We found us - rozdział 4


BILL

Siedziałem tak, zamknięty w pokoju, w moim małym, własnym świecie. Każdego dnia trułem mój organizm silnymi lekami nasennymi, aby móc przespać się chociaż chwilę. Świadomie unikam Toma i wszelkiego kontaktu z nim. Wiem, że to go irytuje, ale nie potrafię spojrzeć mu w twarz. Nie potrafię znieść jego dotyku. Bo on sprawiał, że miałem nadzieję.
Nadzieję na to, że mój brat wciąż mnie kocha i nie zostawi mnie. A nie chciałem tej nadziei, skoro mogła okazać się złudna i fałszywa. Cierpiałem, ale wiedziałem, że tak będzie lepiej. 
Nie miałem ochoty nic jeść, więc po prostu wmuszałem w siebie po kilka ciastek czy czegokolwiek innego i piłem jak najwięcej wody. Czułem się z dnia na dzień coraz słabszy, ale byłem pewien, że jeśli zjem cokolwiek więcej, to po prostu mój żołądek się zbuntuje i zwróci wszystko. 
Nie jestem pewien, ile dni tak egzystowałem, bo że przeżyłem to nie mogłem powiedzieć. Czuję tak niewyobrażalną pustkę, że aż skręca mnie z bólu. Cały mój umysł wypełnia Tom i wszystkie moje uczucia związane są z nim. Tak bardzo chciałem się do niego przytulić… Wymazać przeszłość, to, że kiedykolwiek byłem na tyle głupi, by powiedzieć  mu o swoich uczuciach. 
Po raz kolejny przyłapałem się na tym, że oram paznokciami moją delikatną skórę. Od jakiegoś czasu co chwilę tak robiłem, przez co na moim ciele znajdowało się mnóstwo krwawych śladów. Nie mogę tak… muszę się przespać… 
Chwyciłem tabletki i połknąłem jedną. Po pewnym czasie zacząłem odpływać, a ja sądziłem, że usypiam w ramionach Toma. Zawsze to sobie wyobrażam, to pomaga mi się odprężyć i zasnąć. Jednak dręczyły mnie koszmary. Ciągle miałem przed oczami to, że na mnie wrzeszczy, jak mówi, że mnie nienawidzi, że nie chce mnie więcej widzieć, że gdyby mógł to zabiłby mnie za to, co zrobiłem. 
Nawet we śnie nie mogę odpocząć…



TOM

Bill zaczął płakać i mruczeć coś pod nosem.


-Nie mów tak… Tom… proszę! - nie mam pojęcia, co mu się śni, ale na pewno coś w stylu naszej ostatniej kłótni. Ale… jeśli mówił przez sen, to nie zażył dużo tabletek. Przynajmniej pod tym względem mogłem odetchnąć z ulgą. -Przepraszam…- wyłkał w pewnym momencie, a jego prawa dłoń powędrowała na lewe przedramię i mocno zacisnęła się, wbijając w skórę paznokcie, które zaraz przejechały po całej długości skóry. Zaraz za nimi pojawiły się krwawe ślady. Z przerażeniem patrzyłem, jak znów wbija paznokcie w to samo miejsce. Złapałem go za nadgarstki, na co on zaczął się szarpać. Podniósł się na łóżku, szarpiąc się niespokojnie. Za duża koszulka podwinęła się i… mnie zamurowało. Jego tatuaż… pięcioramienna gwiazdka na prawym biodrze… kurwa, ona częściowo była na jego kości miednicowej! Tylko czemu ta cholerna kość teraz tak wystaje?!  Nigdy tak nie wystawała, a Bill zawsze był chudy, więc bardzo mnie to zdziwiło. Złapałem jego nadgarstki w jedną dłoń, a drugą podwinąłem mu koszulkę pod brodę. Z przerażeniem odkryłem, że ta bluzka kiedyś była na niego IDEALNIE DOPASOWANA. To było straszne. 
Jęknął gdy poczuł chłodne powietrze na skórze a ja nie odrywałem wzroku od jego klatki piersiowej. Jego… jego kości… Matko, one wystają z  niego jak z kościotrupa! Spojrzałem na jego zapadłą twarz, po której wciąż płynęły łzy i zacząłem go budzić.

-Bill? Billy? Bill! - po kilku minutach przestał się rzucać i powoli otworzył oczy. Spojrzał na mnie z niezrozumieniem, jeszcze zaspany. Odetchnąłem ciężko. Jak ja mam wbić mu do tej pustej główki, że on musi jeść? -Chodź, Billy, zjesz coś. - poprosiłem i chwyciłem go za dłoń, ale on szybko się wyrwał.

-Nie chcę, nie jestem głodny. - znów ta sama śpiewka. Nie rób ze mnie debila, Bill!

-Tak, jasne, a te kości to normalnie też ci tak wystają. Nie jestem idiotą, braciszku. Chodź, albo sam 
w ciebie wmuszę to jedzenie. - widziałem jego grymas na twarzy. Nie chciał jeść, ale musi. W końcu wstał i poszedł ze mną do kuchni. Unikał cały czas kontaktu ze mną, ale przynajmniej zjadł wszystko, co nałożyłem mu na talerz. Co prawda jadł niezwykle powoli, ale zjadł wszystko, co do okruszka. Zaraz potem znów chwycił jakieś ciastka i wodę, ale ja mu je wyrwałem.

