We found us - rozdział 2
Gdy się
obudziłem, byłem wykończony, szczególnie psychicznie. Pomyślałem, że muszę
odpocząć. Odpocząć od tego całego bajzlu, odpocząć z dala od Toma, w
samotności pomyśleć, co mam teraz zrobić. Muszę odejść, prawda? Inaczej mnie to
wykończy. Może nie muszę odchodzić na zawsze? Zaszyję się gdzieś na jakiś czas
i potem wrócę, prawda? Z takimi
myślami zacząłem się pakować, wciąż płacząc. Dziękowałem niebiosom, że mój brat
mnie teraz nie słyszy. Gdyby zaczął coś podejrzewać, byłby w stanie wyłamać
drzwi i pewnie by się wściekł, gdyby zobaczył mnie nad otwartą walizką z
rozmazanymi na policzkach łzami. Spakowałem
się w niecałe pół godziny, ubrałem pierwsze lepsze trampki i kurtkę i z walizką
w ręce zszedłem na dół. Wszedłem do salonu, skąd dobiegał mnie dźwięk
telewizora, więc byłem pewien, że mój bliźniak siedzi właśnie tam i nie myliłem
się. Uniósł lekko brew w geście zdziwienia, gdy mnie zobaczył.
-Wybierasz
się gdzieś? - spytał.
Zawahałem się. Przez ten moment chciałem powiedzieć mu, że nie, ale nie mogłem.
Zagryzłem wargę, starając się nie patrzeć na niego, w końcu udając
pochłoniętego oglądaniem czubków moich butów. -Bill, co
się dzieje? - zapytał i
podszedł do mnie, kładąc dłonie na moich ramionach. Po chwili chwycił mnie też
za podbródek i zmusił do patrzenia mu w oczy.
-Muszę
wyjechać na jakiś czas... - matko,
mam nadzieję, że mój głos tylko dla mnie był taki słaby! Ale chyba nie, bo mój
brat zmarszczył brwi i skinął potakująco głową.
- Daj mi pięć minut, tylko się spakuję. - zacząłem energicznie kręcić głową, co wyraźnie go zdziwiło.
-Nie, Tom. Jadę sam.
-Dlaczego? - właśnie. Co miałem mu teraz odpowiedzieć? Prawdę? Przecież
wtedy go stracę!
Poczułem rosnący ból głowy i chyba nie do końca jasno już
myślałem. Zacisnąłem dłonie w pięści i zagryzłem wargę, próbując opanować
narastający ból głowy i jakoś zebrać myśli.
-Powiedz mi w końcu, proszę, co się dzieję. - jego głos był taki ciepły i delikatny... Dla takich chwil
wstaję co rano z myślą, że to będzie dobry dzień. Spojrzałem w jego zagubione
oczy i poczułem tak ogromny żal, że aż mnie to przytłoczyło.
-Kocham cię, Tom. - wypaliłem. Widziałem niezrozumienie na jego twarzy i już
wiedziałem, że nie zrozumiał.
-Ja ciebie też. Więc? - pokręciłem głową zrezygnowany. Już nie mogę się wycofać,
chociaż to zapewne mój koniec...
-Nie, Tom, nie rozumiesz. Kocham cię nie jak brata. Kocham cię jak kochanka... - gdy to powiedziałem, zamilkł. Jego wzrok stał się dziwnie
nieobecny i na prawdę się wystraszyłem. Zamknąłem oczy i czekałem, jednak po
kilku długich minutach ciszy nie wytrzymałem. -Tom?
-Wynoś się. - usłyszałem jego szept i spuściłem głowę, czując, że znów
zbiera mi się na płacz. Matko, jestem aż tak żałosny? -Nie chcę cię widzieć więcej na oczy! - gdy zaczął krzyczeć, a ja nie mogłem dłużej powstrzymywać
łez. -Zniszczyłeś wszystko!!! - krzyknął jeszcze, a ja chwyciłem swój bagaż i z cichym
"żegnaj" wyszedłem z domu. Wpakowałem się do swojego auta i
pojechałem do sklepu, gdzie kupiłem sporo mocnego alkoholu i Colę do popicia.
Natknąłem się na jeszcze jednego chłopaka... Dał mi jakieś leki na uspokojenie.
Jaki on miły.
Zajechałem pod dom Georga, wcześniej dzwoniąc do niego, czy
mógłby mnie przenocować. Basista oczywiście zgodził się i gdy tylko zajechałem
pod jego dom, wyszedł mi na przeciw. Wcisnąłem mu do rąk alkohol i część Coli,
samemu biorąc resztę rzeczy. Widząc mój stan zmartwił się, ale najwyraźniej
postanowił najpierw zaprowadzić mnie do mojego tymczasowego lokum.
Pokój był niewielki ale przytulny, na co niezbyt zwróciłem
teraz uwagę. Omiotłem pomieszczenie spojrzeniem i ustawiłem wszystko przy
ścianie, ścierając kolejne łzy. Chłopak podszedł do mnie niepewny.
-Bill, wszystko w porządku? Może zadzwonić do Toma? - mimowolnie wzdrygnąłem się na dźwięk imienia bliźniaka.
Pokręciłem szybko głową.
-Chcę tylko zostać sam... mogę? - zapytałem, na co skinął mi i wyszedł. Zamknąłem za nim drzwi
na klucz i przyssałem się do pierwszej butelki wódki. Rzadko piję, ale teraz
miałem ochotę zabić się tymi płynami. Ciekawe, czy się da? W palcach obracałem opakowanie, które dostałem od
nieznajomego chłopaka.
