We found us - rozdział 7






BILL

Wszedłem do pokoju i usiadłem przy biurku. Wyciągnąłem kartkę i zacząłem pisać to, co dyktowało mi serce. Już dawno ułożyłem tekst mojej ostatniej piosenki, ale jeszcze go nie spisałem. Teraz w końcu to zrobiłem. Wyciągnąłem drugą kartkę i drżącą ręką zacząłem pisać list pożegnalny do Toma. Wszystko mu w nim wyjaśniłem. Ja nie potrafię.... nie mogę dłużej. Przepraszam, Tom... Schowałem wszystko do koperty, na której napisałem starannie imię brata. Położyłem to na szafce obok łóżka i chwyciłem w dłoń żyletkę. Wahałem się tylko przez chwilę. Przeciąłem skórę. Raz, drugi, trzeci. Za każdym razem w tym samym miejscu, pogłębiając ranę. Poczułem, jak zaczynam odpływać, więc rzuciłem ostrze na ziemię i położyłem się, czekając na śmierć. Nie musiałem długo czekać, zanim ogarnęła mnie ciemność. Obudziłem się, słysząc płacz brata i czując dotyk jego dłoni na policzku. Nie byłem pewien, czy nie mam zwidów, ale nie obchodziło mnie to teraz. Chciałem spojrzeć jeszcze raz w jego czekoladowe oczy, zasnute teraz łzami, ale to okazało się trudniejsze, niż myślałem.

-Tom... - przywołałem brata słabym głosem i zobaczyłem ulgę na jego twarzy.

-Ciiś, Billy, spokojnie. Za chwilę przyjedzie pomoc, będzie dobrze. Błagam cię, żyj, dla mnie. Błagam, Billy. Nie przeżyję bez ciebie. - szeptał uspokajająco, a do pokoju wpadli ludzie, jak wnioskuję, z pogotowia. Wyrwali mnie z objęć braciszka i położyli na nosze, wynosząc z domu.

-Przepraszam. Kocham cię, Tom. - wyszeptałem, nim znów ogarnęła mnie ciemność. Obudziłem się ponownie na moment w karetce, a potem dopiero, gdy leżałem w łóżku na sali szpitalnej a lekarz właśnie dyktował pielęgniarce, jaką formę kroplówki ma mi dać. Jęknąłem, czując ból głowy. Myślami wróciłem do Toma. Najpierw widziałem jego wściekłą twarz, potem tę zmartwioną. Bałem się, jak zareaguje, bo że już przeczytał list, nie miałem wątpliwości. Po kilku chwilach wpadł do pokoju a mnie ogarnął strach, który aż ścisnął mi gardło. Zaparło mi dech, gdy rzucił się na mnie i wpił w moje usta. Całował mnie tak namiętnie... cały ból w jednej chwili zniknął, liczył się tylko Tom i to, jak cudownie się czuję. Odsunął się po chwili i spojrzał w moją twarz. Byłem oszołomiony, ale tak strasznie mi się podobało... czy on teraz żałuje tego, co przed chwilą zrobił? -Tom... - wyszeptałem, ale zaraz znów poczułem jego wargi na swoich. Westchnąłem mu z zadowoleniem w usta. Długo mnie całował, namiętnie... jestem taki szczęśliwy... mam ochotę skakać ze szczęścia i śpiewać. Wsunąłem mu dłoń w dredy a on odsunął się ode mnie kawałek, gdy zaczęło nam brakować powietrza. Zauważyłem łobuzerski uśmiech czujący się w kącikach jego ust. Przytulił mnie mocno i pogładził po włosach.

-Bill... Matko, tak się o ciebie bałem! Nie rób mi tego nigdy więcej! Ja już wszystko wiem, wszystko zrozumiałem, jeny, dlaczego mi nie powiedziałeś o tym wszystkim? Znaczy, wiem, dlaczego, ale... powinieneś był mi powiedzieć! Serce stanęło mi w piersi, gdy znalazłem cię tam zakrwawionego! Matko, jeśli byś nie przeżył to chyba umarłbym razem z tobą. Kocham cię, Billy, rozumiesz? Kocham cię nad życie. - potok słów wypłynął z jego ust a ja słuchałem spokojnie, obejmując go lekko. Nie miałem siły objąć go mocniej. On co chwilę mnie całował, po policzku, po czole, w kąciki ust... cudownie...

-Tom... przepraszam, bałem się, że będziesz się mnie brzydził i więcej się do mnie nie odezwiesz! Chciałem, ale to było takie trudne! I... ja też cię kocham, tak strasznie cię kocham... - szeptałem, czując piekące łzy. Słyszałem jego słowa, widziałem jego zachowanie, ale wiedziałem też, że to wszystko jest tylko teraz, pod wpływem strachu o mnie. Dlatego mnie pocałował. Dlatego teraz się tak zachowuje. On tak na prawdę nie kocha mnie w ten sposób. I nigdy nie będzie. Jest mi trochę przykro z tego powodu, ale cieszę się, że jest tu teraz ze mną. Obok. Że trzyma mnie w swoich ramionach i jest tak blisko mnie.

-Matko, Billy.... Kocham cię, naprawdę. Proszę, nie rób tego więcej. - prosił, szepcząc mi do ucha. Odsunął się ode mnie i przyglądał mi się przez chwilę. Przekrzywiłem głowę w bok i zastanawiałem się, o co może mu chodzić. Na jego twarzy maluje się tak nieopisana ulga.... mam tylko nadzieję, że tam zostanie. Uśmiechnął się po kilku chwilach i znów pocałował mnie w usta, przyciągając mnie do siebie za włosy. Zmrużyłem oczy i oddałem pieszczotę. Gdy odsunął się ode mnie znowu, by zaczerpnąć powietrza, odwróciłem od niego twarz.

-Tom, nie rób tego więcej. - poprosiłem go cicho i spuściłem wzrok na swoje paznokcie. Nie widziałem wyrazu jego twarzy, a jednak byłem pewien, że maluje się na niej zdziwienie.

-Dlaczego? Co się stało, Billy? - słysząc jego zmartwiony i czuły głos, byłem o krok od rzucenia się na niego i skosztowania jego warg. Zacisnąłem na chwilę usta.

-Nie rób mi złudnej nadziei. - odparłem i zerknąłem na jego zdziwioną twarz.

-Ale, Billy....


TOM

Całowałem Billa jeszcze przez chwilę, a on wplątał dłoń między moje dredy. O dziwo, nie przeszkadzało mi to, a wręcz było tak cholernie przyjemne. Od tych pocałunków zalała mnie fala gorąca. Tak, błogie uczucie, zdecydowanie. Odsunąłem się od niego przepełniony szczęściem, kiedy zaczęło nam brakować powietrza, uśmiechnąłem się lekko i przytuliłem brata mocno, gładząc po włosach.

-Bill... Matko, tak się o ciebie bałem! Nie rób mi tego nigdy więcej! Ja już wszystko wiem, wszystko zrozumiałem, jeny, dlaczego mi nie powiedziałeś o tym wszystkim? Znaczy, wiem, dlaczego, ale... powinieneś był mi powiedzieć! Serce stanęło mi w piersi, gdy znalazłem cię tam zakrwawionego! Matko, jeśli byś nie przeżył to chyba umarłbym razem z tobą. Kocham cię, Billy, rozumiesz? Kocham cię nad życie.- mówiłem tak szybko, jak jeszcze nigdy w życiu. Obejmował mnie lekko a ja składałem pocałunki na jego twarzy. Czy ja... jakimś pokręconym sposobem zakochałem się w Billu? Przez te ostatnie miesiące, gdy chodził do Klausa, czułem na niego wściekłość, że krzywdzi mojego braciszka, chciałem zamknąć Billa w uścisku i ukryć przed całym światem. Byłem zrozpaczony, gdy go takim widziałem. Czułem się z tym okropnie. A za każdym razem, gdy trzymam go w ramionach.... czuję się taki spokojny i czuję, jakbym miał cały świat w swoich ramionach. I teraz, gdy go całowałem, miałem go tak blisko, czuję coś, czego jeszcze nigdy nie zaznałem. Czuję się taki spokojny i czuję, jakbym miał cały świat w swoich ramionach. I teraz gdy go całowałem, gdy mam go tak blisko, czuję coś, czego jeszcze nigdy nie zaznałem. Szczęście tak ogromne, że nie sposób to opisać i chyba... miłość? To chyba to... Ale jak ja się w nim zakochałem? Miałem mu to wybić z głowy! A teraz, patrząc na jego drobne ciało, nie mogłem oderwać od niego wzroku. Chciałem go przytulić i nigdy już nie puszczać.