-O nie, od dziś jadasz ze mną normalne posiłki, a nie jakieś pieprzone ciastka. - zdenerwowałem się a on potulnie skinął głową. Ścisnął tylko mocniej wodę w dłoniach. Chwyciłem go za ramiona i usadziłem na krześle, siadając obok niego. -Bill, pogadajmy. - poprosiłem. Widziałem, jak zagryza wargi, ale wiedziałem już, że się zgodził. Skinął niepewnie głową i utkwił wzrok w trzymanej przez siebie butelce. -Naprawdę kochasz mnie jak kochanka? - zapytałem. Jego warga zadrżała. Błagam, nie płacz, nie zniosę tego!

-Ja.. Tom, zapomnij o tym. - poprosił cicho a ja patrzyłem na niego jak na wariata. -Miałem dużo czasu żeby to przemyśleć. Jeśli… jeśli pozwolisz mi tylko zostać i wciąż trwać przy tobie, ja obiecuję, że już nigdy o tym nie usłyszysz! Będę starać się zapomnieć o tobie i nie będę przeszkadzać ci w życiu, a nawet będę się usuwał z domu, gdy przyprowadzisz jakąś dziewczynę… Nie będę ci przeszkadzał, ale błagam, nie odtrącaj mnie! Zrobię wszystko, co będziesz mi kazać! - podniósł na mnie błagalne spojrzenie a ja czułem taki ucisk w sercu… Poczułem, że jestem w stanie zrobić dla niego wszystko.

-Billy… posłuchaj mnie, dobrze? - zacząłem a on skinął głową i patrzył mi ze strachem w oczy. -Nie kocham cię w ten sposób i zapewne nigdy nie będę. Ale jesteś moim braciszkiem, moim jedynym i najukochańszym bratem bliźniakiem i kocham cię. Zależy mi na tobie i nie chcę cię stracić. Błagam, wróć do mnie, braciszku. Wszystko będzie w porządku, jeśli po prostu będziesz mógł być obok mnie sobą. - wysłuchiwał mnie z coraz szerzej otwartymi oczami. Gdy skończyłem pokiwał delikatnie głową i uśmiechnął się słabo.

-Tom, Boże… nie wyobrażasz sobie, jak się cieszę. - wyszeptał, jednak łzawą chwilę przerwał nam dzwonek telefonu. Bill wyciągnął urządzenie z kieszeni i odebrał, krzywiąc się nieznacznie. -Co jest, David? - zapytał cicho a ja się zagotowałem. No tak, nasz manager zawsze wie, kiedy zadzwonić! Prychnąłem ale nie przerwałem rozmowy. -No tak… tak, przecież wiesz… mówiłem ci o tym… Uhm, rozumiem… T-tak… oczywiście… - mówił do telefonu z coraz bardziej widocznym na twarzy strachem. -Jasne.. będę o czasie… Cześć. - uniosłem lekko brew i czekałem na odpowiedź brata.


-Pamiętasz… pamiętasz, jakie Jost zrobił mi piekło, gdy dowiedział się, że jestem gejem? - gdy skinąłem głową, kontynuował. -I jak kazał mi się ukrywać? - znów potwierdziłem swoją pamięć do tego wydarzenia, a on przełknął ślinę. -Nasza popularność ostatnio spadła i on chce teraz żebyśmy znów byli na szczycie. - widząc, że nie rozumiem, kontynuował. -On umówił mnie z jakimś mężczyzną i powiedział, że będziemy udawać parę. Oczywiście… na pewno nie pokocham go nigdy w ten sam sposób, co ciebie i on nigdy nie będzie dla mnie tak ważny… - urwał nagle i odwrócił wzrok. -Idę się przygotować… - szepnął i wyszedł z pomieszczenia, a ja czułem ogromne… zaskoczenie i szok. Bo w końcu mój braciszek miał spotykać się z jakimś obcym mężczyzną. A jeśli on mu coś zrobi? 

Ale… czy to było tylko to?

Komentarze

  1. "Złapałem jego nadgarstki w jedną dłoń, a drugą podwinąłem mu koszulkę pod brodę" dwuznaczne w luj ;w;

    hmm...ale wiesz że "ci" tudzież "ciebie, tobie, ty" pisze się z dużej litery tylko w listach? Zrozumiałabym jeszcze ten błąd gdyby znajdował się w przemyśleniach, ale żeby tak w dialogu? :P

    On się na to tak po prostu zgodził?? WTF BILL?! >.<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeh? No trochę dwuznaczne, ale serio, on chciał tylko zobaczyć, czy mu się nie wydaje, że jego bliźniak tak bardzo schudł.
      Teoretycznej to wiem, w praktyce jest to przyzwyczajenie i po prostu zawsze tak pisze.
      Wiesz... mieć do wyboru spotkanie z jakimś gościem lub ryzykować jeszcze bardziej poroniony pomysł ze strony ich menagera... to chyba lepiej już spotkać się kilka razy z jakimś gościem, wzbudzić sensację że wiecznie wypierający się swej homoseksualności wokalista nagle zaczyna spotykać się z mężczyzną i dać sobie z tym spokój. W teorii przynajmniej. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty