomiędzy wargami a ja czułem, że następnym razem chyba faktycznie dostanę zawału w wieku siedemnastu lat. Wypluł to, co miał w ustach do umywalki i przepłukał usta, po czym się do mnie uśmiechnął.

-Nie chciałem cię budzić, tak uroczo spałeś. Wiesz, że marszczysz nos przez sen? Nie wiem, co ci się śniło ale wyglądałeś jak króliczek.

Zaśmiał się a ja mogłem w jakiś sposób odetchnąć z ulgą. Oparłem się o futrynę i pokręciłem głową. Serio zaczynam świrować, co?

-Sorry, wystraszyłem się gdy nie zastałem cię w łóżku. Wszystko w porządku?

Chciałem mieć pewność. Za chwilę mieliśmy zejść na dół i współżyć z innymi ludźmi mieszkającymi aktualnie pod tym dachem a ja chciałem być w stu procentach pewny, że wszystko jest w porządku i nie muszę się o niego martwić, nie ważne co powie pozostałym. Mnie jedynego nie mógł okłamać.

-Chyba tak. Wciąż czuję się trochę dziwnie ale nic mi nie jest. Cieszę się, że wczoraj porozmawialiśmy.

Uśmiechnąłem się na te słowa i podszedłem do niego, po czym przeczesałem jego mokre włosy. Spojrzałem z rozczuleniem na mojego ukochanego braciszka i odetchnąłem głęboko.

-W porządku. Idę pod prysznic i widzimy się na dole za kwadrans?

Zapytałem bardziej retorycznie bo doskonale wiedziałem, że tak będzie. Zawsze tak było, jest i będzie. Nie muszę się o nic martwić. Tak długo, jak Bill jest przy mnie, wszystko jest w porządku, prawda?

Komentarze

  1. Ojjj coś czuję że nie do końca Bill powiedział cała prawdę bratu, ale poniekąd go rozumiemem, że chce 'pewne rzeczy' zachować dla siebie ;)
    Jestem bardzo ciekawa jak będziesz Nam dawkowała rozwój sytuacji, niemniej już wiem, że będzie ciekawie :)
    Oczywiście czekam na kolejną część - Twoja ASIA 💋💋💋

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty