We found us - rozdział 3


BILL

Obudziłem się z ogromnym bólem głowy, zawinięty w kokon z pachnącej kołderki. Wciągnąłem przyjemny zapach i otworzyłem leniwie oczy. Zamurowało mnie.
Nie byłem w pokoju Geo. Nie byłem nawet w jego domu. Doskonale poznawałem ten pokój. MÓJ pokój. Jednak zaraz przeszywający ból głowy oderwał moje myśli od tego. Odwróciłem się powoli, z cichym sykiem na drugi bok z zamiarem wzięcia tabletek i butelki wody, które zawsze są w mojej szafce nocnej. Jednak gdy znów otworzyłem oczy zobaczyłem nade mną człowieka.
Dokładniej chłopaka, wysokiego, szczupłego, umięśnionego, lekko opalonego, z blond dredami i zmartwionymi, czekoladowymi oczami. Zauważyłem, że wstrzymuję oddech, więc zacząłem znowu oddychać i uciekłem wzrokiem na ścianę za niego.
Tom... dlaczego tu był? Georg po niego zadzwonił? Czy może chłopak miał mnie już dość i sam mnie przywiózł tutaj? I dlaczego patrzy na mnie tym zmartwionym wzrokiem?
Dalsze rozmyślania przerwał mi ostry ból głowy. Syknąłem i zmrużyłem oczy. Poczułem ciepłą dłoń na policzku, która delikatnie pogłaskała mnie, jakby skrzydła motyla musnęły moją skórę. Zadrżałem na ten dotyk i zacisnąłem mocniej powieki. Dotyk bliźniaka tak doskonale odgania ból... przynajmniej chwilowo. Westchnąłem cicho, przygotowując się na wrzaski. Z ciężkim sercem odepchnąłem jego rękę i skuliłem się.

-Billy.... - usłyszałem cichy głos brata. Przez migrenę docierały do mnie smutek i strach w jego głosie. Znów usłyszałem jego słowa z tamtego dnia. "Zniszczyłeś wszystko"... Bałem się tylko, że powie mi, że mnie nienawidzi. Chciałem, żeby już na mnie nakrzyczał, uderzył i odszedł, zostawiając samego na zawsze. Nigdy mnie nie uderzył w złości, raczej wykorzystywał zawsze przeciw mnie to, że będąc dzieckiem podczas kłótni sam chciałem go uderzyć. Oczywiście potem zawsze tego żałowałem i płakałem, że go kocham, żeby mi wybaczył. -Billy, spójrz na mnie, proszę. - szeptał dalej, a ja tylko bardziej się skuliłem. Nie chciałem teraz na niego patrzeć. Ignorując suchość w ustach i ból głowy, podniosłem na niego na chwilę wzrok.

-Nie zbliżę się do ciebie więcej... - na moje słowa jego oczy rozszerzyły się w niemym zdziwieniu. Przymknąłem powieki, czując pod nimi piekące łzy. Myśli mi się trudniej, zwłaszcza, że ten nieznośny kac nie pozwalał mi się w pełni skupić. -Nie zauważysz nawet, że tu jestem. Przysięgam... Tylko mnie nie wyrzucaj... - błagałem go w tej chwili tylko o to. O to, żebym nie musiał odchodzić. Jeszcze nie teraz... bo on jest częścią mnie, tak dużą częścią, że nie potrafię tego nawet wyrazić. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Nie potrafię żyć bez niego. Zawsze był obok. Bronił mnie, pomagał, był... jest mi najbliższą osobą. Tylko jemu w pełni ufam, tylko przy nim płakałem, tylko on umie mnie pocieszyć. I odwrotnie. Znaczy... oprócz obrony. Zawsze byłem tym słabszym, pod każdym względem. Poczułem, jak zaczyna głaskać mnie po włosach.

-Billy, nie odchodź nigdy więcej.... - poprosił, a ja już nie umiałem powstrzymać łez. Poderwałem się gwałtownie by przerwać pieszczotę, którą mnie obdarowuje i aż zrobiło mi się czarno przed oczami. Jęknąłem i złapałem się za głowę, po czym wychyliłem się, by wygrzebać z szafki tabletki i wodę. Jednak moje ręce były zbyt słabe i nie utrzymały mojego ciężaru który na nich opierałem. Poczułem, jak osuwam się gwałtownie w dół i z pewnością, gdyby nie silne ramiona mojego bliźniaka, upadłbym na ziemię i przywalił głową w szafkę. Jęknąłem z bólu i poczułem, jak brat kładzie mnie na plecach na łóżku i opiera o poduszki. Podał mi tabletki i wodę. Zerknąłem na niego z wdzięcznością i od razu wziąłem dwie. Boże, ta głowa to mi chyba zaraz odpadnie!

