Rozdział 21 - Powrót
BILL
Tom spał niespokojnie, dręczony najwyraźniej jakimiś koszmarami, jednak gdy tylko chciałem go zbudzić, uspokajał się. Przez to nie spałem prawie całą drogę, ale to nic. Trochę się o niego martwiłem. Wyrwałem go ze snu dopiero, gdy zajechaliśmy pod dom. Miałem w oczach piasek i powieki same mi się zamykały, ale zdołałem wytaszczyć swoją torbę na zewnątrz i uśmiechnąć się z wdzięcznością do Gordona, który zabrał nasze rzeczy na górę, pozwalając mamie przywitać się z nami. Wyściskała nas, płacząc, że w końcu po 4 miesiącach znów nas widzi, a my marzyliśmy tylko o łóżku. Najlepiej wspólnym, ale na to jeszcze przyjdzie czas. Powlekliśmy się na górę i widziałem, że Warkoczyk jest tak samo zmęczony, jak ja. Uśmiechnąłem się do niego blado i zniknąłem za drzwiami swojego pokoju, i po szybkim przebraniu się w pierwsze lepsze dresy ległem na łóżko, zasypiając niemal natychmiast snem sprawiedliwych. S pałem tak głęboko, że obudziłem się dopiero koło 16 następnego dnia i rozejrzałem nieprzytomnie po pomieszczeniu. Dlaczego jestem w Loitsche a nie w domu moim i Toma? Ach... rodzice. Czeka nas trudna rozmowa. Wstałem i po szybkim prysznicu zszedłem na dół. W kuchni siedzieli wszyscy, nawet mój bliźniak. Spojrzałem na niego i on wiedział, co chcę zrobić. Westchnął i wstał, zajmując miejsce po moim lewym boku i splatając ze sobą nasze palce. Uśmiechnąłem się lekko.
-Mamo... Gordon... chcieliśmy wam coś powiedzieć. - zacząłem niepewnie, a rodzicielka spojrzała na nas z czułym uśmiechem.
-Co się stało, skarby? - spytała a ja poczułem, jak coś ściska mój żołądek. Mimo wszystko to ich reakcji obawiałem się najbardziej.
-Ja i Bill jesteśmy ze sobą. - oznajmił spokojnie mój bliźniak, a gdy oczy obojga rodziców spoczęły na nas, spuściłem wzrok.
-Bill? O czym on mówi? - usłyszałem głos ojczyma.
-Kocham Toma bardziej niż powinienem. - odparłem, na co nasza rodzicielka opadła na krzesło. Doskonale zrozumieli nasze słowa. Staliśmy jednak w milczeniu.
-Wynoście się. Macie dwie godziny. - powiedziała w końcu nasza matka, a mnie zrobiło się słabo. Brat pociągnął mnie na górę i zamknął w swoich ramionach, gdy byliśmy już w jego pokoju. Płakałem. Może lepiej było im nie mówić?
-Billy, nie płacz. W końcu to zaakceptują. Jestem tego pewien. A teraz idź się spakować i wracamy do domu, dobrze? Kocham cię. - powiedział czuło, kończąc wypowiedź pocałunkiem na moich wargach. Westchnąłem cicho i poszedłem do siebie. Dla niego było warto powiedzieć prawdę.
TOM
Wiedziałem, że Billowi zrobiło się przykro, gdy mama z Gordonem zareagowali tak a nie inaczej, ale byłem pewien, że przejdzie im. Pakowałem wszystkie swoje rzeczy, nie tylko dlatego, że wracamy do Hamburga, ale też dlatego, że niedługo się przeprowadzamy. Sprawdziłem jeszcze raz pusty już pokój i zniosłem swoje rzeczy do samochodu. Wpadłem do pokoju bliźniaka i ogarnąłem pomieszczenie. Na biurku stało jeszcze kilka rzeczy, które dopakowywał do swojej podręcznej torby. Spojrzał na mnie smutno, z resztkami łez na policzkach i uśmiechnął się lekko. Podszedłem do niego i starłem resztki płaczu z twarzy opuszkami palców. Wtulił policzek w moją dłoń i przymknął oczy.
-Gotowy? - spytałem, a on skinął głową i dorzucił ostatnie rzeczy do torby. Obrzucił pokój spojrzeniem i popatrzył mi w oczy.
-Idziemy? - spytał i chwyciliśmy jego torby, po czym zeszliśmy na dół. Gdy wszystkie bagaże były już w samochodzie, przystanął i spojrzał na dom tęsknym wzrokiem. Podszedłem do niego i przytuliłem do siebie, składając delikatny pocałunek na jego wargach. Wtulił się we mnie i uśmiechnął lekko, po czym wsiadł do samochodu na miejscu pasażera. Usiadłem za kierownicą i ruszyłem, ostatni raz spoglądając w lusterku na rodzinny dom. Droga minęła nam w ciszy, przerywanej jedynie muzyką płynącą z głośników. Nie potrzebowaliśmy słów. Obaj dobrze wiedzieliśmy, że prędko nie zobaczymy się z rodziną, ale nic nas nie mogło już powstrzymać przed byciem razem. Cieszyłem się, że nie załamał się ich reakcją i dalej chciał w to brnąć. Nasze uczucie jest na prawdę silne i wyjątkowe i wierzę, że przetrwa każdą burzę.
-Jak się czujesz? - spytałem, gdy już niemal dojeżdżaliśmy do domu. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.
-Dobrze. Cieszę się, że im powiedzieliśmy. Jesteś dla mnie zbyt ważny, by to ukrywać. - powiedział, a ja położyłem mu dłoń na jego i uśmiechnąłem się, na sekundkę odrywając wzrok od drogi i skupiając go na jego pięknej twarzy. Dojechaliśmy pod dom i wysiedliśmy z samochodu, zabierając nasze rzeczy do domu i zaczęliśmy się rozpakowywać. Ten dzień minął nam w milczeniu ale nie ciążyło to na nas. Obaj mogliśmy w końcu żyć szczerze z bliskimi. I to dodawało nam sił.
Komentarze
Prześlij komentarz