Rette mich - epilog
To już ostatni rozdział :)
Leżałem na łóżku z żyletką w dłoni i czekałem na śmierć, spokojnie patrząc na coraz większą plamę krwi na pościeli. To nie tak, ze chciałem się zabić. Za głęboko wbiłem ostrze a kiedy się o tym zorientowałem, nie miałem już siły choćby ruszyć ręką. Żałosne, prawda? Tsuki będzie płakać, jak przyjdzie po pracy. Psyche pewnie też się rozpłacze.
Dlaczego znów się pociąłem? Cóż... nie mogłem dłużej wytrzymać. To była chwila słabości. Poddałem się jej i teraz ponoszę tego konsekwencje.
Cholera. A było mi już tak dobrze z Tsuki'm... Ale nie, ja jestem na tyle łupi, że nie umiem zerwać z nałogiem nawet dla jedynej osoby którą kocham! Jestem o to na siebie wściekły, ale teraz już za późno, by cokolwiek zrobić.
Usłyszałem, jak drzwi się otwierają a zaraz potem przeraźliwy krzyk. Psyche? Pewnie chciał mnie zawołać na obiad. Ostatnio udawało mu się zaciągnąć mnie na posiłki od czasu do czasu. Usłyszałem tupot kroków i krzyki. Ktoś dotykał mnie po twarzy, nie pozwalając osunąć się w ciemność. Coraz mniej rozumiałem z tego, co się działo obok mnie.
-Na razie nie mówcie Tsuki'emu. Powiemy, że wyjechał za granicę i nie może się z nami skontaktować.
Usłyszałem głos kuzyna.
Chcą okłamywać Tsuki'ego? No ale.. on by się chyba załamał... pewnie coś wymyślą.
Potem nie czułem już nic i po kilku chwilach straciłem także zupełną świadomość czegokolwiek.
Otworzyłem oczy i czułem się lekki jak piórko. Jednak nie byłem w swoim pokoju. Ba, ja nawet w domu nie byłem! Ale to miejsce wydaje mi się znajome...
-Przepraszam, proszę pana, chciałbym pożyczyć "Sputnika Sweathearts" ale nie mogę go nigdzie znaleźć. Mógłby mi pan pomóc?
Usłyszałem głos jakiegoś dzieciaka i odwróciłem się powoli w tamtym kierunku.
Zobaczyłem go. Blond czuprynę, biały szalik, czerwone oczy...
-Tsuki...
Szepnąłem, jednak nie usłyszał mnie. No tak, ja umarłem. Jestem tu, żeby się z nim pożegnać?
-Oczywiście! Chodź, zaraz znajdziemy.
Odparł Heiwajima przyjaznym głosem i odszedł z tym dzieciakiem w stronę regałów. Zauważyłem na jego biurku kartkę i długopis. Jakimś cudem wziąłem długopis do ręki i zacząłem pisać po papierze.
Przepraszam, nie chciałem. Kocham Cię.
Na dole narysowałem pośpiesznie misia, którego ma też na kubku ode mnie. Jestem pewien, że to zachowa. Nie zrozumie tego teraz, ale kiedy dowie się o mojej śmierci, będzie wiedział, że to było swego rodzaju pożegnanie.
Poczułem na policzku jedną, samotną łzę.
-Roppi?
Usłyszałem za sobą znajomy głos. Odwróciłem się gwałtownie i zobaczyłem tuż przed sobą miłość mojego życia.
-Tsuki? Ty... Ty mnie widzisz?
Zamrugał głupio i przyjrzał mi się.
-No raczej... ale czemu jesteś na wpół przeźroczysty? I czemu płaczesz?
Miał na prawdę idiotyczną minę, no ale w końcu zobaczył ducha! Spostrzegł kartkę za mną i chwycił ją do ręki, marszcząc brwi.
-Nie rozumiem...
Spojrzał na mnie a ja podszedłem do niego i wspiąłem się na palce, zarzucając mu ręce za szyję.
-Ja już nie żyję, Tsuki. przyszedłem się pożegnać. To był wypadek. Naciąłem się zbyt głęboko... Nic już nie mogłem zrobić. Przepraszam.
W szkarłatnych oczach zaszkliły się łzy.
-Nie chcę cię stracić.
Wyszeptał, a ja uśmiechnąłem się lekko.
-Zawsze będę przy tobie. Nawet, jak mnie nie będziesz widział.
Obiecałem i wpiłem się po raz ostatni w jego wargi. Zaraz potem poczułem, jak robię się coraz lżejszy.
-Roppi... Ty znikasz.
Przeraził się blondyn a ja posłałem mu uśmiech i powędrowałem po ciężkich schodach do czyśćca.
Mam jednak szanse na przyszłość z Tsuki'm w niebie... do tego czasu poczekam na niego tu.
Komentarze
Prześlij komentarz