-Dziękuję.... - szepnąłem i zawinąłem się w kokon, kuląc się cały pod kołdrą. Czułem obok mnie obecność bliźniaka ale nie reagowałem przez pierwszych kilka chwil. Jednak potem nie wytrzymałem. -Nie musisz się zmuszać, by przy mnie siedzieć. - odpychałem go od siebie naumyślnie. Bolało, bo wiedziałem, że między nami nie ma już nic. Nawet tej bliźniaczej miłości, która była kiedyś. Czułem w sercu ogromną pustkę i miałem ochotę wyć z bólu. Zacisnąłem mocno zęby i dłonie w pięści. Zadrżałem i usłyszałem za sobą ruch.

-Wiesz, Billy... zostawię cię teraz. Ale jeszcze porozmawiamy. Braciszku, nie płacz, proszę. Nie zostawię cię, nigdy. - szepnął i wyszedł, a ja poczułem, jak mój żołądek zacisnął się w supeł. Miałem ochotę coś zrobić. Cokolwiek. Zniszczyć. Wbiłem sobie długie paznokcie głęboko w dłonie. Niektóre z nich były połamane a lakier już dawno odprysł. Czując ból syknąłem i trochę się uspokoiłem. Zamieniam się w masochistę, naprawdę. Pod wpływem tabletek ból powoli zaczął opuszczać moje ciało i poczułem rosnącą ulgę. Z cichym jękiem wstałem, gdy usłyszałem burczenie w żołądku i wyszedłem z pokoju. Kręciło mi się w głowie, więc trzymałem się ścian i mebli po drodze, żeby tylko nie upaść. Po chwili dotarłem do kuchni, po której kręcił się Tom, przygotowując posiłek. Jego uważne spojrzenie padło na mnie a na twarz wpłynął delikatny, niepewny uśmiech. Spuściłem tylko głowę i nie patrząc na niego wyjąłem szybko z szafki jakieś sucharki i wodę, po czym zacząłem kierować się do wyjścia.

-Zaczekaj! - poczułem dłoń Toma zaciskającą się na moim nadgarstku. Wyrwałem się gwałtownie i odskoczyłem kawałek dalej. Omal nie straciłem przez to równowagi, omal nie upadłem, ale oparłem się plecami o ścianę i odetchnąłem głęboko. Zobaczyłem ból i zdziwienie w oczach mojego bliźniaka i nie mogąc na to patrzeć zagryzłem wargę, spuszczając wzrok. -Nie zjesz ze mną? - zapytał, a ja tylko pokręciłem głową.

-Obiecałem... będzie tak, jakbym nie istniał... - szepnąłem i uciekłem do pokoju. Nie to, że nie chciałem z nim zjeść. Po prostu byłem pewien, że jeśli będę z nim siedzieć i zjem cokolwiek, to albo z tego stresu zwymiotuję, albo popłaczę się, wzbudzając w nim litość. Wolę już żyć o suchym chlebie i wodzie.
Zamknąłem się w swoim pokoju, zasunąłem rolety i czekałem. Na co? Chyba na cud....

TOM

Siedziałem przy Billu gdy spał. Płakałem. Mój kochany braciszek.... przeze mnie zrobił coś takiego. Upił się i to tak bardzo... Co jakiś czas mruczał coś niespokojnie przez sen, ale wystarczyło, bym dotknął jego ramienia i od razu wszystko było w porządku. Gdy w końcu się obudził, nie patrzył na mnie. Usiłował oprzeć się na swoich słabych ramionach i sięgnąć do szafki nocnej, jak się domyślam, po tabletki na ból głowy. Jednak zaraz opadł z sił i zrobiłby sobie krzywdę, gdyby nie to, że byłem obok i go złapałem. Ułożyłem go na łóżku i otwarłem szafkę, w której oprócz tabletek znalazłem wodę. Podałem je bratu za co otrzymałem pełne wdzięczności spojrzenie. Zażył tabletki i odrzucił butelkę gdzieś w bok.