-Tom... przepraszam, bałem się, że będziesz się mnie brzydził i więcej się do mnie nie odezwiesz! Chciałem, ale to było takie trudne! I... ja też cię kocham, tak strasznie cię kocham...

-Matko, Billy.... Kocham cię, naprawdę. Proszę, nie rób tego więcej.- prosiłem, przytulając go mocno do swej piersi i w końcu czułem się spokojny. Zaraz jednak odsunąłem się i zacząłem mu się przyglądać. Widać, że schudł i jest nieziemsko zmęczony. Przekręcił lekko głowę a ja poczułem nieopisaną ulgę. Mojemu kochanemu braciszkowi, mojemu Billowi nic więcej nie jest... Znów się zbliżyłem i złożyłem na jego słodkich wargach namiętny pocałunek. Nie przerwałem, póki nam obu nie zabrakło tchu. Odwrócił się ode mnie a ja zdziwiony zmarszczyłem brwi.

-Tom, nie rób tego więcej. - słysząc jego słowa poczułem ukłucie w sercu. Dlaczego? Czemu mnie odpycha? Jego uczucia zniknęły? Billy?

-Dlaczego? Co się stało, Billy? - nie byłem pewien, o co mu chodzi. Musiałem się tego dowiedzieć. Teraz.

-Nie rób mi złudnej nadziei. - zdziwienie na mojej twarzy musiało być teraz ogromne. Jeny, ja właśnie uświadomiłem sobie, że go kocham a on wciąż sądzi, że to złudna nadzieja! O nie, Bill, nie wymkniesz mi się już!

-Ale Bill... - zacząłem, a widząc ból w jego oczach przytuliłem go mocno do siebie. -Kocham cię, głupku. Kocham cię, słyszysz? Kocham cię dokładnie tak, jak ty kochasz mnie! - wykrzyczałem i wpiłem się w jego usta. Zdziwienie na jego twarzy powoli zniknęło i zamknął oczy, oddając pocałunek. Posadziłem go sobie na kolanach i mocno objąłem, całując go w usta, po twarzy. Bliźniak objął mnie lekko a gdy zjechałem pocałunkami na jego szyję, odchylił głowę do tyłu i cicho pojękiwał. Więc to jeden z jego czułych punktów? Dobrze wiedzieć.

-Matko, Tom... - wyszeptał a ja spojrzałem mu w twarz pytająco. Miał w oczach łzy, ale uśmiechał się.

-Billy?

-Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi, ale... co z Klausem? - zapytał, a ja westchnąłem cicho. No tak, boi się. Nie dziwię mu się w cale.

-Zadzwonię rano do Davida i karzę mu to odkręcić. Nie martw się. Teraz będzie już tylko dobrze. Obiecuję. - szeptałem spokojnie, odgarniając włosy z jego twarzy. Uśmiechnął się. Wiedział, że zawsze dotrzymuję obietnic. Położyłem się z nim na łóżku i okryłem nas kołdrą. -Nie myśl już o tym. Idź spać. -poprosiłem i pocałowałem go w czoło.

Komentarze

Popularne posty