TOM
Minął tydzień, odkąd Bill wyszedł z naszego domu. Tak, bo
wszystko jest NASZE. Nie ma JA i ON. Jesteśmy MY. Zawsze tak było. Ale od
tamtego wieczoru... Cóż, ja zdążyłem ochłonąć, chciałem rozwiązać problem,
ale... no właśnie, jak zrobić cokolwiek samemu? A mojego brata gdzieś wcięło i
nie daje znaku życia, bo ma wyłączony telefon! Wiem, że żyje, ale i tak
okropnie się denerwowałem. Padłem na kanapę w salonie, mając nadzieję, że mój bliźniak
niedługo pojawi się w drzwiach wejściowych, ale moje marzenia przerwał dźwięk
dzwoniącego telefonu.
-Ja, bitte?
-Tom, ty idioto! Zbieraj dupę i przyjeżdżaj do mnie! - usłyszałem krzyk Geo i aż się wzdrygnąłem.
-O co chodzi? - spytałem, ciekaw, co go tak zdenerwowało.
-Jak to, o co? Bill od tygodnia siedzi zamknięty w pokoju, kursuje tylko do łazienki i drzwi wejściowych, gdy przychodzi dostawa
alkoholu! Pije na umór i nie wpuszcza nikogo do siebie, a jak ktoś wspomni o
tobie, to zanosi się takim płaczem, jak zranione zwierzę, które nie ma dokąd
uciec. On od tygodnia nic nie je, rozumiesz?! Zainteresuj się swoim bratem
wreszcie, jeśli nie chcesz zaraz go chować w ziemi! - wrzeszczał do słuchawki, a ja przez chwilę nie mogłem
zareagować. Bill pije? On nie przepada za alkoholem. I to na umór? Nie, nie,
nie, nie!
-Będę za pół godziny. - oznajmiłem i rozłączyłem się. Muszę ochłonąć nim siądę za
kółkiem. Matko, Bill, co się z nami dzieje?
Pół godziny później pukałem do drzwi domu basisty. Wpuścił
mnie i zaprowadził do pokoju, który okupował Bill. Musieliśmy wyłamać zamek, bo
zamknął się i nie chciał nikogo wpuścić. To, co zastałem w środku, przeraziło mnie. Wszędzie walały
się puste butelki po najróżniejszym alkoholu i Coli, a w kącie pokoju... w
kącie siedział skulony chłopak, obraz istnej rozpaczy. Skulony, rozczochrany, blady z zapuchniętą twarzą i
czerwonymi oczami, pod którymi widniały też ciemne cienie, z do połowy
opróżnioną butelką wódki w dłoni, patrzył na przeciwległą ścianę nieobecnym
wzrokiem. Podszedłem do niego i kucnąłem obok, dotykając jego kolana,
na co drgnął i w końcu spojrzał na mnie, swoimi przerażającymi, w tej chwili, oczami.
-Tom... - wyszeptał, ale gestem kazałem mu milczeć.
-Jestem tu, już jest dobrze, Billy. - uśmiechnął się blado, a ja poczułem taki ucisk w sercu, że aż
ciężko to opisać.
-Tak... znów jest na chwilę dobrze... - szepnął, a ja zastygłem. Co on mówi?
-Jak to, na chwilę? - zapytałem, coraz bardziej przerażony.
-Zazwyczaj, jak tu jesteś, to zaczynasz na mnie krzyczeć. Że
mnie nienawidzisz, że nie chcesz mnie znać... - po bladych policzkach spłynęły łzy, a ja czułem się jak
śmieć. Jak ja mogłem pozwolić mu, by był w takim stanie? -A może... będzie tak jak ostatnio? - wjego oczach zabłyszczała nadzieja, na co aż przeszedł mnie
dreszcz. Widząc mój pytający wzrok, kontynuował. -Ostatnio, gdy tu byłeś, powiedziałeś, że mogę być przy
tobie. Że jeśli będę na każde twoje zawołanie i spełnię każdą zachciankę...
pozwolisz mi być swoim kochankiem, i obserwować cię u boku żony i dzieci,
kiedyś, w przyszłości... Że jeśli będę twoją zabawką, to znów będę mógł się
nazywać twoim bratem. - coraz bardziej płakał, ale na jego twarzy wciąż tkwił
uśmiech. -Oczywiście zgadzam się na wszystko. Zbyt mi zależy na tobie,
by odejść, nawet, jeśli będę cierpieć. - matko, jak ja mogłem do tego dopuścić?! Mój braciszek... mój
biedny Billy jest w stanie być moją zabawką, byle tylko móc być obok? Matko,
Bill...
Wziąłem go na ręce i wyniosłem, kiwając Geo po drodze do
samochodu. Mój bliźniak omiatał wszystko wzrokiem, ale nie miał nawet zbytnio
siły by się ruszyć. W samochodzie musiałem zapiąć mu pas, a jego wzrok skakał
na wszystko dookoła. Dopóki nie zasnął. Zaniosłem go do jego własnej sypialni i siadłem obok, płacząc
żałośnie obok śpiącego brata.
-Przepraszam... - tylko to byłem w stanie powtarzać jak mantrę.
Komentarze
Prześlij komentarz