-Dziękuję. - szepnął a ja po raz kolejny poczułem ogromne wyrzuty sumienia, że aż mi się to nie chciało mieścić w głowie. No ale to nie moja wina, że się we mnie zakochał! Prawda? Czy moja? Obserwowałem go, gdy  odwracał się plecami do mnie i zawijał w kołdrę. -Nie musisz się zmuszać by przy mnie siedzieć. - usłyszałem jego słowa i aż słabo mi się zrobiło. On naprawdę sądzi, że siedzę przy nim tylko dlatego, że muszę? Że czuję się w obowiązku?

-Wiesz Billy.... zostawię cię teraz, ale jeszcze porozmawiamy. Braciszku... nie płacz, proszę. Nie zostawię cię, nigdy. - powiedziałem cicho i wyszedłem z pokoju, aby mógł się uspokoić. Zszedłem do kuchni i postanowiłem przygotować jakiś posiłek. Bill na pewno jest głodny a i ja z chęcią bym coś zjadł. Po kilku minutach usłyszałem jego kroki i odwróciłem się do niego z delikatnym uśmiechem na twarzy. On jednak spuścił wzrok, chwycił jakieś sucharki i wodę, po czym skierował się do wyjścia. -Zaczekaj! - złapałem go za nadgarstek ale on szybko się wyrwał. Patrzył na mnie z lekkim przerażeniem, a ja poczułem w sercu ukłucie żalu i bólu. Dlaczego on tak bardzo nie chciał, żebym go dotykał? Przecież mimo wszystko on wciąż jest moim młodszym braciszkiem i wciąż go kocham, wciąż mi na nim zależy i chcę być blisko nie go. Ale on najwyraźniej nie chce.... chciałby żyć sam? Beze mnie? -Nie zjesz ze mną? - zapytałem z nadzieją, ale on tylko zagryzł mocniej wargę.

-Obiecałem. Będzie tak, jakbym nie istniał.  - szepnął i uciekł do swojego pokoju. Słyszałem dźwięk przekręcanego zamka. Westchnąłem ciężko i sam usiadłem przy stole, zaczynając jeść, jednak nie czułem smaku potrawy. Myślami byłem przy moim bliźniaku. Zbliżał się wieczór, więc po jedzeniu niemal automatycznie umyłem się i... usiadłem na łóżku, nie wiedząc, co zrobić. Chciałem pójść do Billa i porozmawiać, ale wahałem się. Jednak.... nie mogę przecież całe życie go unikać, prawda? Wstałem i poszedłem pod pokój brata. Nacisnąłem klamkę ale tak jak się spodziewałem, drzwi były zamknięte. Zapukałem cicho.

-Billy? Billy, otwórz, proszę. - powiedziałem na tyle głośno, bym był pewien, że usłyszy. Jednak odpowiedziała mi tylko cisza. Z myślą, że pewnie już zasnął i że porozmawiam z nim rano, wróciłem do swojego pokoju i położyłem się spać. Tylko czemu miałem wobec Billa takie złe przeczucia?

Po kilku dniach już wiedziałem, że dłużej tego nie wytrzymam. Bill opuszczał swój pokój tylko do łazienki i kuchni, unikał wszelkiego kontaktu ze mną, ograniczając się do krótkich odpowiedzi, gdy zadawałem mu pytania. Bill... nie wytrzymam tego dłużej! Wyklinałem w myślach to, że pozwoliłem mu się zamknąć w sobie. Kiedy któryś już raz z kolei odtrącił moją rękę, nie wytrzymałem i wyłamałem zamek w drzwiach jego pokoju. Wszedłem do pokoju, w którym panują egipskie ciemności i zobaczyłem mojego braciszka, skulonego na łóżku a obok... Boże, powiedzcie, że to nie jest to, co widzę!
Obok niego znajdowały się tabletki! Nasenne! Doskonale je znałem, Bill zażywał je czasem podczas tras koncertowych, gdy przez stres nie mógł zasnąć a nie chciał do mnie przyjść. Oczywiście ja to i tak wyczuwałem i przychodziłem do niego. Trzy tabletki mogą spowodować, że zapadnie w śpiączkę. Cztery do sześciu powodują śmierć. Kurwa, ile on zażył tych jebanych tabletek?! Dopadłem go i zacząłem go budzić.

-Bill! Bill!

Komentarze

Popularne posty